Życie pozagrobowe cz. II - u Słowian

 
Słowianie, jak wiele innych ludów przed nimi wierzyli w życie pozagrobowe. Skąd to wiemy? Otóż, wszystko pokazują nam groby, które są dobrze wyposażone na przyszłe życie. Na przykład wojownicy byli chowani w pełnym rynsztunku, mieczem, tarczą, a nawet z ukochanym rumakiem. Kobiety natomiast miały piękne szaty i bogatą biżuterię. Rodzina dbała o to, żeby zmarłym niczego nie zabrakło, więc wkładała do grobów wszystko, co mogło się zmarłemu przydać, np. narzędzia, broń czy pieniądze.
Człowiek po śmierci zaczynał życie w Nawii, krainie szczęśliwości, gdzie spotykał się z przodkami oraz skąd mógł się opiekować swoimi najbliższymi z życia doczesnego. Słowianie nie tylko wierzyli w duchy przodków i w to, że te opiekują się nimi, ale i w to, że raz na jakiś czas pojawiają się wśród żywych. Uważali, że śmierć jest czymś dobrym i radosnym, dlatego nie oddawali się rozpaczy tylko organizowali przy grobie ucztę. Niejednokrotnie pogrzeb był jednocześnie weselem, gdyż zdarzało się, że wraz ze zmarłym chowano kobietę (dobrowolnie), która miała być w zaświatach jego żoną. Mogła to być wdowa, a mogła być też nałożnica.  Zanim jednak doszło do uczty, zmarłych palono na stosie, a ich prochy chowano w urnach, tak zwanych popielnicach lub w skrzynkach, które później umieszczano w grobie. Urny mogły mieć różne kształty na przykład domku lub twarzy. Same grobowce mogły być płaskie lub mieć postać kurhanów. Jak już wspomniałam dla Słowian śmierć była przejściem do lepszego świata i ważne było dobre wyposażenie zmarłego na tamte życie. Krewni bardzo o to dbali, ponieważ źle wyekwipowany krewniak mógł wrócić pod postacią upiora lub demona. Wierzono również, że jeśli źle się spali zwłoki, to zmarli mogą wrócić jako wampiry. Dlatego tak ważne dla nich było całopalenie.
Żywi nie zapominali o swoich przodkach i przy ważniejszych okazjach wspominali ich i oddawali cześć, na przykład podczas Dziadów.
To słowiańskie Święto Przodków, podczas którego „dziady” odwiedzały swoich najbliższych. To były święta, podczas których wspominano zmarłych i rzeczywiście oczekiwano ich odwiedzin. Żeby było ciekawiej Dziady nie odbywały się tylko raz w roku, mogły się powtórzyć nawet sześć razy, ale najważniejsze były te wiosenne i jesienne.
Spotykano się wtedy przy grobach i ucztowano, palono ogniska i stawiano lampy w oknach lub na progach domów. A to wszystko po to, żeby zmarła dusza trafiła do domu, żeby się nie zgubiła, ale był to też drogowskaz powrotny do Nawii. Ogień miał też odstraszać dusze, które przemieniły się w upiory, które mogły szukać zemsty.
Podczas uczt wylewano napoje i upuszczano jedzenie, żeby „dziad” w czasie wędrówki mógł się najeść. Uważano, że w tych dniach pojawiający się żebracy, to zmarli w postaci ubogiego, dlatego goszczono takich ludzi i karmiono do syta. Oprócz hucznych imprez na cmentarzach i w domach był czas na zadumę i wspominanie oraz oczekiwanie na przyjście gości z zaświatów. Wierzono, że kiedy nawiedzają dom należy zachowywać się, jak trzeba, żeby tylko jakiejś duszy nie urazić. Na przykład nie wolno było szyć, żeby duch nie zaplątał się w nici, nie wolno było hałasować, żeby się nie obraził. Nie palono w piecu, ponieważ duch mógł wejść przez komin.
Według źródeł, nasze palenie zniczy na cmentarzach ma symbolikę sięgającą czasów przedchrześcijańskich. Mówi o pamięci i szacunku dla zmarłego.
I na koniec ciekawostka. Nie wiem czy wiecie, ale u naszych prawosławnych braci jest zwyczaj jedzenia przy grobie zmarłego, a to pewnie też ma korzenie wierzeniach dawnych Słowian.

powiązane linki:

Na zdjęciu Światowid Jastrzębiej Góry (rzeźba współczesna)

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka