Z pamiętnika singielki - opowiadanie odc.11


25 maja 2015 - poniedziałek
Posterunkowego brak
Zamieniam się w Bridget Jones

Mimo, że na dworze świeci słońce, jest ciepło, a wiosna przyszła w pełni, ja się czuję, jakby był środek listopada. Spodziewałam się, że rano spotkam pod blokiem Marka Jagodę, ale on się nie pojawił. W pracy zaliczałam same wpadki i wszystko mi leciało z rąk. A to było dziwne, bo kaca miałam wczoraj. Anka stwierdziła, że to od nagromadzonego stresu, a ja że mam delirium poalkoholowe.
Po południu również nigdzie nie było posterunkowego, więc moje postanowienie konfrontacji lekko zbladło.
Kiedy przyszłam do domu zauważyłam na półce „Dziennik Bridget Jones.” Przekartkowałam tę książkę i stwierdziłam, że zaczynam się robić do niej podobna. Z tym, że ja nie palę i póki co nie tyję. Ale wszystko przede mną. Skoro już sama piję hektolitry piwa, śpiewam żałosne piosenki i w pracy mi nie idzie, to tylko znak, że niedługo się w nią zamienię.
Ona co prawda miała po trzydziestce, ale mnie też już było do niej bliżej niż dalej. Do tego byłam blondynką i wpadałam  tarapaty. Wypisz wymaluj, ona.
Z tym, że mój szef mnie nie podrywał i nie był draniem.
Odłożyłam tę książkę i włączyłam sobie telewizor. Jakoś mi tak było nijak.
Nie chciałam się jeszcze sama przed sobą przyznać, czemu. Jeszcze walczyłam.
Ale prawda była taka, że ciocia Hania miała rację, nie chciałam być singielką, nie kiedy poznałam Marka Jagodę, a tym bardziej, jak okazało się, że jednak nie ma żony.
Tylko problem był w tym, że ja uważałam, że już jest na wszystko za późno.





26 maja 2015 - wtorek
Dzień Matki

Jak to zwykle w takie święto trzeba się wykazać. Cały rok można mamie dokuczać, wkurzać się na nią, nie słuchać jej, wykorzystywać dobre serce, ale tego jednego dnia trzeba być najlepszym dzieckiem na świecie.
W zasadzie powinno być odwrotnie, ale jak wiadomo, życie jest życiem, a święto świętem. Dlatego też z rodzeństwem przygotowaliśmy dla  naszej kochanej rodzicielki niespodziankę. Ja tego dnia wzięłam sobie wolne, Piotrek urwał się z uczelni, a Marta ze szkoły. Oczywiście nic o tym mamie nie powiedzieliśmy, bo po co miała się zamartwiać.
Ona sama jak zwykle poszła do pracy i miała wrócić po 16 00.
Moje rodzeństwo miało wyjść jakby nigdy nic, ale zamiast do instytucji edukacyjnych, wybrali się do najbliższego supermarketu po zakupy.
Umówiliśmy się, że wszyscy spotkamy się w domu około 10 00.
Pierwsze co zrobiliśmy, to wysprzątaliśmy dom do połysku, żeby było widać, że się trochę staraliśmy. Potem wzięliśmy się za gotowanie pysznego obiadu na cześć mamy. Już wcześniej kupiliśmy jej całą górę prezentów. Była tam książka jej ulubionej autorki, kolczyki, nowy puder, apaszka, krzyżówki i gorzka czekolada. Wszystko ładnie zapakowaliśmy i ustawiliśmy na stole, tak żeby od razu po wejściu je zobaczyła.
Po powrocie mama zaniemówiła z zachwytu, popłakała się i wszystkich nas wyściskała. Dostało się też tej czułości tacie, ale nie będę mu żałować. Niech mu też coś w to święto skapnie.
Oczywiście nie omieszkał przypomnieć, że w czerwcu jest dzień ojca i że ma nadzieję, że przebijemy przyjęcie dla mamy.

28 maja 2015 – czwartek
Posterunkowego nadal brak
Nie brak za to moich ulubionych czekoladek
Jestem artystką – chyba

Świętowanie dnia mamy tylko na chwilę przyćmiło moje uczuciowe problemy. Niestety, kiedy wróciła szara rzeczywistość, ponownie zaczęłam wszystko rozbierać na czynniki pierwsze.
Uznałam, że skoro Marek Jagoda przestał mnie nachodzić, to znak, że zrezygnował i ma mnie w nosie. Moje postanowienie o zdecydowanym rozmówieniu się z nim bladło z dnia na dzień, bo przecież trudno rozmawiać z widmem. Czułam się zrezygnowana i miałam pewność, że przez głupotę straciłam szansę na coś bardzo fajnego. Anka najpierw wkurzała się na moją głupotę, ale  w końcu zaczęła mnie pocieszać, widząc, że z dnia na dzień mój nastój się pogarsza.
Kiedy przyszłam w czwartek do pracy, ponownie zobaczyłam pudełko czekoladek na moim biurku. Anka, która pojawiła się wcześniej ode mnie, powiedziała, że jak przyszła, to prezent już był.
Zajadając moje ulubione słodycze, zastanawiałam się, kto mógł mi je tak prezentować. Na pewno nie Norbert, bo to już zostało wyjaśnione.
- Anka. A może to ty mi je podrzucasz?
Przyjaciółka popatrzyła na mnie, jak na zjawisko.
- Niby po co?
- Żeby mi się humor poprawił.
Popukała się palcem w czoło.
- Jeśli już, to bym je kupiła raz i to teraz, bo jesteś przygnębiona. A dostajesz je już od kilku tygodni. Aż tak bym cię nie rozpieszczała.
- No to nie mam pomysłu – stwierdziłam – bo przecież nikt prócz ciebie, Norberta i mojej rodziny nie wie o tej słabości.
- A może to przypadek? Może tajemniczy wielbiciel ma te same upodobania, co ty?
- Może – zgodziłam się, ale nie do końca w to wierzyłam.
Dzięki czekoladzie humor mi się lekko poprawił i nawet zapałałam chęcią pracy, czemu dałam wyraz w nowym projekcie.
- Łał – usłyszałam nagle i podniosłam głowę z nad komputera i spojrzałam na Norberta, który miał rozanielony wyraz twarzy.
- Co łał? – zapytałam.
- No ty łał.
- A dlaczego ja?
- Nie ty, ale ty i to.
- Możesz zacząć mówić po polsku? – poprosiłam.
- Twój projekt – kolega spojrzał na Ankę  i powiedział do niej – widziałaś co ona wymodziła?
Przyjaciółka obeszła biurka i spojrzała na moją pracę.
- Łał.
- Oszaleliście? – zapytałam.
- Nie chcę nic mówić, ale dół ci służy – skwitowała Anka – z resztą, jak większości artystów.
Irytowali mnie, bo nie wiedziałam czym aż tak się zachwycają. Projekt, jak projekt.
- Rewelacja, pokaż Dariuszowi, a cię ozłoci – skwitowała Anka.
- Jak dla mnie, to żadne cudo – wzruszyłam ramionami.
- Twórz jak najwięcej takich dzieł, a będziemy najbardziej wziętą agencją w Warszawie – powiedział Norbert.
- I w Polsce.
- I może na świecie? – ironizowałam.
- A żebyś wiedziała – zaśmiała się Anka – bo mam nadzieję, że wiesz, że robisz to dla Włochów?
Musiałam przyznać jej rację, ale nadal nie widziałam niczego wyjątkowego w mojej pracy. Postanowiłam iść za radą przyjaciółki i pokazałam pracę Dariuszowi, a on potwierdził zachwyty kolegów. Powiedział.
- Łał – wtedy zwątpiłam w bogactwo naszego języka.

 
29 maja 2015 - piątek
Zebranie w pracy – integracja

W samo południe Cudowny Dariusz zaprosił nas na spotkanie do sali konferencyjnej. Zastanawialiśmy się, czego będzie dotyczyć zebranie, bo wszystkim już dawno z głowy wyleciało, że mieliśmy w czerwcu jechać na integrację. Na szczęście nasz szef nie robił żadnych wstępów, tylko od razu powiedział.
- Uwzględniając państwa preferencję zorganizowałem nam wyjazd integracyjny w dniach od 10 - 12 czerwca. Mam nadzieję, że termin wszystkim podpasuje i że pojedziemy wszyscy.
- A gdzie? – spytała Monika.
- Niedaleko, żeby nie tracić czasu na dojazd. Jedziemy do Pułtuska, do hotelu Baltazar.
- A czemu nie do Domu Polonii? –zapytał Jacek i od razu sobie odpowiedział – bo za drogo?
Razem z Anką zrobiłyśmy kwaśne miny i przewróciłyśmy oczami. Dariusz wykazał się większym niż my profesjonalizmem, bo odpowiedział spokojnie.
- Tak. Właśnie dlatego.
Jacek parsknął, ale szef jeszcze nie skończył.
- Byłem tam w ten weekend – spojrzałam na Ankę, a ta się lekko zaczerwieniła. „To takie buty” – pomyślałam – i zwiedziłem wszystkie dostępne w okolicy hotele i pensjonaty i stwierdziłem, że Baltazar będzie w sam raz dla nas. Jest to w miarę nowy budynek, ma ładne pokoje i jest cicho. A jak sądzę, cisza z rana będzie przez nas wszystkich bardzo pożądana – Jacek chciał coś wtrącić, ale Dariusz nie dał mu dojść do słowa – poza tym cena może mniejsza, ale dzięki temu będziemy mieli więcej atrakcji. Będziemy pływać kajakami, pojeździmy na rowerach, będziemy siedzieć w lesie i się szukać, a nawet będziemy jeździć kładami. Mało?
- Jest wkurzony – mruknęła do mnie Anka.
Nie odpowiedziałam, bo nie chciałam stracić ani słowa z tej batalii.
- No niby nie – powiedział Jacek – ale tam też są atrakcje i to takie prestiżowe miejsce.
- To było dawno temu – odparł Dariusz – a poza tym jedziemy się integrować, a nie chwalić się przed znajomymi na fb, gdzie to my nie byliśmy.
Jacek chciał coś dodać, ale szef nie dał mu dojść do głosu.
- Jeżeli panu coś nie pasuje, proszę nie jechać. To dobrowolny wyjazd, z tym że zostanie pan w biurze i będzie pracował sam.
- Rozumiem, że to taki szantaż albo jedziesz albo pracujesz – powiedział Jacek z przekąsem.
- Człowieku, zamknij paszczę – odezwał się Radek, jego kolega z pokoju – czy ty wszędzie musisz siać zamęt?
- Poza tym i tak wiemy, że pojedziesz – odezwała się Marzena recepcjonistka – pojechałbyś nawet pod namiot, bo nie mógłbyś znieść myśli, że coś się dzieje bez ciebie i że może cię ominąć coś, o czym nie mógłbyś później rozsiewać plotek.
W końcu ktoś nazwał rzecz po imieniu - Jacek to plotkarz i sensata.
- Skoro już przy tym jesteśmy – powiedziała Ala sekretarka – zabraniam Jackowi robić jakichkolwiek zdjęć i umieszczania kogokolwiek w Internecie.
Dariusz przysłuchiwał się lekko osłupiały. Wiedział, że Jacek nie jest popularny wśród pracowników, ale żeby aż tak?
- Proszę państwa – wtrącił się szef – uspokójmy się, bo to w końcu ma być przyjemny wyjazd, a nie miejsce, gdzie będziemy się kłócić. Z tego co wiem pan Norbert robi świetne zdjęcia  - wrócił się do niego i spytał – czy zgodziłby się pan zostać naszym nadwornym fotografem?
- Oczywiście – kolega potwierdził kolega.
-Zatem tylko pan Norbert będzie robił zdjęcia, później państwo sobie wybiorą, które chcą. A teraz wracajcie do pracy. Miłego dnia.
Rozeszliśmy się po pokojach, ale każdy z nas czuł, że Jacek nie daruje nam tego publicznego upokorzenia.
- Czy Dariusz nie może go zwolnić? – zapytałam Ankę.
- Niestety jest za dobry, dlatego sobie pozwala.
- To może znajdźmy lepszego? – zaproponowałam.
- Magda, wiesz, że w każdej pracy jest taki Jacek. Zazwyczaj jest kobietą, ale jak widzisz, nasza firma to wyjątek od reguły.

30 maja 2015 - sobota
Nie chce mi się jechać – kontynuacja dołu
Marek Jagoda – brak

W sobotę, jak zwykle posprzątałam w mieszkaniu, a potem postanowiłam trochę się polenić. Wypożyczyłam sobie z biblioteki kilka książek i chyba był najwyższy czas, żeby je przeczytać.
Usiadłam wygodnie na kanapie i próbowałam się skupić na lekturze.
Niestety co piąte zdanie zatrzymywałam się i zastanawiałam się nad tym, czy ja chcę jechać na integrację. Nie chciałam. Wolałbym pracować. Wtedy zawsze jest szansa, że człowiek wróci do domu i nie będzie musiał z nikim gadać. A tam będę non stop wśród ludzi. A nie chciało mi się zbytnio rozmawiać. Nawet z Anką.
Byłam w rozterce, czułam się rozdwojona, miałam uczucie porażki i w ogóle czułam się źle.
A to wszystko przez Marka Jagodę, który znikł i już się nie pojawił.
Kogo ja oszukuję. To nie jego wina, a moja. To ja zrobiłam wszystko żeby go zniechęcić, to ja nie otworzyłam mu drzwi i to ja uciekałam przed nim do autobusu. I tak właśnie kończy uparta singielka. Sama i nieszczęśliwa.
Zadzwoniłam po pocieszenie do Anki.
Ta zagroziła mi, że jak nie pojadę, to koniec z nami, a moje uczucia wyśmiała, nazwała upartą krową, która ma to czego chciała.
Podziękowałam jej za słowa wsparcia mówiąc, że jest nieczułą jędzą i się rozłączyłam.
Ale w duchu przyznawałam jej rację.
Nagle odechciało mi się być singielką, to było dobre na lizanie ran, ale teraz chciałam Marka Jagodę.
31 maja 2015 - niedziela
Nic się nie dzieje. Pustka egzystencjalna

01 czerwca 2015 - poniedziałek
Jest nieznośnie. Nie mam nic do napisania. Wegetuję.

03 czerwca 2015 - środa
Terapia z Anką we wtorek – lecz się z głupoty
Piwo – 4
Pizza – 1
Frytki – podwójna porcja
Taksówka – 50 zł
Ból głowy – jeden
Dużo pracy – niestety
Marek Jagoda – sztuk 0

Anka była stanowcza i wczoraj wyciągnęła mnie na piwo. Dlatego piszę dzisiaj, po piwie  literki by mi się myliły.
Poza tym od razu po powrocie do domu położyłam się spać.
Na spotkaniu pogadałyśmy sobie od serca. Moja kochana przyjaciółka oczywiście współczuła mi sytuacji i było jej przykro, że z posterunkowym mi nie wyszło. Ale z drugiej strony nie zostawiła na mnie suchej nitki i wytknęła każdą głupotę. Nie będę tego opisywać, bo bym się po raz kolejny powtórzyła, a nie mam nic nowego do dodania.
Niestety ani wczoraj nie pojawił się Marek Jagoda (a powinien, byłam po 4 piwach, więc była kolejna okazja na zrobienie z siebie kretynki), ani nie spotkałam go dzisiaj.
Co prawda widziałam w oddali znajomy radiowóz, ale w środku siedziały dwie kobiety.
A może go przenieśli?                                                             
Nie miałam za wiele czasu na zastanowienie, bo przez to, że ostatnio tak pięknie zrobiłam grafikę, szef w nagrodę zawalił mnie dodatkowymi dwoma zleceniami.
Na szczęście żadne nie dotyczyło Paszkowskiego, bo chyba bym zaczęła wrzeszczeć.
No i tyle. Może jak mi dół przejdzie, to się bardziej rozpiszę.


04 czerwca 2015 - czwartek
Ktoś chcę żebym utyła – znowu czekoladki
Niespodzianka – pan tajemniczy zostawia liścik
Marek Jagoda – widziałam z daleka, ale uciekłam w krzaki.

Widząc po raz kolejny czekoladki na moim biurku wpadłam w złość.
- Kto mi do cholery to daje – warknęłam i wyrzuciłam pudełko do kosza na śmieci – kto mi życzy próchnicy, nadwagi i wysokiego ciśnienia.
Usiadłam i odetchnęłam. Anka patrzyła na mnie dziwnie.
- No co? – spytałam.
- Nic. Tylko przypominam ci, że one są dosyć drogie i sama kupujesz je sobie od święta. Tymczasem ktoś się stara i systematycznie dla ciebie ogałaca swój portfel.
- No dobrze, ale kto? – pytałam wzburzona – bo mam lekko dosyć tej tajemnicy.
- Może któryś z naszych kolegów.
Skrzywiłam się.
- Oprócz Norberta i cudownego Dariusza, wszyscy są żonaci. Norbert odpada, Dariusz raczej by kupował je tobie. A zanim coś powiesz, to dodam, że żonaci faceci mnie nie interesują.
- Ochłoń i pomyśl. Pracujemy w dużym biurowcu, mijamy się z różnymi ludźmi. Znamy kilku chłopaków z piętra, może to któryś z nich?
Westchnęłam.
- Jeżeli nawet, to po tylu tygodniach powinien się ujawnić. Nie sądzisz?
- No niby tak.
Po kilku minutach Anka spytała się mnie.
- Będziesz jadła te czekoladki? Bo jak nie, to chętnie je wezmę.
- Zapomnij – wyjęłam je z kosza na śmieci – są moje.
Otworzyłam silnym szarpnięciem za wieczko i wszystko mi się wysypało na podłogę. Kiedy zła zbierałam czekoladki z podłogi zauważyłam małą kopertę. Zajrzałam do środka i aż usiadłam na podłodze.
- Co jest? – dopytywała przyjaciółka – co tak gwiżdżesz?
- Z pudełka wypadła koperta, a w niej znalazłam liścik.
Przyjaciółka od razu znalazła się koło mnie i usiadła obok mnie.
- Co tam jest napisane – wyrwała mi kartkę z ręki.
- Łał – powiedziała – idziesz na randkę w ciemno.
To, na co patrzyłyśmy było zaproszeniem na wieczorne spotkanie na:
 Przypis autora "Tu było zdjęcie zaproszenia, ale się nie wgrało. Magda ma zaproszenie na potańcówkę"

- No coś takiego? – mruknęła Anka – mam nadzieję, że pójdziesz?
- Oszalałaś? Mam pójść na spotkanie z kimś kogo nawet nie widziałam na oczy?
- Myślę, że widziałaś, ale nie wiesz kto to jest.
- A jak to jakiś zboczeniec?
- Nic ci nie grozi, umówił się z tobą w restauracji i nawet jeśli nie będzie tam gości, zawsze pozostaje obsługa, więc sama z nim nie będziesz.
- Ale popatrz na co on mnie zaprasza? Na potańcówkę. To jakiś stary grzyb! Ile ja mam lat? – i nagle mnie zmroziło -  a jak to Paszkowski?
Anka śmiała się w głos.
- Daj spokój. Czy ty nie wiesz, jak to się robi?
- Przyjdź trochę spóźniona, zajrzyj przez okno i zobacz, kto siedzi w środku, jak to będzie Paszkowski, to wrócisz do domu i już. A on będzie siedział i czekał i czekał i czekał.
- Nigdzie nie idę.
- Rozumiem, że macie jakieś dobre wyjaśnienie na to, czemu siedzicie na podłodze pod biurkiem – cudowny Dariusz patrzył na nas z góry.
Zamrugałyśmy i spojrzałyśmy szybko na siebie.
- Zbieramy czekoladki – przyjaciółka odezwała się jako pierwsza.
- Właśnie, wysypały się wszystkie na podłogę – szybko pozbierałam je do pudełka i podniosłam się z ziemi – proszę się poczęstować.
Dariusz nie pogardził nawet trzema.
Dyskusje  o randce w ciemno musiałyśmy przenieść na kiedy indziej.
Dokładnie rozmawiałyśmy o tym w drodze powrotnej, cały czas się kłócąc. Ja się upierałam przy zostaniu w domu, Anka przekonywała mnie, że jednak powinnam iść.
Kiedy wysiadłam z autobusu, od razu zauważyłam jadący w moją stronę radiowóz. Nawet się nie zastanawiając skoczyłam w najbliższą kępę krzaków. Kiedy radiowóz mnie mijał, zobaczyłam za kierownicą Marka Jagodę. To tyle w temacie dotyczącym definitywnego rozmówienia się z nim.

05 czerwca 2015 - piątek
Moja siostra i jej rozterki

Piątek  miałby całkiem miłe popołudnie, gdyby nie to, że moja siostra przyszła do mnie z zrozpaczona i pragnąca pocieszenia.
Zanim wydobyłam z niej w czym rzecz, chodziła po moim mieszkaniu, burczała coś i wymachiwała rękoma. Żeby uniknąć zderzenia z jej nieskoordynowanymi ruchami usunęłam się do części kuchennej i przygotowałam nam herbatę i ciastka.
Okazało się, że moja siostra ma nowe rozterki sercowe. Tym razem pojawiło się dwóch adoratorów naraz. Jeden był przystojnym kolegą z klasy, którego łaskawie zauważyła pod koniec drugiej klasy LO, u niego na osiemnastce. Drugi był starszy dwa lata i poznała go na imprezie u koleżanki. Obaj chłopcy chcieli się z nią umawiać i z oboma przez dwa tygodnie się spotykała.
- I co? Wpadli na siebie? – dopytywałam.
- Nie. Przecież robię wszystko żeby się nie poznali.
- Marta, nie możesz tego ciągnąć w nieskończoność – pouczyłam ją – z któregoś musisz zrezygnować, inaczej w końcu dojdzie do konfrontacji i stracisz obu, a sama  zyskasz łatkę oszustki.
- No właśnie wieeeeem – jęczała – ale nie wiem, który fajniejszy.
- A zrobiłaś sobie listę wad i zalet?
- Oczywiście, mam ją przy sobie – wyciągnęłam z torby kartkę – ale sama zobacz, mają po tyle samo punktów. Są mili, opiekuńczy, mają poczucie humoru, płacą za mnie rachunki w kawiarniach. Są idealni, obaj!
Rzeczywiście miała rację, trudno było wybrać między dwoma prawie identycznymi chłopakami, ale wpadłam na pomysł, którego nie zauważyłam na liście.
- Który już cię zaciąga do łóżka?
Marta zaczerwieniała się.
- Magda, no coś ty?
- Żaden?
- Noo, ten straszy mnie trochę namawia. Ale nie na siłę.
- A kolega z klasy?
- Na razie nic o tym nie mówi…
- Który lepiej całuje?
- Magda!!!
- No co Magda, przecież nie siedzicie i nie patrzycie sobie tylko w oczka.
- Ten z klasy.
- No to masz swojego wybranka. Szanuje cię, nie chce cię zaciągnąć do łóżka i lepiej całuje, dla mnie to jest zwycięzca.
- Ale ten drugi…
- Co ten drugi? Nie może łap przy sobie utrzymać i tyle. Czaruje cię. Żaden porządny facet tak nie robi, nie po dwóch tygodniach spotykania się, a właściwie po czterech randkach.
Marta popatrzyła na mnie z wdzięcznością i cmoknęła w policzek.
- Dzięki siostra.
- Nie ma za co.


06 czerwca 2015 - sobota
Jestem w szoku – to nie może być prawda

Przez prawie całą sobotę miałam wyciszony telefon i nie słyszałam czy ktoś do mnie dzwoni, czy też nie. Kiedy więc spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam, że Anka dzwoniła do mnie sześć razy, to się zdenerwowałam.
Kiedy tylko odebrała krzyknęłam.
- Co się stało?!
- To ja się pytam, co się stało – burknęła – ja tu mdleje od nadmiaru emocji, a ty jak na złość nie odbierasz!
- Dariusz ci się oświadczył.
- Nie chodzi o mnie i Dariusza, a o ciebie i tajemniczego wielbiciela.
- Tak!? Mów co wiesz!? – krzyknęłam.
- Wiem kim on jest. Oj nie będziesz zadowolona!
- Chyba nie ten parszywiec Paszkowski?
- Nie, nie on, gorzej.
- Jacek z biura?
- Gorzej.
- Anka! Mów natychmiast, bo nie wyobrażam sobie niczego gorszego!
- To mój brat Rafał – powiedziała jednym tchem.
- Co?! – zaczęłam się histerycznie śmiać – co?! To żart, prawda? Twój brat!
- Niestety. Byłam w domu rodziców i podsłuchałam, jak rozmawiał o tobie z Pawłem.
- Nie, nie, nie – mówiłam – to żart, nie mówili o mnie.
- Owszem, o tobie.
- Co mówili?
- Rafał mówił, że  „Magda jest niezłą sztuką” i że poruszy niebo i ziemię, żeby z tobą być.
Usiadłam z wrażenia na kanapie.
- Tak mógł mówić o tysiącu innych Magd w okolicy.
- Możliwe, ale kupowanie czekoladek i podrzucanie ich cichcem, to chyba ci coś mówi, prawda?
- Nie!
- Tak!
- Nie!
- Tak! Mój młodszy brat, nie wiedzieć czemu, też się w tobie zakochał. To na pewno przez te włosy. Jak odkryłaś twarz, wszyscy oszaleli, więc mógł to zrobić i mój brat. Zna cię od lat, wie co lubisz, od czasu do czasu rozmawiacie. Doradzał ci samochód. Poza tym jest od ciebie młodszy tylko 3 lata, ma swój warsztat, zna się na samochodach. Jest przystojny i sporo zarabia.
- Czy ty mi go właśnie reklamujesz? – zapytałam nieufnie.
- Może trochę – zaśmiała się Anka nerwowo – proszę, nie skreślaj go tak od razu.
- Anka, to twój brat! A bracia są nietykalni. Pamiętasz? Mamy umowę.
- Oj daj spokój, jesteśmy dorosłe, a umowa obowiązywała nas tylko w szkole średniej i na studiach.
- To twój brat!
- Ale żebyś ty słyszała z jakim uczuciem o tobie mówi…
- Daj mi spokój. Cześć!
- Magda… - ale ja już się rozłączyłam.
Stałam przez chwilę bez ruchu, aż w końcu otrząsnęłam się, jak po cytrynie.
- Błagam, tylko nie Rafał.


07 czerwca 2015 - niedziela
Marek Jagoda – nieosiągalny
Rafał brat Anki – osiągalny

W niedziele już nie byłam taka radykalna w postanowieniu skreślenia Rafała z listy kandydatów na męża. W sumie, to nawet rozważałam randkę.
Może był i młodszy, ale Anka miała rację. Był przystojny i niegłupi.
Czego mogłam chcieć więcej?
- Na przykład pociągu seksualnego.
Problem polegał na tym, że ja go traktowałam, jak brata. Był dla mnie jako facet neutralny. Mimo, że nawet sobie weszłam na jego FB żeby pooglądać jego gołą klatę, nie mogłam w sobie wykrzesać jakiejkolwiek chemii.
Zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz.
- No bez jaj – powiedziałam, to był Rafał.
- Tak?  - odebrałam.
- Cześć kochana, mam dla ciebie wózek. Jak marzenie, ja cię w nim widzę, ale musisz się szybko decydować, bo klientela wali po niego drzwiami i oknami.
Kiedy nie odpowiedziałam, spytał.
- Magda? Jesteś tam?
- Tak – wydukałam.
- To czemu nic nie mówisz?
- Bo nie wiem co powiedzieć?
- Zgódź się, a dodatkowo tak ci go odpicuję, że każdy będzie ci zazdrościł.
- Ale co to za samochód?
- Stoję pod twoim blokiem. Wyjdź i go obejrzyj.
I się rozłączył.
I co ja miałam teraz zrobić? Jeszcze wczoraj poleciałabym nawet w piżamie, ale dzisiaj? Przecież nie mógł mnie zobaczyć takiej wyświechtanej i nieświeżej.
Nagle zaprzestałam tej panicznej galopady i zastanowiłam się. Czy ja na głowę upadłam, przecież on mnie widział już chyba w każdym stanie. A skoro się zakochał, to nie będzie widział niedociągnięć. Wyszłam normalnie, jak stałam. W dresie. Na szczęście czystym.
Stał koło małej, żółtej micry.
- Ten oto wóz może być twój za jedyne 15 tysi.
- To dużo, czy mało?
- Dziewczyno, to prawie darmo. Jego rzeczywista wartość to 20 tysi, ale baba chce go opchnąć szybko.
- No nie wiem.
- Jak to nie wiesz – popchnął mnie w stronę drzwi – siadaj i się przejedź.
Usiadłam, a on koło mnie jako pasażer.
- Wzięłaś prawko?
- Nooo, nie.
- Nieważne, raczej żaden patrol się tu nie kręci.
- Zdziwiłbyś się – mruknęłam.
- Daj spokój, oni aż tak bardzo nie łapią.
Ruszyłam i rzeczywiście od razu poczułam się na miejscu. Mały samochód prowadził się jak marzenie i bardzo mi się spodobał.
Kiedy skończyłam przejażdżkę powiedziałam.
- Nie mam tak od razu 15 tysięcy – powiedziałam szczerze.
- Nie szkodzi, założę za ciebie, a ty mi oddasz.
- Kochany jesteś – odruchowo cmoknęłam go w policzek.
On lekko się zmieszał, a i ja chyba się zaróżowiłam.
- Tak. No może – bąknął, po czym odzyskał rezon – to jak? Bierzesz? Mówię ci, słowo mechanika, nie nawiali ci.
- No dobrze.
Wysiedliśmy z wozu,
- Jutro się spotkamy z tą kobietą, podpiszesz umowę i w końcu będziesz mieć samochód.
- Jesteś szybki.
- Jak zawsze – uścisnął mnie mocno i pocałował w czoło – to jadę.
Wsiadł do małego auta i odjechał.
Potrząsnęłam głową. To działo się za szybko. Ale chyba naprawdę mu się spodobałam, skoro tak się zmieszał po buziaku. Poza tym okazało się, że na żywo wcale nie był mi taki obojętny.
- Co ja mam z tymi facetami?
I jak na zawołanie obok mnie wyrósł Aleksaner Litwin z psem.
- Widziałem, jak pani jeździ tą żółtą micrą. Kupuje ją pani?
- Tak.
- A ten człowiek, co nią przyjechał. Strasznie nerwowy, nie boi się pani, że może oszukiwać?
Zaśmiała się.
- Nie oszuka mnie. To brat mojej przyjaciółki. Znamy się od dziecka. Ma warsztat samochodowy i sprowadza też auta do Polski. Poprosiłam go o pomoc w wyborze. No i znalazł mi coś w sam raz. Jutro dobijamy targu.
- Zatem gratuluję zakupu.
- Dziękuję.
Wróciłam do domu i pomyślałam sobie jeszcze. Skoro Marek Jagoda znikł, to równie dobrze mogłam dać szansę Rafałowi.

08 czerwca 2015 – poniedziałek
W biurze – integracyjne szaleństwo
Nissan micra – kocham go
Sąsiadka z parteru – warczy

Mimo, że jechaliśmy w środę, to już w poniedziałek czuć był lekkie rozprzężenie i nawet szef nas zanadto nie ganiał. Niektórzy już pokupowali flaszki, a inni, o zgrozo… papierowe czapeczki.
- Ja tego nie będę nosić – ostrzegłam, na co Norbert odparł.
- Magda nie możesz tego nie założyć, bo wszyscy mamy zamiar jej mieć na kajakach.
- Co?! – osłupiałam – oszaleliście, założycie je w miejscu publicznym?
- Rzeka to raczej nie Marszałkowska – śmiała się Anka.
- Magda nie bądź sztywniak, baw się razem z nami – prosił Norbert.
- Może jeszcze przyczepimy do kajaków baloniki? – zażartowałam, jak się okazało dosyć niefortunnie.
- Tak – ucieszył się Norbert i pobiegł do innych pokojów – ej, słuchajcie, Magda wpadła na genialny pomysł.
Przewróciłam oczami. Anka roześmiała się serdecznie i powiedziała.
- No co, skoro mamy się bawić, to czemu nie na całego?
- Nidzie z wami nie jadę – oznajmiłam.
Po południu Anka wybrała się razem ze mną na spotkanie w sprawie samochodu. Przy okazji miała sprawdzać, czy jej brat rzeczywiście się do mnie przystawia.
Spotkanie było szybkie i bez zbędnych ceregieli podpisałam wszystkie formalności, Rafał zapłacił, a ja mogłam się cieszyć nowym autem.
- Dziękuję ci bardzo za pomoc – powiedziałam ciepło. Rafał uśmiechnął się szeroko i wziął mnie w objęcia. Uścisnął mnie mocno i cmoknął w usta.
Speszyłam się.
- Mam nadzieję, że będzie ci się dobrze jeździć – powiedział swoim zwykłym tonem i otworzył mi drzwi kierowcy. Anka już od dłuższej chwili siedziała w środku i czekała aż ruszymy.
- Jedziesz z nami? – zapytałam się go.
- Chętnie – zgodził się – ale potem mnie odwieziesz?
- O nie. Na razie ty go weźmiesz, bo ja jeszcze nie wiem, gdzie go postawić i w ogóle.
- Poza tym jedziemy na wyjazd integracyjny – przypomniała Anka – lepiej żeby nowe auto nie stało bezpańskie przez te kilka dni.
- Dobrze dziewczyny, zabiorę je – jakoś wcisnął się na tył – jedno jest pewne, to nie jest samochód dla wysokich ludzi.
- Dobra, trzymajcie się – zakomenderowałam i ruszyłam. Pojechaliśmy w miasto. Był już wieczór, więc nie było korków, mogliśmy pozwiedzać.
Cudownie było znów siedzieć za kółkiem. Lubiłam jeździć i jak tylko się dało pożyczałam samochód od taty.  Ale prawda była taka, że co swoje auto, to swoje. Micra prowadziła się wspaniale, od razu poczułam się z nią niemal zjednoczona. Po dwóch godzinach wożenia się po mieście, w końcu wróciliśmy na Tarchomin. Najpierw odwiozłam Ankę, a potem podjechałam z Rafałem pod mój blok. Wysiedliśmy i stanęliśmy obok samochodu.
- Jest po prostu świetny – oznajmiłam – ten kolor i w ogóle.
- Poczekaj, aż ci go jeszcze lepiej odpicuje. Wtedy będziesz mogła go naprawdę zachwalać.
- Będziesz miał okazję, zostawiam ci go do soboty, a koszty dodaj do tych 15 tysięcy.
- O nie, to będzie w gratisie.
- O nie, za wszystko trzeba płacić – przekomarzałam się z nim.
- Dla cienie księżniczko gotów jestem zostać bankrutem – ukłonił się dworsko.
- Daj spokój i jedź. W sobotę dogadamy się, co i jak – powiedziałam.
 Podszedł do mnie i złapał za rękę. To było dziwne uczucie.
- Najpierw to mnie musisz w ramach podziękowań zaprosić na piwo – pocałował mnie w dłoń.
- Oczywiście – zabrałam rękę – to do soboty.
Pomachałam do nissana.
- Pa samochodziku.
- Cześć – powiedział Rafał i cmoknął mnie w policzek. Potem wsiadł i odjechał.
Kiedy wracałam do bloku, przed klatką stała zgryźliwa emerytka. Kiedy ją mijałam, nic nie powiedziała, ale słyszałam zgrzyt jej sztucznej szczęki.
Weszłam do mieszkania i postanowiłam na razie nie myśleć. Mózg miałam spuchnięty jak baniak. Musiałam doczekać do jutra i pogadać z Anką.
Weszłam pod prysznic. Zimny.
09 czerwca 2015 - wtorek
Anka  – to ślepa kura

Z Anką spotkałam się w autobusie i od razu zapytałam o wrażenia z wczorajszego dnia.
- Ekstra, ekstra, ekstra – ekscytowała się.
- Ale co ekstra? – spytałam kwaśno.
- Ten samochód, bomba, a wiesz z czego najbardziej się cieszę?
- Z czego? – zgrzytałam zębami, bo nie o to mi chodziło.
- Będziesz mnie podwozić do pracy, czy to nie cudowne? – śmiała się w głos.
Kilku ludzi spojrzało na nas z nienawiścią. I mieli rację, też bym nienawidziła osób, które z zatłoczonego autobusu mogły się przesiąść do samochodu.
- Też się cieszę – odparłam – ale nie o to pytam.
- A o co? – Anka zmarszczyła czoło.
- Zgadnij – wycedziłam przez zęby.
Przyjaciółka w końcu zrozumiała, o co mi chodzi.
- Aaaaaaa?
- Ooooo – zawtórowałam zirytowana.
- Ups. Nie wiem – Anka była zakłopotana, a ja myślałam, że ją palnę w głowę.
- Jak to nie wiesz? – niemal krzyczałam. Niektórzy popatrzyli na nas z naganą.
No tak, ósma rano, to pewnie nie pora na krzyki.
- Byłam tak zafascynowana twoim samochodem, że nie zwróciłam uwagi.
- Zabiję cię – obiecałam i odwróciłam się do niej plecami.
- Magda, nie gniewaj się.
Do południa nie odezwałam się do niej ani słowem. Byłam zła, bo naprawdę chciałam wiedzieć, czy Rafał ma coś do mnie, czy nie. Wtedy wiedziałabym na czym stoję, a tak to, wciąż żyłam w niepewności. Gdyby to chodziło o jakiegoś obcego faceta, to trudno. Ale to był jej brat, mogła mi pomóc.
- Już tak się na mnie w myślach nie wyżywaj – usłyszałam jej głos.
- Właśnie cię duszę i topię w beczce – powiedziałam naburmuszona.
- Daj spokój, przecież jeżeli mu się podobasz, to wcześniej czy później gdzieś cię zaprosi.
- Nie gdzieś, tylko do Szarotki.
- Ale będzie ubaw – ucieszyła się Anka.
- Nie będzie, bo nie mam pewności, kto to jest. Oczywiście mogłabym już wiedzieć, ale ty wolałaś patrzeć na mój samochód! – na końcu wypowiedzi już krzyczałam.
- Przepraszam – powiedziała wcale nie skruszona Anka – co ja poradzę na to, że twój samochód okazał się dla mnie ciekawszy niż mój brat.
- Nie odzywaj się do mnie – znowu się obraziłam.
- Dobrze – zgodziła się – ale tylko do jutra, bo jutro jedziemy na integracje i nie mam zamiaru milczeć.
- Dobrze – zgodziłam się.

INTEGRACJA 10 -12 czerwca 2015
Napisałam z wielkiej litery, no bo przecież to był mój taki pierwszy i uznaję, że ostatni wyjazd z pracy. Nie żeby było źle, ale jednak wolę tych ludzi w pracy, niż na wyjeździe. Było picie, picie i jeszcze raz picie. I wymioty i jedna interwencja policji. Na szczęście, mnie przy tym nie było, bo akurat wyszłam po coś do pokoju. Podsumowując, w moi koledzy z pracy zachowywali się, jakby urwali się ze smyczy i pierwszy raz dorwali się do alkoholu. Nigdzie więcej nie jadę. No dobrze, z niektórymi może bym pojechała jeszcze raz. Na przykład z Norbertem i Moniką. Ale absolutnie nie z Anką.
A dlaczego? Obiecała mi, że będziemy spędzać czas razem, tymczasem jak się przykleiła do Dariusza, to tyle ją widziałam. Była z nim na kajakach, na kładach, na ściance wspinaczkowej, na imprezie, na szkoleniu i nie wracała na noc. Po co w ogóle bukowała ze mną pokój?
Nie powinnam być na nią zła, też bym tam postępowała, jakbym miała chłopaka. Ale byłam, bo mi obiecała, że będziemy się świetnie bawić.
Bawiłam się, ale nie z nią. Norbert był znośny, o ile nie wpadał w tęskny ton. A dokładniej, o ile po pijaku nie wypominał mi, mojej oziębłości. Monika też była znośna, ale nie wiem, czy w ogóle trzeźwiała.
Mam więc do napisania tylko jedno.

NIGDY WIĘCEJ NIE JADĘ NA INTEGRACJĘ. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Wypoczyn w Jastarni - lato 2024 cz.1