Wyprawa do Chełmna
Ja to jestem jednak historyczną ignorantką. Kiedy jakiś czas temu R. powiedziała mi, że chciałaby pojechać do Chełmna, ja zapytałam się jej, a co tam jest ciekawego do zobaczenia. W ogóle mi do głowy nie przyszło, że to stolica ziemi chełmińskiej i pierwsze ziemie, które zostały przekazane zakonowi krzyżackiemu. W ogóle, dziura w głowie. I temat na jakiś czas się skończył.
Odkopałam go przy okazji urodzin R.,
proponując jej wyprawę do tego miasta. No to pojechałyśmy. Jak zwykle w
składzie, trzy na pokładzie mojego kochanego samochodu - ja, M. i R. Plan był
prosty. Jedziemy do Chełmna, potem na obiad do Torunia, rzucimy tam okiem na
starówkę i do domu. Wszystko pięknie, tylko plan okazał się trochę inny.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym czegoś nie pokręciła.
Jak wiadomo, ja wolę jeździć z mapą w głowie
niż z GPS, więc nie obyło się bez pomyłek. Najpierw nie skręciłam w zjazd, w
który doskonale znam, a potem w Golubiu Dobrzyniu skręciłam za wcześnie w lewo
i tym sposobem, trochę z nakładem kilometrów, dotarłam do Chełmna. I oczywiście
musiałam złamać zakaz wjazdu i wbić się między dom a mur obronny, żeby dostać
się ma parking. Cała ja.:)
Bardzo urocze miasteczko, w którym aż się roi
od zabytków. Miejscowość i cała ziemia chełmińska dostała się krzyżakom, którzy
w przybyli w XIII wieku do Polski. Zaprosił ich Konrad Mazowiecki w 1226 roku i
nadał im tę ziemię w dzierżawę w zamian za pomoc w chrystianizacji Prusów i
powstrzymania ich najazdów na Mazowsze. Oczywiście wszyscy wiemy, jak się ta
znajomość skończyła. Sfałszowali dokument dzierżawy na nadanie wieczyste.
Zachachmęcili nam Pomorze Gdańskie, ziemię michałowską i dobrzyńską i
musieliśmy z nimi walczyć do 1525 roku, kiedy to ostatecznie przyczyniliśmy się
do likwidacji tego zakonu. Oczywiście ziemia chełmińska wraz Chełmnem wróciła
do Polski już po II pokoju toruńskim w
1466 roku. W czasach rozbiorów były w części pruskiej. W 1920 roku ponownie
znalazły się w Polsce.
W Chełmnie nie interesowała nas zabudowa z
czasów PRL-u tylko zabytki o wiele starsze. A tych jest tam wiele, zwłaszcza
gotyckich. Jeden z kościołów niestety był zamknięty, ale to przez remont. Znowu
miałam ochotę przytulać się do murów, ale się powstrzymałam. Za to wnętrze
sanktuarium maryjnego zrobiło na mnie wielkie wrażenie, zwłaszcza jak
uświadomiłam sobie ile wieków na mnie patrzy.
Stare miasto wzniesione jest na skarpie i
otoczone pozostałościami po murze obronnym. Przy jednym ich końcu znajduje się
baszta mieszkalna, w której kiedyś przebywali dominikańscy zakonnicy. Natomiast
na rynku usytuowany jest piękny, renesansowy ratusz. I nawet trafiłyśmy na
hejnał, który nagrałam..., tylko bez dźwięku, bo nie wyjęłam kabelka z kijka do
selfików. Cała ja. Stare miasto ma też urocze kamienice w różnych stylach
architektonicznych, ale mnie jak zawsze najbardziej urzekła secesja. Po
obejściu rynku i obejrzeniu gotyckich budowli poszłyśmy do kawiarni na ciastko
i herbatkę, a potem wyszłyśmy poza "mury" miasta. Udałyśmy się
do Parku Pamięci i Tolerancji im. dr Rydygiera
aby obejrzeć miniatury zamków krzyżackich. Na sam koniec rzuciłyśmy okiem na
dolinę Wisły z tarasu widokowego usytuowanego w jednym z parków.
Na obiad wybrałyśmy się do Torunia, ale
niestety było tyle ludu i samochodów, że jedyne, co udało nam się tam zrobić,
to okrążyć uliczkami stare miasto i utknąć na 15 minut w korku. Ostatecznie obiad zjadłyśmy w Lipnie
w restauracji Czary Mary. Ceny warszawskie, ale warte zapłacenia. Jedzenie było
świeże i bardzo dobre. Zastanawiałyśmy się, jak oni utrzymują się w tak małym miasteczku i
doszłyśmy do wniosku, że raz Internet zawsze naprowadzi na dobrą knajpę, a dwa,
że łatwo jest tam zjechać z trasy i równie łatwo na nią wrócić. Polecam to miejsce.
Do domu wróciłam po 20:00 padając na twarz,
ale warto było pojechać na tę wycieczkę. Zapraszam do oglądania zdjęć.
Komentarze
Prześlij komentarz