Lata 80′ lata 90′
Ja tu się pocę nad średniowieczem, miłością staropolską w nowożytności, a okazuje się, że dla młodzieży lata 80-te i 90 – te XX wieku, to jest już niemalże starożytność, dlatego postanowiłam trochę o tych czasach napisać.
Moje wpisy będą subiektywne, oparte na własnych doświadczeniach, spostrzeżeniach i życiu w danym miejscu z takimi, a nie innymi ludźmi.
Oczywiście zachęcam wszystkich do podpowiadania mi i przekazywania nawet drobnych informacji, wtedy będę mogła ten temat rozszerzyć.
Absolutnie nie będę pisała niczego z artykułów i filmów, których jest mnóstwo w Internecie. Ograniczę się do mojego życia i otoczenia(lub waszych podpowiedzi). Wszystkie zdjęcia, które postanowię zamieścić, będą pochodziły z moich własnych zbiorów, chyba że ktoś mi coś udostępni, ale wtedy na pewno to zaznaczę we wpisie. No i mogę umieszczać zdjęcia zespołów czy sławnych ludzi, ale podpiszę je linkiem, skąd je wzięłam.
Dlaczego chcę pisać o tych dwóch dekadach?
Bo wkurzają mnie teksty na Demotywatorach – młodzi nie znajo, gimby nie znajo, nic nie znajo, bo jak majo znać, jak wtedy nie żyły. O!!!!
Dlatego postaram się aby młodzi poznali.
A tak na poważnie, to natchnęła mnie moja młodzież i ja sama.
Otóż od kilku lat wysyłam młodych z misją dowiedzenia się od rodziców, dziadków czy innych krewnych tego, co robili w młodości. Gdzie chodzili na randki, jakiej muzyki słuchali, w co się bawili itd.
Wychodzą wtedy bardzo fajne lekcje, a młodzi dopytują:
- Ale to tak naprawdę było?
- Ale naprawdę nie można było?
- Ale dlaczego?
Młodzi żyją w innych czasach, gdzie są skrępowani poprawnością polityczną, źle rozumianą tolerancją, milionem zasad, których należy przestrzegać i nie rozumieją np. że po bójce chłopaków ich rodzice nie szli do sądu i się nie procesowali, nie rozumieją, że młodzi sami rozwiązywali swoje problemy nie angażując w to dorosłych. A po takiej bójce, to ani jeden ani drugi nie pucował się w domu, bo mógł jeszcze od ojca oberwać. Nie chodziło się do psychologa, rozumiało się, że jesteśmy różni i mamy różne miejsce w grupie. Nikt nie wiedział gdzie jesteśmy, ponieważ nie było telefonów, GPS-ów – chyba, że GPS – sąsiadka uprzejmie donosi.
Nikt nas nie rozpieszczał, rodzice interesowali się o tyle o ile nie było tragedii w szkole z ocenami. A tak to biegaliśmy samopas po łąkach, polach, lasach, dachach, gruzach, dziurach, przy torach nad jeziorkiem, na ścieżce zdrowia i wszędzie tam, gdzie nie było dorosłych.:)
Było inaczej. Nie mówię, że lepiej lub gorzej, po prostu inaczej. I o tym będę pisać.
Moi drodzy przyjaciele, nie mam zamiaru zdradzać żadnych wielkich tajemnic.:)
Moje wpisy będą subiektywne, oparte na własnych doświadczeniach, spostrzeżeniach i życiu w danym miejscu z takimi, a nie innymi ludźmi.
Oczywiście zachęcam wszystkich do podpowiadania mi i przekazywania nawet drobnych informacji, wtedy będę mogła ten temat rozszerzyć.
Absolutnie nie będę pisała niczego z artykułów i filmów, których jest mnóstwo w Internecie. Ograniczę się do mojego życia i otoczenia(lub waszych podpowiedzi). Wszystkie zdjęcia, które postanowię zamieścić, będą pochodziły z moich własnych zbiorów, chyba że ktoś mi coś udostępni, ale wtedy na pewno to zaznaczę we wpisie. No i mogę umieszczać zdjęcia zespołów czy sławnych ludzi, ale podpiszę je linkiem, skąd je wzięłam.
Dlaczego chcę pisać o tych dwóch dekadach?
Bo wkurzają mnie teksty na Demotywatorach – młodzi nie znajo, gimby nie znajo, nic nie znajo, bo jak majo znać, jak wtedy nie żyły. O!!!!
Dlatego postaram się aby młodzi poznali.
A tak na poważnie, to natchnęła mnie moja młodzież i ja sama.
Otóż od kilku lat wysyłam młodych z misją dowiedzenia się od rodziców, dziadków czy innych krewnych tego, co robili w młodości. Gdzie chodzili na randki, jakiej muzyki słuchali, w co się bawili itd.
Wychodzą wtedy bardzo fajne lekcje, a młodzi dopytują:
- Ale to tak naprawdę było?
- Ale naprawdę nie można było?
- Ale dlaczego?
Młodzi żyją w innych czasach, gdzie są skrępowani poprawnością polityczną, źle rozumianą tolerancją, milionem zasad, których należy przestrzegać i nie rozumieją np. że po bójce chłopaków ich rodzice nie szli do sądu i się nie procesowali, nie rozumieją, że młodzi sami rozwiązywali swoje problemy nie angażując w to dorosłych. A po takiej bójce, to ani jeden ani drugi nie pucował się w domu, bo mógł jeszcze od ojca oberwać. Nie chodziło się do psychologa, rozumiało się, że jesteśmy różni i mamy różne miejsce w grupie. Nikt nie wiedział gdzie jesteśmy, ponieważ nie było telefonów, GPS-ów – chyba, że GPS – sąsiadka uprzejmie donosi.
Nikt nas nie rozpieszczał, rodzice interesowali się o tyle o ile nie było tragedii w szkole z ocenami. A tak to biegaliśmy samopas po łąkach, polach, lasach, dachach, gruzach, dziurach, przy torach nad jeziorkiem, na ścieżce zdrowia i wszędzie tam, gdzie nie było dorosłych.:)
Było inaczej. Nie mówię, że lepiej lub gorzej, po prostu inaczej. I o tym będę pisać.
Moi drodzy przyjaciele, nie mam zamiaru zdradzać żadnych wielkich tajemnic.:)
Jak napisałam wyżej, nikt się nad nami nie litował, nawet Mikołaj:), widzicie jak mi grozi laską z dzwonkiem? Jego dźwięk pamiętam do dziś.:)
Lata 80' – Dzieciństwo w świetle wydarzeń w Polsce i świecie
Ta dekada składa się na moje dzieciństwo od 2 do 11 roku życia. Nie męczcie się, urodziłam się w 1978 roku na kilkanaście dni przed wyborem Karola Wojtyły na papieża :)
Oczywiście nie pamiętam stanu wojennego, ale Czarnobyl już tak.
W moim domu, tak jak w każdym oglądało się telewizję. Były aż dwa programy, jedynka i dwójka. W poniedziałki TV nadawało od godziny 14 00, a czas antenowy kończył się około 12 00 w nocy, później na ekranie pojawiała się kolorowa kratka, a z głośników leciał wwiercający się w uszy pisk.
W moim, jak i zapewne w każdym domu, oglądało się „Dziennik telewizyjny” – tak nazywały się kiedyś „Wiadomości”.
Z mojego dzieciństwa pamiętam informacje ze świata o walkach w ciepłych krajach, czyli tak naprawdę w Afryce i na Bliskim Wschodzie. I dzisiaj nic się nie zmieniło. Inne informacje w ogóle nie wryły mi się w pamięć, bo pewnie nie były tak „egzotyczne.”
Z telewizji pamiętam również apele o pokój na świecie, teraz już wiem, że specami od tych apeli byli przede wszystkim komuniści. Mówili o pokoju i wstawiali planszę z gołębiem, który miał go symbolizować. Organizowali różne akcje z tym związane, marsze, apele czy zawody sportowe. Była również mowa o głodujących dzieciach, o trosce o nich i o walce o polepszenie ich bytu. Wtedy przede wszystkim chodziło o Etiopię.
Pamiętam Czarnobyl kwiecień 1986r. Kiedy to w tej miejscowości na Ukrainie doszło do katastrofy w elektrowni atomowej. ZSRR chciało zatuszować sprawę, ale radioaktywna chmura i tak do nas dotarła. Nikt tak naprawdę nie wiedział, co się stanie i czym to tak do końca grozi. Dzisiaj hashimoto, alergie, astmy, nowotwory w tak dużej ilości są reperkusją po wybuchu w elektrowni na Ukrainie.
Byłam wtedy w odwiedzinach u siostry ciotecznej w szpitalu i pamiętam, że ta wizyta była bardzo krótka. A potem w domu, mama zabraniała mi wychodzić na dwór. Dla dzisiejszych dzieci, może to nie problem, ale ja spędzałam na podwórku całe dnie, nawet zimą. Nie rozumiałam czemu nie mogę wyjść, skoro za oknem była piękna pogoda. Bo było słonecznie i ciepło.
Później ktoś przywiózł JOD- czyli płyn lugola i piliśmy to mimo, że w smaku było ohydne. Ja dostałam go w domu, ale część moich kolegów dostała go w szkole. Do klasy przyszła pielęgniarka i podawała lek w kubkach.
A potem życie potoczyło się dalej.
Jak wszyscy oglądałam serial „Czterej pancerni i pies” i oczywiście chciałam być Marusią. Miałam ułatwioną sprawę, bo na podwórku byłam jedyną dziewczyną, więc nie miałam konkurencji do żeńskiej roli, a w wojnę bawiliśmy się dosyć często. Ale jak to się ma do wydarzeń z Polski i świata, a tak to, że zamęczałam moją mamę pytaniem:
- Mamo, prawda, że Związek Radziecki, to nasi przyjaciele?
Moja mam zaciskała zęby i mówiła.
- Tak córeczko, prawda.
Nie mogła inaczej odpowiedzieć.
Ale pamiętam również inną sytuację, gdzie tata jasno określił priorytety. Chodziło o wierszyk „Kto ty jesteś Polak mały” W moim domu, kończyliśmy go – A w co wierzysz?
- W Boga wierzę,
A w szkolę kazali nam mówić, że wierzymy w Polskę. I miałam rozjazd lojalnościowy, bo z jednej strony byli kochani rodzice i dziadkowie, a z drugiej nauczycielski autorytet. Tata rozwiązał mi ten zgryz mówiąc, że mam w Boga wierzyć. To był taki mały opór wobec PRL-u.
Co do innego oporu, to w domach mojej rodziny któryś z moich braci pokazywał nam plakietkę z napisem „Solidarność”, nikt z dorosłych nie należał do tego Związku Zawodowego i do dzisiaj nie wiem, czemu ta plakietka znalazła się w naszej rodzinie, ale pamiętam, jak ten brat mówił, że jak milicja by przyszła i zobaczyła ten znaczek, to by nasi rodzice poszli do więzienia.
Była to wielka tajemnica – ale to był już pewnie 1989 rok, więc tuż przed końcem komunizmu.
W moich wspomnieniach nie może też zabraknąć pochodu pierwszomajowego.
Mama zapisała mnie do zuchów (szybko się wypisałam, bo ja źle znosiłam dyscyplinę i władzę zwierzchnią), a co za tym idzie byłam na pochodzie z okazji 1 maja. Oczywiście nie w Warszawie, a w Legionowie, na obrzeżach którego znajdowała się jednostka wojskowa (dziś szkoła policyjna). Żołnierze stali w szeregach, a ja, mały zuch, szłam z goździkiem i wielce zawstydzona wręczyłam go żołnierzowi, on włożył ją do lufy karabinu, a ja byłam dumna i blada, że dokonałam tak wielkiego czynu. Potem jeszcze śpiewałam propagandową piosenkę dla jakiś notabli w Pałacu w Jabłonnie.
Jest to znana piosenka dla przedszkolaków – Jabłko, ale zostały w niej zmienione trochę słowa.
Ta dekada składa się na moje dzieciństwo od 2 do 11 roku życia. Nie męczcie się, urodziłam się w 1978 roku na kilkanaście dni przed wyborem Karola Wojtyły na papieża :)
Oczywiście nie pamiętam stanu wojennego, ale Czarnobyl już tak.
W moim domu, tak jak w każdym oglądało się telewizję. Były aż dwa programy, jedynka i dwójka. W poniedziałki TV nadawało od godziny 14 00, a czas antenowy kończył się około 12 00 w nocy, później na ekranie pojawiała się kolorowa kratka, a z głośników leciał wwiercający się w uszy pisk.
W moim, jak i zapewne w każdym domu, oglądało się „Dziennik telewizyjny” – tak nazywały się kiedyś „Wiadomości”.
Z mojego dzieciństwa pamiętam informacje ze świata o walkach w ciepłych krajach, czyli tak naprawdę w Afryce i na Bliskim Wschodzie. I dzisiaj nic się nie zmieniło. Inne informacje w ogóle nie wryły mi się w pamięć, bo pewnie nie były tak „egzotyczne.”
Z telewizji pamiętam również apele o pokój na świecie, teraz już wiem, że specami od tych apeli byli przede wszystkim komuniści. Mówili o pokoju i wstawiali planszę z gołębiem, który miał go symbolizować. Organizowali różne akcje z tym związane, marsze, apele czy zawody sportowe. Była również mowa o głodujących dzieciach, o trosce o nich i o walce o polepszenie ich bytu. Wtedy przede wszystkim chodziło o Etiopię.
Pamiętam Czarnobyl kwiecień 1986r. Kiedy to w tej miejscowości na Ukrainie doszło do katastrofy w elektrowni atomowej. ZSRR chciało zatuszować sprawę, ale radioaktywna chmura i tak do nas dotarła. Nikt tak naprawdę nie wiedział, co się stanie i czym to tak do końca grozi. Dzisiaj hashimoto, alergie, astmy, nowotwory w tak dużej ilości są reperkusją po wybuchu w elektrowni na Ukrainie.
Byłam wtedy w odwiedzinach u siostry ciotecznej w szpitalu i pamiętam, że ta wizyta była bardzo krótka. A potem w domu, mama zabraniała mi wychodzić na dwór. Dla dzisiejszych dzieci, może to nie problem, ale ja spędzałam na podwórku całe dnie, nawet zimą. Nie rozumiałam czemu nie mogę wyjść, skoro za oknem była piękna pogoda. Bo było słonecznie i ciepło.
Później ktoś przywiózł JOD- czyli płyn lugola i piliśmy to mimo, że w smaku było ohydne. Ja dostałam go w domu, ale część moich kolegów dostała go w szkole. Do klasy przyszła pielęgniarka i podawała lek w kubkach.
A potem życie potoczyło się dalej.
Jak wszyscy oglądałam serial „Czterej pancerni i pies” i oczywiście chciałam być Marusią. Miałam ułatwioną sprawę, bo na podwórku byłam jedyną dziewczyną, więc nie miałam konkurencji do żeńskiej roli, a w wojnę bawiliśmy się dosyć często. Ale jak to się ma do wydarzeń z Polski i świata, a tak to, że zamęczałam moją mamę pytaniem:
- Mamo, prawda, że Związek Radziecki, to nasi przyjaciele?
Moja mam zaciskała zęby i mówiła.
- Tak córeczko, prawda.
Nie mogła inaczej odpowiedzieć.
Ale pamiętam również inną sytuację, gdzie tata jasno określił priorytety. Chodziło o wierszyk „Kto ty jesteś Polak mały” W moim domu, kończyliśmy go – A w co wierzysz?
- W Boga wierzę,
A w szkolę kazali nam mówić, że wierzymy w Polskę. I miałam rozjazd lojalnościowy, bo z jednej strony byli kochani rodzice i dziadkowie, a z drugiej nauczycielski autorytet. Tata rozwiązał mi ten zgryz mówiąc, że mam w Boga wierzyć. To był taki mały opór wobec PRL-u.
Co do innego oporu, to w domach mojej rodziny któryś z moich braci pokazywał nam plakietkę z napisem „Solidarność”, nikt z dorosłych nie należał do tego Związku Zawodowego i do dzisiaj nie wiem, czemu ta plakietka znalazła się w naszej rodzinie, ale pamiętam, jak ten brat mówił, że jak milicja by przyszła i zobaczyła ten znaczek, to by nasi rodzice poszli do więzienia.
Była to wielka tajemnica – ale to był już pewnie 1989 rok, więc tuż przed końcem komunizmu.
W moich wspomnieniach nie może też zabraknąć pochodu pierwszomajowego.
Mama zapisała mnie do zuchów (szybko się wypisałam, bo ja źle znosiłam dyscyplinę i władzę zwierzchnią), a co za tym idzie byłam na pochodzie z okazji 1 maja. Oczywiście nie w Warszawie, a w Legionowie, na obrzeżach którego znajdowała się jednostka wojskowa (dziś szkoła policyjna). Żołnierze stali w szeregach, a ja, mały zuch, szłam z goździkiem i wielce zawstydzona wręczyłam go żołnierzowi, on włożył ją do lufy karabinu, a ja byłam dumna i blada, że dokonałam tak wielkiego czynu. Potem jeszcze śpiewałam propagandową piosenkę dla jakiś notabli w Pałacu w Jabłonnie.
Jest to znana piosenka dla przedszkolaków – Jabłko, ale zostały w niej zmienione trochę słowa.
Oryginał
„Nad polami, nad lasami
wędrowało słonko.
Przystanęło, zajaśniało
nad naszą jabłonką.”
„Nad polami, nad lasami
wędrowało słonko.
Przystanęło, zajaśniało
nad naszą jabłonką.”
A nam zmieniono ostatnie słowo we zwrotce na „Jabłonną”
Udało mi się też dokonać zamachu na władzę ludową, ponieważ spóźniłam się na ten występ.
(to były czasy, gdzie rodzice nie zaprowadzali dzieci na takie uroczystości, sama się zaprowadziłam. Znając życie moja mama – wróg systemu PRL – powiedziała, że mnie nie zawiezie i że skoro coś tam mam, to mam lecieć i nie zawracać jej głowy.) Po występie poddano mój brak punktualności krytyce i prawdopodobnie przestało mi się podobać w zuchach, więc się wypisałam.
W szkole nie mieliśmy indoktrynacji, nauczyciele byli neutralni i nikt nam nie kazał budować socjalizmu. Prawdopodobnie dlatego, że Jabłonna składała się w 90% z prywaciarzy – ogrodników, więc kułaków, którzy oficjalnie byli wrogami systemu, nieoficjalnie, musieli w nim żyć i jakoś się dogadać.
I to tyle z wydarzeń politycznych, które zapamiętałam z mojego życia.
Mogłabym jeszcze napisać o kartkach w sklepach, ale to przy okazji innego wpisu.
(to były czasy, gdzie rodzice nie zaprowadzali dzieci na takie uroczystości, sama się zaprowadziłam. Znając życie moja mama – wróg systemu PRL – powiedziała, że mnie nie zawiezie i że skoro coś tam mam, to mam lecieć i nie zawracać jej głowy.) Po występie poddano mój brak punktualności krytyce i prawdopodobnie przestało mi się podobać w zuchach, więc się wypisałam.
W szkole nie mieliśmy indoktrynacji, nauczyciele byli neutralni i nikt nam nie kazał budować socjalizmu. Prawdopodobnie dlatego, że Jabłonna składała się w 90% z prywaciarzy – ogrodników, więc kułaków, którzy oficjalnie byli wrogami systemu, nieoficjalnie, musieli w nim żyć i jakoś się dogadać.
I to tyle z wydarzeń politycznych, które zapamiętałam z mojego życia.
Mogłabym jeszcze napisać o kartkach w sklepach, ale to przy okazji innego wpisu.
Komentarze
Prześlij komentarz