Lata 90′ – Szał wolności

Drodzy przyjaciele, koledzy oraz koleżanki, które na FB proszą mnie o wpisy o czasach licealnych. Spełniam Wasze życzenie, ale oświadczam, że moje zdanie jest SUBIEKTYWNE i możecie mieć inne spojrzenie na dane fakty czy wydarzenia. Do tego mam bujną wyobraźnię, więc mogę dokonywać nadinterpretacji.
Bardzo Was proszę, żebyście swoje zdanie lub jakieś epizody z Waszego życia przedstawiali w komentarzu, ale nie na FB tylko tutaj na blogu.
Dlaczego o to proszę? Dlatego, że będą to czytać osoby młodsze i im więcej zdań i relacji tym lepiej. Oczywiście jest to prośba i nie musicie jej spełniać.:)))
Nastała demokracja i wszystko się zmieniło. I to naprawdę bardzo szybko. Jakbym określiła lata 90? - CHAOS.
Jedynie szkoła pozostała normalna, porządna i peerelowska. Z tą różnicą, że wycofano nam obowiązkowy rosyjski. Oczywiście byłam ostatnim rocznikiem, któremu go pozostawiono. Ja to mam szczęście. :/ Wprowadzono nam za to angielski, niemiecki i francuski. Z tym, że angielski nie był obowiązkowy.
Ja w LO trafiłam do klasy rosyjsko - niemieckiej.
Zmieniono również skalę ocen z 2-5 na 1-6.
Ale wróćmy do ciekawszych rzeczy, np. jak wtedy było i o co chodzi z tą wolnością?
Gdybym miała wskazać piosenkę, która obrazuje młodzież tamtych lat wybrałabym Dzieci - Elektrycznych gitar.
Dzieci wesoło wybiegły ze szkoły
Zapaliły papierosy, wyciągnęły flaszki
Chodnik zapluły ludzi przepędziły
Siedzą na ławeczkach i ryczą do siebie.
Wszyscy mamy źle w głowach, że żyjemy, hej hej na na na na hej hej hej hej hej
Wzorce przykłady, szlachetne zabiegi
Łańcuchy dłoni zwarte szeregi
Warstwy tradycji, wieki kultury
Tydzień dobroci, ręce do góry
W szkole zasady, ale poza nią.... Hmmm różnie bywało.
Na pewno większość z nas paliła papierosy. Były tanie i ogólnodostępne. Nie pytano nas o dowód osobisty, a nawet jeśli, to zawsze był ktoś pełnoletni w towarzystwie, kto kupował dla wszystkich. Ostatecznie można było podebrać rodzicom.
Wracając do papierosów, w moim gronie najbardziej popularne były Caro, Sobieskie, L&M i Marlboro, czasami Camele.
Była też seria smakowych Crazy, ale nie utrzymały się na rynku.
Najgorsze ze wszystkich były Don Pedro bez filtra i Mocne.
Na początku dekady wszyscy uczyliśmy się żyć w nowej rzeczywistości. Państwo nie wykształciło jeszcze zasad, według których mieliśmy funkcjonować. Na przykład nie było zakazu palenia w restauracjach, czy miejscach publicznych, tak jak i nie było zakazu spożywania alkoholu na ulicy. Dlatego młodzież i studenci zbierali się grupami np. pod kolumną Zygmunta i piło, co kto miał, piwo czy wino. Niestety, co za dużo, to nie zdrowo i jak przeholowali, to możecie sobie zaśpiewać pierwszą zwrotkę wybranej przeze mnie piosenki, pasuje, jak ulał. Spotykaliśmy się na Starówce, w parkach, czasami szliśmy, jak ludzie do pubu i pół dnia siedzieliśmy przy jednym piwie.
Nasi rodzice nie za bardzo nas pilnowali, więc zajmowaliśmy się sami sobą. Nie chodzi o to, że nas nie wychowywali czy nie mieli kontroli, mieli, ale nie było komórek, wiec wszystko było oparte na słowie honoru i zaufaniu. Jeżeli przegięliśmy z szaleństwami, odcinali nas od znajomych i to była czarna rozpacz. Brak dostępu do rówieśników, był czymś strasznym, a przecież nie było Internetu.
Raz w życiu miałam szlaban i raz zakaz chodzenia na piątkowe próby chóru, to mi wystarczyło, żebym się pilnowała.
W latach 90, jak grzyby po deszczu wyrastały firmy i kwitł legalny i nielegalny handel. Po Pałacem Kultury powstał ogromny bazar a drugi na Stadionie Dziesięciolecia (teraz jest tam Narodowy). Budy sklepowe lub plastikowe namioty i towaru do wyboru do koloru. Tam ubieraliśmy się od stóp do głów. Ja wolałam jeździć po Pałac (w Jabłonnie mówiliśmy, że jedziemy pod PATYK). Stadion Dziesięciolecia mnie odstraszał, było za duży tłok, za dużo ludzi zza wschodniej granicy i częste kradzieże. Kwitł handel nielegalnymi towarami w tym wódką z Rosji i Ukrainy. Zadziwiające, jak dziwiły nas rzeczy, które można było sobie ot tak kupić, a których dzisiaj już nie ma albo są powszechnie dostępne, np. korkociągi, skrobaczki do warzyw, dobrze wyposażone scyzoryki czy noże myśliwskie. Nasi wschodni sąsiedzi przywozili również buble (tandeta), ale były tanie, więc się je kupowało, bo oryginały były drogie. Co dziwne, czasami te buble mamy do dzisiaj, a rzeczy kupione w polskim sklepie dawno już poszły do kosza.
Właśnie sobie uświadomiłam, że kupiłam sobie na bazarze pod Pałacem Kultury buty na koturnie, które wyrzuciłam w zeszłym roku, jedyne co zmieniałam, to raz pasek do zapięcia. Miały z 18 lat?!!!! I chodziłam w nich, bo były moimi ulubionymi eleganckimi, letnimi butami.
Na zakupy jeździło się z przyjaciółmi, to była taka forma rozrywki, nie mieliśmy zbyt dużego wyboru. Po zakupach, jak została nam jakaś reszta z pieniędzy, które dostaliśmy od rodziców, szliśmy do pierwszego Mc Donalda, który powstał przy ul. Świętokrzyskiej. (Niedawno ta lokalizacja została zlikwidowana i zburzona, bo powstaje w tym miejscu kolejny biurowiec.)
Mc Donald's jawił się nam, jako coś niezwykłego, pachnącego Ameryką, był jakby symbolem nowej epoki. Szok. Szklany budynek, stoły i krzesła inne niż barach mlecznych, nie było cerat i plastikowych kwiatów w wazonie. No i jedzenie podane z szybkością światła;), obsługa kolorowo ubrana i miła.
Biorąc pod uwagę, że nie mieliśmy dużo pieniędzy, spędzamy godziny nad jednym shakem lub małymi frytkami. Marzyłam, żeby móc sobie kupić Big Maca.
W latach 90 w sklepach (nagle) było wszystko. Można było przestać polować na produkty spożywcze czy higieniczne. Towary nabrały kolorów, rzeczy z Peweksu stały się ogólnodostępne, wszystkiego było całe mnóstwo.
Wiecie jaką rewolucję kulturową przeżyliśmy, jak w sklepach pojawił się biały i miękki papier toaletowy, którym można było zastąpić szary "papier ścierny" ? Szał! Panie kochany, kto to widział takie cuda!
W sklepach na półkach zagościła również coca - cola. Jako dziecko urodzone w PRL-u uważałam ten napój jako szczyt wolności i luksusu.
A wolność? Co z wolnością? A może bezprawie?
Ponieważ można było mówić co się chce i robić, co się chce. Dosłownie. Nie było dzisiejszej poprawności politycznej, nie trzeba było zastanawiać się, czy się obraża czyjeś uczucia, poglądy czy sposób bycia. Jeżeli uważało się kogoś za niedojdę, to o tym wiedział, jak nie podobało się nam, że ktoś mówi coś nie po naszej myśli, toteż o tym wiedział. Nie mówiąc już, że nauczyciele każdego dnia mówił nam, co o nas sądzą i co z nas wyrośnie. Oczywiście w negatywach. I co? I trzeba było przetrwać. Tak jak i dzisiaj, jednych się lubiło innych nie. Nasi rodzice stali murem za nauczycielami, nawet jeżeli w głębi ducha przyznawali nam rację. Nie mówię, że to co mówili do nas nauczyciele było dobre, bo było straszne. Lekcje matematyki będę pamiętać do końca życia, jako najgorsze zajęcia z możliwych. Ale nie mam nic do tej pani i nie mam traumy. Bardziej przeżywam babkę od polskiego, która na nas nie wrzeszczała i nie terroryzowała przy tablicy, ale zniechęciła mnie do poezji i stawiała 2 za wypracowania, bo nie miałam klucza do tego, co ona ma na myśli. Ale co tam, byłam minęło.
Wróćmy do wolności.
Lata 90, to czasy bardzo niespokojne. Nie było bezpiecznie. Wokół nas wyrastała gangsterka, mafia i mniejsze lub większe nielegalne przedsięwzięcia. Kilka lat temu uczeń pożyczył mi książkę, "Masa – o porachunkach polskiej mafii", przeczytałam ją i okazało się, że nic mnie tam nie zaskakuje. Bywałam w tych klubach i dyskotekach, zaliczyłam imprezy z szemranym towarzystwem, byłam świadkiem bójek. Nie to, że weszłam w przestępczy świat, czy poznałam kogoś ważnego z mafii. Oczywiście, że nie. Tylko to był taki czas, że oni żyli obok nas i nietrudno było się natknąć na kogoś z tego światka. To mógł być kolega z klasy czy sąsiad. Nie dało się tego ominąć. Wiedziałam kim są niektóre chłopaki ćwiczący ze mną w siłowni. Rozmawiałam z nimi i pozdrawiałam na ulicy - ale to już bardziej na studiach, ale nadal w latach 90.
Skąd wiedzieliśmy kim są ci ludzie? Młodzież zawsze wie więcej niż dorośli, plotki, szepty i dreszczyk emocji, że otarło się o coś zakazanego.
Poza tym łatwo było ich rozpoznać. W tamtej dekadzie, wszyscy zwykli, szarzy, polscy Kowalscy nie mieli za dużo kasy, a ich dzieci, czyli my, jeszcze mniej.
I nagle wśród nas zaczęły pojawiać się osoby z telefonami komórkowymi, a nie byli biznesmenami, jeździli audi 80 lub BMW (jakimś tam starym sztruclem z RFN), a nie maluchami czy starymi polonezami, mieli markowe ciuchy, na które my musieliśmy zbierać miesiącami lub w ogóle nie było nas na nie stać. No i zachowanie, które ich wyróżniało z tłumu. Jakiś sposób bycia, pewność siebie, tych wyżej stojących i chamstwo i prostactwo tych z stojących w najniżej. Ja osobiście nie lubiłam, jak taki jeden z drugim wpadali do knajpy, stawiali wszystkim piwo, ale w zamian za to psuli nam cały wieczór, bo musieliśmy słuchać, jacy to oni nie są wspaniali i czego to oni nie mogą. Może chłopakom to odpowiadało, ja wolałabym rozmawiać na normalne tematy. Wizja darmowego piwa mnie do nich nie przekonywała. Oni chcieli być takimi swojakami, dobrymi wujkami, którzy są hojni dla młodzieży. Jakie szczęście, że moje towarzystwo wolało siedzieć na „kortach” i grać w kosza lub siatkę niż przesiadywać w szemranym towarzystwie. Dzięki temu ominęło nas wiele nieprzyjemności.
Ale gdzieś tam we mnie to siedzi, bo wciąż w opowiadaniach wracam do gangsterów. A większość moich opowiadań z lat dziewięćdziesiątych dotyczyła przestępczego światka lub niedobrych chłopaków z podwórka. Ale nie przeczytacie na blogu tych wypocin, ponieważ większość spaliłam, a te które zostawiłam darzę sentymentem i są moje i dla mnie a nie dla publiczności.
Właśnie sobie przypomniałam, że wprowadzono na nowo zakaz sprzedaży papierosów i alkoholu nieletnim w 1997 roku, pamiętam to, bo cieszyłam się, że już mam 18 lat i dowód. A że wtedy paliłam papierosy, to żywo mnie ten towar interesował.
Kolejnym przejawem wolności młodego pokolenia było pojawienie się w kioskach przedruków z Niemiec w postaci gazet t.j. Dziewczyna, Popcorn czy Bravo. Gdyby moja mama wiedziała, co ja czytam. Najważniejsze rubryki, to „Mój pierwszy raz” oraz „Pytania do seksuologa,” a na końcu fotostory (to w Dziewczynie).
Pojawiały się też nowe subkultury, obok punków, skinów i metalowców wyrastały nowe grupy dresiarzy, skaterów (skejci) czy technowców. Pojawiła się nowa muzyka – techno, hip – hop i grunge.
Przestaliśmy być szarą masą, mogliśmy wyrażać siebie, jak chcieliśmy.
Chociaż tak szczerze mówiąc, nadal byliśmy szarą masą z niewielkimi wyjątkami. Mogłam słuchać techno czy hip - hopu, ale nie ubierałam się tak, żeby było to widać. Nie było jeszcze takiego wyboru w sklepach, a raczej na bazarze, wolny rynek dopiero powstawał.
Na razie kończę, to był taki tylko przekrój, będę jeszcze pisać o ciuchach, muzyce i życiu codziennym, ale o tem potem.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Wypoczyn w Jastarni - lato 2024 cz.1