Co ja sądzę o Bondach
Kiedyś tam obejrzałam kilka Jamesów Bondów i odebrałam je, jako kino pod tytułem - zabili go i uciekł. Minęło wiele lat i koleżanki zabrały mnie na urodziny do kina na najnowszą odsłonę tej serii, czyli na "Nie czas umierać". No cóż, szału nie było, ale z kina też nie wyszłam, a nawet po seansie natchnęło mnie, żeby obejrzeć wszystkie Bondy od początku. Ten wpis miał powstać, kiedy już przebrnę przez ten długometrażowy serial, ale póki co, nie dałam rady. Udało mi się, jak na razie zaliczyć wszystkie z Seanem Connery i dojść do następujących wniosków.
Po pierwsze, Sean to był klasycznie przystojny mężczyzna i rzeczywiście mógł się podobać. Po drugie, mnie się bardziej podobał, już jako starszy aktor i w innych filmach. W Bondach ma kij od szczotki w tyłku i gra sztucznie, a momentami z przesadza w gestach.
W ogóle kino lat sześćdziesiątych jest niesamowite, na przykład słychać uderzenie, mimo, że ręka chybiła celu. No dobra, nie naśmiewam się z tamtejszej techniki nagrywania, bo żyję w innych czasach, gdzie wszystko poszło do przodu i w ogóle dzisiaj, to nawet nie musi być na planie odtwórcy roli, żeby zagrał w filmie. Gra aktorska też była inna, nie mówię, że gorsza, po prostu inna. Panowie inaczej trzymali broń, strzelali z tak zwanego biodra. Wszyscy grają bardziej teatralnie, zwłaszcza w scenach walk i tak zwanych scenach miłosnych. Przy pocałunkach ma się wrażenie, że zaraz "kochankowie" połamią sobie szczęki.
I do tego się nie przyczepiam. Przyczepiam się do czegoś innego, mianowicie zaobserwowałam coś, co dzisiaj by nie przeszło.
Stosunek do kobiet. I nie piszę tu, jako feministka, bo nią nie jestem. Piszę jako kobieta znająca swoją wartość i wymagająca od innych szacunku. No właśnie szacunku w tym filmie nie ma za gorsz. Bond bije kobiety po twarzy, to raz, dwa klepie po tyłku, jak jakieś jałówki. Traktuje, jak przedmiot, który służy do wszystkiego. Nawet nie musi ich podrywać, bo one same pchają mu się do łóżka. Nic im nie obiecuje (chociaż w tym jest szczery) a one mają nadzieję. W zasadzie Bond żadnej nie przepuści, a po wykorzystaniu porzuci bez żalu, a one i tak mówią- hi hi, ale on wspaniały. Tym hi hi, chciałam Wam zwrócić uwagę na to, że część z tych kobiet jest traktowana, jako głupiutkie trzpiotki. No ja tego nie kupuję. Ten cały James Bond to niby taki Dżentelmen, ale ja bym go tak nie nazwała, bo z dobrym wychowaniem, to on nie ma nic wspólnego. Ma tylko świetnie skrojone garnitury, dzięki którym jest atrakcyjny, ale wewnątrz, sorry za słowo- błoto.
Oczywiście ja nie mam nic do Seana Connery, bo miło było sobie na niego popatrzeć tylko ta rola jest strasznie płaska. Naprawdę mogli ograniczyć się do strzelanek i ratowania damy w opałach. Po co im był w ogóle wątek seksoholika?
Sorry, ja tego Bonda z lat sześćdziesiątych nie kupuję.
Jak znajdę czas przejdę do lat 70- tych, zobaczę czy zmienię zdanie.
PS. Wpis z 19.05.2022 roku. Obejrzałam trzy Bondy z Pierce Brosnanem i nadal podtrzymuję swoje zdanie o tym, że Bond przedmiotowo traktuje kobiety, a one głupie za nim latają, jak szalone i pewnie każda myśli, że on je kocha. Płytka postać, nadal mi się nie podoba. Nie wiem, po co ja się tak męczę i to oglądam.
Zdjęcie: https://pl.wikipedia.org/wiki/Doktor_No_(film)#/media/Plik:Sean_Connery_as_James_Bond_at_Switzerland_1964_(two_thirds_crop).jpg
Komentarze
Prześlij komentarz