Łódź, Tum i inne atrakcje
Czy listopad, to dobry czas na wycieczki krajoznawczo - edukacyjne?
Oczywiście. Nie ma
nic lepszego niż zwiedzanie ciekawych miejsc poza sezonem turystycznym. Są
same plusy i zero minusów. Po pierwsze, puste trasy, nie stoi się w korkach. Po
drugie, muzea czy parki nie są okupowane przez tłumy i nie ma się uczucia, że
ktoś nam chucha w ucho w czasie oglądania eksponatów. Po trzecie, kiedy robimy
zdjęcia istnieje mniejsze prawdopodobieństwo złapania mistrza drugiego planu. I
po czwarte, luźniejsze kawiarnie i restauracje, szybsza obsługa i bezstresowe
delektowanie się potrawami.
No tak, może być zimno, ale to też nie
jest minus, wystarczy cieplej się ubrać i można śmigać po szlaku.
I przechodząc do dzisiejszej wycieczki.
Jak zwykle ja R. i M. wybrałyśmy się na krótki wypad za Warszawę. Padło na
Łódź, ponieważ jest w miarę blisko, a poza tym one tam nie były. To nie był
nasz jedyny przystanek, bo w planie miałam jeszcze Tum i Łęczycę. A jak wyszło?
Jak zwykle na wariackich papierach. W Łodzi miałyśmy przede wszystkim odwiedzić
Muzeum Kinematografii, ale że przyjechałyśmy pół godziny przed otwarciem
placówki, to poszłyśmy do pobliskiego parku, który nazywał się „Parkiem, Miliona Świateł”. Nie wątpię, że po
zmroku te świetlne aranżacje z „Alicji w krainie czarów” robią piorunujące
wrażenie, ale o 10:30 rano, też było pięknie, a przede wszystkim nie było tam
zbyt wielu ludzi.
Po 11:00 udałyśmy się do Muzeum Kinematografii,
które mieści się w pałacu Karola Scheilbera, niegdysiejszego właściciela
fabryki i osiedla robotniczego Księży Młyn. Także zwiedzenie tego miejsca, ma
podwójną wartość, historię kinematografii oraz estetyczną, ponieważ jest to piękny
zabytek z II połowy XIX wieku. W muzeum
można zobaczyć pierwsze kamery oraz aparaty fotograficzne, fotoplastikon czy
ubrania z planów filmowych. Mnie najbardziej zainteresował stój Pana Kleksa. W
jednym pomieszczeń pan kustosz zaprosił nas do obejrzenia i czytania przeźroczy
ze starego rzutnika o Kopciuszku. Oczywiście miałyśmy przy tym mnóstwo śmiechu.
Ja byłam Kopciuszkiem, a moje koleżanki złymi siostrami.
Na ostatnim piętrze mogłyśmy wrócić do
dzieciństwa, ponieważ znajdowały się tam eksponaty z bajek t.j. Reksio, Baltazar
Gąbka czy Miś Koralgol.
Potem udałyśmy się na ulicę Piotrkowską,
gdzie poszłyśmy na ciacho i coś do picia. Kawiarnia nie znajdowała się przy tej
ulicy, ale w jednym wewnętrznych podwórek. Przeszłyśmy się też Piotrkowską,
gdzie dziewczyny jeszcze dodatkowo kupiły sobie pączki. Ja nie jestem ich
fanką, więc odpuściłam. Następnym punktem programu był Tum. Ale zanim tam
dojechałyśmy zwiedziłyśmy Łódź z samochodu, zachwycając się pięknymi
secesyjnymi kamienicami, Manufakturą oraz oszałamiającym pałacem Izraela Poznańskiego.
Co do Tumu, od lat chciałam tam pojechać,
gdyż znajduje się tam jeden z najstarszych polskich kościołów romańskich. A że
ja kocham średniowiecze, to nie mogłam sobie tego odmówić. Niedaleko od
kościoła znajduje się też łęczyckie grodzisko średniowieczne. Niestety nie
udało nam się wejść do środka kolegiaty, ponieważ ostatnia msza odbyła się o
12:00, a my byłyśmy po 15:00, ani nie udało nam się obejrzeć grodziska,
ponieważ prawdopodobnie jest tam zwiedzanie sezonowe albo grupowe. Udało nam
się jedynie podejść pod wały i zrobić romantyczne zdjęcie zachodzącego słońca.
Obiad zaplanowałyśmy w Łęczycy, ale ostatecznie
wylądowałyśmy w Łowiczu, w fajnej restauracji „Na poddaszu,” gdzie zjadłyśmy
typowe polskie potrawy typu przecieraki i placki ziemniaczane z gulaszem. Było
pyszne.
Łowicza nie zwiedzałyśmy, ponieważ było
już ciemno, no i był to najwyższy czas na powrót do domu.
Ps. W Łęczycy przejechałyśmy koło zamku
królewskiego. Postawił go Kazimierz Wielki. I może tego nie wiecie, ale ta
miejscowość jest bardzo ważna w naszej historii, zwłaszcza chrześcijaństwa. Ale
to już inna opowieść.:)
Komentarze
Prześlij komentarz