Więzienna planeta - odc.69


 
Nina
Mat i Nina siedzieli na korytarzu przychodni i rozmawiali. On skończył właśnie rehabilitację i odpoczywał, a ona, jak zwykle mu asystowała. Mężczyzna opowiadał jej coś, ale w pewnym momencie przerwał i powiedział do niej.
- Jesteś nieobecna duchem.
- Co? – Nina ocknęła się z zamyślenia – słucham cię, słucham.
- Nie słuchasz – zaśmiał się Mat, a Nina spłonęła rumieńcem.
- Masz rację, nic nie słuchałam, a to dlatego, że za kilka dni przybędą tu moi rodzice i strasznie się tym denerwuję.
- Dlaczego? Powinnaś się raczej cieszyć.
Nina spojrzała na niego smutno i odparła.
- Kiedy byłam na Ziemi mocno narozrabiałam, gdyby tak nie było, nie byłoby mnie tu. Ale to jedno, a drugie, że ja nie chciałam ich znać.
Umilkła i czekała, aż Mat coś powie, ale on milczał i czekał, aż ona się przed nim otworzy. Nina podjęła decyzję i wszystko mu opowiedziała, nawet o tym facecie, który ją skrzywdził.
- No, a oni mi przebaczyli – kończyła opowieść – i chcą się ze mną zobaczyć. A ja nie wiem, jak im spojrzę w oczy.
Zamilkła smutna. Mat zastanawiał się, co ma powiedzieć, od czego zacząć. Nie spodziewał się po niej takiej historii.
- Co? Przerosło cię to? – pytała smutno Nina – jeśli teraz wstaniesz i odejdziesz, w ogóle mnie to nie zdziwi.
Chłopak milczał.
- Ja sama sobą gardzę i nie wymagam od ciebie, żeby było inaczej.
Mat odetchnął głęboko i powiedział.
- Po pierwsze, nie wstanę i nigdzie nie pójdę, mogę co najwyżej odjechać na wózku. Po drugie, nie gardzę tobą i ty też już sobą nie gardź.
- Ale słyszałeś moją historię. Czy ona w ogóle cię nie rusza?
- Rusza – przyznał – ale nie tak, jak myślisz. Ja w tej historii widzę skrzywdzoną dziewczynę, która zrobiła kawał dobrej roboty, żeby stać się na powrót normalną.
Nina poderwała się z miejsca i zaczęła chodzić w tę i z powrotem po korytarzu.
- Mówisz, to tak, jakby to było igraszką, jakbym nie siedziała w więzieniu, jakbym…
- Usiądź – poprosił spokojnie. Odruchowo go posłuchała. Mat wziął ją za rękę i mocno uścisnął.
- Dla mnie jesteś aniołem, który pomaga mi dojść do zdrowia.
- Mat, ty chyba oszalałeś – wybuchła Nina – ja aniołem? Skrzywdziłam tyle osób…
- Przestań natychmiast – przerwał jej. Nina zamilkła – dla mnie jesteś aniołem i tego się trzymaj.
Pocałował ją w rękę.
- Dziękuję – powiedział cicho – za twoją opiekę, ale i za to, że powiedziałaś mi prawdę o sobie. Teraz zobaczysz. Będzie tylko lepiej.
- Skąd… - położył jej palec na ustach.
- Już nic nie mów. Posiedźmy w ciszy.
On chciał siedzieć w ciszy, a ona miała ochotę go walnąć w ucho i powiedzieć jeszcze wiele rzeczy, ale nie zrobiła tego, ponieważ zamarła. Mat objął ją ramieniem i przytulił. Cała zesztywniała, ale on tego nie skomentował. Siedział z zamkniętymi oczami i lekko się uśmiechał.
- Muszę wracać do pracy – spróbowała jeszcze walczyć.
- Nie musisz, dyżur skończyłaś dziesięć minut temu – spojrzał na nią miękko – a teraz odetchnij, przytul się i o nic się nie martw.
Tak bardzo się bała stracić ponownie kontrolę nad swoim życiem, że w pierwszym odruchu chciała uciec, ale gdy on tylko poczuł ten lekki ruch, mocniej ścisnął ją za ramię. Człowiek lasu czuł więcej niż zwykli ludzie, wiedział co jej w duszy gra. Ale nie zamierzał jej puszczać dopóki się nie uspokoi. Pewnie, to trochę potrwa, ale on miał czas, nigdzie się nie spieszył. Na razie musiał pogodzić się z tym, że przytula sztywny kołek. Wiedział jednak, że z czasem to się zmieni, już on o to zadba.
 
Robert i Olga
Robert wszedł do Bazy Przerzutowej i zdziwił się widząc tam Olgę.
- Miało cię tu nie być - powiedział zamiast przywitania.
- Nie wiem czy pamiętasz, ale jestem dyrektorem  więzienia i wypada mi być przy przerzucie więźniów z Ziemi.
- W takim razie po co robiłem strefy dla turystów, skoro i tak tu jesteś? Bardziej narazić się już chyba nie możesz.
Olga zauważyła, że przyjaciel się zdenerwował.
- Dziękuję, że się o mnie martwisz, ale dzisiaj nie będziemy witać żadnych turystów. A więźniowie śpią.
Robert podrapał się w głowę.
- Niby tak, ale lepiej chuchać na zimne.
- Sugerujesz, że któryś może udawać sen?
- A ja wiem?
- Jeśli tak będzie, to znak, że kret jest w naszych szeregach. I a wtedy podejmiemy drastyczne kroki.
- Jakie?
- Wyłączymy bazę i zerwiemy kontakt z Ziemią.
Nagle rozległ się dźwięk alarmu.
- O! Pierwszy już jest. Idziemy go zobaczyć? - zapytała Roberta.
- Ty tu rządzisz - burknął i poszedł za nią.
Na szczęście nic się nie wydarzyło. Dwunastu mężczyzn, spało głęboko i obudzili się dopiero w domkach na odludziu.
 
Tomek, Karol i Bartek
Śnieg stopniał już prawie zupełnie i można było swobodnie poruszać się po głównym placu. I tak jak przed zimą, trzech panów spotkało się żeby pogadać.
- Dawno się w trójkę nie widzieliśmy - stwierdził Bartek.
- Bo nie mamy już tego w obowiązkach- powiedział Karol.
- Chyba nie przyszliśmy tutaj, żeby zerwać znajomość - śmiał się Tomek.
- No nie - odparł Bartek - tylko stwierdziłem fakt.
- No to o czym pogadamy?- zapytał Tomek.
- Dajesz wycisk na murze? - zapytał Bartek- bo jutro mam dyżur, a przez zimę trochę zardzewiałem. Za mało było ruchu.
- Nie wiem czy daję wycisk, na razie nikt do mnie nie narzekał.
- Ta praca, to będzie miła odmiana po odśnieżaniu - powiedział Bartek.
- Tak. Przez pierwszy tydzień - zaśmiał się Karol - potem wszyscy będziemy tęsknić za zimą.
Trzej panowie zgodnie się roześmiali.
- Zmieniając temat - powiedział Tomek- podobno szykujecie się do ślubów?
- Nie tak szybko - zaooponował Karol- musimy jeszcze zbudować domy.
- Jak dostanę jakiś wolny czas, to wam pomogę - zaoferował się Tomasz.
Bartek i Karol wiedzieli, że pewnie nie będzie takiej okazji, ale powiedzieli do niego.
- Dzięki stary, równy z ciebie gość.
 
Agata i Paweł
- Witaj Karne Miasto - wykrzyknęła Agata do mikrofonu. Odpowiedział jej wesoły krzyk mieszkańców- dzisiaj nadajemy na żywo i będziemy z wami w czasie bonusowej imprezy, którą nie zapominajmy, zawdzięczamy ekipie z Instytutu Wynalazków. Rozległy się gromkie brawa.
- Ale zanim rozpoczniemy zabawę, oddajemy głos naszemu burmistrzowi Pawłowi Sosnowskiemu.
- Witam Was serdecznie i zacznę od tego, że dzisiejsza zabawa nie jest tylko dlatego, że helikopter wzbił się w niebo, ale też dlatego, że skończyła się zima.
Rozległy się brawa.
- A także dlatego, że tej zimy nikogo nie straciliśmy. Ani z powodu mrozów, ani z powodu ataku dzikich zwierząt. A to zdarzyło się po raz pierwszy od lat.
Tłum ponownie zaczął klaskać.
- Zatem bawmy się - roześmiał się na koniec i oddał mikrofon Agacie.
- Jesteście gotowi na konkursy i rywalizacje?
- Taaak - rozległ się radosny krzyk.
- Zatem zapraszam chętnych do zielonego namiotu, tam Ania robi zapisy.
 
Nina
Doktor zgodził się, żeby Mat wraz z Niną poszedł na zabawę. Mimo, że po
przychodni poruszał się już o kulach, to na plac, gdzie odbywały się konkursy musiał pojechać wózkiem. Miał już na tyle silne ręce, że Nina nie musiała go pchać. Szła obok niego i rozmawiała swobodnie.
- Zapisujesz się do jakiegoś konkursu? - zapytał ją.
- Nie - odparła.
- Dlaczego? Na pewno znalazłabyś tam coś dla siebie.
- Pewnie tak, ale wolę popatrzeć.
- Mogłabyś wygrać przywilej i może mógłbym zabrać cię do lasu?
Nina uśmiechnęła się do niego niepewnie.
- Zobaczę.
- Boisz się, że przegrasz?
- Boję się, że przegram, ponieważ bardzo chciałabym wygrać, więc pewnie popełniłabym jakiś głupi błąd...
- Tego nie wiesz - zaśmiał się - chodź, zobaczymy co tam dają. Na pewno
znajdziemy coś dla ciebie.
- A ty?
- Ja- zaśmiał się - ja jestem chory. Także ty musisz nam wygrać tę przepustkę.
Nina zdenerwowała się jeszcze bardziej, co nie uszło jego uwadze.
- Nie panikuj, jak nie wygrasz, to przecież nic się nie stanie.
- Nie pójdę z tobą do lasu.
- Aż tak bardzo chcesz tam się znaleźć? Czy chodzi o to, że będę tam z tobą?
Patrzył jej prosto w oczy. Ona spiekła raka.
Śmiał się.
- Oj Nina, Nina i kto tu jest dzikusem. Ja czy ty?
- Ty - bąknęła i już chciała uciec, ale Mat złapał ją za rękę.
- A kto mi pomoże, jak ty uciekniesz?
- Możesz skończyć te gadki?
- Jakie gadki?
- Te gadki.
Mat przestał się śmiać i powiedział do niej poważnie.
- Mogę, ale nie uciekaj.
Potaknęła głową, bo wzruszenie i zawstydzenie odebrało jej głos.
 
 
Robert
Nie mógł wprost uwierzyć w to, co widział. Nina swobodnie rozmawiająca z mężczyzną, śmiejąca się, zachowująca delikatnie i kobieco, to nie mogła być ta sama osoba, którą poznał kilka miesięcy temu. Dziewczyna rozkwitła i była piękna. Znikł z twarzy grymas nienawiści, irokez i tatuaż tygrysa. Nawet strój przestał przypominać, ubiór robotnika na budowie.
Minęła go i nawet nie zauważyła, tak była pochłonięta rozmową z Matem.
 - Ktoś nam podmienił Ninę - zawyrokował zadowolony.
Po czym rozejrzał się za Lulu, w końcu dzisiaj  mieli dyspensę od zasad i obowiązków. Nie chciał stracić ani chwili, bo drugi taki dzień może nie nadejść tak szybko.
 
Karol i Olga
Stanął koło niej i w ogóle się nie uśmiechał.
Olga wręcz przeciwnie, była w bardzo dobrym nastroju.
- Jesteś wreszcie- przywitała go radośnie- a już myślałam, że nie przyjdziesz.
- Byłaś w bazie przerzutowej - powiedział z wyrzutem.
Olga przestała się uśmiechać.
- I z tego powodu masz zamiar zepsuć nam ten dzień, który możemy spędzić razem do wieczora?
- To ty byłaś w bazie, nie ja. Nie dziw się, że jestem wściekły.
- Byłam, ale więźniowie byli uśpieni. Nic mi nie groziło.
- Tego nie mogłaś być pewna - burczał.
- Jestem dyrektorem więzienia...
- Jesteś moją narzeczoną.
- Ale nie własnością.
- Wiem, ale prosiłem cię, żebyś tam nie chodziła.
Olga nic nie odpowiedziała.
- Nie musiałaś tam iść.
- Karol, każdy kto tam idzie naraża się na niebezpieczeństwo. Nie masz pewności, czy zabójca nie będzie chciał dostać się do mnie po trupach innych ludzi. A ja nie chcę, żeby ginęli ludzie.
Karol wzdrygnął się. Chciał powiedzieć, że on ma gdzieś innych, że to o jej życie mu chodzi. I taka była prawda, ale wiedział, że to się jej nie spodoba. Olga w odróżnieniu do niego była bardzo empatyczna. On z trudem znalazł ją i dwóch kolegów. Reszta była mu obojętna lub potrzebna w dotarciu do celu. Ale tego też nie mógł jej powiedzieć.
- Wiem- odezwał się w końcu- ale nie dziw się, w końcu to ciebie kocham a nie innych ludzi.
Olga uśmiechnęła się do niego czule.
- Wiem. Ja też cię kocham, ale wiesz, że nie mogę ci obiecać, że nigdy więcej nie pójdę do bazy przerzutowej. Mogę ci tylko obiecać, że będę się tam zjawiać tylko wtedy, kiedy będą przysyłać uśpionych więźniów.
Westchnął.
- No dobrze - po czym wziął ją za rękę - chodźmy się bawić.

I jakby nie było między nimi sprzeczki poszli szukać rozrywek.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka