Rajd konny z okazji Dnia Niepodległości

 


Ja na koniu nie jechałam, ja byłam pani kociołkowa.

Ale od początku.

Jako wolontariuszki Fundacji Dzielna Matka, ja i moja przyjaciółka, bardziej znane, jako Orszak Dwóch Króli wzięłyśmy udział w dzisiejszym konnym rajdzie niepodległościowym. Oczywiście nie jako goście, a jako osoby wspierające. M. pomagała przy koniach, a ja zajęłam się tym, co lubię i umiem najlepiej, czyli szykowaniem jedzenia. Nie wiem, czy mi uwierzycie, ale pierwszy raz w życiu kroiłam dynię. Potem ta dynia oraz marchewka i ziemniaki zostały upieczone na ognisku. Jedliście kiedyś marchewkę z ogniska? Pychota. Nie spodziewałam się, że to może być tak dobre. Oprócz mnie i M.  były też inne wolontariuszki, panie nauczycielki ze szkoły specjalnej w Erminowie, które zorganizowały stoisko z domowymi wyrobami typu ogórki kiszone czy soki malinowe, a oprócz tego częstowały pysznym ciastem i pajdami chleba z różnego rodzaju pastami. Były również młode dziewczyny, które również pomagały przy szykowaniu jedzenia.

Stół pełen zdrowych frykasów

Moje stanowisko pracy

Ja i dynie

Robota pali mi się w rękach. Tak, mam głupio zwisającą torebkę. Potem zaniosłam ją do samochodu.

Dynia, marchewka i ziemniak z ogniska


Oczywiście najważniejszą atrakcją była jazda konna oraz przejażdżka bryczką. Pogoda dzisiaj dopisała, więc dowiedziałam się, że zrobili nawet dłużą trasę niż była planowana.



Zdjęcia udostępnione za zgodą Vanessy Nachabe-Grzybowskiej


Nie brałam w tym udziału, jedynie M., która dostała za zadanie prowadzenie małego kuca o wdzięcznym imieniu Kopytek.

Zdjęcie udostępnione za zgodą Vanessy Nachabe - Grzybowskiej.


 Za to ja miałam nie miej ważne zadanie mieszania w kotle, w którym bulgotał gulasz i miałam nie dopuścić do tego, żeby się spalił. Gulasz wyszedł pyszny i uczestnicy imprezy chętnie brali dokładkę. To na pewno przez to, że tak dobrze w nim mieszałam:). Dodatkową atrakcją był pies Biszkopt, który wylizywał nam talerze oraz kradł kiełbasę. Normalnie pewnie dostałby burę, ale dzisiejszego dnia zostało mu wybaczone.

Pani kociołkowa




Jako, że mamy Święto Niepodległości dodaliśmy akcent patriotyczny, rozdaliśmy flagi, ja powiedziałam kilka słów na temat naszej historii oraz zaśpiewaliśmy kilka legionowych pieśni. Z braku gitary, grałam na plastikowej misce, mam nadzieję, że wyszło pięknie. Zdjęć z tej części imprezy nie mam, bo trzymałam miskę i byłam, jakby w centrum wydarzeń.

To był piękny i dobry dzień. Mogłam pomóc innym, a to jest super sprawa, ale i miałam czas na chwilę rozmowy, poznałam nowych ludzi, spędziłam czas na świeżym powietrzu i zjadłam pyszne rzeczy. To był dobry dzień.   

Poniżej jeszcze kilka zdjęci koni, tak żeby Wam się cieplej na sercu zrobiło.







Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka