Strefa zero - opowiadanie z 2013 roku - odc.1

W każdym mieście są dzielnice, w których mieszkają ludzie o szemranej przeszłości, nieciekawej teraźniejszości i niezbyt dobrej przyszłości.
A co jeśli miasto celowo zamyka jedną dzielnicę żeby umieścić w niej niewygodne dla siebie osoby, przestępców, nieprzystosowanych do zasad itp.?
Wtedy powstaje strefa ZERO. To do niej trafia wszelaki element wydalony ze zdrowej tkanki miasta. I właśnie obrzeżach Enklawy powstała dzielnica przestępców, cała ogrodzona, wysokim na 10 metrów murem, z jedną bramą wjazdową.
Ludzie mieszkający w strefie ZERO nie mogą opuszczać dzielnicy, nawet ci, którzy się tam urodzili i nie byli przestępcami.
Żeby móc wydostać się na zewnątrz trzeba było sobie zasłużyć. Żeby jedna osoba mogła się przenieść do Enklawy lub gdziekolwiek w świat, cała rodzina musiała być nieskazitelna. Jeżeli tak nie było, było się skazanym na wegetację w tym bardzo nieciekawym i niebezpiecznym miejscu.
A było tam bardzo niebezpiecznie. Codzienność była kontrolowana przez pana Bernarda – bossa miejscowej rodziny gangsterskiej i jego ludzi. Poza nimi działały różnego rodzaju bandy, które doskonale wiedziały kogo można ruszać, a kogo nie. Ale strefa ZERO miała jedną zasadę, której trzymali się wszyscy: nie wolno było nikogo atakować we własnym domu. Łamanie tego prawa, kończyło się dla tego, co to zrobił śmiercią. W tej zamkniętej dzielnicy musiało istnieć takie miejsce, gdzie można byłoby się czuć bezpiecznie. Zwłaszcza, że nie było tu policji. Ta stała na murach i tylko pilnowała, żeby komuś nie zachciało się uciec. Co działo się w środku, nie interesowało jej zupełnie.
Także dom był świętością. Ale ulica już nie.
Julia bardzo chciała się wydostać z tego miejsca, chciała być wśród zwykłych ludzi i cieszyć się wolnością. Miała marzenia i plany na przyszłość. Chciała zobaczyć świat. I bardzo ją frustrowało to, że mogła go jedynie oglądać w telewizji, czy w ograniczonym w dostępie Internecie. Chciała pracować w normalnej pracy i nie bać się chodzić po ulicy.
Niestety droga do wolności była dla niej odcięta. Ojciec były złodziej, teraz pracował w fabryce sprzętów biurowych, które to sprzęty dostawała Enklawa. Bynajmniej nie strefa ZERO, tutaj trafiały same rupiecie, wykorzystane do cna przez prawych obywateli. Matka była krawcową i na tym porządność się kończyła. Jej dwie siostry odcięły ją skutecznie od realizacji marzeń. Najstarsza Beata wyszła za mąż za włamywacza, a młodsza Kaśka, była prostytutką.
Ale Julia postanowiła czekać, aż może urzędnicy zmiękną albo zmieni się prawo? Kiedyś jej się uda wyrwać. Tylko jeszcze musiała dożyć tego kiedyś.
Właśnie dostała się na studia. W strefie ZERO była jedna uczelnia. Władze Enklawy łaskawie się zgodziły. I ona się dostała. To nie było trudne, w Zerówce, jak mieszkańcy nazywali swoją dzielnicę, niewielu było chętnych do ucznia się. Dostępne były trzy kierunki, prawo, matematyka i pedagogika. Ona dostała się na prawo. Nie była świadoma co na siebie ściąga, ale może i lepiej?
Ucieszona wracała rowerem do domu.
Po dzielnicy można było się poruszać tramwajem, autobusem, rowerem lub pieszo. Samochody i motory były zarezerwowane dla nielicznych, najbogatszych i wpływowych mieszkańców, czyli gangsterów.
Pedałowała ile sił w nogach żeby, jak najszybciej pochwalić się rodzicom sukcesem. I nagle znalazła się na ziemi. Zdezorientowana usiadła i rozejrzała się wokół. Trzech młodych łepków zepchnęło ją z roweru i teraz uciekali z nim w jakąś boczną uliczkę. Nawet nie próbowała ich gonić, jeszcze by jej wlali. To już trzeci rower w ciągu dwóch lat, co ona miała takiego w sobie, że ją okradali.
Wstała i otrzepała się z kurzu, zlustrowała straty i okazało się, że oprócz zdartych dłoni i kolan, nic jej nie jest.
- O nie – jęknęła – tylko nie on.
Trzech złodziejaszków prowadziło jej rower, a obok nich, w sportowym wozie jechał Michał. Wzdrygnęła się. Chłopcy oddali jej własność, bąkając coś na przeproszenie. Mężczyzna odezwał się do nich.
- Spieprzać stąd, ale już – nie musiał dwa razy powtarzać.
Wysiadł z samochodu i dokładnie zlustrował dziewczynę. Była coraz piękniejsza. Niewysoka, o pełnych kształtach, z długimi kasztanowymi lokami opadającymi jej aż do pasa. Wielkie oczy spoglądały na niego z obawą.
- Nic ci nie jest? – spytał.
- Nie, tylko się obtarłam – powiedziała.
- Jest zbyt wiele szajek, nie jestem w stanie wszystkich poinformować, że jesteś nietykalna – powiedział ze szczerą skruchą w głosie. Ale ona nie chciała żeby cokolwiek i komukolwiek mówił, wolałaby żeby nigdy jej nie poznał.
Doskonale wiedziała kim on jest, synem samego wielkiego bossa, postrach ulic, nieokrzesany drab, bezlitosny gangster, który nie wiedzieć czemu upatrzył ją sobie i stał się jej…, obrońcą? To było złe słowo, wiedziała, że pewnego dnia upomni się o zapłatę. Nawet nie chciała myśleć, czego będzie chciał.
- Nie musiałeś – powiedziała.
- Byłem w okolicy, nie mogłem nie zareagować – podszedł do niej i złapał za dłonie. Ona aż się spięła, nie chciała żeby jej dotykał – rzeczywiście nic groźnego.
Uśmiechnął się.
- Dostałaś się na uczelnię – nawet nie pytała skąd wie.
- Tak.
- Cieszę się razem z tobą, może pójdziemy to gdzieś uczcić?
I co ona miała powiedzieć? Odmówić?
- Dobrze, ale gdzie – zgodziła się.
- Zaraz coś się wymyśli – zapewnił - ale jest jeszcze coś…
Machnął na jakiś ludzi stojących pod sklepem, podeszli bez wahania.
- Odprowadźcie rower panny Juli do domu – rozkazał.
- Nie… - wyrwało jej się, ale nie dokończyła myśli, ponieważ się na nią spojrzał tak, jak zawsze gdy słyszał słowo - „nie.”
- Wsiadaj – otworzył drzwi samochodu.
Co miała robić, wsiadła i pojechali do tej części dzielnicy, którą nazywano ekskluzywną. Przez całą drogę nic nie mówili, ale jemu to nie przeszkadzało, a i jej było to na rękę.

Michała poznała gdy miała 16 lat. Wracała ze szkoły i została zaatakowana przez kilku chłopaków z klasy. Od rana nie dawali jej spokoju i obiecywali nieziemskie przeżycia po lekcjach. Z tym, że ona nie miała ochoty brać w tym udziału. Była przyzwyczajona do tych zaczepek, jako ta, która jest porządna, miała przekichane u rówieśników. Gdyby była jak reszta dziewczyn, łatwa, bez sprzeciwów i myśląca tylko o kasie, nie musiałaby się o nic martwić.
Otoczyli ją i zaczęli ciągnąć w ciemny zaułek. Wyrywała się im jak mogła, chociaż wiedziała, że sama jedna nie da sobie rady z pięcioma silniejszymi od niej chłopakami. I miała szczęście w nieszczęściu. Udało jej się odepchnąć jednego z nich i ten wpadł na samochód Michała. Włączył się alarm i wszyscy zamarli. To auto było znane, wiedzieli, że wpadli w kłopoty. Nie zdążyli uciec, gdyż zostali złapani przez niego i jego dwóch ludzi. Mimo, że nie mieli przewagi liczebnej, górowali pozycją, wiekiem i siłą.
- Co tu się wyrabia? – huknął Michał. Julia podskoczyła i spojrzała nieśmiało na starszego od niej o kilka lat chłopaka. Był wysoki i dobrze zbudowany, miał kilka tatuaży i bardzo męską twarz, chociaż w tej sytuacji Julii wydawała się tylko niebezpieczna i groźna. Młody mężczyzna zlustrował sytuację i jego wzrok spoczął na dziewczynie. Chciała zniknąć, bo widziała w oczach Michała, że wpadła z deszczu pod rynnę. Z tym, że w tym wypadku stawianie oporu mogło się dla niej skończyć gorzej niż źle.
- Łapy precz od tej dziewczyny, rozumiecie? – huknął – od teraz jest pod moją opieką.
Tamci pokiwali głowami i jak tylko nadarzyła się okazja znikli w mgnieniu oka.
Julia została na miejscu, razem z nowymi agresorami. Przełknęła głośno ślinę i zaczęła się cofać. To wywołało śmiech u całej trójki.
- Nawet nie próbuj, bo ci się nie uda – zaśmiał się Michał.
- Nic wam nie zrobiłam – powiedziała cicho – chcę tylko wrócić do domu.
- I wrócisz – zapewnił Michał – idź, nikt cię już w szkole nie zaczepi.
Mężczyźni wsiedli do samochodu, a ona nadal stała, jak wrośnięta w ziemie.
- Na co czekasz? – zapytał Michał.
- Dlaczego mi pomogłeś?
- Trafiłaś na dzień dobroci dla niewinnych panienek i nich ci to wystarczy – mruknął i odjechał.
I w zasadzie do dzisiaj nie dowiedziała się czemu wyratował ją z opresji, czemu nadal ją ratował i czemu wciąż się koło niej kręcił. Miał najwyższą pozycję w Zerówce, mógł sobie wybierać i przebierać w kobietach, jak chciał.
A wciąż wpadał na nią, nic nie znaczącą mieszkankę tego zakichanego miejsca. Jej rodzina może nie była na samym dnie, ale znowu nie na tyle wysoko żeby zdobyć jakikolwiek szacunek. Tymczasem siedziała z nim w samochodzie i jechała, sama nie wiedziała gdzie.
Zatrzymał się przed sklepem.
- Zaczekaj tu na mnie – po czym spojrzał na nią groźnie – i żebyś mi nie znikła tak, jak ostatnio.
- Wtedy byłeś pijany i niemiły.
Roześmiał się.
- Obiecaj.
- Dobrze, nigdzie się nie ruszę, ale ty obiecaj, że nie zabierzesz mnie na jakąś szemraną imprezę.
Wzniósł oczy do nieba i mruknął.
- To jakiś cud, że jeszcze się tutaj uchowała dziewica.
Nie odpowiedziała, nie miała zamiaru zniżać się do jego poziomu dyskusji.
Wszedł do sklepu. A ona znowu zatopiła się w myślach. Kilka tygodni temu, jak skończyła szkołę, przyjechał po nią po uroczystości wręczenia świadectw. Nie umawiała się z nim, ale on miał dobrych informatorów, zawsze wiedział gdzie jest i co robi. Chyba, że była w domu. Tam nie wolno mu było węszyć.
Zabrał ją na imprezę, gdzie wiele osób świętowało koniec edukacji. Myślał może, że ona chciała być w takim miejscu. Ale tłumy pijanych i naćpanych nastolatków nie przemawiały do niej. Michał przyłączył się do picia i po jakimś czasie stał się w stosunku do niej natarczywy. Pierwszy raz w życiu chciał ją dotykać w pewien sposób i całować. I wtedy bardzo się wystraszyła. Mimo, że zawsze czuła przed nim respekt i lekki lęk, nigdy nie był w stosunku do niej nachalny. Wręcz przeciwnie, zawsze był dla niej miły i grzeczny i nigdy nie próbował jej przelecieć. A bardzo chciał, czego nie omieszkał jej powiedzieć. Nie wiedząc co zrobić, powiedziała mu, że się na wszystko zgadza, tylko chce, żeby to było inne miejsce. No i pojechali. On pijany za kierownicą, ona zdrętwiała ze strachu. Zatrzymał się przy sklepie nocnym.
- Idę po prezerwatywy – mruknął i wysiadł z wozu. Gdy tylko znikł w drzwiach sklepowych, ona wzięła nogi za pas i uciekła do domu. Potem przez kilka dni nie wyściubiała nosa za drzwi, aż sam do niej przyszedł.
Otworzyła mu jej matka.
- Julia? Jest – patrzyła zdziwiona, że Michał zniżył się do wizyty u zwykłego mieszkańca. – Julia, ktoś do ciebie.
Wychyliła głowę z pokoju i zamarła.
- Nie wyjdę za próg – powiedziała butnie.
On się zaśmiał.
- Kiedyś musisz wyjść, sama zdecyduj, czy lepiej teraz, czy potem – i wycofał się na korytarz, a potem wyszedł przed blok.
Julia z rodziną mieszkała na parterze 5 piętrowego bloku. Widziała z kuchennego okna, że oparł się słupek i czeka.
Wahała się przez chwilę. Nigdy jej niczego złego nie zrobił, więc może i tym razem się jej upiecze.
Stanęła przed nim i czekała co powie.
- Uciekłaś.
- Tak.
- Przecież powiedziałaś, tak.
Widziała w jego oczach, że on nic nie rozumie. Nie spotkał jeszcze kobiety, która by mu odmówiła.
- Nie dałeś mi wyboru.
- Mogłaś powiedzieć, nie.
- I byś posłuchał?
- Nie – przyznał. Uśmiechnął się i pogłaskał ją po policzku, to był bardzo miły gest – nie bój się już. Nie będę się mścił, skoro chciałaś zachować swoją cnotę, to dobrze zrobiłaś.
- I nie jesteś zły?
- Jestem – przyznał – ale bardziej na siebie, że się spiłem i cię wystraszyłem.

- O czym myślisz? – Michał wrócił ze sklepu i wyrwał ją z zamyślenia.
- O niczym istotnym.
Mężczyzna kupił szampana i jakieś owoce. Pojechali dalej.
- Gdzie mnie wieziesz?
- Na łąki – powiedział. Był to mały skrawek niezabudowanej zieleni, która była własnością pana Bernarda i tylko jego najbliżsi współpracownicy mogli tam przebywać bez pozwolenia.
Julia nigdy tam nie była. Okazało się, że łąki są starym parkiem, który został pozbawiony większości drzew i tylko gdzieniegdzie były widoczne resztki ścieżek i ławek. Michał zaparkował tuż przy jednej z nich.
Julia wysiadła i mimo wszystko zachwyciła się widokiem. Nigdy na własne oczy nie widziała tyle zieleni. W większości strefa ZERO, to były blokowiska lub podniszczone centra handlowe. W samym centrum zachowało się tylko kilka secesyjnych kamienic, zajętych przez najbogatszych mieszkańców dzielnicy. Niedaleko łąk znajdowała się część willowa, w połowie niezamieszkana, ponieważ pozwolenie na kupno działki z domem musiał wyrazić pan Bernard, a zdobycie tego pozwolenia kosztowało bardzo dużo, nie tylko pieniędzy, ale i zdrowia. Kupienie domku jednorodzinnego było równoznaczne z pracą u gangsterskiego bossa.
- Dlaczego mnie tutaj zabrałeś? – spytała i zdębiała. Na trawie był już rozłożony koc, szampan chłodził się w lodzie, owoce jakimś cudem znalazły się na paterze, a Michał właśnie wyjmował z samochodu kieliszki.
- Twoje święto – powiedział.
- Ale to wasz teren…
- Dlatego możemy cieszyć się ciszą z dala od ludzi.
- Z dala od ludzi…
- Co ci się znowu ubzdurało w tej główce? – zaśmiał się i pociągnął ją na koc.
Usiedli naprzeciw siebie, Michał nalał szampana do kieliszków.
- Za twoje studia – powiedział.
Z przyjemnością na nią patrzył, była taka delikatna, taka inna niż kobiety, które znał. Nosiła zwiewne, dziewczęce sukienki, czasami zakładała do nich kapelusze. I była taka czysta i niewinna. Miał ochotę się na nią rzucić, ale wtedy straciłby ją bezpowrotnie. Takie jak ona trzeba było szanować, to powiedział mu ojciec, potem się z nimi ożenić i mieć święty spokój. Bo takie jak Julia są wierne, kochają i dbają o rodzinę, nawet jeśli nie są zadowolone z tego, że mają gangstera za męża.
A on, na co dzień obracał się wśród krzykliwych panienek, które same ładowały mu się na kolana i nie wymagały wiele. Oczywiście chciały być jego dziewczynami, ale on nie miał zamiaru spełniać ich zachcianek. Co do Julii, ciągnęło go do niej, ale chyba nie był gotowy na małżeństwo.
- Dlaczego wybrałaś taki kierunek? – spytał.
- Bo chcę się stąd wyrwać.
- Do Enklawy?
- A może nawet dalej – przyznała.
Parsknął.
- Enklawa to dopiero burdel na kółkach.
- Byłeś tam? – była zaskoczona.
- Oczywiście, ojciec czasami tam jeździ, a ja razem z nim.
- Po co?
- Tego nie mogę ci powiedzieć – przyznał.
- Czyli jak zawsze sprawdza się jedno – powiedziała i położyła się na kocu.
- Czyli co?
- Że jak masz kasę i wpływy, wszystko ci wolno.
- Coś w tym jest – przyznał.
- To niesprawiedliwe, nie jestem przestępcą, jestem uczciwa, a muszę tutaj siedzieć.
- Myślisz, że tam byś miała lepiej?
- Może nie lepiej, ale mogłabym pojechać gdzie chcę. A tutaj żyję, jak w klatce.
Położył się koło niej i patrzył jej w twarz.
- Ale nikt ci nie mówi, co masz robić. Tam na zewnątrz panuje bardzo surowe prawo.
- Ale ty tam byłeś, a ja nie.
Zamilkli na dłuższą chwilę. Michał dolał szampana do kieliszków.
- Twoje zdrowie – usiadła. Byli bardzo blisko siebie. Michał patrzył jej w oczy i uśmiechał się lekko. Nachylił się żeby ją pocałować, zatrzymała go, kładąc mu dłoń na ustach. Złapał jej rękę i pocałował końce palców.
- Nie będziesz wiecznie niewinna.
- Wiem.
- Jestem trzeźwy.
- Wiem.
- To o co chodzi?
- Michał, masz tyle kobiet…
Wkurzył się.
- Żadnej nie zabrałem w to miejsce.
- Doceniam to…
- To doceń bardziej – warknął.
Julia przestraszyła się, zauważył to.
- No tak, teraz się bój, bo pewnie się na ciebie rzucę – powiedział sarkastycznie.
- Jesteś niemiły.
- Zdarza się.
Wstała i podeszła do samochodu.
- Zawieź mnie do domu.
On również wstał i podszedł do niej.
- Julio, piękna Julio, przyjdzie taki dzień, że się nie posłucham – pocałował ją w policzek i z przesadną galanterią otworzył jej drzwi – wsiadaj.
Podwiózł ją pod sam blok. Już miała wysiąść, ale on złapał ją mocno i pocałował. Potem pozwolił jej odejść. I więcej go nie zobaczyła.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Wypoczyn w Jastarni - lato 2024 cz.1