Szukając połówki pomarańczy - opowiadanie 2013 rok odc.3
Nie
wiedzieć czemu leżałam na podłodze, a nade mną pochylał się Robert i pan
Michał.
-
Jestem przytomna – wydukałam i chciałam się podnieść. Pan Michał przytrzymał
mnie za ramiona.
-
Proszę jeszcze chwilę poleżeć.
-
Zleciałaś ze stołka i uderzyłaś czołem o blat – poinformował mnie Robert.
Widziałam jego niepewną minę.
-
I co?! Pękła mi czaszka?! – dopytywałam.
Roześmiali
się.
-
Nie, ale masz śliwę – Robert zmarszczył czoło – bardzo dużą.
-
Idę po coś zimnego – pan Michał podniósł się z klęczek i wyszedł.
-
A on? Skąd się tu wziął? – pytałam.
-
Usłyszał rumor i wszedł - Przyjaciel
widząc, że żyję i jestem prawie cała i zdrowa zaczął się śmiać – zdrowo
huknęłaś. Nie dziwne, że aż było słychać na zewnątrz. Zwłaszcza, że zanim zemdlałaś,
próbowałaś wstać.
-
Nie pamiętam tego – powiedziałam i powoli usiadłam.
Tymczasem
wrócił pan Michał z lodem w foliowej torbie. Rozejrzał się i nie widząc, żadnej
ścierki zdjął koszulkę i owinął lodowy kompres. Chyba nie było ze mną tak źle,
skoro zauważyłam jego ładnie wyrzeźbione mięśnie i zdążyłam się nimi nawet
zachwycić.
-
Trochę przepocona – powiedział, widząc moją głupkowatą minę.
-
Nie szkodzi – powiedziałam i dałam sobie pomóc. Pan Michał przytknął kompres do
mojego czoła. Był całkiem blisko i czułam intensywny zapach jego skóry.
Powstrzymałam się od tego, żeby przysunąć się jeszcze bliżej.
Nie
wiem czemu, ale wzruszenie ścisnęło mi krtań i jednocześnie złościłam się, że
żaden z tych dwóch mężczyzn nie może być moim chłopakiem. Robert żonaty, a pan
Michał pewnie uważał, że takie jak ja, są dla niego, chłopaka z magazynu, za
mądre i niedostępne. A może też miał żonę?
Łzy
zaczęły mi lecieć po policzkach.
-
Dorota? – niepokoił się szef – co się dzieje? Boli cię coś?
-
Nie – chlipnęłam i próbowałam wziąć się w garść.
Dostałam
szklankę wody i chusteczki.
–
Zaraz się ogarnę. To chyba reakcja na omdlenie – i próbowałam zdusić płacz.
-
Niech się pani nie wygłupia – powiedział ostro pan Michał – proszę płakać, bo
znowu pani zemdleje.
Siedziałam
wiec na podłodze i pozwalałam płynąć łzom, a u mych stóp klęczało dwóch
przystojniaków. Żyć nie umierać.
Tę
idylle przerwało pukanie do drzwi. Robert poderwał się z podłogi i wyszedł.
Usłyszałam głos Eli. Była zdenerwowana i chciała koniecznie z nim porozmawiać.
Nie słyszałam całych zdań, ale swoje imię wychwyciłam.
-
Mam nadzieję, że jej tu nie wpuści – mruknęłam do pana Michała.
-
Chyba nie jest głupi ten nasz szef, co nie?
-
Jestem zajęty, proszę przyjść po południu – usłyszeliśmy i po chwili Robert do
nas wrócił.
Pomogli
mi wstać i usiąść. Oddałam panu Michałowi mokrą koszulkę bąkając przeprosiny,
ale on uścisnął mi ramię i powiedział ze śmiechem.
-
Cieszę, że mogłem pomóc. I jak już kiedyś mówiłem, powinna mieć pani
ochroniarza. Wciąż pani wpada w tarapaty.
Pożegnał
się i wyszedł.
-
O czym on mówił? – spytał Robert.
-
Już któryś raz ratuje mnie z opresji – powiedziałam – a to się wywróciłam, a to
gdyby nie on znowu bym się przewróciła i teraz też.
-
Dawno nie miałem tak dobrego pracownika, jak on – powiedział w zamyśleniu – nie
licząc ciebie, oczywiście.
-
Masz lusterko? – spytałam. On się zaśmiał i szybko wyszedł z gabinetu, po
chwili jakieś przyniósł.
Gdy
ja ratowałam twarz przed zagładą, on najpierw siedział zamyślony, a potem
powiedział:
-
Dlaczego mam wrażenie, że to twoje omdlenie, jest związane z panią Elżbietą
Nowak.
Patrzyłam
na niego zachmurzona. Nie chciałam nic mówić, ale w końcu podjęłam męską
decyzję.
-
Masz rację – i opowiedziałam mu wszystko, na koniec dodałam – tylko proszę cię,
nie chcę żebyś ich przez moje prywatne porachunki zwalniał. Bo dam sobie z nimi
radę.
-
Rozumiem – powiedział Robert i uśmiechnął się złośliwie – ale jako zastępca,
możesz utrzeć im nosa.
Wróciliśmy
do początku rozmowy.
-
Robert, muszę się zastanowić. Daj mi kilka dni.
-
Oczywiście – uśmiechnął się – przecież specjalnie wezwałem cię wcześniej, żebyś
miała chwilę na ochłonięcie ze szczęścia. I aby cię zachęcić, pamiętaj, że
dostaniesz sporą podwyżkę.
-
Nie kupisz mnie – powiedziałam wesoło.
-
Cieszę się, że humor ci wraca.
-
Zastanowię się, a teraz mi powiedz, czy
bardzo widać śliwę.
-
Trochę – powiedział szczerze.
-
Mogłeś skłamać – zaśmiałam się.
Tuż
przed końcem pracy ponownie spotkałam pana Michała.
-
Już się pani dobrze czuje? – spytał.
-
Tak, dziękuję za pomoc.
-
Drobiazg, najważniejsze, że jest pani cała i zdrowa. Tylko ta śliwka – skrzywił
się zabawnie – ale pasuje do pani oczu, więc proszę się nie przejmować.
Uśmiechnęłam
się.
-
Umie pan prawić komplementy.
-
Staram się jak mogę.
Zamilkliśmy
na chwilę, ale w końcu ja się odezwałam.
-
Przepraszam, że się popłakałam. Normalnie ja…
-
Też pani płacze – zdemaskował mnie, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. On
uśmiechnął się ciepło i pogłaskał mnie po policzku, co doprowadziło do tego, że
skamieniałam – proszę nie udawać, że jest pani zimną rybą, mnie pani nie
oszuka. Gdyby tak było, nie pozwoliłaby sobie pani na zemdlenie, takie nigdy
tego nie robią, bo nie wypada.
Uśmiechnęłam
się i powiedziałam wbrew sobie.
-
Dziękuję za te słowa, nawet pan nie wie, jak one są dla mnie ważne.
-
Polecam się na przyszłość – znowu miał radosny wyraz twarzy, tak jakby nie było
tej dziwnej wymiany zdań – a jak chce się pani wypłakać, to też siebie polecam.
Jestem dobrym słuchaczem.
-
Pewnie wielu kobietom pan to proponuje – wyrwało mi się.
-
Ma pani szczęście – uśmiechnął się zawadiacko – zrobiłem pani rezerwację na
najbliższy sezon. Żadna się nie wciśnie. Obiecuję – i odszedł. A ja nie
wiedziałam, jak interpretować jego słowa.
-
Za dużo tego, jak na jeden dzień – mruknęłam i postanowiłam zrobić sobie
wieczorne wakacje od podejmowania jakichkolwiek decyzji i umówiłam się z przyjaciółkami na plotki i
piwo. I to była mądre, nie ma jak wszystko obgadać z babami.
Kilka
dni później zgodziłam się na awans i nowe obowiązki. Z początkiem października
zaczęłam pełnić funkcję wice dyrektora i miało się szybko okazać, czy nadaje
się na szefowanie tylu ludziom.
Nie
odczuwałam większej zmiany w stosunkach ja - pracownicy, bo przecież większość
i tak uważała mnie za nieludzką babę. Wyjątkiem byli panowie z magazynów, z
panem Michałem na czele, którzy niezmiennie gawędzili ze mną wesoło, z tym że
zaczęli nazwać mnie szefową.
Przejęłam
kontrolę nad jakością pracy zatrudnionych, więc miałam okazję widywać częściej
pana Michała, niestety również i Elżbietę, którą wstawiłam na moje miejsce.
Robert dziwił się mojej decyzji, ale ja powiedziałam.
-
Zawsze tego chciała, teraz zobaczymy, czy się nadaje. Jeśli nie, to w
przyszłości kilka razy się zastanowi zanim zacznie próbować kogoś wygryźć. A
jak się sprawdzi, to zyskasz dobrego kierownika.
Za
to Leszek nie wytrzymał napięcia, bał się zemsty i zwolnił się z pracy.
Moje
życie wróciło na utarte tory i tym razem na serio postanowiłam skończyć z
facetami. W końcu ile można dostawać po tyłku. Najwidoczniej albo wybierałam
zły gatunek albo to było nie dla mnie.
Musiałam
zaakceptować fakt pozostania kobietą niezależną.
Zamiast
ulgi poczułam ucisk w klatce piersiowej.
Nie
chciałam się pogodzić z samotnością, dlaczego nikt mi nie chciał dać szansy.
Czy byłam aż tak beznadziejna?
-
Nie lubię, jak się pani smuci – powiedział pan Michał stojąc pod drzwiami
mojego gabinetu.
-
Dzień dobry – uśmiechnęłam się. Gdy go widziałam, humor wracał mi jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki – pan do mnie?
-
Już wczoraj się pani ze mną umawiała– przypomniał.
-
Rzeczywiście – usiedliśmy przy moim biurku.
-
Znowu jest pani smutna.
-
Nie jestem smutna – powiedziałam – raczej zamyślona.
-
Będę obstawiał przy swoim – uśmiechnął się ciepło.
-
Jak pan chce. Ale przechodząc do rzeczy. Ma pan listę osób, które powinny
dostać podwyżkę oraz ocenę ich dorobku?
Podał
mi plik papierów. Zaczęłam je rzetelnie studiować.
-
Mam iść? – spytał.
-
Żeby później pan powiedział, że kazałam panu być punktualnie na spotkaniu,
tylko po to żeby dać mi papiery? A przecież równie dobrze mógłby je pan
zostawić sekretarce i na jedno by wyszło.
-
Lubię pani poczucie humoru – oderwałam oczy od dokumentów i zauważyłam wesołe
ogniki w jego oczach. Uśmiechnęłam się.
-
Ja mówiłam poważnie.
-
Oczywiście – zgodził się uprzejmie.
-
Pan sobie ze mnie żartuje – niby się oburzyłam.
-
Nawet bym nie śmiał, jest pani moją szefową.
-
Nie widzę, żeby się pan przejmował.
-
Lubię się z panią droczyć.
-
Chyba jedyny w tej firmie – mruknęłam.
-
Chyba nie jest tak źle – powiedział.
Roześmiałam
się.
-
Proszę nie udawać, przecież teraz stałam się jeszcze gorsza, bo stojąca prawie
ponad wszystkimi. Ludzie mnie nie znoszą.
-
Raczej boją.
-
Na jedno wychodzi. Tylko jakoś na pana mój chłód i opanowanie nie działają.
-
Nie mogę się bać kogoś, kto ciągle się potyka, wpada w kłopoty i potrzebuje
wsparcia.
Spojrzałam
mu w oczy, myślałam, że znowu sobie ze mnie żartuje, ale był poważny.
-
Chyba mnie pan z kimś pomylił – powiedziałam wolno – przecież wszyscy wiedzą,
że jestem złośliwą starą panną, która nie ma uczuć i doprowadziła do tego, że
biedny Leszek musiał się zwolnić, bo zrobiłam mu piekło z życia. Czy taka osoba
potrzebuje wsparcia?
Wiedziałam,
że powiedziałam za dużo, ale przy nim zawsze czułam się swobodnie. Za
swobodnie.
-
Przepraszam, nie powinnam pana wciągać w tę dyskusję, wróćmy do pracy –
powiedziałam chłodno.
-
To ja panią wciągnąłem w tę rozmowę i bardzo się z tego cieszę. Ale ma pani
rację, wróćmy do pracy.
Zdezorientował
mnie, znowu nie wiedziałam, jak interpretować jego słowa. Ale nie chciałam
ciągnąć tego niewygodnego tematu, praca była ważniejsza.
Spędziłam
z nim pół godziny omawiając poszczególne osoby, walcząc z jego argumentami i w
końcu doszliśmy do konsensusu uszczęśliwienia wszystkich osób z listy, chociaż
podwyżka była niższa niż miał nadzieję Michał.
-
Miała pani rację – uśmiechnął się – jest pani profesjonalistką. Trudno z panią
wygrać.
Poczułam
się, jakbym dostała obuchem w głowę. Każdy mógł tak powiedzieć, ale nie on.
Wolałabym, żeby wytykał mi moją pierdołowatość. Przynajmniej wtedy czułam się
jak normalny człowiek.
-
Co się stało? – spytał widząc moją minę – powiedziałem coś nie tak?
-
Nie – głos mi się załamał – nie, proszę już iść.
-
Chyba pani żartuje – oburzył się – przecież
powiedziałem pani, że jak coś się dzieje nie tak, to proszę do mnie
przychodzić. Służę rękawem.
-
Musiał pan to powiedzieć? – zająknęłam się.
-
Które „to”, bo było ich wiele.
-
O tym profesjonalizmie i wygranej?
-
A to nieprawda? Przecież jest pani bardzo mądra i doskonale kieruje ludźmi,
tylko oni tego nie zauważają - machnął ręką – z resztą, każdy narzeka na
szefostwo. Także proszę się nie przejmować.
- A pan? Nie uważa pan, że jestem przemądrzała
i sztywna i że sprawiam wrażenie, że nikt mi nie dorówna? Nie boi się pan
mojego wykształcenia? – nie mogłam się powstrzymać. Wyrzucałam z siebie całą
nagromadzoną we mnie frustrację. Jak jakaś głupia idiotka. Przecież ja się tak
nie zachowuję. Umiem być opanowana, to czemu teraz nie jestem. Czułam się jak widz
obserwujący mnie od zewnątrz – mam dosyć! Dosyć tego, że jestem odbierana,
jakbym była cyborgiem bez uczuć. Mam serce, chociaż najchętniej bym je sobie
wyrwała i wyrzuciła precz. Byłoby mi łatwiej znieść te wszystkie porażki, jak
ta z Leszkiem. Wciąż mnie to spotyka. Faceci myślą, że nie są mnie w stanie
zranić, bo przecież ja nie odczuwam. Pracownice uważają, że jestem stracona
jako kobieta, bo nie kokietuję i nie ulegam urokowi starych świntuchów. Nawet
moje przyjaciółki uważają, że się wymądrzam i powinnam spuścić z tonu. A ja nie
umiem – z oczu trysnęła mi fontanna łez – proszę stąd iść, proszę.
-
Pani Doroto, co ja z panią mam – obszedł moje biurko i podniósł z fotela, a
potem mocno przytulił – proszę nie płakać, nie jest z panią tak źle, jak pani myśli.
Głaskał
mnie po głowie, a ja stałam wtulona w jego pierś. Kiedy to do mnie dotarło,
chciałam się odsunąć, ale mnie przytrzymał.
-
Proszę się nie wyrywać, bo i tak pani nie puszczę.
No
i co ja miałam zrobić. Przyznać przed sobą, że było mi po prostu dobrze w jego
ramionach, czy walczyć.
Znowu
walczyć? Może nie tym razem?
Uspokajałam
się.
-
Przepraszam – bąknęłam – ale tak pan na mnie działa, że mówię prawdę i tylko
prawdę.
-
To chyba dobrze – ucieszył się.
-
Nie wiem – puścił mnie.
Usiadłam
w fotelu i poprawiłam makijaż, a on jakby nigdy nic usiadł naprzeciw biurka.
-
Porażka – mruknęłam do siebie.
-
Czemu? – usłyszał.
-
Nie powinnam była przy panu płakać.
-
Dlaczego?
-
Bo tak się normalnie nie zachowuję – przyznałam.
-
I może dlatego tak pani wybuchła. Gdyby częściej korzystała pani z mojego
ramienia, już by się nie przejmowała głupim gadaniem i słowami jeszcze
głupszych facetów. Szczerze?
Kiwnęłam
głową.
-
Bardzo dobrze, że nie jest pani z Leszkiem i z jemu podobnymi, oni są dla pani
za głupi.
-
Znowu pan zaczyna – jęknęłam.
-
Za głupi – fuknął – rozumie pani? Jest pani mądrą kobietą, to jest pani atut, a
nie wada. A oni to głupki.
-
Co nie zmienia faktu, że wciąż jestem sama – znowu się zwierzyłam i od razu
spiekłam raka.
-
Naprawdę? – zdziwił się.
-
Czemu pan tak na mnie patrzy?
-
Bo mnie się wydawało, że nie może się pani opędzić od adoratorów.
-
Dziękuję, już nie chcę mieć żadnych.
-
Dobrze wiedzieć – powiedział i wstał – już się pani uspokoiła?
-
Tak, dziękuję.
-
To wracam do pracy.
Było
mi wstyd. Nie byłam beksą, więc skąd ten wybuch? I dlaczego on tak na mnie
działał?
A
może tak się zapędziłam w udowadnianiu innym, że nic mnie nie rusza, że
zapomniałam, że płacz jest dobry? I w końcu przelała się szala goryczy i masz
babo placek.
Przez
następne dni unikałam spotkań z panem Michałem. Było to trudne, bo jako
zastępca szefa miałam częsty kontakt z każdym działem.
Odeszłam
właśnie od grupki kierowców i szłam przez środek placu. Z daleka zobaczyłam
pana Michała, przyspieszyłam, żeby tylko się z nim nie spotkać. I ponownie
wlazłam w tę nieszczęsną wyrwę w kostce.
Szybko
był przy mnie i pomógł wstać.
-Rozumiem,
że ta galopada, żeby tylko mnie nie spotkać, miała jakiś głębszy sens? –
powiedział i bezczelnie otrzepał mi tyłek z kurzu.
-
Ej – pisnęłam.
-
Była pani brudna – zauważyłam, że jest wkurzony.
-
Nie unikam pana.
-
Kłamstwo – uniósł brew.
-
Mógłby się pan przynajmniej spytać, czy nic mi się nie stało.
-
Później się spytam, teraz chce wiedzieć, czemu pani przede mną ucieka – takiego
nieustępliwego go nie znałam.
-
Bo mi wstyd.
-
Dlaczego? – stał przede mną z zaplecionymi rękoma na piersiach, a ja się
czułam, jak na dywaniku u dyrektora. Zaczęłam się śmiać, on walczył przez
chwilę ze sobą, ale w końcu też parsknął śmiechem.
-
Jest pani dla mnie zagadką – przyznał i przyciągnął mnie do siebie.
-
Co pan robi? – pocałował mnie. Usłyszałam oklaski. To byli kierowcy i połowa
magazynierów.
-
Ratuję panią przed samą sobą – uśmiechnął się.
-
Ale, przecież wszyscy wiedzą, że żadna ze mnie kobieta.
-
Ja nie jestem wszyscy – odparł – i odpowiadając na pani pytanie z przed kilku
dni. Nie uważam, że jest pani przemądrzała. Powiem więcej, nie boję się pani,
ani pani intelektu, ani wykształcenia, ani nawet tego, że jest pani moim szefem
i ryzykuje teraz, że mogę zostać wyrzucony.
-
Nie zna mnie pan tak dobrze. Ostatnio żaden facet nie wytrzymał do trzeciej
randki. Myśli pan, że da radę?
-
Płaciłem im za to, bo nie chciałem żeby ktoś mi panią zajął.
-
Jak to? – byłam oburzona.
-
Żartuję – śmiał się – i jeżeli nie ma pani nic przeciwko pewnemu pracownikowi
fizycznemu, któremu się pani bardzo podoba, to on chętnie panią porwie na
czwartą randkę.
-
A gdzie trzy pierwsze?
-
A kto by pamiętał – objął mnie mocno i znowu pocałował. Oklaski rozbrzmiały
ponownie, kiedy zobaczyli, że i ja go obejmuję mocno.
Kto
by pomyślał, ja zimna ryba pośrodku placu, na widoku wszystkich całuję się z
człowiekiem, który chciał…
-
Przestań wreszcie myśleć – mruknął i zaśmiał mi się w ucho.
-
A jak poznasz mnie bliżej i okaże się, że to ja miałam rację i że rzeczywiście
nie nadaję się na dziewczynę.
Długo
patrzył mi w oczy, w końcu powiedział.
-
Nie bój się i zaufaj mi. Już ci kilka razy powiedziałem, że potrzebujesz
ochroniarza, dam radę. Pamiętasz? Też jestem heterą i profesjonalistą.
Uśmiechnęłam
się szeroko.
-
Dobrze panie Michale – i wskoczyłam mu na ręce.
Dopiero
wtedy zauważyłam, że stojąc tam gdzie staliśmy, zablokowaliśmy wjazd kolejnej
ciężarówce, a Robert nie mógł wyjechać. Chyba z każdego zakamarka firmy wyszli
ludzie i tłumnie okupowali wszelkie tarasy i chodniki.
-
Narozrabialiśmy – powiedziałam. Michał spojrzał i aż się roześmiał.
Podszedł
Robert i powiedział wesoło.
-
Idźcie stąd i nie przeszkadzajcie innym pracować. Macie ten dzień dla siebie –
uśmiechnął się – na koszt firmy.
Nie
musiał nam dwa razy powtarzać, po chwili byliśmy w drodze. Nie obchodziło mnie
gdzie, chociaż raz nie miało to znaczenia.
koniec
Zdjęcie:
<a href="https://pl.freepik.com/darmowe-zdjecie/swieza-pomarancza-na-bialym-tle_21063982.htm#query=pomarancza&position=1&from_view=keyword&track=sph">Obraz autorstwa fabrikasimf</a> na Freepik
Komentarze
Prześlij komentarz