Dwa rody - odc.3
Ewa i Kasia
Był lipiec. Przyjaciele Ewy ze studiów rozjechali się do domów i
została jej tylko do towarzystwa rodzina. Oczywiście nie narzekała, ale co
rówieśnicy to - to rówieśnicy. Z nudów poszła do Kaśki, a tam zastała Adę i
Kamila wrzeszczących na całe gardło i bawiących się w jakiś super bohaterów w
dużym salonie, który zajmował niemalże cały parter domu. Siostrę znalazła w kuchni nad krzyżówką.
- Oni długo tak mogą? – spytała Ewa.
- Długo, ale póki krew się nie leję, nie reaguje – powiedziała
spokojnie matka Polka – z czym przyszłaś?
Zmieniła temat widząc, że siostra niesie w ręku katalogi z biur
podróży.
- Wybywam na wakacje, ale nie wiem gdzie. Chcesz mi pomóc w wyborze?
Kaśka uśmiechnęła się promiennie.
- Wiesz co? Ty masz dobry pomysł. Ostatnio zastanawiałam się z
Andrzejem nad miejscem na spędzenie urlopu, może pojedziemy razem?
Ewa uśmiechnęła się krzywo.
- Ale ja biorę osobny pokój. Ostatnim razem w apartamencie miałam
non stop czyjeś stopy na brzuchu, palce w nosie i obślinioną z rana buziakami
twarz.
Kaśka zaczęła się śmiać.
- Co chcesz, to tylko miłość.
- Dziękuję, wolę się wyspać.
Obie kobiety usiadły nad kolorowymi magazynami i zaczęły je
spokojnie przeglądać.
- Masz jakieś typy kierunku? – zagadnęła Kaśka.
- Turcja, Cypr, Grecja.
- W Turcji byłam dwa razy, a na Cyprze raz, może Grecja.
- Dobrze – zgodziła się siostra.
Daniel i Zocha
Matka i syn, razem podziwiali dzieło powstałe w ciągu kilku
tygodni, ale z którego Zocha nie do końca była zadowolona.
- No i co o tym sądzisz? – dopytywała, kiedy młodszy syn zwlekał z
odpowiedzią.
- Jeszcze się zastanawiam – mruknął i podszedł bliżej sztalug, po
chwili odsunął się aż do drzwi, mruknął coś do siebie niewyraźnie.
- No i?
Spojrzał na matkę i westchnął.
- Znowu się spieszyłaś – oznajmił – gdzie?
- Trzy tygodnie uważasz za pośpiech? – zirytowała się.
- Tak, bo obraz jest jakby niedokończony. Im jesteś starsza, tym
bardziej niecierpliwsza.
- To jest sztuka współczesna, nie muszę malować obrazu przez dwa
lata.
Daniel parsknął.
- Oczywiście, ale jak nie będziesz się starać, to ludzie przestaną
się tobą interesować.
Zocha zrobiła smętną minę.
- Masz rację, jak zawsze – cmoknęła go w czoło – kto by pomyślał,
że zrobisz się takim znawcą? A teraz idź już, ja będę dopieszczać dzieło.
- Ale jeszcze ci nie powiedziałem, co mi się nie podoba.
- I dobrze – odparła, po czym wypchnęła syna za drzwi pracowni i
zatrzasnęła je ze nim.
Dominik
Ojciec nastolatki wpłacił pieniądze na czas, więc dziewczyna mogła
wrócić do domu. Kiedy ta sprawa została
zamknięta, zaczął szykować się do wyjazdu do Budapesztu. W związku z tym czuł
na sobie wielką presję, ponieważ to była jego pierwsza, poważna sprawa poza
granicami Polski, nie mógł nawalić. Ojciec by mu nie wybaczył.
Oczywiście z nikim o tym nie rozmawiał, ani nie podzielił się
swoimi wątpliwościami, ponieważ nie mógł sobie na to pozwolić. Ludzie nie mogli
wyczuć, że ma jakieś słabości. Musiał być twardy.
Czasami zazdrościł Krystianowi tego, że nie musiał się martwić o
rodzinny interes, że mógł sobie pozwolić na luz.
- Na długo jedziesz? – spojrzał na kobietę leżącą w jego łóżku.
Był tak zaaferowany wyjazdem, że zapomniał o jej istnieniu. Była jego stałą
kochanką, a raczej utrzymanką. Układ był czysty. On jej sponsorował studia, ona
nie wymagała niczego i trzymała buzię na kłódkę.
- Nie wiem – odparł – ale nie martw się, pieniędzy ci nie
zabraknie.
- Ja nie o tym… – nadąsała się.
- Nie mów, że będziesz tęsknić – powiedział bez cienia uczuć.
- Będę – powiedziała cicho.
„Czas to skończyć, mała zbyt się przywiązała” – stwierdził w
myślach. Ale postanowił zrobić to po powrocie, nie miał teraz czasu na babskie
lamenty.
- Ubieraj się i wracaj do domu – powiedział głośno – ja za godzinę
muszę być na lotnisku.
Dziewczyna nadal nadąsana, wstała i zaczęła się ubierać. Nie
rozumiała tego człowieka, czy jego mogło cokolwiek wzruszyć?
Waldek
Siedział u siebie w biurze i nerwowo wybijał palcami rytm na
blacie stołu.
Przed nim siedziało jego dwóch zaufanych ludzi. Jeden mały, chudy
z wyłupiastymi oczami i orlim nosem, a drugi potężny i zwalisty, ale o dosyć
przystojnej twarzy, którą niestety szpeciła duża blizna na policzku. Pierwszy
nazywany był „Majster”, gdyż był specem od włamań, drugiego nazwano „Żniwiarzem”,
gdyż nosił przy sobie duży nóż, którym umiejętnie się posługiwał. Był
człowiekiem pilnującym spokoju na terenie Waldka.
- Nie podoba mi się to, co słyszę – odezwał się w końcu do nich –
wjechali sobie? Tak po prostu?
- To było dziwne, nie – odezwał się Majster chrapliwym,
przepalonym głosem – siedze se spokojnie i palę szluga, a tu czarny merol
podjeżdża i jak nie dupnie serii po wystawie. Ledwie zdążyłem glebnąć na
ziemie. Wszystko poszło w drobny mak.
- To jawne wypowiedzenie wojny, czy ktoś ich wpuścił?
- Szefie – zagrzmiał barytonem Żniwiarz – pan Oskar mówił, że Łysy
dzisiaj znikł im z oczu około 13 00, a kolesie przyjechali pół godziny później
A żołnierzyki Łysego, to znaczy nasze, byli w drugiej części rewiru. Chyba nie
trzeba więcej dowodów?
- Dobrze, weź Oskara i złapcie Łysego, ale żywego – Majster i
Żniwiarz wstali, zanim wyszli Waldek jeszcze do nich powiedział – dajcie
chłopakowi rozkazywać, nic za niego nie róbcie.
Małgorzata Kryńska
Siedziała sama w pokoju telewizyjnym i patrzyła w ekran, ale nie
śledziła wydarzeń, o których mówiła spikerka. Biła się z własnymi myślami na
temat wychowania swoich dzieci. Od zawsze byli z Robertem zgodni, że muszą być
surowi i egzekwować od nich posłuszeństwo i szacunek. Dodatkowo wymagali od
Justyny żeby dbała o swoją reputację i nie pozwalali jej do pewnego momentu na
swobodne spotkania z kolegami. Ale nawet teraz, kiedy mogła robić co chciała,
nie spotykała się z nikim. Może to było powodem jej apatii? Brak chłopaka.
Wszystkie koleżanki miały, a ona nie.
Małgorzata westchnęła. Chciałaby porozmawiać o tym z Robertem, ale
ten nie zrozumie. Chciałaby porozmawiać z córką, ale ona nie chciała się
uzewnętrzniać.
A może po prostu dziewczyna potrzebuje odpoczynku? Tak, wyjazd z
koleżankami do Grecji na pewno dobrze jej zrobi. Jeżeli to nie pomoże, to zmusi
ją do rozmowy. Przecież była jej matką, miała prawo wiedzieć, co dzieje się w
duszy córki.
Andrzej i Kaśka Koreccy
Mężczyzna siedział nad skomplikowanymi paragrafami prawnymi i
badał wszelkie możliwe kruczki, którymi mógłby się posłużyć w razie wpadki
teścia w najnowszym przedsięwzięciu. Było to żmudne zadanie, którym musiał się
zająć sam, w ciszy i spokoju. Dlatego
nie wrócił z biura do domu, tylko zaszył się w nim i pracował. Andrzej mimo
młodego wieku, był dosyć dobrze znany w światku prawniczym, gdzie wyrobił sobie
opinię twardego gracza. Dzięki temu zarabiał bardzo dużo pieniędzy i mógł sobie
pozwolić na własną kancelarię prawniczą i kilku pracowników. Im zlecał mniejsze
sprawy, a sam zajmował się największymi. Ale ponad tym wszystkim, stała praca
dla rodziny. Bo Waldek wielokrotnie powtarzał, rodzina ponad wszystko. „Choćbyś
właśnie kopał tyłek największemu gnojkowi, a ktoś z domu do ciebie dzwoni,
zostawiasz gnojka, dajesz mu odetchnąć i gadasz z rodziną. Bo rodzina jest
najważniejsza.”
Oczywiście bardzo kochał swoją żonę i dzieciaki, ale nie uważał,
że musi być na każde ich zawołanie. Na czas pracy wyłączył telefon, żeby nikt
mu nie przeszkadzał. I to był błąd. Bo około godziny dwunastej w nocy ktoś zaczął
się dobijać do biura. Podniósł się z fotela, wyszedł z pokoju na korytarz i się
przeciągnął. Tymczasem walenie w drzwi nie ustawało, do tego doszedł dzwonek i
szarpanie za klamkę. Spojrzał przez wizjer i zobaczył zapłakaną twarz swojej
żony. Szybko otworzył drzwi i spytał.
- Co się stało?
- Co się stało?! – krzyczała i łapała nerwowo powietrze. Na jej
twarzy malowała się cała gama emocji. Od wściekłości po ulgę – to ty mi
powiedz, co się stało?!
Weszła do środka odpychając go rękoma, po czym zaczęła zaglądać do
każdego pomieszczenia.
- Kasiu? Co robisz? – spytał.
- Gdzie ona jest?! – krzyknęła.
- Kto?
- Nie wiem, ty mi powiedz. Dziwka, czy kochanka?!
Andrzej stał osłupiały i wpatrywał się w kobietę z wysoko
uniesionymi brwiami.
- Ja tu pracuję – wyksztusił.
- Tak? A telefon ci się rozładował? Czy wyłączyłeś?
- Wyłączyłem – przyznał – przecież ci mówiłem, że będę pracował i
nie chcę żeby mi ktokolwiek przeszkadzał.
- Ach ty! – krzyknęła i zaczęła wygrażać mu pięścią – przeszkadzam
ci, tak?!
- Nie – rozumiał do czego zmierza.
- To po co wyłączyłeś telefon?!
- Bo chciałem pracować w ciszy.
- Czy ty wiesz, co ja przeżyłam?! – nagle się rozpłakała –
myślałam, że może ktoś cię zabił albo
napadł. A potem, że masz kochankę! Że spotykasz się z nią tutaj…
Andrzej zrobił cierpką minę, ale podszedł do niej i otoczył
ramionami.
- Jesteś wariatką. Kocham cię. A tutaj siedzę i pracuję.
- Ale nigdy nie wyłączałeś telefonu- przytuliła się do niego – a
ja tylko chciałam ci powiedzieć, że nie będę na ciebie czekać i idę spać. A ty
nie odbierałeś, więc nagrałam się na sekretarkę, bo pomyślałam, że może
wyszedłeś z pokoju. Ale kiedy nie
oddzwaniałeś zaczęłam się denerwować.
Nagle uderzyła go piąstkami w klatkę piersiową.
- Nie rób tak więcej!
- Przecież wiedziałaś gdzie jestem.
Kaśka znowu się zdenerwowała, odepchnęła męża i stanęła na kilka
kroków od niego.
- A gdyby mnie albo dzieciom coś się stało i nikt by nie mógł się
z tobą skontaktować?!!
- Nie panikuj – uspokajał – przecież tylko wyłączyłem telefon.
- Nigdy tego nie robiłeś?! A może ona siedzi w szafie?!
- Sprawdź! – zdenerwował się na nią – nigdy nie dałem ci powodu do
niepokoju. Raz zdarzyło mi się wyłączyć telefon, a ty robisz mi raban
pomieszany z podejrzeniami o zdradę. Proszę bardzo, przeszukaj sobie całe biuro!
Patrzyła na niego i zastanawiała się co zrobić. Jeżeli przeszuka
wszystko i nic nie znajdzie, wyjdzie na głupią i zazdrosną. A z drugiej strony,
jeżeli on liczy na to, że ona da spokój? W ich światku nigdy nic nie wiadomo.
- Nie wahaj się, proszę bardzo, szukaj! – zachęcał ją.
- Nigdy więcej nie wyłączaj telefonu – powiedziała przez zęby i
ruszyła do drzwi.
Złapał ją za ramię i przytrzymał.
- Kasia – znowu był opanowany.
- Co? – burknęła.
- Nie wiedziałem, że to może cię tak zdenerwować. Gdybym wiedział,
nie wyłączyłbym telefonu, ale mam tak wielką sprawę, że nie mogę się
rozpraszać, zrozum.
Kobieta uspokoiła się trochę.
- Rodzina najważniejsza – mruknęła nieoficjalne motto jej rodziny
– wielkie sprawy nie mają znaczenia.
- Tak mówi twój ojciec.
- Tak i wie co mówi. On by tego nie pochwalił.
- Nie jestem twoim ojcem, a sobą – usłyszała w jego głosie
irytację - nie jestem idealny.
Widziała wyrzut w jego oczach. Westchnęła.
- Nie chcę żebyś nim był, a dla mnie jesteś idealny, tylko.
Zdenerwowałam się.
I znowu wewnętrznie się buntował. Przecież nie musiał przyznawać
teściowi racji, nie musiał się z nim zgadzać. Przecież mógł być niedostępny, w
końcu dla niego praca była ważna na równi z rodziną. Nie musiał myśleć, jak
Lipscy. Mógł mieć swoje zdanie. A osobiście wolałby żeby było wszystko
poukładane i na właściwym miejscu, bez tego rozgardiaszu i wariackich papierów,
na jakich żył klan Waldka. No właśnie mógł!
- Nigdy więcej tak nie zrobię – powiedział, a Kasia uśmiechnęła
się i pocałowała go mocno.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
- To może wrócisz do domu i tak już się nie skupisz.
Chciał zaprzeczyć, ale miała rację, wybiła go z rytmu.
- Tylko wezmę marynarkę – powiedział i również ją pocałował.
Justyna Kryńska
W sobotę po południu ponownie odwiedziły ją koleżanki, Dorota,
Monika, Oliwia i Natalia. Do wyjazdu został tydzień, więc musiały w końcu
usiąść i zaplanować co będą tam robić.
- Mój plan jest prosty – powiedziała Oliwia – w pierwszym tygodniu
zwiedzamy Kretę, a w drugim opalamy się przy basenie lub na plaży.
- To nie jest plan – powiedziała cierpko Natalia – ja
przygotowałam szczegółowy rozkład każdego dnia wakacji.
Po czym każdej wręczyła po kartce z zapisanymi notatkami.
- Tylko jeden dzień na opalanie? – Oliwia nie kryła
niezadowolenia.
- Opalać możesz się w Polsce, a w Grecji trzeba zwiedzać –
upomniała ją Natalia.
Na to wtrąciła się Monika.
- A ja uważam, że powinnyśmy przeplatać opalanie z wycieczkami, a
ty Justyna?
- Ja uważam, że każda z nas powinna robić co chce, w końcu to
wakacje.
Nie spodziewała się takiej reakcji koleżanek. Zawrzały z
oburzenia.
- No coś ty, przecież jedziemy razem, więc wszystko robimy razem.
Jak co roku. Dlatego spotykamy się wcześniej, żeby dogadać szczegóły.
- Dlaczego na mnie krzyczycie? – zdziwiła się – każda z was przedstawiła
swoją wizję, a ja swoją.
- Masz rację, przepraszamy – mruknęła Monika – to może żeby
zadowolić każdą, zrobimy sobie jeden dzień spędzony po swojemu, co?
Wszystkie się zgodziły i po godzinie Natalia odczytywała
szczegółowy plan wyjazdu, gdzie wszelkie propozycje zostały omówione i
zaakceptowane przez całą czwórkę.
Ale Justyna leżąc wieczorem w łóżku buntowała się wewnętrznie
myśląc o tym, że chociaż raz chętnie by podziałała bez planu.
Dominik i Krystian Kryńscy
Spotkali się już na lotnisku. Dominik, jak zwykle ubrany
nienagannie, czysto, jak z pod igły, natomiast Krystian miał na sobie dresy.
Starszy brat spojrzał na niego z dezaprobatą.
- W samolocie raczej nie trzeba być ubranym w eleganckie ciuchy –
powiedział Krystian.
No niby tak, ale:
- Na lotnisku będą na nas czekać ludzie Hunadyego, masz się przed
lądowaniem przebrać.
- Nie będę miał nic pod ręką.
- To zrób to teraz i zachowuj się jak odpowiedzialny człowiek.
Krystian zrobił kwaśną minę.
- Człowieku wyluzuj, nie jesteś naszym ojcem.
- Ale znam powagę naszego przedsięwzięcia, a ty jak zwykle to
bagatelizujesz.
Tutaj młodszy brat się zirytował.
- Niczego nie bagatelizuję, pracuje rzetelnie, ale w innej funkcji
niż ty. Ty reprezentujesz ojca, a ja mam pilnować otoczenia.
- Nie wygłupiaj się – warknął Dominik – obaj jedziemy jako
reprezentanci, to jest taki gest dobrej
woli ojca, że wysyła nas dwóch, jakby chciał im powiedzieć, że nie ma nic do
ukrycia, że im ufa.
Krystian nie pociągnął dyskusji tylko wziął torbę i poszedł szukać
łazienki.
W myślach zastanawiał się, czy jego brat kiedykolwiek spuszcza z
tonu. Czy kiedykolwiek się z czegoś śmieje. Ze zgrozą stwierdził, że nie
pamięta kiedy ostatni raz robili coś razem niezwiązanego z pracą. Ani nie
pamiętał śmiechu Dominika. Sam znał swoje miejsce u Roberta i jak miał
obowiązki, to się od nich nie migał i nie wygłupiał, ale nie uważał, że w
wolnym czasie też musi być opanowany i odpowiedzialny.
Ewa Lipska, Krystian i Dominik Kryński
Na lotnisku kłębił się dziki tłum ludzi. A czekaniu nie było
końca. Ewa znudzona bezczynnością poszła poszukać automatu z napojami. W pewnym
momencie zagapiła się na jakąś rodzinną kłótnię i wpadła na kogoś. Odbiła się
od niego i rozpłaszczyła się u jego stóp.
- Uważaj! – usłyszała niski i gniewny głos. Podniosła głowę i
spojrzała na rosłego mężczyznę w eleganckiej marynarce.
Wyciągnęła do niego rękę, żeby pomógł jej się podnieść, ale ten
spojrzał na nią jak na jakąś glizdę i odszedł. Za to drugi, ubrany podobnie i
nawet podobny do pierwszego, podskoczył do niej i pomógł wstać.
- Nie przejmuj się, on już taki jest – mrugnął do niej – chociaż
dziwi mnie, że dla ciebie też, bo tak pięknej dziewczyny, jak żyję nie
widziałem.
Ewa zobaczyła wesoły błysk w jego oczach.
- Czaruś – uśmiechnęła się, podziękowała i odeszła.
Ale potem jeszcze raz obejrzała się na wysokich i przystojnych
mężczyzn, wydawało jej się, że gdzieś widziała już kogoś podobnego do nich.
- Ewa, szybko, bo nie polecisz – usłyszała głos siostry.
Odprawa się zaczęła, więc zdarzenie wyleciało jej po chwili z
głowy. Teraz liczyło się słońce, wakacje i zabawa.
Małgorzata i Robert Kryńscy
Zdziwiła się widząc męża w środku tygodnia w domu przed 17 00.
Sama wróciła tylko na chwilę, żeby zabrać kilka dokumentów i właśnie miała
wracać do firmy, kiedy w drzwiach stanął Robert. Twarz miał napiętą, a oczy
pozostały zimne. Nie pytała, co się stało, jak będzie chciał to sam jej powie.
Jak to mówił, im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. Ale przez tyle lat małżeństwa
widziała u niego tę minę tylko kilka razy. Odgadła, że po to wrócił wcześniej
żeby móc odpocząć, przemyśleć sprawę i ukazać się jej wieczorem już spokojnym i
opanowanym.
Robert zauważył ją i momentalnie jego twarz zmieniła się w maskę.
- O, jesteś – powiedział.
- Na chwilę, wpadłam po papiery. Zazwyczaj zajmuje się tym
Justyna, ale siedzi w Grecji, więc muszę o wszystkim pamiętać.
Zarejestrowała, że mężowi trzęsą się ręce, ale usiłuje to ukryć i
chowa je za plecami.
- Wróciłem wcześniej, bo muszę przemyśleć kilka spraw –
powiedział.
- Widzę – podeszła do niego i ściągnęła z niego marynarkę. Robert
z ulgą usiadł na kanapie w salonie. Małgorzata uklękła przed nim i zaczęła
rozpinać mu guziki od koszuli.
- Co robisz? – spytał i spojrzał na nią spod oka.
- Nic, pomagam ci odpocząć – uśmiechnęła się do niego lekko.
Lubił ten uśmiech, lekko zalotny i dziewczęcy, delikatny.
Złapał ją za dłonie i przyciągnął do siebie.
- Zawsze wiesz, co mi najlepiej pomaga, pozwól że od razu ci
podziękuję.
- Nie ma za co – pocałowała go.
Oskar Lipski
Złapanie Łysego stało się niewykonalne, ponieważ facet jakby
rozpłynął się w powietrzu. Razem z Majstrem i Żniwiarzem przeczesali cały teren
należący do Waldka i nic. Oskar dostał wytyczne, że ma poprosić innych bossów o
pozwolenie na poszukiwania na ich terenie. Ale łatwo było ojcu powiedzieć,
synowi trudniej zrobić. Nagle stanął przed zadaniem, którego nigdy od niego nie
wymagano. Rozmowy na szczycie prowadził zawsze ojciec, więc czemu teraz on miał
to zrobić? Co innego rządzenie ludźmi Lipskich, ale wychodzenie poza to, było
dla Oskara nowością. Oczywiście zanim się za to zabrał najpierw kilka godzin
dyskutował sam ze sobą, czy potrafi. A potem stwierdzał, że właśnie na coś
takiego czekał, że tym udowodni ojcu, że nadaje się na jego następcę. A potem
znowu popadał w apatię, myśląc, że to kolejny test ojca, który ma pokazać, że
jest do niczego. Oczywiście na zewnątrz Oskar emanował pewnością siebie i za
nic nie dał po sobie pokazać swoich obaw. Jednak Majster ze Żniwiarzem byli
starymi wyjadaczami i nic się przed nimi nie ukryło. Siedzieli na ławce przed
biurem Waldka i obserwowali, jak mężczyzna chodzi w tę i z powrotem po chodniku
i zastanawia się, jak podejść do sprawy.
- A mógłby po prostu nas zapytać – mruknął Żniwiarz do Majstra.
- Panicz tego nie zrobi – burknął Majster – szef ma przesrane z
takim synem.
- Wyuczy się.
- Gadasz tak od kilku lat. Facet jest starym koniem, inni już
dawno zapieprzają na własny rachunek? A on wciąż przy cycku. Mała Ewa – Majster
zawiesił na chwilę głos i upewnił się, że Oskar nie słyszy i dokończył –
pokazała by mu, jak to się robi.
- Przymknij się, wiesz jak on reaguje na porównania.
- Baba nie facet – Majster machnął ręką i zapalił papierosa.
Oskar w tym czasie podjął decyzję, podszedł do nich i rozkazał.
- Jedziemy!
Zaufani Waldka wzruszyli ramionami i poszli za młodym chłopakiem.
Waldek
Mężczyzna nerwowo chodził po pokoju i zastanawiał się, czy
zadzwonić do najstarszego syna, czy tak, jak sobie postanowił, dać mu wolną
rękę.
Trochę żałował, że z nim nie pojechał i miał obawę, że syn może mu
przysporzyć nowych problemów. Czy będzie umiał z nimi rozmawiać? Czy wie, że ma
mówić twardo, ale nie rozkazująco? Czy w ogóle zostanie wysłuchany?
Ale z drugiej strony, chłopak pragnął się wykazać, a sprawa z
Łysym była dobrym testem jego doświadczenia i umiejętności.
A jak nawali? Cóż będzie musiał go odsunąć i zaproponować inną
karierę w rodzinie. A kto mu zostanie? Daniel? W życiu. Ewa, Oskar się załamie.
Kaśka w ogóle nie wchodziła w rachubę, ona najlepiej spełniała się w roli żony
i matki.
Odegnał te ciemne myśli i mruknął cicho:
- Synu, proszę cię, nie nawal.
Justyna
Hotel był wspaniały i gdyby Justyna mogła decydować, w ogóle by
się z niego nie ruszała. Ale była z koleżankami, które miały plan, więc od
dwóch dni jeździła na wycieczki fakultatywne. A czuła, że powinna siedzieć przy
basenie lub nad morzem i po prostu się opalać. I dopiero, kiedy by ją to
znudziło mogłaby wyruszyć na zwiedzanie. Ale nie, musiał być plan. Uszami jej
już to wychodziło.
- O kurcze – powiedziała do siebie cicho – skąd u mnie takie
myśli, przecież najważniejsze, że wyjechałam na wakacje, jestem z towarzystwem
i dobrze się bawię…. chyba.
- Justyna ile można siedzieć w łazience – denerwowała się Natalia
– wyłaź, bo wycieczka nam odejdzie.
Justyna pojawiła się w drzwiach i uśmiechnęła lekko.
- Zamyśliłam się.
- Coś ci się to ostatnio
coraz częściej zdarza – parsknęła koleżanka – chodź szybko, wszyscy na nas
czekają.
Justyna powlokła się za koleżanką, a po głowie tłukła jej się myśl
o leżaku, wodzie i drinku z parasolką.
Daniel
Obudził go telefon. Przez chwilę usiłował go ignorować, ale
dzwonek nie dawał mu spokoju.
Spojrzał na wyświetlacz. Dzwoniła Anita. W głowie pojawił mu się
obraz dziewczyny. Studentka 3 roku ASP, entuzjastka jego matki. Znał ją od pół
roku.
- Tak? – spytał zaspanym głosem.
- Jestem w ciąży – usłyszał zrozpaczony głos.
Daniel momentalnie przestał być śpiący, usiadł na łóżku, a przez
plecy przeszedł mu zimny dreszcz.
- Ze mną? – jego głos był, jak na jego gust zbyt piskliwy.
- Nie z tobą młotku. Z Karolem.
Daniel odetchnął, a potem doszedł do wniosku, że spytał, jak
głupi. Przecież przespał się z nią raz i to pół roku temu.
- Karol? Ten koleś wyglądający jak cherubinek? – spytał jej.
- Tak – pociągała nosem.
- On już wie?
- Taaaak! – jęknęła zrozpaczona.
- Po tonie wnioskuje, że nie był zachwycony.
- Powiedział, że jestem latawica i on nie może mieć pewności, że
to jego dziecko, więc mam spadać.
Daniel czuł, że zaczyna się denerwować.
- Przecież chodzisz z nim od 3 miesięcy i ani razu go nie
zdradziłaś.
To był klucz do tego, czemu kobiety nawet porzucone uwielbiały
Daniela, on ich słuchał i pozwalał się zwierzać i nigdy nie pozwalał mówić o
nich źle.
- No właśnie. I teraz nie wiem, co mam zrobić.
- Mogę mu obić mordę – Anita nigdy nie słyszała, żeby Daniel
odzywał się do kogokolwiek tak zimnym tonem, dlatego wydukała zaskoczona.
- Daniel…
- Powiedz słowo, a chłopak będzie pływał w Wiśle.
- Daniel!
- No co?
- Przecież ty jesteś taki spokojny…
- Do czasu kochanie, do czasu. Gdzie ten gamoń mieszka?
- Kondratowicza 30/18
- Jeszcze dzisiaj będzie cię błagał o przebaczenie.
- Daniel – ale chłopak już się rozłączył.
Zocha Lipska
Powiesiła swoje dzieło na honorowym miejscu w galerii i
przyglądała mu się z zachwytem. Daniel miał rację, kiedy się nie spieszyła
potrafiła stwarzać arcydzieła.
- Co to za bohomaz? – usłyszała tuz za plecami.
Najpierw zamarła, a potem szybko odwróciła się, żeby zgromić
ignoranta wzrokiem. Ale zamiast tego, otworzyła usta i tak już została.
Przed nią stał niezbyt wysoki i szczupły mężczyzna mniej
więcej w jej wieku i uśmiechał się
szeroko.
- Igor?!!!
- Oczywiście Zofijo złociutka, a któżby inny.
Zofia pisnęła z radości, jak młoda dziewczyna i uściskała
serdecznie mężczyznę. Ten również się ucieszył i cmoknął wyższą od siebie
kobietę w nos. Co wyglądało komicznie, bo musiał się wspiąć na palce. Igor był
jednym z kolegów Zochy ze studiów. Byli w jednej paczce i dopóki Zocha nie związała
się z Waldkiem, łączyło ich czasami coś więcej niż przyjaźń.
- Igor!! Ile to już lat….
- Będzie ze dwadzieścia – śmiał się mężczyzna.
- Ale co u ciebie, gdzie bywałeś? Czy udało ci się ziścić swoje
plany?
Zocha uderzyła się otwartą dłonią w czoło.
- Gdzie moje maniery, zapraszam na kawę.
- Z ochotą.
Kiedy usiedli przy małym stoliczku w części kawiarnianej galerii,
a przed nimi parowały kubki z kawą, ponownie zaczęli rozmawiać.
- Opowiadaj – zachęciła.
- Byłem we Francji, gdzie próbowałem sił jako artysta malarz, ale
ostatecznie zostałem malarzem pokojowym – oboje się roześmieli – a potem, przy
remoncie jednej z bogatszych rezydencji, pewna baba zachciała mieć jakieś wzory
na ścianach, ale nie tapetę. No to machnąłem jej rożne esy floresy i tak jej
się to spodobało, że poleciła mnie swoim przyjaciółkom. Więc awansowałem na –
uwaga- dekoratora wnętrz. I tym do dzisiaj się zajmuję. Oczywiście jako
właściciel firmy i całkiem dobrze mi się wiedzie.
- A co robisz w Polsce?
- Przyjechałem załatwić z rodzeństwem sprawy spadkowe.
Zocha widocznie się zasmuciła, na co Igor parsknął.
- Daj spokój, sama pamiętasz, że ze starymi nie żyłem najlepiej –
po czym zmienił temat – teraz ty opowiedz o sobie. Co z tym kretynem Waldkiem?
Mam nadzieję, że się z nim rozwiodłaś?
W głosie mężczyzny tliła się nadzieja.
- Przykro mi Igorze, nadal jest moim mężem i mamy czwórkę dzieci.
- Co? Ty i dzieci?! – kolega był tak zaskoczony, że aż brwi
podjechały mu do połowy czoła.
- Wszystko się zmienia Igorze, nawet ja – zaśmiała się serdecznie.
- A ja nie. Miałem żonę, potem dwie partnerki, a teraz jestem
wolny i nie chcę słyszeć o żadnych babach – po czym spojrzał na nią zalotnie –
no chyba, że o tobie.
- Przykro mi, ale nie zamieniłabym Waldka na nikogo innego.
Zauważyła, że kolega lekko się zdenerwował.
- Tak, no cóż – podniósł się z krzesła – na mnie czas.
- Igor, nie bocz się, jesteś na to za stary – parsknęła śmiechem –
lepiej przyjdź do nas na obiad. Zobaczysz, że Waldek też się zmienił.
Tym razem, zobaczyła błysk lęku w jego oczach, ale potem
rozpogodził się i powiedział:
- Zocha z tobą wszędzie, ale wybacz, ja i twój mąż…., lepiej
żebyśmy nie wchodzili sobie w drogę.
Nagle kobieta zaniepokoiła się.
- Chyba ci nie groził?
- On? – zaśmiał się Igor nerwowo – nie musiał. Sam wiem, kiedy należy
zniknąć takim typom z oczu.
- Obrażasz mojego męża – oburzyła się.
- Nie Zofijo złociutka, nie obrażam. A ty nie udawaj, że nie wiesz
kim on był i pewnie nadal jest – westchnął i rzekł teatralnym głosem – zatem
żegnaj ma piękna, albowiem jak widać nie dane nam się połączyć w miłosnym zewie
serc.
- Wariat – śmiała się.
- Może i wariat, ale szczery – cmoknął ją w policzek – jeszcze tu
zajrzę i kto wie, może dasz się zaprosić na drinka.
- Z przyjemnością.
kolejny odcinek 03 stycznia
Komentarze
Prześlij komentarz