W komunikacji miejskiej

Dzisiaj wydarzyła się dziwna sytuacja. Siedziałam w metrze, a koło mnie jakiś starszy facet. W pewnym momencie wyjęłam pudełko z wazeliną i posmarowałam spierzchnięte usta. Pan poderwał się z siedzenia i spojrzał na mnie z zgrozą. Potem odsunął się pod drzwi.
Czyżby przestraszył się wazeliny? A może myślał, że się na niego rzucę z pocałunkami?
Fakt, że pudełko od wazeliny wygląda, jak szpitalne. Może pan ma złe wspomnienia z tego przybytku?
Mam też drugą myśl, obrzydliwą. Nie podzielę się nią.


W piątek powiedziałam do młodzieży. Kto chce zacząć wcześniej pisać wypracowanie, może przyjść o 7 50 do mnie do sali, a ja tam na pewno będę. Oczywiście, jeśli nic się po drodze nie wydarzy. Jak dotąd nie było problemów.
No i wykrakałam.
Brak świateł na Modlińskiej, wydłużony korek oraz zepsuty autobus przy Dworcu Wileńskim.
Oto moje poranne perypetie.
Do sali wpadłam o 7 52. Uczniowie czekali.:)


Jak to jest. Jestem zmęczona i marzę o autobusie, który podwiezie mnie prawie pod dom i ten mi ucieka albo jest za dwadzieścia minut. Za to ten drugi, w który wsiadam, jak chcę iść do taty lub wysiąść dalej od domu, jest.
Znowóż, jak mam pojechać do taty lub chcę iść do Biedry, to trafiam na ten, który wiezie mnie pod dom. Złośliwość jakaś.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka