Przyjaciółki - odc.1
Przygody
4 dziewczyn z ich perypetiami, miłościami, upadkami i problemami.
Los
płata nam różne figle i czasami potrafi połączyć ze sobą kilka zupełnie różnych
osób, w jedną całkiem dobrze prosperującą przyjaźń.
Lola – 24
lata, sekretarka w dużej korporacji marząca o własnej firmie. Jest laską nie z
tej ziemi, z bujnymi blond lokami, nogami do nieba i z całkiem mądrą głową, w
co nie każdy chce uwierzyć. Ma problemy z facetami. Ma dobrze sytuowanych
rodziców i starszego brata – 27 lat.
Dorota – lat
24 pracująca jako mechanik samochodowy w firmie ojca. W wolnym czasie bierze
udział w wyścigach samochodowych. Niekoniecznie legalnych. Póki co ma chłopaka,
ale wszystko się może zdarzyć.
Ma
młodsze rodzeństwo, brata - 22 i siostrę – 19.
Julia – 24
lata, początkująca pisarka powieści przygodowych. Ma na swoim koncie dwie
wydane książki. Nieśmiała do mężczyzn, a wręcz się ich boi i unika, jak tylko
się da. Ale kiedy jest w znanym środowisku, wyluzowana i często odgrywa błazna.
Ma tendencję do wpadania w dziwne zdarzenia. Bardzo wrażliwa. Ma dwie starsze
siostry – 27 i 30 i brata- 33.
Jolka –
24
lata, wyszła za mąż w wieku 20 lat i teraz żałuje. Ma dwójkę dzieci, chłopaków
bliźniaków. Mąż odkąd urodziła dzieci,
przestał się nią interesować. I są w wiecznej separacji. Pozbawiona złudzeń co do przyszłości, lekko
zgorzkniała, młoda kobieta.
Lola
„Za
jakie grzechy ja tu siedzę” – utyskiwała w myślach, a w rzeczywistości
uśmiechała się promiennie do starego
śmierdziela, który od razu założył, że skoro ma blond czuprynę i zgrabne nogi,
to jest głupia, jak but.
Ale
musiała go znosić, w końcu był to bardzo ważny dla firmy klient.
Przyszedł
pół godziny przed czasem, a jej szefa
nie było.
„Panie
Piotrze, może by pan wrócił, bo zaraz kogoś zdzielę doniczką.” – gadała do
siebie w myślach.
- I
wtedy właśnie zarobiłem pierwszy milion, ciekawe? – odruchowo przytaknęła głową
, a on dodał – ale jak dla twojej ślicznej główki, to pewnie za dużo cyfr. Jako
sekretarka, nie musisz martwić się o dochody i przychody.
- Ma
pan rację, nie muszę – powiedziała, uśmiechając się szeroko – ale tylko do
czasu…
- Jak
to? – nie rozumiał.
- Mam
24 lata, dopiero co skończyłam studia ekonomiczne i nikt nie chciał mnie
przyjąć do pracy zgodnie z moim wykształceniem. Tata proponował mi wakat we
własnej firmie. Może ją pan zna KSP – facetowi oczy rosły ze zdumienia – ale stwierdziłam,
że sama muszę do czegoś dojść. I kto wie, może ja panu kiedyś opowiem o moim
pierwszym milionie.
-
Niezła opowiastka – powiedział stary śmierdziel – długo ją układałaś?
Nie
odpowiedziała, wiedziała, że tak to się skończy, nikt prócz szefa nie wierzył,
że ona w ogóle ma mózg.
Na
szczęście nie musiała dłużej podtrzymywać konwersacji, ponieważ wrócił pan
Piotr i od razu przyjął upierdliwca w swoim biurze.
Dorota
Warsztat
samochodowy po godzinach pracy, był jej ulubionym miejscem na spędzanie wolnego
czasu. Nie dziwiłoby to, gdyby, nie fakt, że w dni powszednie, przez 8 godzin
dziennie w nim pracowała. Ale ona lubiła tę dłubaninę przy samochodach, zwłaszcza przy swoim. Jeszcze bardziej lubiła
swojego chłopaka, ale on pojechał na motorze w Polskę i powiedział, że wróci za
miesiąc. Miała nietypowy, jak na kobietę zawód – mechanik samochodowy, a
jeszcze dziwniejsze były jej zainteresowania. Pierwsze, to ciągłe ulepszanie
swojego samochodu, a drugie, to wyścigi. Nie zawsze legalne. Ale póki co, policja
ani razu nie zapukała do jej drzwi, więc spała spokojnie.
-
Siostra!!!! – krzyczała jej młodsza siostra Karina.
-
Co?!
-
Mama powiedziała, że masz mnie zawieźć na dworzec.
-
A ty sama nie mogłaś przyjść i poprosić?
-
Nie będę się poniżać, a tak to mama ci każe – Karina weszła do warsztatu –
fuuu, jak ty możesz siedzieć w tym smrodzie.
-
Mogę – Dorota wygramoliła się z kanału i spojrzała na siostrę. Wysoka, smukła
brunetka, w miniówce podkreślającej jej długie i kształtne nogi. Ona też taka
była, ale zazwyczaj chodziła w roboczych ubraniach i jedynie na wyścigi i
randki z chłopakiem ubierała się bardziej kobieco.
Młoda była dopiero co po maturze i rodzice w
nagrodę, że ją zdała i dostała się na studia, fundnęli jej wakacje we
Władysławowie.
-
O której masz pociąg?
-
O 22:15.
-
Uff, bo już myślałam, że powiesz, że za godzinę.
-
Co ty sobie myślisz, jestem już dorosła i nie taka głupia, jak kiedyś.
-
Powiedzmy – mruknęła do siebie Dorota – z kim jedziesz?
-
Z Moniką, Blanką i Anią.
-
Tylko uważajcie na siebie.
-
Gadasz, jak mama – oburzyła się młodsza siostra.
-
Bo znam życie.
-
Zaraz zaczniesz mi mówić o pigułkach gwałtu i podejrzanych typach.
-
Jeżeli mama już ci o tym mówiła, to ja nie mam zamiaru – Dorota wskoczyła do
kanału.
-
Ejjj, masz mnie odwieźć – pisnęła Karina.
-
Przecież dopiero na 22:15.
-
Ale my się umówiłyśmy z dziewczynami o 20:00 w Złotych Tarasach.
-
I masz tę swoją dorosłość, jest 19:30? Myślisz, że uda nam się dojechać na
czas?
Karina
parsknęła śmiechem.
-
Nie żartuj, taki rajdowiec jak ty?
Dorota
tylko westchnęła.
Julia
Od
godziny próbowała się skupić na pisaniu nowej powieści, a świat robił wszystko,
żeby jej się to nie udało. A to telefony z reklamami, a to młot pneumatyczny za
oknem. Jak ona mogła skupić się na czymkolwiek. Wydawca narzucił termin,
którego nie mogła przekroczyć. Nie palił się jej jeszcze grunt pod nogami, ale
nie była nikim sławnym, żeby móc sobie pozwolić na zwłokę.
Do
tego głowa niemalże dymiła jej od pomysłów, które chciała umieścić w powieści,
tylko nie mogła się skupić.
Zaterkotał
dzwonek do drzwi. Z westchnieniem podniosła się z krzesła i podeszła do
wizjera, siostry obładowane siatami wróciły do domu.
-
No i po pisaniu – mruknęła i otworzyła drzwi.
Kaśka
-
Mamo, mamo, mamo – krzyki rozsadzały jej
głowę. Czego znowu od niej chcą.
-
Mamo, mamo – dwóch identycznych chłopców wpadło do małej i ślepej kuchni.
-
Słucham? – spytała odruchowo, ale nawet nie oderwała się od lepienia pierogów.
-
A Baltos powiedział, że ja jestem kupiony – powiedział Karolek.
-
Bo to plawda, plawda, plawda mamo? – skakał wokół niej Bartosz.
-
Obaj jesteście kupieni w zestawie, z tym że jeden był w promocji, dlatego
wzięłam obu – powiedziała do nich ze śmiertelną powagą. W kuchni zaległa cisza,
bliźniaki uruchomiły procesy myślowe, w końcu powiedzieli jednocześnie.
-
Nieplawda, plawda mamo?
Parsknęła
śmiechem i przytuliła chłopców, nie zwracając uwagi na to, że ma brudne ręce.
-
Oczywiście, że nieprawda. Urodziłam was i to całkiem za darmo.
-
A kochas nas? – Bartosz wgramolił się jej na kolana, a Karolek przytulił się do
jej ramienia.
-
Najbardziej na świecie.
Trzasnęły
drzwi wejściowe.
-
Tata! – krzyknęli chłopcy i już ich nie było.
Kaśka
westchnęła i wróciła do lepienia pierogów, nie poszła się przywitać, nie było
sensu.
Jeszcze
rok temu starała się o względy męża, teraz była pozbawiona złudzeń, już nigdy
nie będzie dobrze. Pozostawali małżeństwem z dwóch powodów, kredyt na
mieszkanie i dzieci. Niby się nie pokłócili, nie było innej kobiety, ale po
urodzeniu chłopców, kiedy nie miała dla niego czasu, kiedy wyglądała po
porodzie, jak wyglądała, on zaczął się od niej oddalać. 4 lata po ślubie, nie
było już między nimi uczucia.
-
Lepisz pierogi – wszedł do kuchni – dobrze, zjem 5.
I
tyle było tego dnia między nimi z rozmowy.
Julia
Imieniny
cioci Lusi były dla niej corocznym horrorem, którego chciałaby uniknąć. Ciocia
Lusia była jedyną siostrą nieżyjącej już mamy i uważała, że po jej śmierci musi
zastąpić jej i jej rodzeństwu matkę. Może gdyby mieli dużą
rodzinę,
to można byłoby ją zignorować, ale była tylko ona. Ojca rodzina, po jego
odejściu znikła razem z nim. Więc pozostawała ciocia Lusia, jej dwie
landrynkowe córeczki i wujek Wacek, który, gdy tylko widział Julii brata,
zamykał się z nim w swoim gabinecie i popijając wódeczkę grali w karty.
A
w salonie pozostawało 6 bab. Ona, jej siostry Helena i Hanna, ciocia i jej
córki Madzia i Małgonia. „Jakiś maharadża ucieszył by się z takiego haremu” – ironizowała w myślach.
Ale
przed imieninami, trzeba było kupić odpowiedni prezent.
Julia
mimo, że do obcych bywała nieśmiała, na łonie bliskich nie krępowała się
wygłaszać na głos, nawet najbardziej idiotycznych pomysłów i opinii.
-
Kupmy jej lusterko – zaproponowała.
-
Po co? - spytała Helena.
-
W końcu będzie mogła porozmawiać z kimś na swoim poziomie.
-
Julia – fuknęła Hanna – tak nie można.
-
No co, znowu będzie się wywyższać, że jest super ekstra notariuszem, a nasza
mama była tylko kurą domową i to kiepską, bo nie umiała przytrzymać przy sobie
ojca.
-
To było w zeszłym roku – powiedziała Helena.
-
A w tym, będzie się śmiała z mojego pisarstwa, twojego rozstania z Olkiem i z
bezrobocia Hanny.
-
Nie jestem bezrobotna – wtrąciła się siostra – tylko w trakcie regeneracji sił
przed nowymi wyzwaniami.
-
Od roku – tym razem, to była Helena.
-
Szukam.
-
A czy my ci wypominamy? – powiedziała Julia – mówię o cioteczce, która zaprasza
nas tylko po to, żeby się ponabijać z naszego życia.
-
Napisz o niej książkę – poradziła Helena.
-
Oszalałaś, jeszcze bym się musiała się z nią podzielić zyskami – parsknęła
Julia.
-
O, mam – Hanna przerwała ich dyskusję.
-
Co masz? – spytały.
-
Sklep, w którym jej coś kupimy. Zawsze mówiła, że gdyby nie alergia, to by
miała kota. Kupmy jej rzeźbionego.
-
Nie spodoba jej się – pokręciła głową Helena.
-
I o to chodzi – Julia nie oglądając się na siostry weszła do sklepu.
Lola
Bankiety
firmowe były nieodłącznym elementem marketingowym, dlatego musiała na nich
bywać. Co prawda lubiła imprezy z tak zwanej wyższej półki, ale raczej chodziło
jej o zamożność, niż o sztywne wystawanie w kącie z trzema podstarzałymi
facetami, którym w życiu pozostało tylko ślinienie się na widok takiej laski,
jak ona. I oczywiście prowadziła rozmowy o niczym, bo gdy zaczynała wypowiadać
swoje uwagi na temat kursu dolara, akcji spółek i transakcji finansowych,
faceci zazwyczaj zamierali na chwilę, a potem wybuchali śmiechem i mówili:
-
Ale nas nabrałaś, Piotr specjalnie kazał ci się przygotować z najświeższych
doniesień z rynku. Ale z niego zgrywus.
I
kto powiedział, że dobrze jest być blondynką? Same utrapienie, nikt nie brał
jej na poważnie.
Dlatego
stała i pozwalała starym prykom się wygadać.
Nagle
ocknęła się z zamyślenia i zauważyła, że trzy pary oczu wpatrują się w nią wyczekująco.
I paradoksalnie, teraz cieszyła się, że biorą ją za głupią, bo zachichotała
wdzięcznie, przewróciła zalotnie oczami i powiedziała:
-
Przepraszam, ale się zagapiłam – nie mogła powiedzieć „zamyśliłam”, bo by
zaczęli dociekać, o czym to może sobie myśleć sekretarka szefa podrzędnego
działu.
-
Pytamy, czy kiedy i gdzie się pani wybiera na urlop.
-
Nie wybieram się – powiedziała cicho – pracuję tutaj niecałe 5 miesięcy.
-
Biedactwo – jeden ze starszych panów poklepał ją współczująco po ręku.
Lola
musiała się bardzo postarać żeby nie wznieść oczu do nieba.
-
Przepraszam panów na chwilę – z ulgą opuściła ich towarzystwo i wyszła na taras
żeby odetchnąć w miarę świeżym powietrzem. Podeszła do barierki i rozejrzała
się po pustych ulicach stolicy. Widok z 5 piętra secesyjnej kamienicy był
nieciekawy, ale wolała to niż robienie za manekin. Nagle usłyszała pisk opon.
Wychyliła się mocniej i zobaczyła dwa szybko jadące samochody.
„Jak
zwykle łepki w drogich furach tatusiów ścigają się od świateł do świateł.” – ale
jakież było jej zdziwienie, gdy oba samochody zignorowały sygnalizację świetlną
i popędziły przed siebie z zawrotną prędkością.
-
Nielegalne wyścigi – usłyszała przy uchu męski głos.
Wyprostowała
się szybko i odsunęła od mężczyzny. Facet był przystojny, dobrze ubrany i po
trzydziestce. W jego wzroku zobaczyła rozczarowanie jej reakcją.
-
Słucham?
-
Banda małolatów ściga się za kasę, a potem policja odstawia ich z mandatem do
domu.
-
Skąd pan wie?
-
Po co od razu pan, Kamil mam na imię.
-
Leokadia – przedstawiła się.
Facet
parsknął śmiechem.
-
Jak?
-
Leokadia – powtórzyła cierpliwie – i nie wiem, co pana tak rozśmieszyło, imię
jak każde.
-
No tak, ale twój szef powiedział, że masz na imię Lola.
-
To zdrobnienie, nie ma takiego imienia jak Lola – co za buc, pomyślała- a
wracając do tematu skąd pan wie, że to nielegalne wyścigi?
-
Bo to nie Rosja, żeby bezkarnie olewać przepisy.
-
Nie odpowiedział mi pan na pytanie – powiedziała. Był zaskoczony.
-
No, tego, tak…yyyy – próbował coś wymyślić.
-
Nie wie pan? Szkoda – zrobiła najsłodszą minkę, na jaką było ją stać i weszła
do środka.
Dorota
Czuła,
że dzisiaj może wszystko, samochód szedł jak marzenie, rywal był młody i
niedoświadczony. Dzięki niemu zarobi trochę kasy. Uśmiechnęła się do siebie i z
piskiem opon weszła w zakręt. Jeszcze tylko jedna prosta i będzie na mecie. Już
z oddali widziała tłum szalejących lasek. Niestety, przy takich imprezach,
zawsze było pełno łatwych i pustych panienek. Przez nie długo musiała
udowadniać, że jest zawodnikiem, a nie dziewczyną do klepania po tyłku.
Przecięła
linię mety jako pierwsza. Nawet jeszcze nie zatrzymała samochodu, a już tłum
wrzeszczących ludzi oblepił jej maskę. Wysiadła i uśmiechnęła się szeroko. Tak,
dzisiaj miała swój dzień, pierwszy raz od dwóch miesięcy wygrała.
-
Dora, Dora, Dora – skandowali jej fani.
Podszedł
do niej „skarbnik” wyścigów i wręczył plik banknotów.
-
No Dora, dzisiaj nam pokazałaś – uśmiechnął się do niej swoim nieszczerym
uśmiechem węża.
-
Mówiłam, że to tylko kwestia czasu.
Podszedł
do nich przegrany. Młody dwudziestoletni chłopak.
-
Następnym razem, ty będziesz wąchać moje spaliny – powiedział wściekły.
-
Nie podniecaj się tak – odparła – nie wygrasz póki nie kupisz sobie swojego
samochodu. Autkiem tatusia się nie ściga, bo co by powiedział, gdybyś go lekko
zadrapał?
Wszyscy
wokół wybuchli gromkim śmiechem. Młody chłopak zrobił się czerwony na twarzy.
-
Jeszcze się spotkamy – warknął, wsiadł do auta i odjechał.
Po
chwili obok niej pojawiło się dwóch kumpli jej chłopaka, Maciek i Michał.
-
Wygrałaś z żółtodziobem.
-
Wiem – mruknęła Dorota – ale zwycięstwo, to zwycięstwo, nie?
Pokazała
ile zarobiła, a oni aż gwizdnęli.
-
To głupek – pierwszego odetkało Maćka – pierwszy raz u nas jechał i aż tyle
postawił?
-
Głupek – potwierdziła Dorota.
-
Zmywamy się, bo i tak za długo tu tkwimy, zaraz namierzy nas psiarnia –
powiedział Michał.
Dorota
posłuchała ich rady, gdy była kilka przecznic dalej, policja na kogutach
jechała w stronę nielegalnego toru.
Spojrzała
na banknoty leżące na siedzeniu i już wiedziała, na co je wyda. Bynajmniej nie
na biżuterię, jej samochód wymagał ciągłych ulepszeń.
Kaśka
Kilka
tygodni temu wróciła do pracy, miała to szczęście, że szef małej firmy
transportowej miał serce do dzieci i nie stroił fochów z powodu ciąż,
macierzyńskich i wychowawczych. Wróciła na swoje stanowisko logistyka i póki
co, nikt nie zamierzał jej zwalniać. I tak się cieszyła, że mogła być przez
trzy lata na wychowawczym, a Tomek jej mąż, co by o nim nie mówić, wcale jej
nie gonił do powrotu. Zarabiał dobrze i uczciwie dzielił się z nią kasą, ale
ona sama czuła, że musi coś ze sobą zrobić. Bo ciągłe siedzenie w domu i
czekanie na jakikolwiek ciepły gest od strony męża, wbijało ją w coraz większą
depresję. A tak to musiała wyjść do ludzi, jakoś wyglądać i mogła choć na
chwilę oderwać się od spraw domu. Godziny pracy miała dobre, a firma znajdowała
się dwa przystanki od mieszkania. Także po pracy od razu mogła iść po chłopców
do przedszkola. I wszystko było by cudownie, gdyby nie fakt, że Tomek miał ją w
nosie. Oczywiście od czasu do czasu spełniali wobec siebie tzw. obowiązek
małżeński, ale równie dobrze mogliby tego nie robić. Wszystko było mechaniczne
i pozbawione czułości. Potem odwracali się do siebie plecami i szli spać.
-
Kaśka obudź się – krzyknął pan Henio – papiery przyszły.
Uśmiechnęła
się ciepło do starszego pana.
-
Dziękuję.
-
Fajnie, że wróciłaś, przynajmniej znowu mamy się z kogo śmiać – mężczyzna
mrugnął do niej i odszedł. O tak, można było się z niej śmiać, zwłaszcza nad
jej ponurym i nieudanym życiem małżeńskim. A matka mówiła, nie wychodź tak
szybko za mąż, poczekaj, wybadaj go. Ale ona była zakochana i głupia, a on
starszy o 6 lat i marzący o wiecznie młodej lasce. A teraz miał młodą, ale matkę
z nadwagą.
Lola
Została
zaproszona do rodziców na uroczysty obiad wydawany z okazji 20 rocznicy
powstania firmy ojca. Starannie wybrała strój i dodatki oraz poszła do fryzjera
i na manicure. Musiała wyglądać bombowo, ponieważ na bank zjawi się tam Kuba,
jej były chłopak. Śmiał z nią rok temu zerwać, ale to nie był jeszcze powód,
żeby robić z siebie męczennicę. Będzie wyglądać tak odjazdowo, że mu oko
zbieleje.
Ale
nie zbielało, ponieważ był wpatrzony, jak w obrazek, w swoją nową dziewczynę.
Ledwo powiedział jej cześć. Lola schowała gdzieś głęboko urazę i z starała się
bawić jak najlepiej.
-
To ty jesteś tą osławioną, samodzielną córeczką tatusia? – usłyszała za
plecami. Odwróciła głowę i spojrzała w ciepłe brązowe oczy. Mężczyzna mógł mieć
ze 30 lat, chociaż mógł mieć też więcej, ponieważ miał już kilka siwych włosów.
-
Słucham? – zdziwiła się.
-
Twój ojciec wszedł pół roku temu ze mną w interes i co raz wspomina, że ma
wspaniałą córkę.
-
Mój ojciec wszedł w interes z kimś młodym? Niemożliwe, myli pan ojców.
Mężczyzna
roześmiał się ciepło.
-
Nie mylę się, Leokadia, tak?
-
Tak. Ale co skłoniło mojego tatę….
-
Pieniądze – uciął – ale widzę, że co do ciebie się nie mylił. Rzeczywiście
jesteś niesamowita.
-
Bo mam blond włosy, czy długie nogi, czy obie te rzeczy na raz?
Mężczyzna
znowu zaczął się śmiać. Lola straciła cierpliwość.
-
Nie jestem głupią i pustą dziewczyną, rozumiesz? – i chciała odejść, ale złapał
ją za ramię.
-
Nie denerwuj się, nie powiedziałem niczego złego, sama sobie dorobiłaś
ideologię. A twój ojciec jest dumny nie z twojej urody, tylko z tego, że
postanowiłaś samodzielnie zająć się swoim życiem i karierą.
-
Jestem sekretarką – przyznała.
-
No i?
-
No i wszyscy faceci, którzy przychodzą do mojego szefa myślą, że jestem pustą
trzpiotką.
Mężczyzna
nie skomentował tylko posłał jej kolejny zniewalający uśmiech i powiedział:
-
Nie przedstawiłem się, mam na imię Paweł.
Tym
razem i ona się uśmiechnęła.
-
Miło mi.
Julia
Ciocia
Lusia wbrew nadziei Julii ucieszyła się z rzeźbionego kota i trzech wściekle
pachnących świeczek. Potem posadziła je do stołu i rozpoczęła się paplanina.
-
Heleno, nie powinnaś tyle jeść, masz jak matka tendencję do tycia. To przez to
wasz ojciec odszedł…
-
A ja myślałam, że przez inną babę – przerwała jej Helena.
-
Nie dałaś mi dokończyć – ciągnęła niezrażona ciocia Lusia – może właśnie przez
to, że przytyłaś, Olek cię rzucił.
-
Nie wydaje mi się – powiedziała Helena – to ja z nim zerwałam.
-
Kto wie, może tylko tak mówisz, żeby ukryć zażenowanie?
Helena
już nic nie powiedziała, bo bała się, że wybuchnie.
Kiedy
ciocia Lusia nie doczekała się odpowiedzi, wskoczyła na Julię.
-
A ty co? Myślisz, że utrzymasz się z pisarstwa? Lepiej znajdź sobie bogatego
męża, a najlepiej wszystkie sobie znajdźcie, bo to wstyd tak długo być pannami.
Nie minie kilka lat, a będziecie starymi pannami.
-
A Małgośka i Magda? – spytała Julia – mają po 23 lata, też by mogły się już
rozejrzeć.
-
One jeszcze studiują, mają czas.
-
My też – powiedziała Hanna.
-
A ty to pracę znajdź, ile będziesz siedzieć na garnuszku sióstr.
Przed
dalszym przesłuchaniem wybawił je brat Krzysiek.
-
Zbieramy się? Ja muszę jutro wcześnie wstać.
-
Dobra, odwieziemy cię.
-
Ale przecież tylko Hanka może pojechać, potem po was wróci – oponowała cicha
Lusia – posiedźcie jeszcze trochę, no popatrzcie, prawie nic nie zjadłyście.
Heleno, czemu nie spróbowałaś mojego ciasta?
-
Pojedziemy wszystkie, Hance nie będzie się chciało robić dwa razy tej samej
drogi – powiedziała Helena wstając.
Kaśka
Na
weekend zapowiedzieli się z wizytą teściowie. Oczywiście nie spytali się, czy
mogą przyjechać, ani czy nie przeszkadzają im w planach. Nie to, żeby miała z
mężem cokolwiek robić, ale mogli chociaż zapytać. Ona była urodzoną
Warszawianką, ale Tomek i jego rodzina pochodzili ze Starogardu Gdańskiego,
więc wiadomo było, że będą u nich nocować.
Do
tego Tomek uważał, że muszą im odstąpić swoją sypialnię, z czym ona się nie
zgadzała. Ich łoże małżeńskie powinno być nietykalne. Ale już dawno przestała
się z nim o to spierać. No i musiała wypucować dom, postawić na honorowym
miejscu porcelanowe figurki od teściowej, a na stół położyć rodową zastawę,
którą matka Tomka wręczała jej niemal z nabożną czcią.
To
nic, że nic z tych rzeczy nie pasowało do ich nowoczesnego i funkcjonalnego
mieszkania.
Zajrzała
do pokoju chłopaków, a tam oczywiście jakby przeszło tornado. Teściowej by się
to nie spodobało, przy każdej nadarzającej się okazji powtarzała:
-
Dzieci trzeba uczyć porządku i nie powinno się im kupować zbyt wielu zabawek.
Za moich czasów wystarczył drewniany konik i hula hop.
Za
każdym razem, jak mieli przyjechać teściowie narastał w niej bunt żeby pokazać
im, że to jej dom i jej życie, ale wtedy wkraczał Tomek:
-
Gdzie położyłaś bibeloty od mamy?
-
Są w dolnej szufladzie regału – odpowiedziała.
Gdy
wynurzyła się z pokoju chłopców, zobaczyła, że jej mąż poleruje zakurzone
paskudztwo i ustawia na komodzie w takiej samej pozycji, jak zwykle. Nie mogła
pojąć, jakim sposobem on to pamięta.
Julia
Zadzwonił
telefon, Julia nie ruszała się sprzed komputera zbyt zajęta pisaniem, odebrała
Hanka. Po kilku sekundach krzyknęła:
-
Julia, to do ciebie, wydawca.
Dziewczyna
szybko podbiegła i niemalże wyrwała siostrze słuchawkę z ręki.
-
Dzień dobry panie Borecki – powiedziała.
-
Dzień dobry pani Julio, chciałem się spytać, co pani robi w najbliższy weekend.
-
Będę pisać – powiedziała.
-
I nie chce sobie pani zrobić przerwy?
-
A co pan proponuje? – spytała zaintrygowana.
-
Mój znajomy wyprawia raut i chętnie bym panią ze sobą zabrał.
Julia
zawrzała gniewem.
-
Panie Borecki, jest pan żonaty, jak pan śmie…
-
Spokojnie, spokojnie – śmiał się do słuchawki mężczyzna – chodzi o to, że chcę
panią z nim poznać, panią i jeszcze jednego pisarza.
-
Acha – ochłonęła – przepraszam za ten wybuch.
-
Nie szkodzi, rzeczywiście moja propozycja zabrzmiała dwuznacznie. To jak, chce
pani iść?
-
A czemu chce pan mnie z nim poznać?
-
Ponieważ jest on właścicielem wziętej gazety i szuka bystrych osób, ale nie
profesjonalnych dziennikarzy. Bo, jak sam powiedział, oni są zbyt szablonowi i
przesiąknięci manierą.
-
Dobrze, chętnie pójdę i poznam tego pana – powiedziała Julia.
-
Zatem proszę przybyć pod wydawnictwo na godzinę 19 00, ubiór luźny. Do
widzenia.
-
Do widzenia.
Hanka
wpatrywała się w pobladłą nagle siostrę.
-
Co się stało? – dopytywała.
-
Jadę na raut i mam poznać jakiegoś szefa gazety, który szuka nowej krwi.
-
I dlatego zbladłaś?
-
Wiesz, jak ja się zachowuję przy poznawaniu kogoś nowego? Zwłaszcza jeżeli
chodzi o mężczyzn?
-
Ups – skrzywiła się Hanka – może będzie starym dziadkiem?
-
Nie ma znaczenia, nie lubię poznawać obcych ludzi, przecież wiesz.
-
A pamiętasz, że do pana Boreckiego poszłaś sama i zawalczyłaś o wydanie
powieści? Miałaś wtedy 20 lat.
-
No tak, ale zrobiłam tak, bo mi zależało.
-
A czy czasem kiedyś nie mówiłaś nam, że chciałabyś pisać artykuły?
-
Miałam 15 lat – zaśmiała się Julia i dodała – ale może masz rację, może
powinnam to potraktować czysto zawodowo.
-
Jeżeli tak zrobisz, to masz nową pracę w garści.
Dorota
-
Niech się pani nie martwi – powiedziała do klientki – wymienimy przewody i
samochód będzie jak nowy.
-
Ale co powie na to mój mąż – powiedziała spanikowana klientka – on wciąż mi
powtarza, że gdy tylko wsiądę za kierownicę, to coś się dzieje.
-
Ta usterka nie jest z pani winy, więc nie powinien mieć pretensji – uśmiechnęła
się szeroko, ale kobieta nie podzielała jej radości i zaczęła mówić, że mąż
zawsze się jej czepia.
Dorota
nie znosiła takich klientek, gadały jak najęte, przeszkadzały i trzeba było
trzy razy im powtarzać, że nie muszą przebywać w warsztacie podczas reperacji
samochodu.
-
Proszę wracać do domu, samochód będzie gotowy na 16 00.
-
Ale na pewno? Na pewno pani zdąży przed 18 00?
-
Przecież powiedziałam.
Kobieta
wyszła z warsztatu i wsiadła do taksówki. Dorota odetchnęła i wzięła się do
pracy.
Po
chwili wpadła jej siostra i przeraźliwie jęknęła.
-
Dorotaaaaa.
-
Czego? – jeżeli Karina jęczała, to na bank chciała pożyczyć samochód.
-
Pożyczysz…
-
Nie.
-
Ale.
-
Powiedziałam nie.
-
Świnia jesteś – młodsza siostra chciała już wyjść.
-
Nie pożyczę ci, bo jest rozebrany, po pracy będę go znowu składać. Weź samochód
taty.
-
Ale twój jest lansiarski, a ojca – zrobiła minę, jakby było jej niedobrze –
sama rozumiesz.
-
Trudno, będziesz musiała się przemęczyć i twoje koleżanki też.
-
Skąd wiedziałaś, że chcę pojeździć z koleżankami po mieście?
-
Bo gdybyś chciała tylko pojechać do kina, wystarczyłby ci wóz ojca.
Karina
wyszła, a Dorota pomyślała – „Młodsze siostry są nie do zniesienia.”
Lola
-
Jak wyglądam? – spytał się jej szef. Spojrzała na przystojnego
trzydziestokilkuletniego mężczyznę. Był ubrany w dobrze skrojony garnitur,
śnieżnobiałą koszulę i dopasowany krawat. Włosy miał, jak zwykle krótko
przystrzyżone, twarz ogoloną na gładko. „Niczym się nie różni od innych
dyrektorów w tej korporacji.” – pomyślała, ale głośno powiedziała.
-
Jak zwykle świetnie – i uśmiechnęła się.
-
Nie zapytasz mnie gdzie idę?
-
A powinnam?
-
Owszem, bo i tobie może coś skapnie – uśmiechnął się szeroko pokazując
równiusieńki rząd śnieżnobiałych zębów. „Normalnie bez skazy.” – pomyślała.
-
Zatem, gdzie pan idzie?
-
Po podwyżkę dla mnie i dla całego działu. Zobaczymy, czy się uda. Jak wiesz mamy
od ponad roku najlepsze wyniki pracy, nikt nam nie może dorównać, dlatego
szefostwo powinno być przychylne mojej prośbie.
-
Na pewno pan ich oczaruje – powiedziała Lola.
-
Uwielbiam cię – zaśmiał się pan Piotr i przez chwilę stał się mniej wymuskany, a
bardziej ludzki.
-
Tak? – grzecznie się zainteresowała.
-
Ponieważ zawsze wiesz, co należy
powiedzieć mężczyźnie, chociaż wiem, że myślisz co innego.
Nawet
nie zaprzeczyła tylko szeroko się uśmiechnęła.
-
Bardzo bym chciał wiedzieć, co o mnie naprawdę myślisz.
-
Nie chciałby pan – jej uśmiech stał się jeszcze szerszy.
Kaśka
Teściowa
weszła w drzwi i rozejrzała się fachowym wzrokiem, potem nieznacznie skinęła
głową, co mogło oznaczać tylko tyle, że jest zadowolona, że wszystko jest na
swoim miejscu. Potem uśmiechnęła się szeroko i przywitała.
-
Witaj kochanie – powiedziała do niej – zobacz co wam przywiozłam z Zakopanego –
i wyjęła z torby landszaft, którego nikt zdrowy na umyśle nie powiesiłby sobie
na ścianie.
-
Dziękujemy – uśmiechnęła się dziewczyna i dała obraz mężowi – Tomek z pewnością
gdzieś to powiesi.
-
Gdzieś? – oburzyła się teściowa – ja już widzę dla niego miejsce. O tu w
salonie – pokazała palcem – będzie go widać od razu po wejściu.
-
Zobaczymy – powiedział Tomek i na razie położył obraz w przedpokoju na
komodzie.
-
A gdzie moje pociechy? – zaświergotała nagle teściowa. Jak na zwołanie dwie
małe, roześmiane kulki wybiegły z pokoju i jeden przez drugiego wpychały coś do
rąk babci.
-
Laurki? Dla mnie? Jakie piękne.
Co
by nie mówić, teściowa była wzorową babcią i nawet się nie zająknęła widząc
wściekle fioletowe i czarne głowonogi. Chłopcy puchli z dumy i czekali na
prezenty. I doczekali się, jak tylko w drzwiach pojawił się teść, taszcząc ze
sobą torby i małe pakuneczki.
-
Co się mówi? – krzyknęła Kaśka za znikającymi synami.
-
Dziękujemy – i już ich nie było.
Za
to nastąpił żmudny proces ulokowania rodziców Tomka u nich w pokoju, nakrywania
do stołu i pierwszych rozmów o niczym.
-
A wy nie planujecie więcej dzieci? – wypaliła nagle teściowa.
Kaśka
zbladła, teść syknął coś przez zęby, a Tomek powiedział z szerokim uśmiechem.
-
Dzieci to nie fabryka, nie robi się ich hurtowo.
-
Ale moglibyście…
-
Mamo – uciął Tomek – jeżeli coś się trafi to będzie, mamy już dwóch synów.
-
Ale córeczka… – nie dawała za wygraną teściowa.
-
Nie będziemy mieć więcej dzieci – odważyła się powiedzieć Kaśka – i mogła by
mama w końcu to pojąć.
-
Ale dlaczego? – upór tej kobiety był dla Kaśki przerażający.
-
Bo nie chcemy – hardo patrzyła w oczy matce swojego męża.
-
Jadzia, daj spokój – odezwał się teść – Tomek powiedz lepiej, jak ci idzie
prowadzenie firmy, masz klientów?
Kaśka
odetchnęła, ale tylko w duszy, bo przeszywający wzrok teściowej przyszpilił ją
do krzesła.
Dorota
Stała
na światłach, obok podjechał samochód wypełniony po brzegi młodymi łebkami.
Muzyka z głośników dudniła, tak, że dziewczyna miała wrażenie, że zaczyna
podskakiwać w siedzeniu. Nie lubiła takiego typu chłopaków, dlatego żeby nie
ściągać ich wzrokiem, odwróciła głowę. Niestety, spodobał się im jej samochód.
-
Ej mała, ścigasz się – usłyszała głupkowaty głos i cały chór głupkowatych
śmiechów.
Twardo
wpatrywała się w światła.
-
Ej, mówię do ciebie – krzyczał kierowca, usiłując przekrzyczeć muzykę.
Zielone,
Dorota ruszyła powoli i miała nadzieję, że chłopaki sobie pojadą, zostawiając
jej spaliny i kilka przekleństw. Ale oni jak na złość, jechali równo z nią, aż
do kolejnych świateł.
-
Ej, mała – zaczął znowu kierowca – bądź kurwa miła i ścigaj się.
Spojrzała
na niego. Niewysoki, łysy, w dresach. Uśmiechnęła się szeroko, pokazała mu
środkowy palec i nacisnęła gaz.
Nie
mieli szans, zostawiła ich na kolejnych światłach, a sama zwolniła do
przepisowego 60 km/h.
„Idioci.”
– pomyślała.
Lola
Pan
Piotr wrócił z rozmowy o podwyżkach szczęśliwy i uśmiechnięty. Zwołał cały
zespół i oznajmił.
-
Mamy podwyżkę – wszyscy zaczęli klaskać i gwizdać – ale…
Szef
zawiesił głos, a reszcie zrzedła mina.
-
Ale pamiętajcie, że musimy utrzymać poziom. Jutro zapraszam do mnie
indywidualnie, każdy coś dostanie. Może nie będą to zawrotne sumy, ale będą.
Ponownie
rozległy się oklaski, a potem ludzie wrócili do swoich boksów. Lola oczywiście
została w sekretariacie. Szef spojrzał na nią i powiedział smutno.
-
Niestety, ty jeszcze nic nie dostaniesz, za krótko pracujesz.
Lola
wcale nie była zaskoczona, taki był los nowych, chociaż było jej trochę
przykro. Spojrzała na szefa i zastanawiała się czemu on wciąż tu sterczy.
-
Tak? – spytała uprzejmie.
-
Ale i dla ciebie coś mam – uśmiechnął się nieskazitelnym uśmiechem gwiazdora i
się na nią przez dłuższą chwilę patrzył. To nieudolnie budowane napięcie
zaczęło ją irytować.
-
Tak? – ponownie wysiliła się na uprzejmość.
-
Masz umowę na stałe.
To
był jej pierwszy szczery uśmiech tego dnia.
-
Dziękuję – powiedziała.
-
Jakoś mało się cieszysz – „ A co, mam ci się rzucić na szyję?” – pomyślała, ale
głośno powiedziała.
-
Ale ja się tak cieszę, serio. Nie jestem jakoś szczególnie wylewna.
-
Acha – powiedział pan Piotr – w takim razie przyjdź zaraz do mojego gabinetu
podpisać nową umowę.
Komentarze
Prześlij komentarz