Przyjaciółki - odc.3
Siedziała
nad nową powieścią, gdy usłyszała dzwonek do drzwi. Wyjrzała przez judasza i
jęknęła w duchu. Ciocia Lusia.
-
Dzień dobry ciociu? – powiedziała uśmiechając się nieszczerze – co cię do nas
sprowadza.
-
Jak to co? – kobieta wtarabaniła się do środka – przecież wy nigdy do mnie nie
wpadacie, więc ja muszę do was sama….
-
Chcesz herbaty, czy kawy?
-
Jak masz zieloną, to mi zaparz – ciotka rozsiadła się w małym saloniku – tylko
pamiętaj w imbryczku i nie za dużo tych fusów.
-
Dobrze – Julia znikła w kuchni, do której po chwili zajrzała ciocia Lusia.
Otaksowała pomieszczenie wzrokiem i wydała werdykt.
-
Jak zwykle macie bałagan, kto by pomyślał, trzy kobiety w domu, a wygląda jak u
starego kawalera, wstyd – po czym zmieniła temat – przywiozłam ciasto, bo u
was, nigdy nie ma.
-
Gdyby ciocia zadzwoniła wcześniej, to by było – powiedziała grzecznie Julia.
-
Gdybym zadzwoniła to byście powiedziały, że was nie ma. I nawet nie zaprzeczaj,
a co ja was nie znam. Nieodrodne córki własnej matki. Ona też robiła wszystko
żeby nie spotykać się z rodziną. A pamiętaj, że rodzina… - i tu nastąpił długi
wykład, który skończył się w połowie picia herbaty.
-
A gdzie Hanka? – spytała ciocia Lusia, jakby wietrzyła postęp – ukrywa się?
-
Poszła do pracy.
-
Do pracy? Jakiej pracy? Czemu ja nic nie wiem? No tak, rodzona ciotka zawsze
dowiaduje się ostatnia, a ja się wami zajęłam po śmierci matki, w wy mnie nigdy
nic nie mówicie.
-
Niech ciocia nie dramatyzuje, dopiero co zaczęła. Po co mamy mówić, skoro za
miesiąc może jej już nie mieć. Wie ciocia, jak to jest teraz z tą pracą.
-
Może masz rację. A ty co? Bąki zbijasz? Znowu coś tam bazgrolisz?
-
Ciociu, piszę książki, do tego je wydają, więc nie robię tego na darmo, ani za
darmo.
-
Phi, też mi zawód. A jak ci się pomysły skończą?
-
Nie skończą.
-
Ja wam mówię, znajdźcie sobie mężów, bo inaczej to ja was czarno widzę. Ile
można tak beztrosko żyć, no pytam się, ile?
-
Ale my wcale nie żyjemy beztrosko – zapewniła Julia.
-
Już ja swoje wiem – odparła ciocia Lusia.
Lola
Dzień,
jak co dzień. Pracę zaczęła jak zwykle punktualnie, przejrzała pocztę, zrobiła
sobie kawę i czekała na szefa.
Zamiast
niego przyszedł pracownik innego działu i zaczął mówić do niej tonem pełnym
wyższości.
-
Masz tutaj dokumenty, tylko ich nie pogub. Jak tylko przyjdzie pan Piotr, to
masz mu je dać. To jest priorytet, rozumiesz?
Lola
uniosła brew i powiedziała z sarkazmem.
-
Tak wasza wysokość.
Tamtemu
krew odpłynęła z twarzy, wycedził.
-
Jesteś tylko sekretarką, więc nie podskakuj, bo wylecisz.
-
Widzisz jak się boję, normalnie drżą mi kolana – ironizowała.
Facet
widząc, że groźbami nic nie wskóra, żeby zachować resztki godności powiedział:
-
Uważaj, bo jeszcze się zdziwisz – i wyszedł.
Lola
nawet się nim nie przejęła, kolejny nadęty karierowicz. Odruchowo przejrzała
dokumenty.
-
Co za idioci tam pracują, znowu błędy – wzięła długopis i poprawiła kilka cyfr,
mruczała zła pod nosem – przyjmują po znajomości totalne beztalencia, a ja,
która mogła by im robić takie wyliczenia, siedzę w sekretariacie. Świat
oszalał.
Po
kilkunastu minutach przyszedł pan Piotr, uśmiechnął się swoim gwiazdorskim
uśmiechem i powiedział.
-
Witam, co nowego?
-
Poczta, wyliczenia od Kozaneckiego, jedna groźba wyrzucenia mnie z pracy i na
razie tyle.
Pan
Piotr osłupiał.
-
Kto chce cię wyrzucić?
-
Nikt ważny, proszę się nie martwić – uśmiechnęła się do niego.
-
Twoje poczucie humoru sprawia, że wiem, że jeszcze nie zwariowałem w tej pracy.
Zawsze stawiasz mnie do pionu.
-
Ja? – szczerze się zdziwiła.
-
Tak – usiadł na krześle obok niej, co bardzo ją zaskoczyło, w końcu to był szef
– bo czasami tak się zapędzam w pracy, że zapominam, że istnieje jeszcze coś
poza nią. Ty mi tym swoim sarkazmem i ironią przypominasz, że czasami trzeba
spojrzeć na wszystko z dystansem i po prostu się pośmiać. Dzięki.
Wstał,
wziął dokumenty i zamknął się w swoim gabinecie.
-
No, no, kto by pomyślał, że mam zdolności terapeutyczne – powiedziała Lola sama
do siebie.
Julia
i Dorota
Dorota
poinformowała Julię, że jedzie na wyścigi i że może ją ze sobą zabrać.
Wszystko
odbywało się na legalnym torze, byli organizatorzy, przemówienia, kramy z piwem
i mnóstwo rozwrzeszczanych ludzi.
Julia
patrzyła na to wszystko z lekkim przerażeniem.
-
Istny jarmark, co? – zaśmiała się Dorota – a jeszcze jest przed wyścigami.
Zostawię panią tutaj przy tym zielonym stoisku, a sama pojadę zapisać się na
wyścig.
-
A ja nie mogłabym z panią? – Julia za nic w świecie nie chciała być sama w
takim tłumie obcych ludzi.
Dorota
popatrzyła na nią, wyglądała na wystraszoną.
-
Nie lubi pani ludzi?
-
Nie lubię tłumów i hałasów – przyznała Julia lekko się czerwieniąc.
-
No dobrze, zaparkuję i pójdziemy się zapisać. Ale gdy będzie wyścig będę
musiała na jakiś czas panią porzucić.
Julia
szła za wysoką dziewczyną jak cień, wiedziała, że ma za zadanie rozglądać się
wokół, ale jedyne co na razie potrafiła zrobić, to patrzeć na plecy
towarzyszki.
-
O! Jest Dora – przez tłum przecisnął się Robert z przyjaciółmi – cześć
kochanie.
Pocałował
dziewczynę, po czym skinął głową na Julię.
-
Kim ona jest? – czy się Julii zdawało, czy ten facet miał pretensję.
-
Pani Julia, pisze artykuł o tych wyścigach.
-
Pamiętaj – ostrzegł dziewczynę Robert.
-
Nie jestem głupia – fuknęła Dorota – idę się zapisać, spotkamy się później.
Mężczyźni
odeszli, a Dorota odetchnęła.
-
Przepraszam za nich, normalnie są bardzo mili, ale musi pani wiedzieć, że świat
wyścigów jest dość zamknięty.
-
Mogę o tym napisać w artykule?
-
Oczywiście, mogę pani powiedzieć wszystko, co wiem lub co mogę powiedzieć-
stanęły w kolejce do zapisów.
-
Tego rodzaju wyścigi nie są zbyt popularne, no i dosyć drogie. Ja mam warsztat,
więc mam ułatwione zadanie, ale inni muszą mieć dużo kasy żeby sprawić sobie
takie autko, chociażby takie jak moje. A zapewniam panią, że nie jest ono
najlepsze. Ludzi przyjeżdżający w takie miejsce możemy podzielić na dwie
kategorie, pierwsza to my startujący i nasi przyjaciele, druga to łatwe
panienki i gogusie, którzy chcą się pławić w sławie kogoś innego. Mój chłopak i
inni nie wiedzą, do której kategorii panią zaliczyć, więc są szorstcy, a mogą
być też niemili.
-
Cudownie – mruknęła Julia – tego mi było trzeba.
Dorota
roześmiała się serdecznie
-
Proszę się nie martwić, przecież spędzi pani z nami tylko kilka chwil.
Kaśka
Spotkanie
z Lolą było jak powrót do przeszłości, nie przeszkadzał jej nawet fakt, że co
kilka minut przylatywali chłopcy i zadawali 100 pytań.
Przy
Loli nie musiała się pilnować i mogła być po prostu sobą.
Siedziały
przez 4 godziny i nie mogły się nagadać. Na koniec Lola zaproponowała jej
wspólne wyjście do dyskoteki.
Kaśka
wahała się tylko przez chwilę, po czym z determinacją w głosie powiedziała.
-
Pójdę, ale daj mi czas, muszę przyzwyczaić do tej myśli Tomka.
Kiedy
Lola sobie poszła, nie była już taka pewna czy wyjdzie gdziekolwiek. Tomek na
bank nie zgodzi się zostać w sobotę sam z chłopcami, bo będzie chciał jak
zwykle nadgonić papiery, a przecież przy bliźniakach się nie dało pracować.
Mąż
wrócił późną nocą, kiedy ona już była w łóżku. Cicho położył się koło niej i
zdziwił się. Zamiast zwyczajowej piżamy, jego żona miała na sobie lekką i
krótką koszulkę nocną, która podwinęła jej się niemal do połowy pośladków.
Mimo,
że byli w wiecznym stanie wojny, nie mógł się powstrzymać, obudził ją.
Julia
Kiedy
wróciła z wyścigów czuła się wypruta z wszystkich sił. Wszystkiego było za
dużo; za dużo ludzi, hałasu i spotkała tam nawet tego zboczeńca z balkonu z
naprzeciwka. Okazało się, że facet się ściga. Na szczęście tylko ona go
zauważyła, on był zbyt zajęty podrywaniem dziewczyn, co Julię tylko utwierdziło
w przekonaniu, że to zły człowiek.
Dorota
na czas wyścigów porzuciła ją i kazała dołączyć do kibiców. Tam była pewna, że
nabawiła się głuchoty, ponieważ trwał tam jeden wielki wrzask.
Potem
dziewczyna podrzuciła Julię do domu.
-
Jak coś jeszcze będzie, to dam znać – powiedziała Dorota.
-
Nie wiem, czy dam radę – odparła szczerze Julia.
Dorota
roześmiała się i odjechała.
A
Julia zaszyła się w swoim pokoju i cieszyła się ciszą, oczywiście do powrotu sióstr.
Lola
Zadzwonił
telefon, spojrzała na wyświetlacz, numer nieznany.
-
Słucham? – spytała.
-
Cześć Lola – powiedział męski głos.
-
Z kim mam przyjemność? – zadała pytanie.
-
Paweł.
-
Paweł? Jaki Paweł? – dopytywała.
-
No nie mów, że nie wiesz – irytował się mężczyzna.
-
No nie wiem – powiedziała Lola i uśmiechnęła się szeroko do odbicia w lustrze.
-
Współpracownik twojego ojca.
-
Aaaa – udała zdziwioną, a potem fuknęła – skąd masz mój numer?
-
Twój ojciec mi dał.
-
Tak po prostu? – oburzyła się.
-
Czemu się wściekasz?
-
Bo wcale nie chciałam żebyś miał mój numer.
Zaległa
chwila ciszy. Po czym znowu odezwał się Paweł.
-
Po prostu chciałem ci zaproponować spotkanie.
Lola
zastanowiła się szybko i odparła.
-
Nie dziękuję.
-
Ale czemu?! – wykrzyknął.
-
Mówiłam ci już, jesteś za stary i uważasz mnie za łatwą zdobycz. Cześć –
odłożyła słuchawkę.
Telefon
zadzwonił jeszcze dwukrotnie, ale ona nawet do niego nie podeszła.
Poszła
pakować się na wyjazd integracyjny, wyjeżdżali z firmy na trzy dni do Kazimierza
Dolnego.
Dorota
Wybrali
się całą paczką motorowych maniaków na wypad za miasto. Było gorąco, więc
wylądowali na plaży przy Wodociągu Północnym nad Narwią.
Bawili
się świetnie, Dorota która uwielbiała wodę, nie wychodziła z niej prawie wcale.
Robert patrzył na nią, zadowolony z widoków, jakie prezentowało jej sprężyste i
wysportowane ciało w skąpym bikini i nie odstępował jej prawie na krok. Właśnie
prawie…
Z
wody wywołali go koledzy, którzy postanowili pogrzebać przy maszynie jednego z
nich. Dorota i jeszcze kilka dziewczyn zostało w wodzie, pluskając się i
ciesząc się z pięknej pogody.
Ale
w końcu i ona się zmęczyła, wyszła z wody i ją zmroziło. Koło Roberta kręciła
się jakaś laska. Znała ją z widzenia z wyścigów i nie miała o niej najlepszego
zdania. Szybko zastanowiła się z kim ona przyjechała i okazało się, że z
Maćkiem. Czemu więc zaczepiała Roberta? Jej chłopak wydawało się, że nawet tego
nie zauważa. Podeszła szybko do niego i syknęła.
-
Mogę cię prosić na chwilę na bok?
Popatrzył
na nią zdziwiony, ale dał się poprowadzić.
-
Co ty wyprawiasz? – syknęła.
-
O co ci chodzi? – zmarszczył czoło.
-
Ta lafirynda się do ciebie klei.
-
Jaka lafirynda?
-
No nie mów, że nie zauważyłeś?
Robert
obejrzał się za siebie.
-
Mówisz o tej lasce, co przyjechała z Maćkiem?
-
O niej – przyznała. Robert zaczął się śmiać i nie przestał nawet widząc gromy w
oczach Doroty. Złapał ją delikatnie za twarz i pocałował w usta.
-
Tylko ty się liczysz – mruknął – nie obchodzą mnie inne dziewczyny.
Dorota
zmiękła i wysapała.
-
Zbłaźniłam się?
-
Nie – cmoknął ją w nos – cieszę się, że po tych dwóch latach razem nadal jesteś
zazdrosna.
-
A ty?
-
Ja też – zapewnił.
Kaśka
Stwierdziła,
że skoro Tomkowi zachciało się budzić ją w nocy dla seksu, to może był w dobrym
nastroju i może się go zapytać o ewentualne wyjście z Lolą do dyskoteki. Przy
śniadaniu powiedziała wprost.
-
Chciałabym wyjść którejś soboty z Lolą do dyskoteki – powiedziała – zostaniesz
z chłopcami?
Tomek
popatrzył na nią zdziwiony.
-
Do dyskoteki?
-
Tak – powiedziała – dawno nie byłam, chłopcy odchowani… - widziała, jak mina mu
tężeje.
-
Nie zgadzam się – jego ton ją zmroził, ale nie dała za wygraną.
-
Nie możesz się nie zgodzić, nie jestem twoją własnością.
-
Mogę. Chociażby z racji tego, że jestem twoim mężem.
-
Tylko na papierze – warknęła.
-
Nie chcę żebyś się szlajała po jakiś spelunach.
-
Chcę potańczyć, nic więcej.
Tomek
zacisnął pięści i wysyczał.
-
Dlaczego więc nie zaproponujesz mnie wspólnego wyjścia na tańce?
Kaśka
osłupiała, ale po chwili ją odetkało.
-
Proponowałam? Pamiętasz? Dwa lata temu. Chciałam iść na Sylwestra, ale
powiedziałeś, że nigdzie nie pójdziemy, bo jesteś zmęczony i nie masz ochoty
brylować na parkiecie! Nie będę się całe życie przed tobą poniżać – po czym
dodała – ty odprowadzasz chłopców, ja muszę być dzisiaj wcześniej w pracy.
I
wyszła.
Dorota
i Julia
Dorota
zadzwoniła do Julii i zaproponowała wieczorną przejażdżkę po Warszawie.
-
Możemy – powiedziała Julia – ale dlaczego pani mi to proponuje?
Dorota
zaśmiała się w słuchawkę.
-
Chce pani wiedzieć coś o nielegalnych wyścigach?
-
Chcę?
-
No to proszę być gotową na 21 00, przyjadę po panią.
Julia
wsiadła do sportowego samochodu Doroty, ta zaczęła bez wstępów.
-
Proponuję przejście na ty, jesteśmy za młode żeby tytułować się paniami.
-
Zgoda – odparła Julia – mnie też denerwuje te ciągłe „paniowanie.”
-
Zwłaszcza, że spędzimy ze sobą prawie dwa tygodnie – Dorota ruszyła z miejsca.
-
Niestety nie zabiorę cię na wyścigi z wyższej półki, gdzie w grę wchodzą duże
pieniądze i spotykają się tylko ludzie ze środowiska. Ja mogę tam być, ale nie
mam jeszcze na tyle silnej pozycji, żeby cię tam zaprosić. Ja sama musiałam
walczyć o wstęp około dwóch lat, a udało mi się tylko dlatego, że zaczęłam się
spotykać z moim chłopakiem, który stoi tam dosyć wysoko, więc mnie wprowadził.
Ale nie chcę być zależna tylko od niego, więc się ścigam i w końcu będę stawać
w szranki z najlepszymi.
-
Rozumiem, że mówisz o nielegalnych wyścigach?
-
Owszem – przytaknęła.
-
Czemu wcześniej się wyparłaś?
-
Musiałam cię poobserwować – uśmiechnęła się do Julii – i spodobałaś mi się, ale
dzisiaj zawiozę cię w miejsca, gdzie
ścigają się wszyscy którzy chcą, gdzie zazwyczaj roi się od łatwych panienek i
przypadkowych gapiów.
-
I będą się dzisiaj ścigać?
-
Nie, pokażę ci miejsca najczęstszych gonitw.
-
Wiesz, że to opiszę – powiedziała Julia.
-
Wiem, ale dostałam pozwolenie. Lepiej żebyś napisała o tych częstszych i
powszechnych, niż o nas. W tych dla wszystkich, gra idzie o mniejsze stawki, a
ustawienia podawane są z dnia na dzień. Policja robi też częstsze naloty. Te
dla tak zwanej elity są rzadziej i są lepiej zabezpieczone.
-
Wyjmę dyktafon, opowiesz o tym jeszcze raz?
Dorota
skinęła głową.
Lola
Do
tej pory myślała, że alkoholowe libacje i przygodny seks na wyjazdach
integracyjnych, to wymysł producentów filmowych, więc zderzenie z tym było dla
niej wstrząsające.
Tym
bardziej, że wiedziała, że jej ojciec też takie organizuje. Już sama myśl o
tym, że tata mógłby zdradzić mamę, powodowała u niej odruch wymiotny.
Nie
miała nic przeciwko piciu alkoholu, ale obleśne podrywy żonatych facetów…? Aż
ją wzdrygało.
A
ona miała podwójnego pecha, ponieważ była blondynką i była nowa, dlatego też
samcza dzicz urządziła na nią zmasowany atak.
-
Lola, Lolunia – ślinił się koleś z działu prawnego – taka jesteś śliczniusia,
aż mam ochotę cię schrupać.
-
Obawiam się, że mógłbyś sobie połamać zęby – fuknęła i czym prędzej uciekła od
namolnego faceta.
Pomogło
tylko na chwilę, bo zaraz przyczepił się kolejny.
-
Lolita – mruknął – nie miałabyś ochoty na jeszcze jednego drinka.
Tym
razem był to wąsaty grubas z administracji.
-
Nie dziękuję, mam dość – powiedziała i ponownie uciekła w inny kąt.
A
najgorsze było to, że żadna z kobiet nie przyszła jej z pomocą. Były zbyt
zajęte zdejmowaniem wierzchnich ciuchów, a na nią patrzyły z politowaniem.
-
Za dobrze mnie wychowali – myślała sobie Lola i wyszła z sali bankietowej.
Postanowiła położyć się spać. Pokój dzieliła z sekretarką innego działu, z
którą wcześniej się nie znały, a po kilku wymienionych zdaniach Lola widziała,
że się nie zaprzyjaźnią. Weszła do pokoju, akurat w sam środek imprezy, gdzie
siedziało około 10 osób i piło. Szybko wycofała się na korytarz.
Usiadła
na parapecie i zatopiła w myślach. Jedną z nich było mocne postanowienie nie
jechania nigdy więcej na taką integrację.
-
No nie wierzę – męski głos wyrwał ją z zamyślenia.
Spojrzała
na pana Piotra. Nadal był schludnie ubrany i przede wszystkim w odróżnieniu od
innych szefów działu trzymał pion.
-
No nie wierzę, siedzisz sama?
-
Tak- burknęła.
-
A czemu?
-
Chciałam iść spać, ale w moim pokoju trwa impreza.
-
Nie lubisz imprez? – zdziwił się.
-
Lubię – powiedziała – takie z tańcami i bez seksualnej orgii.
-
Aż tak źle? – współczuł jej.
-
Pan sobie ze mnie żartuje, prawda?
-
Trochę – zaśmiał się – ale powiem ci w tajemnicy, że ja też nie lubię
integracji. Siedzę na baletach tyle ile muszę, udaję że pije dużo, a w
rzeczywistości wychylam tylko kilka drinków. A kiedy robi się gorąco i laski
zaczynają się o mnie ocierać, ewakuuję się.
-
Nie wierzę, że nie leci pan na te dziewczyny.
-
Nie lubię pijanych kobiet – przyznał – a poza tym poranki u boku obcej baby są
bardzo trudne.
-
Czemu mi pan o tym mówi?
-
A ja wiem? – zaśmiał się – może jest pani jedyną normalną osobą jaką poznałem w
tej firmie? Dobranoc Lola.
-
Dobranoc panie Piotrze – mężczyzna znikł w głębi korytarza. A jej nie pozostało
nic innego, jak dołączyć do ogólnej wesołości w pokoju i dotrwać do czasu aż
wszyscy się pośpią.
Kaśka
W
sobotę wstała rano, zrobiła śniadanie, ubrała chłopców i pojechała z nimi na
zakupy. Tomek został w domu sam i pierwsze co zrobił po wyjściu żony, to
przeszukał jej garderobę i torebki. Nie znalazł żadnego dowodu zdrady.
Uspokojony
usiadł do pracy. Tymczasem Kaśka walczyła z chłopcami w sklepie z obuwiem i
ubraniami. Niedługo będą wakacje, a chłopcy nie mieli nic na lato. Właśnie lato
i wspólny wyjazd, dwa tygodnie w jednym pomieszczeniu i ciągłe kłótnie.
Westchnęła.
-
Mama, mama – krzyczał Karolek przed wystawą – kup sobie taki kostium.
Kaśka
spojrzała na mini bikini i roześmiała się.
-
Myślę, że taki by nie spodobał się tacie – powiedziała – poza tym mam kostium z
zeszłego roku.
-
Ale ten jest ślicny – nie dawał za wygraną syn.
-
Z pewnością, ale dla dziewczyny, nie dla kobiety.
-
Mamo, ale ty jesteś dziewcyną – powiedział Bartosz.
-
Dziękuję, że mi przypomniałeś.
-
A mamo, mamo, cy tata cię kocha? – dopytywał Karolek.
-
Dlaczego mnie pytasz, taty spytaj.
-
Dobze – zgodził się syn.
Kiedy
weszła do kolejnego sklepu z ubraniami dla dzieci i cała wymiana zdań wyleciała
jej z głowy. Ale nie jej synowi. Ledwo wpadł w drzwi, a już krzyczał.
-
Tato, cy ty kochas mamę? – usłyszała.
-
Oczywiście synku – odparł Tomek, a ona w kuchni zaszlochała.
Dorota
Tej
nocy ścigała się z jednym z najlepszych kierowców, Bysiorem. Facet miał
imponujący wygląd, który mylił wielu. Zdawało by się, że jest wielkim i
powolnym mięśniakiem, ale to były tylko pozory. Facet był po prostu bardzo
spokojny, ale do czasu aż siadał za kierownicą. Wtedy zmieniał się w dynamit.
Jako jedyny ścigał się jeepem, w zwykłych osobowych sportówkach wyglądałby
komicznie.
Ustawili
się na starcie. Dorota spojrzała w jego stronę, posłał jej szeroki uśmiech i
ruszyli. Trasa nie była skomplikowała i liczyła się głównie szybkość. Jednak
Dorota była jeszcze zbyt mało doświadczona, przegrała.
Wysiadła
z samochodu i zobaczyła, że Bysior idzie w jej stronę. Uśmiechnęła się
niepewnie, a on wyciągnął rękę. Podała mu swoją, mocno nią potrząsnął.
-
Dora – powiedział niskim głosem – idzie ci coraz lepiej, niedługo ze mną
wygrasz, zobaczysz.
Uśmiechnęła
się szeroko, nie dało się go nie lubić. A on szanował swoich przeciwników. Po
chwili stanął przy niej Robert.
-
No kochanie, było całkiem nieźle – pocałował ją w ucho – jedźmy to uczcić.
-
Moją przegraną? – zdziwiła się.
-
Moją wygraną – pokazał jej plik pieniędzy – lecimy z chłopakami na Górkę,
dołączysz?
-
Tak, dojadę do was – powiedziała i cmoknęła go w policzek.
Idąc
do samochodu zauważyła Jaszczura, rozmawiał ze skarbnikiem. On też dzisiaj
wygrał, nie mogła mu jednak kibicować, bo sama się ścigała. Nagle Jaszczur
oderwał wzrok od skarbnika i spojrzał na nią po raz pierwszy w życiu.
Uśmiechnął się lekko i zaklaskał w dłonie na znak uznania dla jej wyczynów.
Wsiadła
do samochodu i odkryła, że dopiero teraz odetchnęła. Jej idol odkrył jej
istnienie, czuła się dumna jak paw.
-
Głupia smarkula – skarciła samą siebie – normalnie, zachowujesz się jak
nastolatka.
Pojechała
na Górkę do Roberta. Górka to była skarpa na peryferiach Warszawy, gdzie fani
motorów spotykali się na pogaduchy, ale i picie.
Dzisiaj
dołączyli do nich również fani czterech kółek.
Julia
Ciocia
Lusia postanowiła je wypróbować i zadzwoniła pytając czy może je odwiedzić.
-
Oczywiście ciociu – powiedziała Helena i zaczęła dawać dzikie znaki siostrom –
kiedy?
-
Jutro po południu.
-
Dobrze, ale pamiętaj, że ja i Hanka pracujemy do 17.
-
Będę o 17.
Helena
chciała jeszcze coś dodać, że one muszą jeszcze dojechać z pracy do domu, ale
ciotka rozłączyła się.
Julia
z samego rana wzięła się za pieczenie murzynka. Doskonale pamiętała co im
zarzuciła ciocia Lusia podczas ostatniego nalotu. W trakcie okazało się, że nie
ma masła, dlatego szybko włożyła buty i pobiega do najbliższego sklepu.
Był
to mały osiedlowy Sam. Wzięła koszyk i zanurkowała między półki. I jak to z
kobietami bywa oprócz masła, kupiła jeszcze wiśniową nalewkę, herbatniki, kawę
i mleko. Stanęła do kasy i cierpliwie czekała na swoją kolej. Nagle poczuła, że
ktoś stoi za nią i się na nią gapi. Odwróciła się dyskretnie, a tam stał ten
facet, który mieszkał naprzeciwko i się na nią gapił. Z bliska okazało się, że
jest naprawdę duży. Julia pomyślała, że przed takim nie ma ucieczki, jak
złapie, to ściśnie jak w imadle. Otrząsnęła się z tych myśli. „Piszę za dużo
sensacyjnych książek.” – skwitowała.
Wyłożyła
produkty na taśmę i czekała aż ekspedientka je nabije na kasę.
-
34 złote – usłyszała i zamarła. Poklepała się po kieszeniach.
- O kurcze, nie wzięłam portfela – powiedziała
zdziwiona, po czym dodała ze skruchą – przepraszam za kłopot, ale jeżeli pani
schowa moje zakupy, tutaj koło siebie, to ja szybko skoczę po pieniądze,
mieszkam….
-
Jeszcze czego, nie mam co robić – burknęła ekspedientka – trzeba nosić głowę na
karku, a nie tylko roboty pani mi dodaje.
-
Ale – Julia nie umiała sobie radzić w takich sytuacjach – przepraszam, zaraz to
odniosę i przyjdę jeszcze raz.
-
No i teraz muszę to wszystko wykasować, a widzi pani, że rachunek już nabity.
Co ca dzień, co za dzień – utyskiwała ekspedientka.
-
Hej paniusiu – huknął facet z plecami Julii, a ona była przekonana, że to do
niej, aż się skuliła. Ale mężczyzna zwracał się do ekspedientki - nie bądź pani taka zgryźliwa, bo to może
się skończyć bezrobociem.
-
O patrzcie, jaki pewny – krzyknęła kasjerka.
-
Nie muszę być pewny, ja to wiem – wyjął portfel – teraz zapłacę za tą panią, a
potem pójdę poszukać kierownika, zobaczymy, czy będzie pani nadal tak
podskakiwać.
Kasjerka
zbladła, a Julii zrobiło się jej trochę szkoda.
-
Nie, nie trzeba, ja odniosę towary…
-
Nie ma mowy – przerwał jej duży facet – zapłacę, a potem załatwimy to po
mojemu.
Wcisnął
pieniądze Julii w rękę.
- Niech pani płaci.
-
Ale…
-
Szybciej tam przy kasie, ile można stać – usłyszała jakiś zniecierpliwiony
głos.
Spłonęła
rumieńcem, zapłaciła nie swoimi pieniędzmi, zabrała zakupy i chciała uciec, ale
musiała jeszcze poczekać na „sponsora.”
Tymczasem
wielki facet odwrócił się do krewkiego klienta, który momentalnie zamilkł i
czekał spokojnie, aż ten zapłaci i odejdzie od kasy.
-
Idziemy do kierownika – oznajmił Julii.
-
Nie, nie trzeba, naprawdę, ja nie chcę kłopotów – prosiła.
On
spojrzał na nią i się uśmiechnął.
-
Dobrze, ale robię to tylko dla pani.
Wyszli
ze sklepu.
-
Może pan poczeka pod moją klatką, a ja skoczę po pieniądze.
-
Możemy tak zrobić – zgodził się.
Po
kilku minutach wróciła z wyliczoną kwotą.
-
Dziękuję panu za pomoc – powiedziała cicho.
-
Polecam się na przyszłość – uśmiechnął się – do widzenia.
Julia
patrzyła za nim i pomyślała. „Może to jednak nie żaden zboczeniec?”
Lola
Wróciła
z wyjazdu integracyjnego i z ulgą padła na własną kanapę. Wiedziała, że jeżeli
za rok będzie jeszcze pracować w tej firmie, to zrobi wszystko, żeby nigdzie
już z pracy nie jechać. Mimo, że lubiła się bawić i tańczyć, to wszystko przecież ma swoje granice. Zwłaszcza
osobiste. Lola czuła się brudna od prób wymacania jej po ciele, od prób
zaciągnięcia jej przez żonatych facetów do łóżka i innych tego typu atrakcji. Z
przyjemnością stanęła pod prysznicem i spłukała z siebie te kilka dni mordęgi.
Oprócz obrzydzenia czuła też złość, że nie dane jej było zwiedzenie miasta. Od
rana do popołudnia były jakieś szkolenia, a potem od razu balanga.
Położyła
się spać. Jeżeli chciała jutro w pracy wyglądać, jak człowiek, to musiała
odespać zarwane noce.
Dorota
Robert
zadzwonił do niej i powiedział, że kilku kumpli namówiło go na weekendową
podróż w góry. Dziewczyna wiedziała, że z jego hobby nie wygra, więc się
zgodziła. W duchu jednak odczuwała smutek, gdyż dopiero co wrócił z
miesięcznych wojaży, a już gnał na następne.
Miała
nadzieję, że spędzą wieczór razem, ale w takim wypadku pozostało jej tylko
jedno, usiąść przed telewizorem i obejrzeć na DVD zaległe filmy w towarzystwie
młodszej siostry. Normalnie byłby jeszcze ich brat Jasiek, ale on wyjechał na
całe wakacje do pracy, do Szwecji i miał ściągnąć do domu dopiero pod koniec
września, tuż przed początkiem roku akademickiego.
-
Rzuć go – powiedziała Karina, wyczuwając nastój siostry.
-
O kim ty mówisz? – Dorota uniosła brew.
-
O Robercie, wciąż gdzieś jeździ, nie wiadomo co robi…
-
Ani słowa więcej – syknęła – nie próbuj mnie wkręcać w spiralę podejrzliwości.
Jak się zrobi zimno nigdzie nie będzie jeździł, wtedy wszystko nadrobimy.
-
Akurat – mruknęła Karina, za co zarobiła kuksańca w bok.
-
Zamiast wtrącać się w moje sprawy lepiej żebyś sama sobie kogoś poszukała –
powiedziała Dorota.
-
Nie ma mowy, faceci są do bani, postanowiłam zostać singielką.
-
A to ci dorosła decyzja – parsknęła Dorota.
-
Lepsza taka niż użeranie się z kolesiem, który bardziej kocha swój motor niż
ciebie.
-
Natychmiast przestań! – wkurzyła się Dorota.
-
Zawsze się złościsz, jak słyszysz prawdę – młodsza siostra wypięła jej język i
ostentacyjnie wyszła z pokoju.
-
Młodsze rodzeństwo, to koszmar – mruknęła do siebie Dorota.
Kaśka
Dostała
pierwszy raz od kilku lat pensję. Pierwsze uczucie, jakie ją ogarnęło, to
poczucie wolności i niezależności. Nie to żeby Tomek jej czegoś żałował, o nie,
nawet proponował jej żeby w ogóle nie wracała do pracy.
Ale
co własna kasa, to własna. Oczywiście jako małżeństwo mieli wspólnotę
majątkową, ale teraz i ona mogła dorzucić trochę do domowego budżetu.
Z
radosną miną odebrała chłopców z przedszkola i zaproponowała, że gdy tata
wróci, to namówią go na wspólny wypad do lunaparku na karuzelę.
Gdy
wrócili do domu zamknęła się w sypialni i zadzwoniła do męża.
-
Stało się coś? – spytał zaniepokojony.
-
Nie – powiedziała i zamilkła, w tle słyszała damski chichot i stuk szklanek.
Czuła, że jakaś gula podchodzi jej do gardła.
-
Kaśka, zemdlałaś?! – dopytywał się.
-
Nie – zreflektowała się – chciałam się spytać, czy wyjdziesz dzisiaj wcześniej,
to moglibyśmy…
-
Wykluczone – odparł – mam ustawionych kilka spotkań.
-
Słyszę! – warknęła zimno – ile lat ma ta laska?! Pewnie jest szczupła i nie ma
dzieci!
-
Kaśka!
-
Nawet nie próbuj się tłumaczyć, mam to gdzieś!
Trzasnęła
słuchawką i aż się rozpłakała ze złości. Cała radość z pensji i pomysł wyjścia
do wesołego miasteczka prysł, jak bańka mydlana.
Powiedziała
chłopcom, że tata jest zajęty i trzeba będzie przestawić wyjście na kiedy
indziej.
Dorota
i Julia
Dorota
zabrała ją na jeden z nielegalnych wyścigów. Stało tam mnóstwo sportowych
wozów, wokół kręcili się faceci, wymieniając się doświadczeniami i wiedzą o
samochodach. Koło nich kręciły się młode dziewczyny, kręcąc tyłkami w krótkich
spodenkach.
-
Niektóre są mocno nieletnie – powiedziała Dorota.
-
Czyli? – Julia nie rozumiała.
-
13-14 lat?
-
To straszne – powiedziała przejęta Julia.
-
Masz rację, ale takich nigdy nie odgonisz – wysiadły z samochodu – ale chłopaki
z głową na karku nawet na nie, nie spojrzą.
Do
dziewczyn podszedł typ o podejrzenie oślizgłej twarzy.
-
Cześć Żmija – przywitała się Dorota.
-
Cześć Dora, co tam ze sobą przywiozłaś – facet oblizał się, co u Julii wywołało
grymas zniesmaczenia.
-
Koleżanka, nie dotykać – Dorota pogroziła mu palcem.
-
Ok. ok. - Żmija podniósł ręce w geście
poddania – ścigasz się?
-
Tak, tylko powiedz kto jest i jak stoją zakłady.
-
Jest paru gnojków do oskubania, ale i mamy gwiazdy.
-
Kto? – oczy Doroty błyszczały z oczekiwania.
-
Twój Robert na przykład.
-
Acha – powiedziała zawiedzona.
-
Acha? Twój fagas startuje, a ty tylko acha?
Dorota
wzruszyła ramionami.
-
Bo wiedziałam o tym, pytam o innych.
-
Przyjechał jeszcze Bysior.
Dorota
nie ośmieliła się spytać o Jaszczura.
Zaciągnęła
Julię do grupy mężczyzn, ta aż się skuliła ze strachu.
-
Ja postoję z boku – jąkała się – nie muszę…
-
Julia – Dorota spojrzała na nią zdziwiona – czego ty się boisz?
-
Ja, ja… - dukała – nie jestem przyzwyczajona.
-
Daj spokój, nie zjedzą cię – zaśmiała się Dorota.
Robert
jak tylko zobaczył swoją dziewczynę zaborczo ją objął, potem spojrzał na Julię
i od razu zignorował. Za to Maciej i Michał chętnie się z nią poznali.
-
Widzisz? – śmiała się Dorota – zostawiam cię w dobrych rękach.
I poszła się zapisać na wyścig. Chłopaki jeden
przez drugiego usiłowali ją jakoś rozerwać, w końcu się rozluźniła i z
ciekawością obserwowała zawodników. Z daleka zamajaczyła jej znajoma sylwetka.
To był facet ze sklepu. Nie widział jej, z resztą w takim tłumie, to było całkiem
normalne. Wsiadł do dużego samochodu i podjechał na linię startu, razem z nim
ścigał się jakiś młody chłopak, który
przegrał, nie miał szans z zawodowcem.
Kaśka
i Lola
Tomek
był na nią tak zły za te pomówienia, że przestał się w ogóle odzywać, co spowodowało
jeszcze większą frustrację u Kaśki. Zadzwoniła więc do Loli.
-
Kiedy idziemy do dyskoteki? – spytała wesoło.
-
A co, mąż dał się ułagodzić? – odpowiedziała pytaniem Lola.
-
Nie obchodzi mnie to – burknęła Kaśka.
-
Możemy iść w sobotę – zaproponowała koleżanka.
-
Świetnie, ale jeszcze muszę iść na zakupy żeby sobie coś na tę dyskotekę kupić.
-
Dobrze – ucieszyła się Lola – może spotkamy się jutro o 17 00 przy centrum
handlowym?
-
Dobrze, nie ma sprawy, to do zobaczenia – odłożyła słuchawkę i zauważyła, że
Tomek przygląda jej się z nad gazety.
-
Gdzie cię niesie? – warknął.
Nie
odpowiedziała i chciała wyjść do kuchni. Złapał ją za ramię i lekko ścisnął.
-
To raczej ja powinienem cię posądzać o zdradę – krzyknął – chodzisz gdzie
chcesz? Nic mi nie mówisz?
-
Nie jestem twoją własnością. Poza tym z tego co słyszałam w słuchawce, to masz
z kim spędzać czas.
Złapał
ją za drugie ramie i potrząsnął.
-
Byłem na lunchu! Nie zdradzam cię!
-
Puść mnie – powiedziała. On spełnił jej prośbę i odszedł na dwa kroki.
A
ona po prostu wyszła.
Lola
Do
sekretariatu został zatrudniony nowy człowiek. Był to chłopak mniej więcej w
jej wieku, średniej urody, ale sympatyczny. Postawiono mu biurko naprzeciwko
jej, więc miała cały czas na niego widok. Póki co nie miał jakiś ważniejszych
funkcji oprócz odbierania telefonów i zapisywania terminów spotkań z ludźmi z
firmy. Ona sama nie miała czasu się z nim za bardzo zapoznać, bo pan Piotr
zabrał ją na cały dzień na spotkanie z szefostwem, gdzie miała notować
wszystko, a do tego milczeć jak grób.
I
milczała, chociaż widziała błędne wyliczenia innych działów, błędne wyniki
działalności pana Piotra, chociaż sama je poprawiała, ale najwidoczniej
pracodawcy jej szefa mieli stare dane. A jej pracodawca nie był nowicjuszem w
korporacji i jakoś udało mu się wybrnąć i przedłożyć nowe wyniki, nowe liczby i
udowodnić, że tamci mieli złe dane.
-
Co za bałagan – utyskiwał gdy wracali na swoje piętro.
-
Ma pan rację, bałagan nie z tej ziemi – poparła go.
-
Jak te teczki się u nich znalazły, nie wiesz?
Lola
wzruszyła ramionami, nawet na myśl jej nie przyszło żeby mu powiedzieć, że to
ona poprawiła jego dokumenty. Robiła to tak odruchowo, że nie rejestrowała tego
wcale.
Julia
Miała
już wszystkie potrzebne informacje na temat wyścigów, więc usiadła do pisania
artykułu. Specjalnie pozbyła się sióstr z domu wysyłając jej w gości do brata.
Pisanie to było to, co lubiła najbardziej. Jej wenę twórczą przerwał dzwonek do
drzwi. Zignorowała go myśląc, że natręt sobie pójdzie. Niestety dzwonił
wytrwale, czyli ten ktoś wiedział, że ona jest w domu.
Podeszła
do wizjera i zobaczyła córki cioci Lusi, czyli Madzię i Małgonię. Otworzyła
niechętnie drzwi i przykleiła do ust sztuczny uśmiech.
-
Cześć dziewczyny, co was do nas sprowadza? – wpuściła je do środka.
-
Nie udawaj, że się cieszysz – powiedziała Madzia – nie chciałaś nam otworzyć.
-
Nie spodziewałam się dzisiaj żadnej wizyty, więc pomyślałam, że to akwizytor –
skłamała – siadajcie, napijecie się czegoś?
-
Masz coś gazowanego i słodkiego? – spytała Małgonia.
-
Mam, zaraz przyniosę – Julia weszła do kuchni i zaczęła szykować szybki
poczęstunek, w trakcie zastanawiała się, co było powodem ich wizyty. Na co
dzień nie kontaktowały się z nimi, zazwyczaj widywały się przy jakiś okazjach.
A jeżeli miała być szczera sama przed sobą, to obie grupy sióstr ciotecznych
nie przepadały za sobą.
Wróciła
do salonu i położyła na stoliku ciastka i napoje.
-
Co was sprowadza?
-
Chciałyśmy cię o coś prosić – powiedziała Madzia.
-
Mnie? Czy dziewczyny też?
-
Nie, tylko ciebie.
-
O co?
-
Nie mów naszej mamie? – powiedziała Małgonia.
-
O czym? – Julia w ogóle nie wiedziała o czym one mówią.
-
Nie wiesz?
-
No nie wiem – powiedziała Julia.
-
To znaczy, że nas nie widziałaś? – dziwiła się Madzia.
-
Przestaniecie mówić zagadkami? – zirytowała się Julia.
-
To nie widziałaś nas? – żądała potwierdzenia Małgonia.
-
Ostatni raz widziałam was na imieninach waszej mamy, więc nie wiem o co wam
chodzi. Jeżeli byłyście gdzieś na mieście i widziałyście mnie, to ja was nie.
Widziała,
że bliźniaczki oddychają z ulgą.
-
No to dobrze – powiedziała Madzia – to już nic od ciebie nie chcemy.
-
Właśnie – poparła siostrę Małgonia.
Julia
była lekko skołowana, ale nie dopytywała o co chodzi. Jej siostry cioteczne
zawsze miały nierówno pod sufitem, nigdy nie wiedziała o co im chodzi.
Dorota
-
Znowu nie masz czasu? – była zła na Roberta.
-
Kochanie wybacz mi, ale mam mnóstwo na głowie – powiedział i pocałował ją w
policzek.
-
Ale w tym tygodniu widzimy się pierwszy raz, a jest czwartek – poskarżyła się.
-
Obiecuję, że ci to wszystko wynagrodzę – na znak prawdziwości swoich słów
położył dłoń na sercu.
-
Nie o to chodzi – fuknęła – rozumiem, że masz zawirowania w pracy, że musisz
zostawać po godzinach, ale zupełnie nie rozumiem tego, że przychodzisz do mnie
i od progu oznajmiasz, że wpadłeś tylko na pół godziny.
-
Dora – objął jej twarz dłońmi – jestem padnięty…
-
Ale na jazdę po mieście to masz siłę, tak? – nie dała mu dokończyć.
Puścił
ją i powiedział przez zęby.
-
Odmawiasz mi nawet małych przyjemności?
-
Nie odmawiam, tylko nie rozumiem, czemu do „małych” przyjemności przestałeś
zaliczać spotkania ze mną – Dorota kipiała gniewem.
Nie
odpowiedział. Patrzył tylko na nią, a jego oczy nic nie wyrażały.
-
Rozumiem – parsknęła – możesz sobie iść.
-
Dora.
-
Żadna Dora. nie chcesz się już ze mną spotykać? To po prostu to powiedz, nie
karm mnie złudnymi nadziejami!
-
Dora – złapał ją za ręce – nie opowiadaj głupstw, chcę się z tobą spotykać,
czemu w to wątpisz?
-
Nie wiem – burknęła – po prostu po raz pierwszy odkąd się spotykamy, nie masz
dla mnie czasu, gdy ja, gdy tylko chcesz rzucam wszystko i lecę do ciebie.
-
Wiem – uścisnął ją – ale uwierz mi, że jestem zmęczony, jak się ta cała chryja
skończy, to wszystko wróci do normy, obiecuję.
Uśmiechnął
się do niej i pocałował w nos.
-
To jak będzie? – spytał i zrobił zabawną minkę. Ona uśmiechnęła się lekko i
powiedziała.
-
Żebyś wiedział, że to odpracujesz.
Kaśka
i Lola
Kaśka
i Lola spotkały się w Centrum Warszawy pod Rotundą.
-
Czuję się jakoś dziwnie – powiedziała Kaśka.
-
Dlaczego? – Lola popatrzyła na nią zdziwiona.
-
Wiesz kiedy ostatni raz poszłam do dyskoteki? Wieki temu.
-
Po pierwsze nie idziemy do dyskoteki, a do klubu – poprawiła ją Lola.
-
A czym się różnią?
-
Dyskoteka to spęd wszystkich: małolatów, studentów, jakiś dziwnych typów. Do
tego duszno tam, parno i tłoczno.
-
A klub?
-
Kluby są mniejsze, zazwyczaj jest selekcja i wiesz…, odpowiedniejsze
towarzystwo.
-
Niestety nic nie wiem – zmartwiła się Kaśka.
-
Nie martw się, idziemy w bardzo fajne miejsce, tam się bawią ludzie z pracy od
mojego ojca, żadnych dziwolągów. Obiecuję.
Kaśka
tak dawno wypadła z towarzystwa, że nie za bardzo rozumiała, co Lola do niej
mówiła, ale skoro ta obiecała doborowe towarzystwo i dobrą muzykę, nie miała
powodu żeby jej nie wierzyć.
Podjechały
tramwajem kilka przystanków i znalazły
się pod klubem. Ochroniarz uśmiechnął się szeroko i powitał obie panie.
-
Lola, jak cię dawno nie widziałem – spojrzał na Kaśkę – widzę, że jesteś z
równie piękną koleżanką, witam, witam – mężczyzna złapał Kaśkę za dłoń i mocno
uścisnął – zapraszam, dzisiaj do 22 drinki za darmo.
Klub
nie był duży, maksymalnie na 200 osób, było dosyć wcześnie, więc bez problemu
znalazły stolik. Poszły po drinki i po chwili gawędziły wesoło.
Ale
kiedy z głośników huknęła muzyka, nie było już mowy o rozmowie, trzeba było
ruszać w tan.
Obie
dziewczyny wywijały na parkiecie przez prawie całą noc. Okazało się, że Lola
zna tu prawie wszystkich, więc Kaśka mogła się rozluźnić. Lola od razu
informowała mężczyzn, że jej koleżanka jest mężatką i mają trzymać łapy przy
sobie, ale nie do wszystkich to dotarło. Kaśka musiała kilku przystopować.
Ale
z drugiej strony było to miłe, że w końcu ktoś się nią zainteresował, chociaż
wolałaby żeby to był Tomek.
Do
domu dotarła około 3 nad ranem. Szybko się umyła i wślizgnęła do łóżka.
-
Ilu poderwałaś? – spytał Tomek. Nie miał zaspanego głosu, więc pewnie
specjalnie na nią czekał.
-
Żadnego – parsknęła i odwróciła się do niego plecami – nie jestem tobą.
-
Nie zdradzam cię! – syknął – to raczej ja powinienem cię o to oskarżać!
Wychodzisz sobie z jakąś lafiryndą, szlajasz się po nocy…
-
Poszłam potańczyć, bawiłam się dobrze, dziękuję, że pytasz – powiedziała
zmieniając temat.
Tomek
tylko westchnął.
-
Czemu mi to robisz? – spytał.
-
Co?
-
Czemu jesteś taką jędzą?
-
Bo znudziło mi się odgrywanie roli potulnej żony i matki. Mało tego, pomału
dochodzę do wniosku, że nasze małżeństwo nie ma już sensu.
-
Kaśka – szarpnął ją za ramię i odwrócił w swoją stronę – o czym ty mówisz?
-
Na razie o niczym – odparła – ale powiedz mi Tomek, czemu ty się w ogóle ze mną
ożeniłeś?
-
Bo cię kocham? Bo chcę z tobą spędzić życie?
-
Oczywiście – mruknęła i znowu się od niego odwróciła.
-
Co miał oznaczać ten sarkazm w twoim głosie?
Kaśka
usiadła.
-
O jakiej miłości ty mówisz? Nie interesujesz się mną od bardzo dawna, nasze
rozmowy ograniczasz do pytania, co dzisiaj na obiad. Nie rozmawiasz ze mną,
wstydzisz się mnie, nie kochasz się ze mną, a odwalasz małżeński obowiązek.
Uważasz mnie za głupią, nie liczysz się z moim zdaniem. Po prostu wziąłeś sobie
za żonę małolatę i wyszkoliłeś ją na posłuszną kurę domową. Tylko kura ma dosyć
i chce czasami wyjść z domu, a skoro mąż nie wyraża chęci, to musiała sobie
sama poszukać towarzystwa. Dobranoc.
Położyła
się i nakryła po uszy kołdrą.
-
Sama wsadziłaś się w kierat i zaczęłaś każde moje słowo uważać za atak. A co do
obowiązku małżeńskiego, to ty się po porodzie ode mnie odsunęłaś.
-
Bo powiedziałeś, że jestem gruba beczka!
-
Nie powiedziałem – zaperzył się.
-
Powiedziałeś.
-
Nie.
-
Tak.
-
Jesteś dziecinna.
-
A ty stary dziad.
-
Dobranoc.
-
Dobranoc.
Komentarze
Prześlij komentarz