Więzienna Planeta - odc. 68

 


Nina

Mat miał się co raz lepiej, jeszcze nie chodził samodzielnie, ale ewidentnie szło ku lepszemu. Pani Kasia widząc, że Mat ma dobry wpływ na Ninę, oddelegowała ją do pchania jego wózka podczas spacerów. Było jeszcze za zimno, a śnieg nie odpuszczał, więc robili kilka kółek po przychodni i wracali do jego pokoju. Tam Nina pomagała mu w codziennych ćwiczeniach wzmacniających, a potem szła do innych obowiązków. Ten czas spędzony razem upływał im bardzo szybko. Za szybko.

Ninę zaskoczyła ta myśl. Nie pamiętała kiedy chciała być blisko drugiej osoby, zwłaszcza mężczyzny, ale Mat miał coś takiego w sobie, co ją uspokajało. Zawsze myślała, ale to pewnie przez filmy, że ludzie z buszu, są dzicy, nerwowi i nie potrafią zachowywać się, jak normalni ludzie. Mat uświadomił jej, że to głupota, ponieważ w lesie przede wszystkim trzeba zachować ciszę i spokój. Dodatkowo trzeba mieć dużo cierpliwości, gdyż czasami trzeba długo stać w bezruchu i tylko nasłuchiwać czy nie zbliża się jakieś zwierzę. Zawstydziła się swojej niewiedzy, ale zapewnił ją, że się nie gniewa i że dzięki jej pomyłce mógł z nią dłużej porozmawiać.

Teraz Nina leżała w swoim łóżku i wspominała wspólnie spędzone chwile. Poczuła coś w sercu i w dole brzucha. Czyżby motyle?

- Niemożliwe – szepnęła zawstydzona.

 

Ania i Tomek

Spotkali się rankiem, kiedy szli do pracy. Ania jak zwykle do szkoły, a on na mur. Zdziwiła się, kiedy jej powiedział, gdzie się wybiera.

- No cóż – odparł zakłopotany – zostałem głównym brygadzistą i odpowiadam za wszystko, co się tam będzie działo.

Ania aż otworzyła usta ze zdumienia.

- To wspaniałe – rzekła – na pewno będziesz świetnym zarządcą.

- Mówisz? – ni to ironizował, ni to powiedział poważnie.

- Oczywiście. Wszyscy to wiedzą, tylko jakoś do ciebie to nie dociera. Jesteś dobrym człowiekiem Tomku i umiesz kierować ludźmi – pocałowała go w policzek.

- Czyli ci zaimponowałem? – Ania spojrzała na niego zdziwiona.

- O czym ty mówisz? – odpowiedziała pytaniem.

Tomek stał i patrzył na nią niepewnie.

- No, czy w końcu ci zaimponowałem? Bo wiesz, do tej pory miałem dosyć kiepskie fuchy…

- Tomek… - Ania przerwała i zastanowiła się, co chce mu powiedzieć – Tomku. Ty mi od samego początku imponujesz.

- Ale czym?

- Swoim poczuciem humoru. Swoją siłą fizyczną i wytrwałością. Tym, że ci się spodobałam, chociaż nadal nie wiem czemu?

- Jesteś najwspanialszą kobietą, jaką spotkałem w życiu – powiedział i z trudem powstrzymał się od wzięcia ją w ramiona – sprawiłaś, że chcę mi się być uczciwym człowiekiem. Tylko…, tylko byłem przyzwyczajony do tego, że imponuję kobietom bogactwem, super furami i szerokim gestem. A tymczasem od kiedy tu trafiłem tylko rąbię drzewo, produkuje cegły i czasami pojeżdżę starym gruchotem – zaśmiał się niepewnie.

- I bardzo dobrze- odparła Ania – ja natomiast miałam bogactwo, pozycję i super furę, ale w rzeczywistości nie miałam nic. Tutaj odkryłam piękno w prostocie życia i ludzi. Tomku, wszystko co robisz mi się podoba. Wszystko, bo dla mnie najważniejsze jest to jaki jesteś dla mnie i dla innych ludzi. A jesteś dla nich dobry. Ja nie miałam szczęścia mieć takiego szefa, ani pracownika, ani takiej rodziny- głos jej się załamał. Tomek nie mógł jej przytulić, ale poklepał ją po ramieniu.

- Dam ci rodzinę. Zobaczysz, będzie dobrze. Tylko jeszcze musisz poczekać, aż zarobię na działkę i dom.

Ania uśmiechnęła się przez łzy.

- Wiem, że będzie dobrze, ufam ci.

 

Karol

W Instytucie Wynalazków napięcie sięgnęło zenitu. Helikopter stał na dziedzińcu, piękny i nowy, jak spod igły. Pozostało jedynie podłączyć silnik, który w laboratoryjnych warunkach działał bez zarzutów. Ale tutaj wszystko mogło się zdarzyć. Karol wraz ze współpracownikami umieścili silnik na miejscu, podłączyli wszystkie kable i czekali tylko na włączenie maszyny.

Szef Instytutu usiadł za sterami, a obok niego jeden z pracowników. Karol wraz z dwoma kolegami czekał przy otwartej klapie, żeby obserwować zachowanie ustrojstwa i gotowy do ewentualnych poprawek. Szef nacisnął guzik startu. I nic się nie zadziało. Wiedzieli jednak, że to jeszcze nic nie znaczy. Może jeszcze mechanizm się dostrajał, może smary nie doszły wszędzie, a może trzeba było nacisnąć coś jeszcze. Szef tym razem przytrzymał guzik startu trochę dłużej, ale nadal nic się nie działo. Karol stanął na płozie i zerknął do środka.

- Szefie, niech pan nie naciska tego niebieskiego guzika, to nie zapłon. To radiostacja, która notabene na razie nie działa.

- To który mam nacisnąć?

- Zielony?

- Ja nie widzę tu nic zielonego.

Karol wskazał palcem.

- To jest kolor zielony?

- Tak. Dla mnie jest niebieski.

Karol podszedł do silnika, a szef nacisnął drugi guzik. Motor zawarczał, tłoki zaczęły się kręcić i dźwięk czysto brzmiącego silnika rozniósł się po całym dziedzińcu. Wszyscy krzyczeli z radości. Wszyscy, oprócz Karola, który sprawdzał czy na pewno wszystko dobrze działa. Silnik, to był dopiero początek. Potem trzeba było uruchomić skrzydła, dlatego szef naciskał kolejne guziki i przestawiał kolejne dźwignie. Płaty skrzydeł rozłożyły się na boki i zaczęły kręcić. Kto nie musiał stać przy śmigłowcu umknął poza ich zasięg. Karol zamknął klapę i podniósł kciuk do góry. Szef sięgnął za ster i podniósł go do góry. Helikopter uniósł się lekko nad ziemię i prowadzony pewną ręką krążył wokół dziedzińca. Po kilku minutach szef odważył się wznieść ponad budynki i przelecieć na plac przed więzieniem i szkołą. Tam posadził swobodnie maszynę na ziemi i wszystko wyłączył. Pracownicy dobiegli do niego i wśród głośnych krzyków, gratulowali sobie sukcesu.

Mieszkańcy Karnego Miasta dołączyli do nich i rozpoczęła się spontaniczna feta, której nie przerwał ani burmistrz ani pani dyrektor więzienia.

Wszyscy znali wagę uruchomienia kolejnej maszyny. To dawało im większą mobilność i częstsze loty w różne strony Więziennej Planety.

Olga podeszła do umorusanego Karola, który przywitał ją słowami.

- Czy wyjdzie pani za mnie, choćby jutro?

- Wyjdę za Ciebie i dzisiaj – zaśmiała się Olga i przytuliła do narzeczonego.

 

Ania i Agata

- Witaj Karne Miasto – powitała wszystkich Agata – mam nadzieję, że dobrze spaliście i jesteście gotowi na kolejny piękny dzień.

- Z pewnością wszyscy są gotowi do pracy na murze – zaśmiała się Ania – dzisiaj wyruszy tam pierwsza ekipa i wznowi budowania nam bezpiecznego azylu.

- Ale, ty od razu o pracy – przerwała jej Agata – a przecież są ważniejsze informacje.

- Masz rację – przyznała Ania – zatem powiedz swojego newsa Agato.

- Pan burmistrz ogłosił święto z okazji uruchomienia nowego helikoptera i zgodził się na imprezę w szkole.

- Taneczną – śmiała się Ania – dlatego szykujcie wygodne buty i stroje, gdyż…

- Już w sobotę od godziny 15:00 bawimy się wszyscy…

- Niestety, oprócz warty na starym murze – wtrąciła Ania.

- Ale doniesiemy im ciasto i napoje – śmiała się Agata.

- Tymczasem my postaramy się o dobrą muzykę oraz gry i zabawy.

- Pani dyrektor powiedziała, że ufunduje nagrody dla zwycięzców.

- Warto będzie o nie powalczyć, gdyż wśród nich są nie tylko słodycze czy darmowa herbata w karczmie, ale i przepustki, dodatkowy przywilej, czy w przypadku jednej konkurencji…

- Bardzo trudnej i wymagającej – wtrąciła Agata.

- Trzy osoby będą mogły skrócić swój wyrok. Osoba, która zdobędzie pierwsze miejsce – miesiąc, drugie miejsce – trzy tygodnie, a trzecie – dwa tygodnie. Myślę, że gra jest warta tej nagrody – powiedziała Ania

- Ale zapomniałaś powiedzieć, że tańczymy od 15:00, ale świętujemy już od 10:00 rano. Bo właśnie wtedy zacznie się najważniejsza konkurencja, która może skrócić wam wyrok.

- Można też wygrać go dla męża albo żony – dodała Ania.

- No i tyle zdołałyśmy zmieścić w czasie antenowym. Tymczasem na razie żegnamy się piosenką i do zobaczenia po południu.

 

Robert i Lulu

- Mama przesyła pozdrowienia i prezent – powiedział do niej na wstępie.

- Prezent? Dla mnie? – dziwiła się Lulu – ale dlaczego?

- Ponieważ jest szczęśliwa, że mnie usidliłaś.

Lulu zaśmiała się niepewnie.

- Trudno w to uwierzyć.

- Dlaczego?

- Ponieważ moja mama nienawidzi wszystkich dziewczyn mojego starszego brata.

- Naprawdę? Dlaczego?

Lulu wzruszyła ramionami.

- U nas to normalne.

Robert nie ciągnął tematu tylko podał jej małe pudełeczko. Lulu rozpakowała je i znalazła w środku krótki liścik i rękawiczki robione na drutach.

„Żebyś nie marzła” – brzmiała wiadomość.

- To bardzo miłe – powiedziała dziewczyna i się rozpłakała. To zdezorientowało Roberta, który nie wiedział, dlaczego Lulu zamiast się cieszyć, płacze.

- Kochanie? Co jest? – pytał.

- Bo nigdy nie dostałam tak pięknego prezentu – rzuciła mu się na szyję i ściskała mocno – podziękuj mamie.

- Nie dam rady, bo mnie udusisz – wydukał.

Dziewczyna zaczęła się śmiać.

- Nie uduszę, nie mam tyle siły.

 

Ania

- Uwaga, uwaga Karne Miasto. Jak mnie słyszycie? Mam nadzieję, że dobrze. Tak, wiem, że zaczęłam dziesięć minut wcześniej, ale muszę wam szybko coś powiedzieć zanim dotrze tu Agata – mówiła podnieconym głosem Ania.

- Ostatnio nie tylko urodziły się w naszym mieście dzieci, ale i szykują się dwa śluby. Dwie szczęśliwe panie powiedziały tak swoim wybrankom, a panowie nie mniej szczęśliwi wzięli się już za budowę domu. A tymi parami są… – na to wpadła do studia Agata i krzyknęła.

- Jeśli to powiesz, to cię zabiję – krzyczała, ale nie rozłoszczona, raczej zawstydzona i jednocześnie radośnie podniecona.

- Słyszeliście? W radio Agata mi grozi śmiercią, a w tym miejscu, to jest bardzo niestosowne.

- Cicho bądź – piszczała Agata i próbowała wyłączyć mikrofon.

- Słyszycie właśnie jedną ze szczęśliwie zaręczonych kobiet. Czyli Agatę, która powiedziała tak naszemu miejscowemu rzeźbiarzowi Bartkowi. Wszystkiego najlepszego dla nich – śmiała się Ania – drugą parę poznacie po piosence, o ile tej chwili dożyję – wcisnęła guzik i powiedziała uśmiechnięta od ucha do ucha.

- Ale jesteś szybka.

- Jesteś okropna – niby dąsała się Agata.

- Nie jestem, jestem normalna i pracuję w radio. Od tego jesteśmy, podajemy różne informacje.

- Ale o mnie nie musiałaś – oczy jej się świeciły z radości.

- Przestań udawać, że cię to nie cieszy.

- Cieszy mnie, ale mogłaś ze mną wcześniej porozmawiać.

- Jesteśmy dziennikarkami, łapiemy się za każdą sensacje w mieście – obie zaczęły się śmiać.

- No dobrze, nie gniewam się – powiedziała Agata – ale o pani Oldze i Karolu, to ja już powiem, dobrze?

- Dobrze.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka