Więzienna planeta - odc.25

 


Nina i Robert

Dziewczynie udało się napisać przeprosiny. Były krótkie i nieszczere, ale były. Dostała kolejną szansę od Roberta.

Mężczyzna ponownie spotkał się z nią w pastelowym pokoju i tym razem polecił jej zastanowić się, kim chciałaby być.

- Nie wiem – odparła odruchowo.

- To inaczej? Kim chciałaś być w przeszłości? Zanim związałaś się z SPK.

- Miałam osiemnaście lat i nie myślałam o przyszłości.

- Każdy ma marzenia?

- Ja ich nie pamiętam.

Wierzył jej.

Nina bardzo się pilnowała, żeby mówić spokojnie, żeby go nie drażnić, ale w środku kipiała ze złości. Myślała, że Robert o tym nie wie, ale strażnik zbyt dobrze znał się na ludziach i zwierzętach, żeby mogła go czymś zmylić.

- Nie pamiętasz, czy nie chcesz pamiętać? – zapytał.

- Nie pamiętam.

- A może jest tak dlatego, że w twojej głowie i w sercu wciąż kipi złość?

- Nie jestem zła – powiedziała szybko, zawstydzona, że ją zdemaskował.

- Ostrzegam – powiedział Robert.

- Tak, jestem zła, a nawet wściekła. A na pana najbardziej. Ale nie pamiętam swoich marzeń.

- Dlaczego jesteś na mnie wściekła?

- Bo jest pan mężczyzną, a ja nienawidzę mężczyzn.

- Przecież mnie nie znasz?

- Nie muszę, każdy mężczyzna jest zły.

Nina zamilkła zlękniona, czy nie posunęła się w swojej szczerości za daleko. Nie pomagał fakt, że Robert dłuższą chwilę milczał. W końcu zadał kolejne pytanie.

- Co według ciebie oznacza, że każdy mężczyzna jest zły?

- Po prostu, jesteście źli i tyle – wzruszyła ramionami.

- Widzę, że nawet się nad tym nie zastanowiłaś. Dlatego, na jutro masz mi dać odpowiedź, co oznacza, że każdy mężczyzna jest zły, konkretnie.

Nina była zaskoczona. To było gorsze, od przeprosin.

- Może wróćmy do tematu marzeń? – zapytała nieśmiało.

-Zaraz wrócimy, ale pracy domowej ci nie zmienię.

 

Agata

Bardzo się ucieszyła, że pani Olga zaproponowała jej wyjazd poza Karne Miasto. Nie był tani, ale przez te kilka miesięcy zarobiła sporą sumę pieniędzy, a że nie za bardzo miała na co tu wydawać, to miała oszczędności.

Przeczytała wszystko o Kurorcie na Klifach i już nie mogła się doczekać, aż wszystko tam zobaczy.

Bartek, kiedy dowiedział się, że wyjeżdża poprosił ją, żeby robiła zdjęcia wszystkim napotkanym zwierzętom, owadom, ptakom, rybom. Obiecała mu to i miała zamiar dotrzymać słowa, chociaż Olga ostrzegła ją, że to niebezpieczna okolica i nie będzie mogła sobie tam tak swobodnie chodzić, jak w mieście.

Spakowała walizkę i udała się na lądowisko helikopterów.

- Ahoj przygodo – powiedziała do siebie cicho i wsiadła do maszyny.

 

Ania

Zabronili jej sprzątać. Tego się nie spodziewała. Powiedzieli, że przez dwa dni nie ma prawa sięgnąć ani po szczotkę ani po ścierkę do kurzu. Chyba, że coś się rozsypie. Dobrze, że pozwolili jej zmywać.

Uznali, że jej latanie ze ścierką, to jej sposób na odsuwanie od siebie problemów. Ale zgodziła się na współpracę, więc starała się wywiązać z zadania, jak najlepiej.

Siedziała na łóżku z kolorowankami i nie mogła się na nich skupić. Czuła, że kurz złośliwie zbiera jej się pod łóżkiem.

- Nie wytrzymam dwóch dni – jęknęła i przeniosła się do kuchni.

Tam wcale nie było lepiej, stół wydawał jej się tłusty i poplamiony, mimo, że niczego jeszcze od rana na nim nie postawiła.

- To są tortury – jęczała, ale nikt jej nie uratował.

 

Tomasz, Karol i Bartek

Spotkali się na tak zwanym rynku, który znajdował się naprzeciw więzienia. Bartek i Karol znali się od dłuższego czasu i można było powiedzieć, że zawiązało się między nimi coś na kształt przyjaźni. Natomiast Tomasz zupełnie ich nie znał i wcale nie miał ochoty na koleżeństwo. Niestety cała trójka dostała takie, a nie inne zadanie od swoich terapeutów, więc raz w tygodniu stawiali się na rynku i przez godzinę udawali, że się świetnie bawią.

- Słyszałem, że jeździsz samochodem – powiedział Karol do Tomasza.

- Ano – odparł mężczyzna.

- Więcej entuzjazmu – zaśmiał się Bartek – przecież czekałeś na to przez kilka tygodni.

- Cieszę się, ale co mam robić? Skakać do góry i krzyczeć – zaczął parodiować, skacząc i wymachując rękoma – ojej, ojej, mam prawko.

- Skończ ten cyrk – syknął Karol, a Tomasz natychmiast przestał. Cała trójka spojrzała po sobie zdziwiona.

- Przepraszam – mruknął Karol – wiem, że tak działam na ludzi, ale przecież nie miałem zamiaru cię zabić.

- Ale mógłbyś – powiedział Tomasz.

- To zależy ile by mi zapłacili – odparł beznamiętnie Karol.

- Zejdźcie z tematu, bo jest niebezpieczny – powiedział ostro Bartek – nie zapominajcie gdzie jesteśmy i że każdy z nas chce wyjść na wolność.

- Mnie aż tak na zachowaniu nie zależy, dostałem 25 lat, a przesiedziałem niecały rok – wzruszył ramionami Karol.

- Ale zależy ci na pani Oldze, więc się zachowuj – upomniał go przyjaciel.

- Serio? – zdziwił się Tomek.

- Papla – warknął do Bartka Karol.

- Żadna papla, skoro mamy się kolegować, to Tomek musi wszystko o nas wiedzieć.

- Tak, jak i to, że podoba ci się ruda Agata? – odparował Karol.

- Serio? – zdziwił się Tomek.

- Serio – odparli obaj równocześnie.

- Łał. Gdybym ja tak mógł.

- A co? Nie umiesz się zakochać?

Tomek pokręcił głową.

- Nigdy nie byłem zakochany, dla mnie kobiety były tylko i wyłącznie przedmiotem interesów, a że czasami trzeba było, którąś w sobie rozkochać…, cóż – uśmiechnął się szeroko – ryzyko zawodowe.

- Ale masz dwie przyjaciółki.

- Dobrze powiedziane, przyjaciółki. Nie jestem nimi zainteresowany.

- A one?

- One? – Tomasz podrapał się w głowę – Na początku owszem, ale teraz? Poza tym mam zabronione rozkochiwanie w sobie kobiet. Wiecie, że na początku w ogóle byłem od nich odseparowany. Jedyną, z którą mogłem rozmawiać była pani Olga?

- Ciekawa historia Don Juanie, ale pozwolimy ci już skończyć – zaśmiał się Bartek – powiedz nam lepiej, co widziałeś ciekawego jeżdżąc samochodem po krzakach.

- Na razie żadnych drapieżników, same krzaki i drzewa.

- W Instytucie, w którym pracuję budujemy nowy samochód- powiedział Karol -Jeśli uda nam się go uruchomić, to kto wie, może dostaniesz go na stałe i nie będziesz musiał się wymieniać z drugim kierowcą.

- Fajnie by było. Co to za świat, że tak opornie wchodzi tu technika?

- Mój szef tłumaczył dlaczego tak się dzieje, ale to była zawiła matematyka i fizyka, więc nie wiem, czy chcecie słuchać.

- Nie – jako pierwszy zaprotestował Bartek – wolę pogadać o nowych zwierzętach, które uwieczniłem w rzeźbach.

- To jest nudne – parsknął Karol.

- Raczej bardzo ciekawe i wiesz co?

- Co?

- Chcę mieć aparat fotograficzny, zbudujesz jeden dla mnie?

- Mogę zbudować nawet trzy tylko, że pewnie nie zadziałają.

- A jeśli zadziałają?

- To i tak żadnego nie dostaniesz, bo jesteś więźniem.

- Pożyjemy, zobaczymy.

Tomek przerwał dyskusję oznajmiając.

- Minęła godzina, ja spadam. Cześć.

- Cześć – odparli Karol i Bartek, którzy ruszyli w stronę czynszówki, w której mieszkali i przez całą drogę rozprawiali i pozwoleniach na sprzęt w Karnym Mieście.

 

Nina

Leżała w celi na łóżku i zastanawiała się nad pracą domową od kapitana. Tak na prawdę, to przez większość czasu wymyślała mu od najgorszych. Oczywiście robiła to w myślach, bała się, że jak zacznie głośno mówić, a on to usłyszy, to będzie po niej. Wyrzuci ją za miasto i zeżrą ją drapieżniki.
- Dlaczego nienawidzę mężczyzn? - pomyślała - Ponieważ są tacy, jak kapitan. Rządzą kobietami, nie można się im sprzeciwić. Gnębią nas i pokazują swoją wyższość. 
Nic lepszego nie przychodziło jej do głowy. 
W swoim zacietrzewieniu zapomniała od czego, a raczej przez kogo, to wszystko się zaczęło. 

Agata i Olga
Wysiadły na lądowisku i od razu obsługa hotelu wpakowała je do małego, ale opancerzonego wozu, pozbawionego bocznych okien. 
- Po co to wszystko? - zapytała Agata, pukając palcem w miejsce, gdzie w samochodach normalnie jest szyba.
- Mówiłam, że to dosyć niebezpieczne tereny - w każdej chwili mogą nas zaatakować skrzydlate gady.
- Pterodaktyle? - zapytała zaskoczona Agata.
- Coś w ten deseń, ale tutaj nazywają je - gałganami.
Agata parsknęła śmiechem.
- Gałganami? Dlaczego?
- Nigdy nie słyszałaś, jak ktoś mówi - Ty gałganie?
- I to się przyjęło?
- Tak. Ale nie martw się, nie są zbyt duże, więc nie uniosą pojazdu. Gorzej by było, gdybyśmy szły pod otwartym niebem. Jednym kłapnięciem paszczy, mogłyby ci odciąć głowę.
- W piękne mnie pani miejsce zabrała- niby się poskarżyła Agata.
- Jest piękne i naprawdę da się tu odpocząć. 
- A da się wyjść na zewnątrz bez tej opancerzonej puszki?
- Oczywiście. Właściciele hotelu dadzą nam dane z cyklem dobowym tych zwierząt. Z tego co pamiętam, bezpieczny jest poranek, tak do południa, ale i później można zwiedzać i podziwiać widoki, ponieważ na przestrzeni kilku kilometrów ciągną się zabezpieczone grubym szkłem tunele - deptaki.
Dojechali na miejsce. Opancerzony wóz wjechał do podziemnego wejścia i zatrzymał się przy pięknie zdobionych drzwiach.
Kobiety weszły przez nie do środka. Wystrój hotelu ociekał zdobieniami, które miały ukazać przepych i bogactwo.
- Czy na pewno mnie na to stać? - dopytywała Agata.
- Oczywiście. To nie Ziemia, nie ma aż takiej konkurencji to raz, a dwa dla nas są inne ceny, a inne dla turystów z twojej planety.
- Ja też jestem z Ziemi - przypomniała Agata.
- Ja też, ale pracujemy i mieszkamy tutaj, więc jesteśmy tutejsze - zaśmiała się Olga. 
Przywitał ich sam właściciel hotelu.
- Pani Olgo, jak miło panią widzieć - spojrzał na Agatę - a to kto?
- Moja pracownica. 
- Witamy, witamy - uśmiechał się szeroko właściciel.
Po załatwieniu formalności, kobiety udały się do swoich pokojów.
Agata rzuciła walizkę na podłogę i podeszła do wielkiego okna, a raczej szklanej ściany i popatrzyła na zewnątrz.
Z wrażenia aż dech jej zaparło. Ponieważ jej pokój był wykuty w klifie i poza nim zionęła przepaść, która kończyła się wzburzonym morzem. Kilkaset metrów od hotelu znajdowała się samotna skała, wokół której latały, wielkie stworzenia. 
- Odlot - szepnęła i sięgnęła po aparat. 
Tymczasem Olga ledwo spojrzała na widok, ponieważ była tak zmęczona, że od razu położyła się spać.

 

Ania

- Co lubisz robić? - zadała jej pytanie terapeutka.
- Nie rozumiem pytania? 
- Jakie masz zainteresowania. Jak spędzałaś wolny czas?
Ania wzruszyła ramionami.
- Piłam - przyznała się.
- Zawsze?
- Odkąd zaczęłam pracę w tej ... -  zamilkła na chwilę - to tak. Każdego dnia piłam. Równe cztery lata. Podczas urlopów i w weekendy.
- A czy robiłaś coś jeszcze?
Kobieta zastanowiła się i odparła.
- Słuchałam muzyki. Kiedyś grałam na pianinie i gitarze.
Terapeutka zanotowała tą informacje i zapytała.
- Rozumiem, że rodzice posłali cię na grę na instrumencie?
- Tak. Uważali, że to uczy cierpliwości i wytrwałości.
- Miała pani z tego przyjemność?
Ania uśmiechnęła się lekko.
- Tak, bo pozwalało mi to, choć na chwilę zapomnieć o rodzinie i wymaganiach.
- Przecież nauka gry na instrumentach, to ciężka praca.
- Ale przyjemna.
- Czemu przestałaś grać?
- Nauczyciele od muzyki chcieli, żebym dalej się rozwijała i występowała na festiwalach i konkursach. Niestety, rodzice nie zgodzili się i wręcz zabronili mi grać. Mówili, że nie będę z siebie robić pośmiewiska.
- Chciałabyś znowu grać?
Ania wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Nie widzę w tym sensu.
- A co byś chciała robić?
- Nie wiem. Na razie nic. 
- Rozumiem, ale dostaniesz pracę domową. Przyniesiemy ci gitarę i kilka piosenek z chwytami. Zacznij grać, a potem się zobaczy.
- Dobrze.

Robert i Nina
Robert wysłuchał jej odpowiedzi na pytanie, czemu nienawidzi mężczyzn i przez dłuższą chwilę nic nie mówił. Nina czuła, że zimny pot spływa jej po plecach. Bała się, że kapitan nie będzie zadowolony z jej odpowiedzi i że poniesie za to karę. 
Robert patrzył na nią uważnie i widział, jak kuli się pod jego wzrokiem. Stwierdził, że odczuwa coś na kształt satysfakcji. Nie lubił tej kobiety, drażniła go jej głupota, upór i tembr głosu, wygląd, a nawet fryzura. Słowem, wszystko.
Zawstydził się tej myśli i skarcił w duchu za brak profesjonalizmu. Wziął się w garść i powiedział.
- Bardzo ogólnie, ale lepsze to, niż nic.
Nina nieznacznie odetchnęła, ale i tak czekała na atak.
- Zatrzymamy się dłużej nad tym, co powiedziałaś.
Kobieta odruchowo chciała zaprotestować, ale w porę się powstrzymała.
- Mężczyźni rządzą kobietami. Wskaż mi proszę konkretną sytuację z twojego życia.
Nina zbladła, bo pierwsze, co jej przyszło do głowy, to że.
- Pan mną rządzi – nie chciała, ale powiedziała to na głos.
- Ja? - zdziwił się - ja z tobą prowadzę zajęcia, nie jestem panem i władcą.
Nina odparła.
- Mówi mi pan co mam robić i mi rozkazuje.
Robert lekko się zirytował, ale na szczęście przyszły mu z pomocą terapeutki obserwujące i słuchające sesji z pokoju monitorującego.
- Przypominamy ci Nino, że kapitan pojawił się na prośbę pani dyrektor i od niej ma wytyczne.
Nina nie odpowiedziała.
- Jak widzisz jestem na usługach kobiet - powiedział do niej - znajdź inny przykład.
Nina nie miała. I już myślała, że źle to się skończy, ale Robert zadał kolejne pytanie
- Czy twoje zdanie, że nie można się nam sprzeciwić również dotyczą mojej osoby?
- Nie tylko. 
- Podaj konkretny przykład.
I znowu nic nie miała.

- Przejdźmy zatem dalej. Mężczyźni gnębią nas i pokazują swoją wyższość.

Tutaj miała coś do powiedzenia.

- W pracy, zawsze szybciej awansujecie, lepiej zarabiacie.

- I w ten sposób was gnębimy?

- Tak. Bo im wyżej stoicie, tym bardziej pogardzacie kobietami. Pokazujecie się jako macho, którzy mogą robić z kobietami, co chcą.

- A konkretnie, przykład z twojego życia?

Robert zobaczył, że Nina wyraźne zbladła. Zrozumiał, że coś się w jej życiu jednak wydarzyło, co spowodowało, że stała się wrogiem płci przeciwnej.

- Kiedyś mężczyzna uderzył mnie w twarz – powiedziała szybko.

- Przed czy po wstąpieniu do SPK?

- Po wstąpieniu – przyznała się i dodała – ale to ja zaczęłam.

Robert nie wierzył własnym uszom. Nina po raz pierwszy przyznała się do winy.

- A wcześniej? Przecież, nie wstąpiłaś do SPK bez przyczyny.

Nina zamilkła na dłuższą chwilę. Nie pospieszał jej, ale że nie należał do bardzo cierpliwych ludzi, zaczął niespokojnie się wiercić.

- Ma pan rację – odezwała się widząc jego niespokojne ruchy – ale o tym nie chcę z panem rozmawiać.

Robert już chciał powiedzieć, że ona nie może sobie chcieć lub nie, ale powstrzymał się. Spotkanie było przełomowe, kobieta po raz pierwszy odkąd znalazła się na Więziennej Planecie powiedziała coś prawdziwego, nie mógł tego schrzanić. „Myśl głupi, myśl” – ponaglał się w myślach. Nie był terapeutą, nie wiedział, jak z tego wybrnąć. Na szczęście z pomocą przyszły mu terapeutki.

- Myślimy, że na dzisiaj wam wystarczy. Panie kapitanie – zwróciły się do Roberta – jaka praca domowa?

Kapitan spojrzał na Ninę.

- Praca domowa jest taka. Znajdź wśród haseł, które skandowałaś w SPK, te które dotyczą ciebie i twojej relacji z mężczyznami.

- Dużo?

- Nie wiem. Tyle ile zdołasz – Robert wstał i zanim wyszedł powiedział – dziękuję ci za dzisiejszą szczerość i za pierwszą rozmowę, a nie walkę ze mną.

I wyszedł.

Nina udała, że nie słyszała pochwały, ale w rzeczywistości, coś w niej drgnęło.


kolejny odcinek 28 lipca

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka