Z pamiętnika singielki - opowiadanie - odc.8


18 kwietnia 2015 - sobota
Kobiece zakupy – były

Nie mam wiele do napisania, chyba że miałabym opisywać po kolei wszystkie sklepy, jakie odwiedziłam z mamą i Martą.
Problem nie tkwił we mnie i siostrze, ale właśnie w mamie. W przyszłym tygodniu przyjaciele rodziców zaprosili ich na wesele swojej córki i mama postanowiła wystąpić w jakiejś nowej kreacji.
Z tym, że zupełnie nie miała koncepcji, a do tego co chwilę przez nią czerwieniłyśmy się ze wstydu. A to krytykowała krój sukienek, a to głośno utyskiwała na cenę, a to narzekała na zbyt wolne ekspedientki. Myślałyśmy, że się zapadniemy pod ziemię. Zgodnie z Martą stwierdziłyśmy, że podczas buszowania po sklepach nasza rodzicielka robi się podobna do cioci Hani.
W końcu i tak nic nie kupiła stwierdzając, że pójdzie w poniedziałek na bazarek i na pewno znajdzie tam coś ciekawego.
Zaprotestowałyśmy mówiąc, że nie pozwolimy jej iść w żadnej garsonce, bo to jest dobre dla starych babć, a nie naszej młodej i najpiękniejszej matki.
Po wpływem tych słów zaczęło jej się nagle wszystko podobać i po trzech godzinach chodzenia po galerii na Głębockiej, w końcu kupiła sobie piękną letnią, łososiową sukienkę.
Kiedy szczęśliwe wychodziłyśmy na parking ona nagle stanęła i spanikowana krzyknęła:
- A buty? Nie mam butów!
- Masz! – powiedziała twardo Marta.
- Ale nie do tej sukienki – zaczęła się wracać.
- Mamo, zlituj się – jęknęła Marta – przecież w domu masz ze dwadzieścia par szpilek. Na pewno coś dobierzemy.
- A jak nie?
- To pojedziemy na zakupy jeszcze raz po niedzieli – powiedziałam kończąc dyskusję.
Kiedy dotarłam do domu z ulgą padłam na kanapę i postanowiłam przez przynajmniej godzinę się nie ruszać. 

19 kwietnia 2015 – niedziela
Sąsiedzi z naprzeciwka – spokój i niedowierzanie

Spotkałam sąsiadów na klatce schodowej. Wracałam z kościoła i byłam raczej uduchowiona niż bojowo nastawiona. Ale kiedy tylko ich zobaczyłam od razu poczułam, że się najeżam. Usztywniłam chód, wzrok wbiłam w ziemię i chciałam ich szybko minąć.
- O nie, nie popsują mi niedzieli – mruknęłam pod nosem.
Moje zdziwienie było ogromne. Gruby sąsiad przytrzymał mi drzwi, a jego żona może i naburmuszona, ale skinęła mi głową na powitanie.
Odruchowo odpowiedziałam takim samym gestem.
Kiedy ich minęłam myślałam, że zaraz usłyszę za plecami tekst typu.
- Patrzcie, jaka ważna.
Ale nic takiego się nie nastąpiło.
Weszłam do swojego mieszkania i stanęłam zamyślona.
Czyżby nastał cud?
A potem naszła mnie myśl, przez którą zrobiło mi się tak jakoś smutno.
Czy to znaczyło, że już nigdy nie zobaczę posterunkowego Marka Jagody?
Oczywiście nie dlatego, że mi się podoba, nigdy w życiu, ale tak jakoś już się przyzwyczaiłam do jego niemalże cotygodniowych interwencji.
Włączyłam ekspres do kawy i zajęłam się przygotowywaniem obiadu. Wszelkie przemyślenia i rozterki znikły. Pozostała przepiękna niedziela i całe popołudnie do leniuchowania.

20 kwietnia 2015 - poniedziałek
Anka jest załamana – 100%
Anka udaje przed Dariuszem – 100%
Anka nie wie co robić - ?????

Przychodząc rano do pracy spodziewałam się zobaczyć rozpromienioną przyjaciółkę, ale zastałam obraz nędzy i rozpaczy.
- Czekałam na ciebie – wykrzyknęła z jakąś rozpaczą w głosie – chodźmy do toalety, muszę ci wszystko opowiedzieć.
- A tutaj nie możesz? – zdziwiłam się. Nikogo jeszcze nie było, a Dariusz pewnie jak zwykle pojawi się około 10 00.
- Nie – pociągnęła mnie za rękę.
Kiedy sprawdziła, że na pewno nikogo nie ma w kabinach, krzyknęła rozpaczliwie.
- Koszmar!
- Rodzice czy Dariusz?
- Dariusz jest cudowny i nadal jaśnieje na moim prywatnym niebie niczym słońce, ale jego rodzice, to już burzowe chmury.
- Aż tak źle?
- Źle to mało powiedziane, ko-szma-rnie!
- Opowiadaj.
- To Dariusz dorobił się sporego majątku, nie oni. Ale dzięki niemu mogą żyć dostatnio i nie muszą się martwić niską emeryturą.
- No i?
- No i chyba każda dziewczyna ich synalka jest uważana jako wroga i osobę, która odłączy ich od gotówki syna.
- A odłączyłabyś?
Nie odpowiedziała, ale widziałam w jej oczach potwierdzenie.
- Nie o to chodzi, nie jestem jego żoną. Ale to jak mnie potraktowali…
- Byli niemili?
- Bardzo mili, aż za bardzo, ale w obecności Dariusza. Kiedy ten wychodził brali mnie w krzyżowy ogień pytań i komentowali moje odpowiedzi. Tak więc, przeszkadzało im moje wykształcenie, bo w przyszłości nie będę mu gotować obiadków, przeszkadzały im moje zainteresowania, bo nie będę poświęcać wystarczająco czasu ich synowi.
- Mówili o tym wprost?
- Oczywiście, ale przy nim byli cukierkowi. Ale co i raz wbijali mi szpilę wtrącając niby w żartach, czego nie umiem robić.
- A co on  na to?
- Nie komentował, chyba nie zdawał sobie sprawy, że próbują mu mnie obrzydzić. Za to jestem pewna, że teraz przystąpią do bezpośredniego ataku i będą mu wmawiać, że się do niczego nie nadaje. Nie sprzątam, nie gotuję, nie nadskakuję i tak dalej.
Zmartwiłam się, bo wiedziałam, że Ance bardzo na Cudownym Dariuszu zależy i nie chciałam żeby przez jego rodziców wszystko się posypało. To by też oznaczało, że Anka musiałaby zmienić pracę, a ja razem z nią. Solidarność jajników, to solidarność jajników.
- A podjęłaś z nim ten temat?
- No coś ty! – wykrzyknęła – przecież nawet nie jesteśmy zaręczeni. Jak mogłabym napadać na jego rodziców po pierwszym spotkaniu?
- A może byłaś tak zdenerwowana, że źle interpretujesz ich słowa.
- Masz mnie za durną? Wiem co mówię. Oni zrobią wszystko żeby nas rozłączyć.
- A ty co zrobisz?
- Będę udawała przed nim, że spotkanie było cudowne i zrobię wszystko żeby jak najrzadziej ich widywać.
- Ale oni będą się z nim spotykać i sączyć jad.
Wzruszyła ramionami.
- Na to już nic nie poradzę – znowu wzruszyła ramionami – zupełnie nie wiem, jak sobie z tym poradzić.
- Jak Dariusz cię kocha, to nie da rodzicom wejść sobie na głowę.
- Szkopuł w tym, że jeszcze mi nie powiedział, że mnie kocha.
- A ty jemu?
- Też nie.
- To może warto by to nadrobić.
Patrzyła na mnie zdziwiona.
- No przecież go kochasz, po co to dłużej ukrywać. Jak mu to powiesz, to po jego reakcji będziesz wiedziała na czym stoisz.
- A jak on mnie nie kocha?
- Myślę, że nie ma takiej opcji. To jak na ciebie patrzy, jak cię adoruje i dba o ciebie. To nie wynika tylko z sympatii czy pociągu.
Anka w końcu się rozpromieniła i powiedziała.
- Mam nadzieję, że to prawda.

21 kwietnia 2015 - wtorek
Norbert zaczął się do mnie odzywać – to dobrze
Ciocia Hania w natarciu – aż się boję spotkać posterunkowego Jagodę
Załamka - …..!
Odetchnęłam, Norbert po raz pierwszy powiedział do mnie coś więcej niż zwyczajowe – cześć! Co prawda nie miało to nic wspólnego z rozmową prywatną, ale pełne dwa zdania, to postęp.
- Magda, czy mogłabyś  rzucić okiem na moją grafikę, bo czegoś mi w niej brakuje.
- Magdo, chcesz coś ze sklepu, bo idę po drugie śniadanie.
No i z tej radości zamówiłam u niego nie tylko sałatkę, ale i napój i czekoladę.
- Chyba mu przechodzi – stwierdziłam.
- Też mi się tak wydaje i mam nadzieję, że tak jest, bo mam już dosyć tej ciężkiej atmosfery.
- Ja też – przyznałam – tylko mam nadzieję, że nie jest to wstęp do drugiego podejścia.
- Raczej nie – uspokoiła mnie Anka – wczoraj słyszałam, że umawiał się z jakąś dziewczyną przez telefon.
Zaśmiałam się i złapałam ostentacyjnie za serce.
- Och nie, tak szybko o mnie zapomniał?
- Nie pajacuj, bo właśnie wraca.
Usiadłam prosto i popatrzyłam w monitor.  Kiedy postawił mi moje zamówienie dałam mu pieniądze i podziękowałam. Skinął głową i wrócił do swojego biurka.
Rzeczywiście atmosfera stała się jakby trochę lżejsza.
Po południu siedziałam w domu i czytałam książkę kiedy zabrzęczała moja komórka. Na wyświetlaczu pojawił mi się numer cioci Hani. Odebrałam.
- Dzień dobry ciociu.
- Słuchaj, nie uwierzysz, kogo spotkałam.
- Bogusława Lindę – palnęłam pierwsze lepsze nazwisko aktora.
- Nie żartuj sobie – fuknęła, a potem zaszczebiotała wesoło – twojego posterunkowego.
Zmroziło mnie.
- Jakiego mojego posterunkowego?
- Nie udawaj, że nie wiesz o kim mówię – mówiła urażonym tonem – był w mundurze, więc go poznałam. Gdyby był w cywilu, to pewnie bym go minęła.
- Rozmawiałaś z nim? – spytałam słabym głosem.
- Oczywiście. Wychodziłam przed chwilą od twojej mamy i zobaczyłam go w radiowozie przy tym dużym sklepie. Wiesz którym?
- Wiem – słabość w głosie się pogłębiała. Bałam się co dalej powie.
- Wysiadł z niego i udał się do sklepu. Postanowiłam podejść i zobaczyć, czy się nie pomyliłam. No bo wiesz, mógłby to być inny policjant. Ale to był on!
Wyszedł z jakimś napojem w ręku. Pomachałam do niego, a on się zatrzymał.
- Musiałaś ciociu do niego machać?
- No pewnie, przecież to była jedyna możliwość żeby go poznać.
- I co?
- No i powiedziałam mu kim jestem i spytałam się go, czy się ostatnio z tobą widział.
- I co powiedział?
- Czy możesz mi co chwilę nie przerywać? – fuknęła na mnie – opowiem ci przecież wszystko.
- Dobrze ciociu – byłam na dnie rozpaczy.
- I ten twój posterunkowy powiedział, że się z tobą nie widział i spytał, czy coś ci się stało? A że  jeszcze bardziej mi się spodobał z bliska, bo pamiętasz zapewne, że wtedy widziałam go z pewnej odległości, to powiedziałam mu, że w sumie to nie, ale że mało wychodzisz i jesteś taka jakby smutna.
Nie skomentowałam, zatkało mnie dokumentnie.
- Potem zachwalałam twoje walory i przekonywałam go, że w samotności się marnujesz.
- Co dokładnie mu powiedziałaś? – wydukałam.
- No jak to? Że dobrze gotujesz, ale nie masz dla kogo, że lubisz tańczyć, ale nie masz z kim iść na potańcówki.
- POTAŃCÓWKI! Ciociu, mamy XXI wiek!
- Nie krzycz dziecko, bo słyszę cię doskonale. Te dzisiejsze telefony są o wiele lepsze niż te w PRL-u.
- I co mu jeszcze nagadałaś?
- W sumie to tyle. Wysłuchał mnie uważnie, uśmiechnął się i pożegnał.
Odetchnęłam trzy razy zanim odważyłam się odezwać.
- Ciociu ja nawet nie wiem, czy on jest żonaty albo czy ma dziewczynę.
- Nie ma żony.
- Skąd wiesz?
- Gdyby był żonaty, to by tak dokładnie mnie nie słuchał. Przerwał by mi w pół słowa i powiedział, że się śpieszy. Tymczasem stał i cierpliwie wysłuchał wszystkiego, co miałam mu do powiedzenia.
- Może jest dobrze wychowany.
- O nie kochana, żonaci faceci nie mają ochoty być nagabywani przez obce, stare baby, które robią reklamę swojej siostrzenicy.
I co ja miałam jej odpowiedzieć? Dziękuję?
- Ciociu dlaczego to zrobiłaś?
- Zadajesz głupie pytania, bo chcę ci pomóc. To pa kochana. Nie musisz mi dziękować.
Rozłączyła się, a ja padłam głową w poduszkę i zaczęłam wrzeszczeć na całego.
Co ona sobie myśli? Co on sobie myśli? Co ja mam zrobić?!


22 kwietnia 2015 - środa
Anka pęka ze śmiechu – chyba ją palnę w ucho
Rozmowa z Maćkiem – Maciek pęka ze śmiechu
Dzwonię do Marka Jagody – chichocze
Ja – nie pękam ze śmiechu

Kiedy opowiedziałam Ance o spotkaniu cioci Hani z posterunkowym, tak się śmiała, że o mały włos, a spadłaby z krzesła.
- To nie jest śmieszne – fuknęłam gniewnie.
- Jest, oj jest – trzymała się za brzuch – opowiedz mi jeszcze raz ten kawałek o potańcówkach.
- Za chwilę, to powiem ci coś przykrego. To nie jest śmieszne, to jest przerażające. Nie uważasz, że przegięła?
- Uważam – Anka ścierała łzy i parskała śmiechem – ale to jest takie śmieszne.
I znowu chichotała na całego.
- Przepraszam cię, ale nie mogę przestać. Ta twoja ciotka, jest odjazdowa.
- Możesz sobie ją zaadoptować – burknęłam i się na nią chwilowo obraziłam.
- Przepraszam, przepraszam cię – próbowała się uspokoić przyjaciółka, ale nie dała rady.
Postanowiłam poczekać, aż jej przejdzie, ale do końca pracy rżała jak koń i denerwowała mnie okropnie.
Do domu wróciłam  podłym humorze i od razu zadzwoniłam do Maćka. Może on coś poradzi.
- Czy ty możesz okiełznać własną matkę – zaczęłam bez wstępów – czy ty możesz już się zaręczyć, ożenić i mieć dzieci? Może wtedy przestanie się wtrącać w moje życie.
- A co tym razem zmalowała? – spytał Maciek.
Zaczęłam mu opowiadać, a on już w połowie zaczął parskać śmiechem. Kiedy zwróciłam mu na to uwagę, przerosił i trzymał się dzielnie do końca mojego sprawozdania. Ale potem ryknął gromkim śmiechem i nie mógł się przez pięć minut uspokoić. Dukał.
- Opowiedz mi o tych potańcówkach jeszcze raz – prosił.
- Jeżeli zaraz nie przestaniesz i nie pomożesz mi z twoją matką, to przestanę się do ciebie odzywać.
- To możesz już zacząć, bo nie mogę przestać  – parskał mi w słuchawkę.
Rozłączyłam się i zrezygnowana złapałam się rękoma za głowę. Mnie nie było do śmiechu. Może gdybym nie piła z Markiem Jagodą wina i nie leżałabym na nim i gdyby nie wydawał mi się taki uroczy, może wtedy i ja bym się pośmiała.
Ale teraz chciało mi się płakać. Facet pewnie pomyślał sobie, że jestem kompletną wariatką i że nasłałam na niego ciocię Hanię.
A może powinnam mu wszystko wytłumaczyć?
Sięgnęłam po telefon i długo siedziałam wahając się czy powinnam to zrobić, czy dać sobie spokój. W końcu wykręciłam numer posterunku.
- Dzień dobry z tej strony Magdalena Gosiewska, czy mogłabym rozmawiać z posterunkowym Jagodą?
- Tak, już podaję – powiedziała kobieta po drugiej stronie.
Po chwili usłyszałam znajomy głos.
- Tak pani Magdo? Co się tym razem stało?
- Oj panie posterunkowy, jak bardzo przepraszam, tak bardzo, że bardziej się nie da – powiedziałam smętnie.
- Zniszczyła pani mienie publiczne?
- Nie, chodzi o moją ciotkę.
- Aaa, tę przemiłą panią, która opowiedziała mi mnóstwo miłych rzeczy o pani.
- No właśnie. Ja przepraszam, ja nic nie wiedziałam. Proszę nie brać tego na poważnie, ona sobie ubzdurała, że pan się ze mną umawia.
- Naprawdę? – wyraźnie się zainteresował.
- Tak. No i zadzwoniła do mnie dumna i blada i opowiedziała co zrobiła. Ja bardzo przepraszam, ale ja nie mam na nią żadnego wpływu.
Marek Jagoda roześmiał się nagle.
- Ależ nic się nie stało. Najbardziej mi się podobał kawałek o potańcówkach.
- Wiem – jęknęłam załamana – moja przyjaciółka i brat do tej pory się z tego śmieją.
Marek Jagoda też się śmiał. Może nie tak głośno, jak oni, ale wyraźnie chichotał.
- Proszę się nie martwić. Ja się nie gniewam. Pani ciocia była naprawdę bardzo miła.
- To bardzo się cieszę. Do widzenia – odłożyłam słuchawkę i chlipnęłam sobie.
Czekałam przez chwilę, że może oddzwoni, ale nie zrobił tego. Czyli uznał to za nieważne. Nie wiem czemu, ale wcale nie poczułam ulgi.
Zrezygnowana poszłam spać.

23 kwietnia 2015 - czwartek
Rodzice lekiem na całe zło – kocham ich
Wyznanie – ulga
Powrót do domu – nie wiem co robić

Po pracy pojechałam do rodziców, bo kto jak nie oni powinni wysłuchać rozterek swojej najstarszej córki.
Ledwo stanęłam w drzwiach i się rozpłakałam.
- Magda? Co się stało? – spytała zaniepokojona mama.
- Nie cierpię cioci Hani – załkałam.
Mama zaprowadziła mnie do kuchni i postawiła herbatę pod nos.
Tata słysząc mnie wychylił się z dużego pokoju i widząc moje łzy od razu dołączył.
- Co jej jest?
- Ma dosyć mojej siostry – oznajmiła mama.
- A dlaczego? – spytał się mnie.
Opowiedziałam im wszystko od samego początku i o tym, że Anka i Maciek tylko się śmiali, a posterunkowy Jagoda lekko się zaśmiewał.
- Czy ona może przestać się wtrącać w moje życie?! Czy możecie ją powstrzymać?!
- Chyba nie – mruknął tata.
- Raczej nie – dodała mama – ona już taka jest. Chce pomóc i przeszkadza. Mnie kiedyś narobiła wstydu przed twoim tatą.
Tata zaśmiał się.
- Tak było. Opowiedziała mi wstydliwą historię z dzieciństwa twojej matki, jak to kiedyś popuściła w majtki na deptaku w Mielnie.
- Jest okropna – burknęłam.
- Jest, ale cię kocha – pocieszała mnie mama.
- Ma syna, niech jego dobija.
- Martwi się o ciebie.
- Przecież nic się nie dzieje.
- A mnie się wydaje, że gdyby ci się ten posterunkowy nie podobał, to byś nie robiła afery – powiedział tata.
Popatrzyłam na niego zdziwiona i po chwili ciszy wybuchłam kolejną kaskadą łez.
- On jest taki uroczy – chlipałam – i taki przystojny.
- Czyli podoba ci się – ucieszył się ojciec.
- Tak trochę – przyznałam.
Mama objęła mnie ramieniem.
- Kto wie, może ty jemu też się podobasz i dzięki cioci Hani wie o tobie trochę więcej i niedługo cie gdzieś zaprosi.
- Tak, pewnie na potańcówkę – burknęłam z ironią.
- A niechby i na potańcówkę – powiedział tata – ponoć organizują takie na Woli.
- Tato – jęknęłam – ja tu jestem nieszczęśliwa, a ty mnie jeszcze bardziej pogrążasz.
Rodzice roześmiali się i oboje pocałowali mnie w czubek głowy.
- Jeżeli masz z nim być, to będziesz. Żadna ciocia Hania go nie powstrzyma i nie zrazi.
- Ale ja nie wiem, czy chcę z nim być. Na razie tylko mi się podoba i chciałabym podobać się jemu.
- Wszystko w swoim czasie – powiedziała mama i dodała – a z ciocią to ja już sobie porozmawiam.
- Obrazi się – powiedział tata.
- Trudno – mama wzruszyła ramionami – nie powinna uszczęśliwiać nikogo na siłę. Zwłaszcza w taki sposób.
Popatrzyłam na nich czule i chlipnęłam.
- Kocham was.
Przytuliłam się do nich mocno.
Kiedy przeszła mi największa rozpacz stwierdziłam, że odczuwam ulgę po wyznaniu rodzicom mojego stosunku do Marka Jagody.
Ale to nie zmieniało faktu, że nie wiedziałam co robić.
Chyba najrozsądniejszym wyjściem było czekać na jego ruch.
A jak nie nastąpi? A jak nastąpi? Co ja zrobię?

25 kwietnia 2015- sobota
Rozmowa z siostrą – dwie w kropce
Anka się rehabilituje w moich oczach – 100%

Z samego rana zadzwoniła do mnie Marta z pytaniem, czy może do mnie przyjść na pogaduchy. Usłyszałam w jej głosie jakieś smutne tony, więc odłożyłam zakupy na później i kazałam jej przyjść jak najszybciej.
Kiedy spojrzałam na nią w drzwiach uśmiechnęłam się lekko i powiedziałam.
- Widzę, że ty też masz minę zbitego psa.
- Noo – weszła do środka – o tobie słyszałam wczoraj od rodziców. Ta ciotka to ma nierówno pod sufitem.
Usiadłyśmy w kuchni przy śniadaniu.
- Nigdy aż tak nie mieszała – burknęłam – co ona sobie myśli.
- Tego nie wie nikt – skwitowała filozoficznie Marta.
Widząc jej niewyraźną minę na chwilę odsunęłam swoje rozterki na bok.
- Czy z tobą i Nikim wszystko w porządku? – spytałam.
- Nie wiem – siostra wzruszyła ramionami – on jest jakiś dziwny.
- To artysta.
- Chyba masz rację. Raz mnie odpycha, potem chce żebym była blisko. Nieraz wręcz żąda żebym to ja mu zapewniała rozrywkę, a potem jest zły i mówi, że to rola mężczyzny.
- Gdybym nie wiedziała, że jesteś w nim zakochana, to kazałbym ci go kopnąć w tyłek.
- No właśnie ja nie wiem, czy ja jestem jeszcze w nim zakochana.
- Minęła ci euforia?
- Nooo – Marta wpakowała do ust duży kawał kanapki i przez chwilę zamilkłyśmy. Kiedy przełknęła kęs kontynuowała- niby taki dorosły, a zachowuje się jak nastolatek.
- Przecież byłaś tym zachwycona – zażartowałam.
- Na początku tak. Był taki młodzieżowy, ale jednocześnie wydawał mi się taki dorosły. A teraz mam wrażenie, że jest rozpieszczonym egoistą.
- Przyszłaś do mnie po radę, czy się wygadać? – zapytałam poważnie.
- Na razie wygadać – powiedziała – ale masz rację przemyślę sobie kopnięcie go w tyłek.
Siostra wyszła ode mnie w trochę lepszym humorze, a ja wzięłam się zamiast za zakupy, to za sprzątanie. Przy pracy zawsze lepiej się myśli o problemach.
W połowie porządków zadzwoniła do mnie Anka.
- Idziemy dzisiaj we dwie do klubu – oznajmiła.
- We dwie?
- A po co nam towarzystwo? Przynajmniej sobie potańczymy.
- Dariusz cię puści?
- Dariusz wyjechał do Wrocławia, wróci we wtorek, nie pamiętasz?
- No było coś takiego, ale przez całą akcję z Markiem Jagodą sprawy zawodowe wyleciały mi z głowy – przyznałam ze skruchą.
- Właśnie dlatego zapraszam cię na tańce, będziemy we dwie. I ja stawiam, niech to będą moje przeprosiny, za głupie śmiechy.
Zaśmiałam się.
- Nie wygłupiaj się, już ci wybaczyłam – zapewniłam ją – na którą mam być gotowa?
- Na 20 00 – i się rozłączyła.

26 kwietnia 2015 - niedziela
Zmęczenie – 100%
Marek Jagoda – 100%
Moja panika – 100%

Z klubu wróciłam o 4 00 nad ranem i od razu, tak jak stałam, rzuciłam się na łóżko i zasnęłam. Około 10 00 obudził mnie dzwonek do drzwi.
Zwlokłam się z pościeli i przymykając oczy przez ostrym słońcem poranka i trzymając się za głowę poszłam otworzyć. Najwidoczniej mózg zostawiłam w łóżku, bo nawet nie spojrzałam kto stoi za drzwiami.
Zobaczyłam Marka Jagodę w mundurze. Miał bardzo dziwny wyraz twarzy.
Nie wiedziałam o co mu chodzi i patrzyłam na niego wyczekująco.
- Czy wszystko u pani w porządku? – wydukał wreszcie.
- Tak – wychrypiałam, odchrząknęłam i dodałam – wszystko jest w porządku.
On nadal się na mnie dziwnie patrzył. Co on baby w piżamie nie widział?
I nagle mnie zmroziło. Miałam na sobie kusą sukienkę koloru bordo, podarte pończochy, które gdzieś musiałam zaciągnąć, a na twarzy rozmazany makijaż, bo przecież nie chciało mi się go zmywać po powrocie. Jęknęłam.
- Przepraszam – i zamknęłam mu drzwi przed nosem.
- Co ja mam teraz zrobić? Co ja mam robić? - Biegałam nerwowo po mieszkaniu szukając dresów, szczotki i toniku do twarzy.
Co chwilę podbiegałam do drzwi i krzyczałam.
- Jeszcze minutkę, proszę nie uciekać.
Kiedy w ekspresowym tempie doprowadziłam się do jako takiego wyglądu ponownie mu otworzyłam. Stał oparty o ścianę i cierpliwie czekał.
Kiedy teraz na mnie spojrzał nie miał już zgrozy w spojrzeniu.
- Dobrze się pani bawiła – zaśmiał się.
- Bardzo dobrze – odparłam – proszę, niech pan wejdzie. Po prostu nie spodziewałam się gości z rana.
- Może przeszkadzam?
- Nie, nie – zapewniłam – co pana sprowadza?
- Byłem w pobliżu, więc stwierdziłem, że może na chwilę wpadnę i spytam, co słychać?
- Zje pan ze mną śniadanie? – pytałam usiłując nie uruchamiać mózgu do zbyt intensywnego myślenia. Nie chciałam sobie zadawać pytań typu – dlaczego, jak to, a może? I dlaczego nie uciekł widząc mnie w stanie totalnego po imprezowego upodlenia?
- Nie dziękuję, jestem na służbie – odparł grzecznie.
- Acha – zaczęłam i zamilkłam nie bardzo wiedząc, co dalej powiedzieć.
Na szczęście Marek Jagoda wybawił mnie z opresji.
- W jakim klubie pani była?
-  Przy Marszałkowskiej, ale nazwy nie pamiętam. Byłam tam z przyjaciółką pierwszy raz.
- I ostatni?
- Nie, dlaczego. Fajnie się bawiłyśmy. Wróciłam do domu zmęczona i po prostu położyłam się spać.
Nagle oblał mnie zimny pot.
- Ale nie byłam pijana. Ja nie piję dużo – tłumaczyłam się – po prostu tyle tańczyłam, że ze zmęczenia nie dałam rady… - popatrzyłam w jego rozbawione oczy – śmieje się pan ze mnie.
- Tylko trochę – przyznał – nie musi się pani przede mną tłumaczyć. Ja nie przyszedłem tu pani sprawdzać, czy pouczać. Chciałem tylko panią zobaczyć.
- Naprawdę? – ucieszyłam się.
- Tak – odparł i dodał – niestety służba nie drużba, muszę już uciekać. Życzę pani miłego dnia. Do zobaczenia.
Wyszedł, a ja padłam z jękiem na łóżko.
- Gorzej być nie mogło. Ciotka wariatka i dziewczyna pijaczka i brudas – narzekałam – pewnie chciał się umówić, ale kiedy mnie zobaczył w odsłonie koszmaru, to zrezygnował.
A potem zamyśliłam się przez chwilę.
„A właściwie czemu mi tak zależy, przecież chciałam być singielką i już nigdy się z nikim nie wiązać. Czemu więc tak mi zależy na dobrej opinii Marka Jagody? To że mi się podoba, to jedno. Nawet samej z wyboru dziewczynie może się ktoś podobać. Ale żeby wpadać w taki popłoch z powodu jego niezapowiedzianej wizyty? Owszem, na pewno mnie lubi, ale tylko lubi i ja też go TYLKO lubię” – jednak od tych przemyśleń wcale nie czułam się lepiej.

28 kwietnia 2015 - wtorek
Klient podrywacz – powrócił
Norbert znowu zaczyna – mój przeciągły jęk rozpaczy
Anka – zajęta Cudownym Dariuszem

Z samego rana zadzwonił do mnie Paszkowski, ten klient od metalurgii i spytał się, czy możemy się spotkać, bo ma nowy pomysł i potrzebuje grafiki.
Poinformowałam go, że ja się już nim nie zajmuję, ponieważ awansowałam na robienie dużych projektów, ale poleciłam mu Monikę. Nie był zadowolony i dopytywał, czy jest szansa, że ja będę się nim jeszcze zajmować. Odparłam zgodnie z prawdą, że nie mam zielonego pojęcia. Zaśmiał się pod nosem i spytał, czy jeżeli zagrozi Cudownemu Dariuszowi, że jeżeli ja nie będę robić mu grafik, to on od nas odchodzi, poradziłam żeby sam się spytał mojego szefa.  Oczywiście byłam bardzo miła i profesjonalna. Aż w końcu wypalił.
- Ma pani jeszcze tego chłopaka, czy już pani jest wolna?
Chłopaka? Jakiego chłopaka? Zastanawiałam się o co mu chodzi. Na szczęście sobie przypomniałam, że kilka tygodni temu wymyśliłam sobie go, żeby ten się ode mnie odczepił.
- Niestety dla pana, nadal go mam i już jesteśmy zaręczeni.
- Ale jeszcze nie na ślubnym kobiercu – ten upierdliwiec nie chciał zrezygnować aż do końca.
- To tylko kwestia czasu – powiedziałam grzecznie i się pożegnałam.
Co za człowiek. Mówi mu się nie, a on nadal swoje.
Dobrze, że chociaż Norbert się uspokoił i przestał sobie robić nadzieję.
I chyba pomyślałam to w złą godzinę, ponieważ właśnie tego dnia kolega znowu się uaktywnił. Wyszłam na chwile z pokoju, a kiedy wróciłam znalazłam na swoim biurku czekoladki mojej ulubionej firmy. Kto oprócz niego i Anki mógł o tym wiedzieć?
Od Anki raczej ich nie dostałam, ta od rana nie wychodziła z biura Dariusza, stęskniona po jego powrocie z Wrocławia.
Gdy tylko zobaczyłam Norberta na horyzoncie rzuciłam w niego czekoladkami.
- Miałeś odpuścić! – krzyknęłam.
On złapał czekoladki w locie i spojrzał na mnie zdziwiony.
- Ja ci ich nie kupowałem.
- A kto? Nie ściemniaj! – i odwróciłam się do niego plecami.
Nie wiem, co on z nimi zrobił, nie obchodziło mnie to.

1-3 maja 2015 – wcale nie za długi weekend
Majówka nad Zalewem z rodziną

Rodzice wynajęli na trzy dni domek nad Zalewem Zegrzyńskim i pojechaliśmy tam całą rodziną. Mama zastanawiała się, czy nie zaproponować wypadu cioci Hani, ale ja zaprotestowałam mówiąc, że nie chce na razie jej widzieć.
O dziwo mama się nie upierała, biorąc późniejsze tłumaczenie się na siebie.
Domek na Zalewem znajdował się w lesie kończącym się niemal przy brzegu jeziora. Był jednym z wielu wynajmowanych, ale że było jeszcze przed sezonem, to oprócz nas były jeszcze dwie rodziny. Młode małżeństwo z dwojgiem dzieci i jakaś para. Nie zapoznawaliśmy się z nimi, a i oni nie pragnęli naszego towarzystwa.
W domku były dwa pokoje i łazienka. Ja z rodzeństwem zajęliśmy jeden, a rodzice drugi.
Pogoda była piękna i aż zachęcała do przebywania na świeżym powietrzu.
Od razu po rozpakowaniu rozpaliliśmy grilla, otworzyliśmy piwo i zaczęliśmy błogie lenistwo. Jedynie tata krzątał się przy karkówce i kiełbaskach, ale że był w swoim żywiole, to można powiedzieć, że to była jego forma odpoczynku.
I tak nam minął piątek.
W sobotę rano wyruszyłam razem z Martą na spacer wzdłuż Zalewu. Szłyśmy sobie i żartowałyśmy w najlepsze, gdy z naprzeciwka szła ku nam para z jednego z domków. Dzień wcześniej nie przyjrzałam się im, ale teraz mnie zmroziło. Mężczyzną okazał się Marek Jagoda.
Stanęłam jak wryta.
- Co się stało? – spytała zdziwiona siostra.
- Uciekamy – syknęłam i szybko zawróciłam. W końcu zaczęłam biec ile sił w nogach.
- Co się stało? – krzyczała za mną Marta usiłując dotrzymać mi kroku.
Ale jej nie odpowiedziałam, tylko pędziłam na złamanie karku do domku. Kiedy tam dotarłam wpadłam do naszego pokoju i padłam na łóżko.
Marta zdyszana weszła zaraz za mną.
- Magda, co się dzieje? Zobaczyłaś ducha?
- To był, to był – łapałam powietrze.
- No, kto? Twój kochanek?
- Kretynka – warknęłam nagle zła – to był posterunkowy, którego ciocia Hania próbowała ze mną swatać, ale jednak miał rodzinę.
Siostra usiadła koło mnie na łóżku i powiedziała.
- Podoba ci się.
- No właśnie – uderzyłam pięścią w kołdrę – ale tak myślałam. Tak przystojni faceci nie są singlami.
Położyłam się na łóżku, a Marta koło mnie i powiedziała.
- Ale pomyśl sobie, jaką będzie miała minę ciocia Hania, jak się dowie, że popełniła takie głupstwo.
Nie chciałam się śmiać, ale nie wytrzymałam i parsknęłam.
- Będzie wmurowana.
Ale było mi smutno. Bo naprawdę Marek Jagoda widział mi się jako mój bohater i obrońca, a tak naprawdę to wykonywał swoje obowiązki. Tylko czemu nigdy nie widziałam u niego obrączki?
- Nie wszyscy noszą, może zgubił? – najwidoczniej ostatnią myśl musiałam powiedzieć głośno.
- Nieważne – podniosłam się – przynajmniej wiem na czym stoję. A tak to robiłabym sobie niepotrzebne nadzieję.
- A ja zerwałam z Nikim – dodała ni z tego ni z owego Marta. I przypomniałam sobie, że po to mnie wyciągnęła na spacer, żeby mi powiedzieć coś ważnego. A ja to tak zepsułam.
- I co? Smutno ci? – spytałam.
Marta wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Raczej czuję ulgę. Następnym razem będę się oglądać za rówieśnikami.
- Ja też – dodałam.
- Jak to ty też?
- Posterunkowy, też jest ode mnie sporo starszy, pewnie zbliża się do czterdziestki.
- Mamy pecha – mruknęła Marta.
- Nie załamuj się – klepnęłam ją w ramię – przyjechaliśmy się tu integrować z rodziną. Po co nam jacyś obcy faceci. Bawmy się.
I zerwałam się z łóżka gotowa do działania.
Ale i tak krzesełko turystyczne ustawiałam tak żeby siedzieć plecami do domku Marka Jagody i jego rodziny. Do domu wróciłam w dobrym humorze, ale jak zamknęłam drzwi za sobą, krzyknęłam sobie porządnie nie martwiąc się, czy sąsiedzi wezwą policję czy nie.

W końcu mi się ktoś spodobał. Ba! Chciałam nawet zmienić zdanie, co do bycia singlem. I co? I nic.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Wypoczyn w Jastarni - lato 2024 cz.1