Lubić siebie



Zastanawiałam się nad mini warsztatami dla mojej klasy wychowawczej. Przeszliśmy już przez kontrakt klasowy, komunikację międzyludzką, więc teraz postanowiłam zapytać ich czy siebie lubią.
Temat ważny, zwłaszcza, że wielu nastolatków ma problem z samoakceptacją, mają mnóstwo kompleksów i niskie mniemanie o sobie.
W głowie układałam sobie możliwe odpowiedzi gdy stwierdziłam, że temat nie jest łatwy i muszę sama się w niego zagłębić i poznać swoje odpowiedzi, inaczej moja rozmowa z nimi będzie wyglądała tak:
- Czy lubisz siebie? - zapytam.
Kilka osób odpowie:
- Tak/nie
- Może
- Czy można nie odpowiadać na to pytanie?
KONIEC
Tak, więc dumam nad tematem i dzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami.
Co to znaczy lubić siebie?
Czy chodzi o bezwarunkowe uwielbienie i stwierdzenie, że już nic nie trzeba poprawiać?
Nie sądzę.
Według mnie lubić siebie oznacza po prostu lubienie siebie mimo wad,  starzenia się i różnych doświadczeń życiowych. To dobra zabawa we własnym towarzystwie.
Czemu tak sądzę? Ponieważ postawiłam sobie to pytanie i najpierw odpowiedziałam:
- Oczywiście, że siebie lubię.
A potem dodałam.
-Zaraz, zaraz przecież ostatnimi czasy masz problemy, które rozkładają cię na łopatki i czasami masz ochotę zdjąć  głowę z szyi i odstawić na półkę, żeby ochłonęła.
Ale czy to powoduje brak sympatii do siebie samej?
- Oczywiście, że nie. To co mnie denerwuję i co trzeba naprawić  naprawiam właśnie dlatego, że siebie szanuję i kocham.
Ktoś może odpowiedzieć.
No, ale przecież mówi się:
-Kochaj siebie taką, jaką jesteś.
A ja odpowiem:
- Najgłupszy tekst świata.
Człowiek nie jest amebą i ma o wiele bardziej złożoną naturę.
Z resztą, jakby wyglądał świat pełen Narcyzów, uwielbiających siebie...
Eeee, to było by dziwne.
Czyli, że tak naprawdę nie da się lubić siebie, ponieważ zawsze coś trzeba poprawić.
Jeśli robisz to z miłości do siebie, to się da, w innym wypadku, nie.
Kiedy siebie nie lubisz?
To proste. Kiedy zamiast słowa - chcę, pojawiają się: muszę, trzeba, powinnam. I to spala, pozbawia sił i chęci do działania. Kiedy skręca cię na samą myśl o tym, że musisz i robisz to wbrew sobie. (Uwaga! Wykluczam z tego zalecenia lekarskie, wtedy właśnie trzeba z miłości do swojego ciała i umysłu oraz sprzątanie które musi się raz na jakiś czas zrobić). Wtedy męczysz siebie i innych i nic dobrego z tego nie wynika. Tylko frustracja, stres i podły humor. A potem nałogi, strach, wycofanie i ostatecznie stajemy się kupką nieszczęścia.
Ale jak to wytłumaczyć nastolatkowi, dla którego pryszcz na czole, to koniec świata? I przede wszystkim kompleksy na tle wyglądu.
- Jestem gruba.
- Jestem niski.
- Jestem brzydki.
- Mam fatalne nogi
- Jeszcze nie mam zarostu i mutacji
- Mam za duże stopy.
- Kręcą mi się włosy
- Nie mam włosów!!!
I tak dalej i tak dalej.
A najgorsze jest to, że wiele osób zabierze to w dorosłość i doda
- Mam zmarszczki
- Mam łysinkę
- Mam obwisłe policzki i inne akcesoria ludzkie.
Nic tylko rozpacz.
Nie, że bardzo pragnę mieć zmarszczki, ale mnie już uszy ciążą i ciągną skórę w dół. Z tym, że mnie się od tego świat nie wali, a niektórym tak.
Ja popatrzę, wetrę krem Nivea i stwierdzę.
- Może zadziała - i zapominam o uszach i zwisającej skórze.
No, ale co ja im powiem?
- Uszy do góry, jesteście super?
To nie działa, jak ktoś ma kompleksy, to często je hoduje i wcale nie chce się ich pozbyć albo myśli, że już tak musi być.
Dla nastolatka wszystko jest skrajne, więc po co żyć.
Dzisiaj jestem mądra, bo po wielu bitwach, ale kiedy byłam w ich wieku, niestety byłam kupką nieszczęścia. Nie znosiłam siebie, swojego wyglądu i charakteru. Jak nie śmiech to płacz, na całego. Jak nie odchudzanie to uprawianie sportu dla schudnięcia itp.
Może więc powinnam siebie spytać, co trzeba było zrobić, żebym lubiła siebie będąc nastolatką.
Moje nastoletnie ja ma gotową odpowiedź.
- Nie trzeba było czytać gazet dla dziewczyn, w którym tylko szczupłe było piękne (nie byłam gruba, ja byłam GRUBA w mojej głowie)
- Nie trzeba było się odchudzać.
- Nie trzeba było ubierać się, jak chłopczyca i tak się zachowywać.
- Nie trzeba było uciekać przed komplementami
- Trzeba było mówić sobie, że jesteś super.
To ja, ale nasze lubienie siebie zależy też od innych. Rodziny, kolegów, przyjaciół.
Koledzy i przyjaciele, jeśli są prawdziwi będą wzmacniać, doceniać i pocieszać.
Ale czy im wierzymy?
Owszem, ale wokół są jeszcze dorośli.
Co chce usłyszeć nastolatek od rodziców, dziadków i rodziny, żeby polubić siebie. Co chce słyszeć od nauczycieli, żeby lubić siebie?
Szczerze?
- Jesteś piękna od czasu do czasu nie wystarczy.
A co Wy o tym myślicie?

Ps. Jednak robię im warsztaty o stresie i jak sobie z nim radzić. A bo ja wiem?
Ja kiedyś śpiewałam na całe gardło.
Hmmm, może trzeba do tego wrócić?




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka