Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2
Ich war in Berlin.
Czyli, byłam w Berlinie.
No
i rozczarowałam się tym miastem.
Już
piszę dlaczego.
I
pamiętajcie, że piszę o Berlinie, nie o całych Niemcach
Czytajcie.
……………………………………………………………………
Jadąc
do stolicy Niemiec wyobrażałam sobie idealne miasto, czyste, piękne,
symetryczne i estetycznie powalające. Byłam w końcu w Hanowerze, który był
piękny i w Hamburgu, który może nie był piękny, ale sensownie zorganizowany.
Tego samego spodziewałam się, a nawet więcej, po Berlinie. Tymczasem (niestety)
przyznaję mu tytuł najbrzydszego miasta, w którym byłam. I ja wiem, że
większość aglomeracji znalazła się kiedyś po stronie NRD (Niemieckiej Republiki
Demokratycznej) czyli komunistycznej, ale przecież Warszawa też była w rękach
komunistów i oni potrafili ją całkiem ładnie odbudować. Nawet Muranów i MDM
mają swój urok. Tymczasem Berlin wygląda tak, jakby dziecko układało klocki w
ciemności. Ani ładu, ani składu. Na przykład, na jednym placu mamy ustawione
zupełnie niesymetrycznie, budynek z
kafejkami, wieżę telewizyjną a pod nią stare pawilony i kościół po skosie przy
placu. Jakby tworzył to jakiś pijany architekt. Jadąc ulicami, mamy budynki w
tak różnych stylach, że nie wiadomo co autor miał na myśli. Samo miasto jest
ogromne i ma 12 dzielnic, my obejrzeliśmy tylko ułamek całości, ale jeżeli cała
stolica tak wygląda, no to masakra. Budynki same w sobie są ładne i te nowoczesne
i te historyczne, tylko są dziwnie poustawiane. W Berlinie nie ma takich
wieżowców jak u nas w stolicy, ale pałace (monarsze lub magnackie) są większe
od naszych, tak samo niektóre kościoły. Katedra protestancka jest powalająca,
jak w Licheniu. Chodzi o monumentalizm nie o podobieństwo architektury.
Co
mnie jeszcze bardzo zaskoczyło, to że Berlin jest brudny. I nie chodzi mi o
brud na ulicach, chociaż w okolicach Dworca ZOO jest straszny bałagan i mnóstwo
bezdomnych uzależnionych od używek ludzi. Czyli nic się nie zmieniło od czasu
książki „My dzieci z Dworca ZOO” (kto nie czytał, ten niech przeczyta.
Wstrząsająca) Chodzi mi o to, że ta katedra, muzeum czy budynek parlamentu
Niemiec, wyglądają na przybrudzone. Zapytałam się przewodniczki, dlaczego nie
pomalują ładnie tego wielkiego kościoła, ona odparła, że to ma właśnie tak
wyglądać, przybrudzone czasem. No i ja się zgadzam na to, jeśli wszystkie
budynki wokół będą takie same, ale niedaleko mamy kolorowe kamienice i pałace
(nie wiem czemu, niektóre z nich są różowe?) W pewnym momencie zaczął padać
deszcz, więc żeby za bardzo nie zmoknąć weszliśmy do metra i przeszliśmy pod
ziemią do kolejnego wyjścia. (Tu ważna informacja dla przyszłych turystów.
Można wejść na peron metra, dopiero w pociągu musimy mieć skasowany bilet.)
Szliśmy tym podziemiem, a dla mnie wszystko wokół wyglądało jak w latach
dziewięćdziesiątych w Polsce na Centralnym w Warszawie albo na Dworcu Głównym w
Gdyni. Nierówne podłogi, ściany pomalowane byle jak i w różnych odcieniach.
Dziwne to było.
Będąc
w stolicy Niemiec, nie można uciec od tematu II wojny światowej, chociaż ja
obiecałam sobie, że nie będę robiła żadnych wycieczek osobistych. Przynajmniej
głośno. Bo trudno jest nie pomyśleć o Warszawie, kiedy przewodniczka mówi, że
Berlin był zniszczony w 90% tak jak Warszawa. Nie możesz powstrzymać mało
chrześcijańskiej myśli np. No i co z tego, a oni nam rozwalili stolicę. Ja
osobiście od razu się skarciłam w głowie, ale potem z koleżankami i kolegą
wróciliśmy to tego tematu. Ale na spokojnie, zastanawiając się nad słusznością
i niesłusznością czynów. Sama przewodniczka zabrała nas w różne miejsca pamięci
wiązane z II wojną światową. Byliśmy przy dziwnym pomniku ofiar Holokaustu.
Mówię dziwnym, bo nie miał kształtu pomnikowego. Były to prostokątne bryły
rozstawione na sporym obszarze. Obok, jak nam powiedziała przewodniczka, pod
parkingiem był kwatera Hitlera, gdzie popełnił samobójstwo. Powiedziała również,
że niedawno ustawiono tam tablicę informującą o tym miejscu. Dlaczego niedawno?
Ponieważ po II WŚ w Niemczech niszczono wszystko, co mogło kojarzyć się z
Hitlerem i nazizmem. Potem była zimna wojna i nie było czasu na zamknięcie tej
historii. Dzisiaj, w XXI wieku dopiero jest zamykana, zabliźniana i mam
nadzieję, że niedługo z obu stron również przebaczona. Byliśmy również na wystawie
poświęconej ofiarom III Rzeszy, w tym część była poświęcona Polsce. Kiedy
zapytałam przewodniczki, czy uczą tu dzieci o IIWŚ, powiedziała, że tak, ale nadal mają
trudność, żeby powiedzieć o sobie Niemcy. Cały czas mówią naziści. Nam, jako
ofiarom jest łatwiej, oni muszą pogodzić się ze swoją historią. Nam nie jest
łatwo, bo czujemy się pokrzywdzeni, im nie jest łatwo, bo byli agresorami. Na
to jeszcze potrzeba czasu. Życzę naszym dwóm narodom żebyśmy się pogodzili, bo
przez wieki mieliśmy dobre stosunki, dopiero w XVIII wieku się popsuły. Ale
dosyć moich wydumanych wypowiedzi.
Pomnik ofiar holocaustu
Inne
i też bardzo ważne miejsce, które zwiedziliśmy, to oczywiście fragment muru
berlińskiego. Bo, jak mam nadzieję, że wiecie
Berlin był podzielony na Wschodni i Zachodni. Mur powstał w 1961 roku,
żeby zapobiec ucieczkom obywateli z komunistycznego NRD do demokratycznego
RFN. Na mnie oczywiście to wszystko
robiło piorunujące wrażenie, ale to pewnie dlatego, żem historyk. Młodzież popatrzyła,
wysłuchała i poszła dalej.
Fragment muru berlińskiego
Reichstag Berlina
Mam
też kolejną informację dla przyszłych turystów. W Niemczech WC na stacjach
benzynowych i w galeriach centrum jest płatne.
Ale żeby nie było, że piszę tylko negatywne albo smutne informacje, dodam że Niemcy w Berlinie są bardzo mili i przyjaźni. Są o wiele bardziej otwarci niż my. Nie mówię w sklepach, bo i u nas też są bardzo mili sprzedawcy. Tylko my chyba mamy bardziej spięty tyłek. Ludziom w sklepach czy kafejce nie przeszkadzał nasz brak języka czy gafy językowe. W sposób naturalny i luźny wszystko było załatwione. Natomiast u nas w wielu miejscach, kiedy wchodzi obcokrajowiec do sklepu, właściciel krzyczy na zaplecze: Krycha, chodź tu, ty znasz angielski, to się dogadaj. Ale, to tak na marginesie. My mamy więcej oporów ze względów historycznych, niektórzy wzdrygają się słysząc niemiecki szwargot albo rosyjski zaśpiew. Oni w ogóle się tym nie przejmują. Słyszą nasze szeleszczenie i uśmiechając się od ucha do ucha. Kiedy ustawialiśmy się do zdjęcia na tle katedry, jakiś pan podszedł do przewodniczki i chyba spytał kim jesteśmy. Na ulicach patrzyli na nas i byli zaciekawieni naszą grupą. Może dlatego, że byliśmy rozgadani, roześmiani i szeleszczący. Młodzież też była zadowolona, bo mogli zjeść oryginalnego – kebapa u twórcy tego dnia. Bo ponoć on nie pochodzi z Turcji, tylko od Turka z Niemiec. A propos Turków czy Arabów, rzeczywiście sporo ludzi ma ciemniejszą skórę, a wiele dziewczyn chusty na głowach, ale mam wrażenie, że więcej widziałam ich w Hanowerze.
No to tyle. W następnym odcinku będę pisać o Poczdamie i dla odmiany będzie dużo zachwytu nad pięknem tego miasta i zabytków.
https://zprzymruzeniemoczu.blogspot.com/2024/10/wycieczka-do-berlina-poczdamu-i-nie.html
Komentarze
Prześlij komentarz