Katania na Sycylii


I stało się. Lecę samolotem na Sycylię. I żałuję, że nie wzięłam słuchawek wygłuszających albo zatyczek, ponieważ za plecami mam imprezę alkoholową. A towarzystwo jest co raz bardziej zrobione. Jedna śpiewa Arkę Noego, innym plącze się język i czasami wyrywają im się bluzgi. Miałam nadzieję, że się prześpię, gdyż pora jest późna. Patrzę po samolocie i jest w miarę spokojnie, tylko ja mam za plecami imprezę. Dlatego zamiast spać usiłuję coś Wam napisać. A jest trudno, bo z tyłu się dziejeeeee. 🙂🥳Ale przynajmniej towarzystwo jest wesołe i nie jest chamskie.

Ale to Was pewnie nie interesuje, za to na pewno jesteście ciekawi, jak ja zasiedziała w Polsce persona ruszyła znowu w świat.  I to samolotem. I to do Włoch. I to na Sycylię. I to w środku roku szkolnego. A ja po prostu rzuciłam wszystko i wzięłam się i udałam w podróż. A tak serio, to kolega z pracy namówił mnie i jeszcze dwie koleżanki na wyjazd.

‐--------‐---------------------------------‐--

CIAO CIAO SICILIANOOOOO🥳

Dwa dni później. Ja znowu w samolocie. Ale tym razem wracam do Polski. Z małym opóźnieniem, ale wracam.

I pamiętajcie, że w samolocie można płacić only kartą.😬

Piszę teraz, bo oczywiście przez te dwa dni tyle się działo, że nie miałam minuty na pisanie. Szaleństwo. I to w moim przypadku na trzeźwo.

Ale od początku.

Lot do Katanii trwał krócej niż przewidywano, czyli trochę ponad dwie godziny. Dzięki temu zdążyliśmy na ostatni autobus, który zawiózł nas do miasta. Wysiedliśmy pod jakimś wiaduktem i ruszyliśmy do kwatery. Ale nie od razu tam trafiliśmy. O 12:00 w nocy Katania tętniła życiem, więc nie tracąc czasu, od razu włączyliśmy się w korowód ludzi spacerujących po ulicach starego miasta. Co pierwsze rzuciło mi się w oczy, to duża ilość kościołów skoncentrowana na małym obszarze.  Duże i małe. Najważniejsza oczywiście była katedra pw. św. Agaty na rynku.

katedra św. Agaty




Kościoły miały głównie barokową i klasyczną fasadę, ale trudno było niektóre rozróżnić, bo pasowały i do jednego i do drugiego stylu. Za to środek bywał różny. Na przykład katedra św. Agaty pierwotnie została wybudowana w XI wieku, ale po trzęsieniu ziemi i zniszczeniu w XVII nadano jej kształt barokowy. W środku widziałam pozostałe po średniowieczu kolumny. Barokowe 
świątynie zawsze robią duże wrażenie, bo są nie tylko bogato zdobione, są po prostu piękne. Kościoły w Katanii można zwiedzać płacąc za bilet wstępu albo można iść na mszę i po niej zwiedzić je za darmo.🙂Ja tak zrobiłam. 🙂 Jak na barokową katedrę nie miała wewnątrz zbyt dużo zdobień. Albo je zamalowano w klasycyzmie. Kolejna rzecz, która mnie zdziwiła, to że wszystkie kościoły miały wysokie metalowe płoty, odgradzające wejścia do świątyni od ulicy.

Nie wiem dlaczego, ale w Polsce tak nie ma. U nas w Warszawie na Starym Mieście można wejść w ciągu dnia do każdego kościoła i to za darmo. W Krakowie, co prawda zwiedza się za opłatą kościół Mariacki, ale to ewenement w naszym kraju. Poza tym i tak nie ma tam żadnych płotów odgradzających drzwi od świata. A to mnie w Katanii mega zdziwiło. Sama nie 
wiem, co o tym sądzić? Wiem, że co kraj, to obyczaj. Ale trudno było mi się oprzeć wrażeniu, że te bramy jakby odgradzały kościół od ludzi. Ale to moje wrażenie, bo w Polsce tak się nie robi. Muszę gdzieś znaleźć informację, czemu tak jest 
(nie znalazłam). Kolejną zagadką dla mnie było to, że znalezienie godzin mszy świętych w Internecie czy na kartkach ogłoszeń graniczyło z cudem. Ja oczywiście chciałam iść w niedzielę na mszę do katedry. Jeszcze w Polsce usiłowałam znaleźć w Internecie godziny Eucharystii, poprosiłam nawet kilka osób, żeby mi pomogły, bo może ja jestem łoś i nic nie wiem i nic nie widzę. Ostatecznie zapytaliśmy pana, który pilnował wejścia do świątyni, a i on musiał pójść i się zapytać. I tak, w Katanii w katedrze poranna msza niedzielna jest o 8:00, a kościół otwierają o 7:30.. Wieczorna o 18:00. Ale zanim się tego dowiedziałam, to zeznania były różne, podawano godziny od 7:00 do 8:30. 





Katania nocą jest pięknie oświetlona świątecznymi dekoracjami, które nie gasną przez całą noc. Wiem, bo do kwatery dotarliśmy po drugiej w nocy, a poszliśmy spać nad ranem. 
A miasto nie.🙂. I kiedy jeszcze wędrowaliśmy ulicami starego miasta i usiłowaliśmy dotrzeć do wynajętego apartamentu spotkaliśmy Polaka. No szok! Pan wtrącił się do naszej dyskusji o tym, czy wejść schodami w górę czy nie i zapewnił nas, że warto. W Katanii w ogóle jest mnóstwo Polaków, tak więc i drogę wskażą i zdjęcie zrobią i na plaży potańczą.
Jak już się wspięłam, to zrobiłam zdjęcie

Kolejna rzecz, która mnie uderzyła, a zwłaszcza w nos, to duża ilość gnijących śmieci przeplatających się ze smrodkiem z targu rybnego. Niby nie powinnam być zdziwiona, ponieważ czytałam, że miasto jest brudne. No jest. I nie tylko miasto, plaża też pozostawiała wiele do życzenia. A przez targ rybny przechodziliśmy kilka razy dziennie, bo tak nas prowadziła droga z kwatery na stare miasto. W niedzielę jednak z rana pachniało świeżą rybą, więc nie rzucił mnie smrodek na kolana. A jeszcze bardziej zdziwiła mnie ilość knajpek wokół tego targu, a w nich tłumy ludzi. Ja z moim przewrażliwieniem zapachowym, nie mogłabym tam dłużej zostać. Szkoda, że Katania jest tak zaśmiecona, bo przez to mocno traci na uroku. Weszliśmy również w uliczki nieturystyczne, a tam sporo było mocno zaniedbanych budynków. A szkoda, bo to jest bardzo ładne miasto. Zaobserwowałam jeszcze kilka ciekawych rzeczy. Większość samochodów jest poobijana, obdrapana i posklejana taśmą izolacyjną, a parkują je zderzak w zderzak.

 Ludzie reperują takie samochody, które u nas byłyby już na szrocie. A oni swoje wiernie reanimują. Zapach trawki unosi się 
wszędzie. Przepisy drogowe nie istnieją, wszyscy jeżdżą, jak chcą i tylko na siebie trąbią. Na przejściu dla pieszych z sygnalizacją świetlną stoi się nawet kilka minut, zanim się ludzik zmieni na zielono. Ale, to nie ma znaczenia, bo i tak ludzie chodzą, jak chcą. Grilla można robić wszędzie i na ulicy przed kamienicą i na plaży. A tam widziałam nawet ognisko, gdzie dwóch panów coś tam sobie pichciło na patelni. Cudownie.

Wracając do jazdy samochodem. Pomyślałam sobie, że nie chciałabym nim jeździć po Katanii. Mój piękny, nieobdrapany samochodzik bardzo źle by się poczuł, kiedy by mu ktoś przytarł blachę. A Włochom to nie przeszkadza. Wyjeżdżają sobie pod koła, jadą nie w pasach tylko pośrodku. I trąbią i trąbią i trąbią. Ale z drugiej strony oni jeżdżą wolniej iż my, więc my mamy więcej wypadków, a oni obcierek. U nas są szersze drogi i ulice, w Katanii wąskie i najlepiej poruszać się po nich Smartem i lub fiatem 500. I rzeczywiście mało tam było dużych samochodów.

Ale nie myślcie sobie, że ja to wszystko krytykuję. Jedynie śmieci mi się nie podobają, a cała reszta była ok.  Po prostu mają inny koloryt niż u nas. Inne życie. Inna mentalność. A, że ja jestem obserwatorem, to wyłapuję takie smaczki. To mnie bardziej interesuje. Nie zabytki, ale życie codzienne ludzi. A skoro o życiu mowa, to tam nikt się nie spieszy. Czy w sklepie czy w restauracji. Siedzisz sobie w pięknym otoczeniu, jesz śniadanie i nawet  jak je skończysz nikt nie podchodzi i nie pyta- coś jeszcze? Albo czy podać rachunek? Można po prostu siedzieć i delektować się odpoczynkiem. W kasie może nie być kasjera, bo akurat poszedł z kimś pogadać. Podejdzie, ale nie od razu. W Polsce nie jedna osoba dostałaby piany, ale w Katanii cierpliwie czekasz. Zwłaszcza kiedy naprawdę chcesz zjeść dobre lody.


Nasza kwatera była ok. Mieliśmy balkony, więc mogliśmy na nie wychodzić i podziwiać widok na naszej ulicy. We Włoszech nie ma centralnego ogrzewania. Nawet jeśli w nocy temperatura spadła poniżej 10 stopni, to w dzień słońce na nowo wygrzało mury. Ale my, Polacy, w grudniu sypiamy pod ciepłymi kołdrami, a na Sycylii sypia się pod cienkimi. A my byliśmy nie tylko zmarznięci  po podróży z Polski, ale i zmęczeni. Zanim się ugrzałam, minęło sporo czasu. Na drugą noc byłam mądrzejsza. Wzięłam długi i wrzący prysznic. Tak mi było gorąco, że aż się spociłam. Jeśli ktoś jest zmarźluchem, lepiej niech weźmie z domu dodatkowy kocyk.
😀
To nie biskup śpi, ale ja😆

Widok z naszego balkonu

Jedzenie w Katanii było dla mnie wyzwaniem. Alergicy w ogóle mają przekichane, więc i ja miałam. Wiele z miejscowych specjałów było poza moim zasięgiem. Orzechy, oni wszędzie dodawali orzechy. Ucieszyłam się, że zjem pyszny lód - słony karmel, ale niestety zawierał również orzeszki ziemne. Chciałam spróbować prawdziwie włoskiej lasagne, ale w niej był seler i musiałam zadowolić się "prawdziwie " amerykańskim burgerem. Chciałam kupić jakieś regionalne słodkości, a tu znowu orzechy. Na szczęście udało mi się zjeść dwa sycylijskie specjały rodem z ulicznego baru. Słodką bułkę a la pieróg z szynką, pomidorami i mozzarellą. Oraz kulkę ryżową w panierce z pomidorami, szynką i serem mozzarella. Jadłam też ichniejsze chipsy. I jak to chipsy- niezdrowe i pyszne. Ale lody? Lody były obłędne. One do mnie mówiły. Były takie mięsiste i takie puchate i taaaaakie pyszne.

Nie mam zdjęć jedzenia, dlatego dam Wam widoczki.







 
Moja ekipka jest wesoła i rozgadana, dlatego byliśmy zaczepiani na ulicy przez Sycylijczyków. Skąd jesteście? A! Polska. Dzień dobry. A Polacy, dobrze słyszałem, od razu wiedziałem. Sycylijczycy są bardzo sympatyczni i otwarci. Chętnie rozmawiają i często się uśmiechają. Niezależenie, czy jest to człowiek na ulicy, czy pani sprzedająca w sklepie spożywczym. I nie wiem czy tylko w ten weekend, czy w inne też, turystów z Polski było dużo, jak mrówków. Zwłaszcza na plaży. Wiecie, jak  to z nami jest. U nas grudzień, ciemno i zimno. Na Sycylii 18-22 stopnie? Czyli średnia temperatura latem w Jastarni. Słońce świeci, wiatru nie ma, gdzie mogą być Polacy.? Oczywiście na plaży. A na plaży miejscowy DJ puszcza muzykę. Ledwo pojawiliśmy się na skraju piachu, a już nasz przywitały polskie szlagiery, a na plażowym parkiecie bawiło się mnóstwo rodaków. Także było Acapulco, Italo disco, na przemian z  Jesteś szalona. I niestety z Zenkiem Martyniukiem (wybaczcie mi, ale... nie, no nie...).





Jak nad naszym polskim morzem:)

 Ale, to nie koniec. Bo kto się kąpie w morzu? My. Woda, jak w Bałtyku, więc szoku nie było.  Widziałam tylko 3 obcokrajowców, którzy też odważyli się wejść (za nami, pokazaliśmy im drogę). A nas tam było naprawdę sporo. Śmiałam się, że siedzimy nad Bałtykiem. Ale co mi się najbardziej podobało? Wiecie, że my jako naród jesteśmy mocno sfrustrowani, zmęczeni i niemili dla siebie, prawda? I wiecie, jak to miło było spotkać naszych uśmiechniętych od ucha do ucha? Super. W końcu może przestaniemy być ponurakami. Wracając do siedzenia w morzu. Kiedy wychodziłam z koleżanką z wody, jakaś pani w zimowej kurtce robiła nam zdjęcie. Dla niej to było nie do pomyślenia, żeby wchodzić do tak "lodowatej" wody. W ogóle, jak widzicie na zdjęciach plaża jest pusta. Miejscowych, prawie nie było. Za to byliśmy my. 😁

I na deser. Etna. To taka mała górka, że w ogóle jej nie widać🤣🤣🤣. Czytałam w Internecie, że idąc główną ulicą Via Etnea, widać ten wulkan, jak na dłoni. No to poszliśmy. Wyglądamy tej góry, a góry, jak nie było, tak nie ma. No to stwierdziliśmy, że może widać ją z plaży,? A gdzie tam, tylko jakieś poboczne wierzchołki. I to jakieś takie małe. Gdzie ten wulkan pytam się?

W niedzielę, kiedy szłam na mszę świętą o 7 rano, TAAAA! DAAAM!🌋 Dostałam odpowiedź. Idąc do katedry spojrzałam w stronę Via Etnea i zamarłam. Dzień wcześniej nie mogliśmy jej zobaczyć, bo po prostu zakrywały ją chmury. A o świcie w niedzielę było pięknie i słonecznie, więc wulkan pokazał mi się w swoim majestacie. A potem z plaży też go było widać. Ogromna góra z dymiącym czubkiem. Piękny widok. Niestety zabrakło czasu na pojechanie do jej stóp i wejścia chociaż na jakiś pułap. Ale z daleka też robiła wrażenie. Przynajmniej na mnie. W życiu nie widziałam na żywo wulkanu. 



W ten weekend zrobiłam z milion kilometrów pieszo. Mówiąc, że wszystko mnie boli od pasa w dół nie jest przenośnią.

I żeby nie było, że jestem zupełnym ignorantem i że interesuje mnie tylko jedzenie i pływanie w morzu. Zwiedziłam również kilka historycznych miejsc. O kościołach pisałam wyżej, więc nie będę do tego wracać. W Katanii stoi też zamek warowny (Ursino Castle) z XIII wieku, który dzisiaj pełni funkcję muzeum. Niestety nie mogliśmy wejść do środka, ponieważ odbywał się tam remont. Wyczytałam jednak, że można zobaczyć tam rzeczy z czasów starożytnego Rzymu i Grecji. Dowiedziałam się stał na klifie nad samym morzem, ale liczne erupcje Etny spowodowały rozszerzenie się lądu i odsunięcie go od wody. Patrząc na teren wokół zamku można zauważyć skamieniałą lawę. 


Gleba wulkaniczna


Zwiedziłam również całą główną ulicę Via Etnae, pięknie udekorowaną, ze sklepami znanymi również w Polsce:) oraz zadbanymi kamienicami. W nocy udało nam się też podejrzeć wnętrze jednego z budynków. Zobaczcie, jaki mają ludzie sufit:)




Idąc Va Etnae skręcaliśmy również w boczne uliczki, na których znajdowały się różnego rodzaju jarmarki świąteczne oraz mnóstwo mniejszych lub większych knajpek. Na samym końcu tej ulicy po lewej stronie obejrzałam również ruiny rzymskiego amfiteatru. Nie jest on całkowicie odsłonięty, to co zobaczycie na zdjęciu, to tylko fragment. 


 Katania jest piękna i warta odwiedzenia. Oczywiście najlepiej w doborowym towarzystwie😀🌋🌋🌋

 SMACZKI

Nie spodziewałam się, że jeszcze kiedykolwiek zobaczę to:

Niedziałające, ale było ich w Katanii całkiem sporo.

W Katanii jest kilka pomników bez głowy. Szukałam w Internecie informacji, ale niczego się nie dowiedziałam.


Ile razy byśmy nie byli na rynku, zawsze coś się tam działo. Tutaj pochód tancerzy, którzy za chwilę dadzą pokaz. 

Innym razem trafiliśmy na świąteczną opowieść o Mikołaju, elfach itp. Chór śpiewał, aktorka prowadziła monolog. 
Widziałam też w katedrze zmumifikowanego biskupa, ale nie zrobiłam zdjęcia. Musicie mi uwierzyć na słowo.

No i tyle. Tekst powstawał w bólach do piątkowego lotu, po dzisiejszy wieczór. Ale moje myśli są nadal na Sycylii, czyli czujcie się, jakbym to napisała w niedzielny wieczór po powrocie do Polski. Większość tekstu i tak powstała w samolocie.:)

Ps. Imprezowe towarzystwo z samolotu oczywiście spotkaliśmy na plaży.

Zdjęcie Etny z samolotu zrobił kolega, kiedy już wracaliśmy do Polski

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pakerzy mają coś do przekazania

Korty – odc.1 - wstęp

Jeszcze słów kilka i książce "Chłopki- opowieść o naszych babkach"