Poznań – październik A.D.2019 r.
Jestem zachwycona tymi kamieniczkami.
Co
by Kraków i Warszawa nie mówiły i jak się spierały, nie ulega wątpliwości, że
bardziej rdzennych ziem Polski niż Wielkopolska, nie ma. W tym Poznań, Gniezno
i Ostrów Lednicki, które minionego weekendu odwiedziłam i które będę je
opisywać pojedynczo.
Od kilku lat chodziła za mną myśl, żeby pojechać
do Poznania. Wstyd przyznać, ale byłam tam po raz pierwszy w życiu (nie liczę
przejazdów, bo takie były chyba dwa). Tym większy wstyd, ponieważ jako
historyk, powinnam wcześniej odwiedzić naszą ojcowiznę.
Po pierwsze, przy rynku poznańskim naliczyłam trzy hostele, co mnie niezmiernie zdziwiło, bo spodziewałam się raczej hoteli z kilkoma gwiazdkami niż, skromniejszych i tańszych noclegowni.
Razem z koleżankami, zamieszkałyśmy w Hostelu Tey, który polecam, jeśli weźmiecie pokoje z łazienką. W pokojach bez łazienki nie byłam, więc się nie wypowiadam. Zanim się zakwaterowałyśmy, musiałam gdzieś zaparkować.
Po pierwsze, przy rynku poznańskim naliczyłam trzy hostele, co mnie niezmiernie zdziwiło, bo spodziewałam się raczej hoteli z kilkoma gwiazdkami niż, skromniejszych i tańszych noclegowni.
Razem z koleżankami, zamieszkałyśmy w Hostelu Tey, który polecam, jeśli weźmiecie pokoje z łazienką. W pokojach bez łazienki nie byłam, więc się nie wypowiadam. Zanim się zakwaterowałyśmy, musiałam gdzieś zaparkować.
Był
plan, żeby zostawić samochód na mieście (tak się mówi po warszawsku), ale kiedy
uświadomiłam sobie ogrom wysiłku w znalezieniu miejsca do zaparkowania, od razu
mi się odechciało.
Hostel ma podpisaną umowę z parkingiem, który znajduje się po drugiej stronie Rynku. Z tym, że będąc pierwszy raz w Poznaniu, te odległości wydawały się większe, zwłaszcza, że Stare Miasto przywitało nas rozkopami. Ciekawym zjawiskiem było to, że pilot do bramy miałam odebrać w innym hostelu.
Hostel ma podpisaną umowę z parkingiem, który znajduje się po drugiej stronie Rynku. Z tym, że będąc pierwszy raz w Poznaniu, te odległości wydawały się większe, zwłaszcza, że Stare Miasto przywitało nas rozkopami. Ciekawym zjawiskiem było to, że pilot do bramy miałam odebrać w innym hostelu.
Ło
matko, co ja się nalatałam, a raczej najeździłam, żeby zaparkować....!?
Panie
w obu recepcjach były bardzo miłe, ale tłumaczyły drogę, tak jakbym już doskonale
się orientowała w topografii miasta.
- To po drugiej stronie Rynku, podjedzie pani pod hostel i weźmie pilot.
Super, ale znajdź ten przybytek i odkryj, jak tam dojechać, zwłaszcza, że było mokro i ciemno. Potem już wiedziałam jak, ale tego wieczoru zaparkowałam nielegalnie i poszłam szukać miejsca docelowego.
Dostałam pilot, mandatu nie dostałam i pojechałam szukać parkingu. No i ponownie zaufałam GPS.
- Miejsce docelowe znajduje się za150 metrów po prawej
stronie. Jesteś u celu.
Przejechałam jedno kółko, przy drugim razie wjechałam na jakieś inne parkingi, ale to nie było to. Za trzecim razem, zatrzymałam się i zadzwoniłam do hostelu.
Okazało się, że parking jest ok.300 metrów dalej i w
życiu bym do niego nie trafiła, gdyby pani z recepcji nie powiedziała mi, że
płot i brama wyglądają na wjazd na teren klasztoru. Jupi! Po godzinie krążenia
po mieście w końcu zaparkowałam. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło,
dzięki temu poznałam miasto nocą!
Było po 20 00, kiedy wyszłam z koleżankami na późną obiadokolację.
Wybrałyśmy pierwszą lepszą restaurację z brzegu, zbyt zmęczone, żeby być wybrednymi. I bardzo dobrze trafiłyśmy - Pierożek i kompocik, bo tak nazywało się to miejsce, serwowało swojskie jadło, pyszne i do syta. Byłam bardzo zadowolona.
- To po drugiej stronie Rynku, podjedzie pani pod hostel i weźmie pilot.
Super, ale znajdź ten przybytek i odkryj, jak tam dojechać, zwłaszcza, że było mokro i ciemno. Potem już wiedziałam jak, ale tego wieczoru zaparkowałam nielegalnie i poszłam szukać miejsca docelowego.
Dostałam pilot, mandatu nie dostałam i pojechałam szukać parkingu. No i ponownie zaufałam GPS.
- Miejsce docelowe znajduje się za
Przejechałam jedno kółko, przy drugim razie wjechałam na jakieś inne parkingi, ale to nie było to. Za trzecim razem, zatrzymałam się i zadzwoniłam do hostelu.
Okazało się, że parking jest ok.
Było po 20 00, kiedy wyszłam z koleżankami na późną obiadokolację.
Wybrałyśmy pierwszą lepszą restaurację z brzegu, zbyt zmęczone, żeby być wybrednymi. I bardzo dobrze trafiłyśmy - Pierożek i kompocik, bo tak nazywało się to miejsce, serwowało swojskie jadło, pyszne i do syta. Byłam bardzo zadowolona.
Pierożek i kompocik
Potem obeszłyśmy Rynek dookoła i podziwiałyśmy
jego piękno i różnorodność. Kamienice mimo, że reprezentowały różne epoki, od
gotyku po modernizm, tworzą spójny i estetyczny obraz architektoniczny.
Większość ludzi zapewne zachwyca się ratuszem (szczerze mówiąc, myślałam, że
jest większy i wyższy), ja zachwyciłam się kamienicami budniczymi. Czyli,
kiedyś należącymi do handlarzy śledziami. Urocze, a w nocy wyglądają, jakby
ktoś je wyjął z bajki.
Domki budnicze
Kurzanoga - ulica handlowa (czyt. suveniry)
Bamberka. Pomnik poświęcony kobiecie z Bambrów, czyli kolonistów z Bambergu
Usatysfakcjonowane
poszłyśmy spać.
Sobota przywitała nas deszczem i trwało to do wieczora. Plucha jednak nie pozbawiła nas dobrych humorów, mimo, że ja, jakiem Polka, narzekałam na czym świat stoi. Dobrze, że wzięłam drugą kurtkę, która przemaka dopiero po połowie dnia chodzenia po dworze.:)
Zwiedzanie zaczęłyśmy ponownie od przejścia przez Rynek, gdzie raczyłam dziewczyny omawianiem poszczególnych zabytków. Z dumą stwierdzam, że barok prawie już rozpoznają. :), a gotyk nie ma dla nich tajemnic:).
Dodatkowo poznały nowe słowa, takie jak: wykusz, arkady i attyki.
Sobota przywitała nas deszczem i trwało to do wieczora. Plucha jednak nie pozbawiła nas dobrych humorów, mimo, że ja, jakiem Polka, narzekałam na czym świat stoi. Dobrze, że wzięłam drugą kurtkę, która przemaka dopiero po połowie dnia chodzenia po dworze.:)
Zwiedzanie zaczęłyśmy ponownie od przejścia przez Rynek, gdzie raczyłam dziewczyny omawianiem poszczególnych zabytków. Z dumą stwierdzam, że barok prawie już rozpoznają. :), a gotyk nie ma dla nich tajemnic:).
Dodatkowo poznały nowe słowa, takie jak: wykusz, arkady i attyki.
Waga poznańska. Czyli budynek, w którym za drobną opłatą ustalano wagę towarów
Rynek widziany z tarasu widokowego w zamku królewskim
O 10:00 odwiedziłyśmy Blubry- poznańskie legendy 6D.
Była to atrakcja dla dzieci, a że miałyśmy jedno dziecko ze sobą, to wizyta tam była, jak najbardziej uzasadniona. Włożyłyśmy okulary i przeniosło nas w świat dwóch poznańskich legend. Szczerze mówiąc nie pamiętam, o czym mówiły, zbyt zachwycałam się wystrojem wnętrza i widokami 3D.
O 10:00 odwiedziłyśmy Blubry- poznańskie legendy 6D.
Była to atrakcja dla dzieci, a że miałyśmy jedno dziecko ze sobą, to wizyta tam była, jak najbardziej uzasadniona. Włożyłyśmy okulary i przeniosło nas w świat dwóch poznańskich legend. Szczerze mówiąc nie pamiętam, o czym mówiły, zbyt zachwycałam się wystrojem wnętrza i widokami 3D.
Swoją drogą, fajny sposób na zarobek, przy niewielkim nakładzie finansowym.
Po
baśniowej krainie 6D poszłyśmy zwiedzać zamek królewski Przemysła II, który
został odtworzony dopiero w latach 2002-2014. A wiek jego pierwotnego powstania,
to ok. 800 lat wstecz. Przemysł został królem w 1295 roku, ale zamek powstał
wcześniej.
Normalnie pewnie bym tam nie zajrzała, nie jestem fanką chodzenia po muzeach, ale padał deszcz, więc uległam i poszłam za dziewczynami. Obejrzałyśmy wystawy tematyczne, dotyczące życia religijnego i społecznego naszych przodków, od średniowiecza po klasycyzm. Przynajmniej, ja to widziałam. Jako fankę średniowiecza, interesowały mnie przede wszystkim zabytki z tej epoki. Najtrudniej było mi w rokoku, ponieważ, pewnie ku oburzeniu wielu, bibeloty przypominały mi fajans mojej mamy.
Weszłyśmy też do skarbca, w którym największe wrażenie zrobił na mnie naszyjnik...., z włosów. Niestety nie mogę, go Wam pokazać, ale gdybyście kiedyś tam byli, to warto go zobaczyć.
Złoto, srebro czy drogie kamienie, też tam były, ale to taaaakie powszechne w skarbcach. Za to wisiorek z misternie rzeźbioną pestką od owocu, już nie.
Potem dziewczyny zakupiły marcińskie rogale, ja niestety nie, bo były z orzechami arachidowymi, więc nie ryzykowałam. Było przed 12 00, więc poszłyśmy oglądać trykające się koziołki. Dodatkową atrakcją była jazda konna, która asystowała przy hejnale. Dowódca zapraszał później turystów na obejrzenie odprawy woskowej. Nie skorzystałyśmy, bo miałyśmy napięty grafik.
Normalnie pewnie bym tam nie zajrzała, nie jestem fanką chodzenia po muzeach, ale padał deszcz, więc uległam i poszłam za dziewczynami. Obejrzałyśmy wystawy tematyczne, dotyczące życia religijnego i społecznego naszych przodków, od średniowiecza po klasycyzm. Przynajmniej, ja to widziałam. Jako fankę średniowiecza, interesowały mnie przede wszystkim zabytki z tej epoki. Najtrudniej było mi w rokoku, ponieważ, pewnie ku oburzeniu wielu, bibeloty przypominały mi fajans mojej mamy.
Weszłyśmy też do skarbca, w którym największe wrażenie zrobił na mnie naszyjnik...., z włosów. Niestety nie mogę, go Wam pokazać, ale gdybyście kiedyś tam byli, to warto go zobaczyć.
Złoto, srebro czy drogie kamienie, też tam były, ale to taaaakie powszechne w skarbcach. Za to wisiorek z misternie rzeźbioną pestką od owocu, już nie.
Potem dziewczyny zakupiły marcińskie rogale, ja niestety nie, bo były z orzechami arachidowymi, więc nie ryzykowałam. Było przed 12 00, więc poszłyśmy oglądać trykające się koziołki. Dodatkową atrakcją była jazda konna, która asystowała przy hejnale. Dowódca zapraszał później turystów na obejrzenie odprawy woskowej. Nie skorzystałyśmy, bo miałyśmy napięty grafik.
Konnica na Rynku
Koziołki
Kiedy koziołki zrobiły swoje, poszłyśmy na obiad do
czeskiej restauracji (Pysna Chalupa), gdzie ja zjadłam bardzo amerykańskiego
cheeseburgera i frytki. Po obiedzie wzięłam samochód i pojechałyśmy zobaczyć
katedrę na Ostrowiu Tumskim. O tym, jak potrafię skomplikować sobie życie, nie
opowiem, ale wiedzcie, że obiecałam dziewczynom, że jeszcze tam wrócimy i obejrzymy
wszystko do końca. Zwłaszcza, że jest to najstarsza katedra w Polsce.
Pierwotnie była zbudowana w stylu wczesno romańskim, ale później była
kilkakrotnie przerabiana, aż do gotyku z XIV i XV wieku, a później jeszcze
dodano barokowe wstawki. W tej katedrze złożone są ciała naszych pierwszych
władców, t.j. Mieszka I, Bolesława Chrobrego, ale też książąt dzielnicowych,
władających Wielkopolską. W każdym razie, jadąc tam miejcie świadomość, po jak
wielkiej historii stąpacie. Niestety przez moje zawirowania, nie zobaczyłyśmy
grobów, a ja dodatkowo się zdenerwowałam i przez to nie wczułam się w
kontemplowanie dawnych dziejów.
Mam nadzieję, że tam wrócę.:)
Mam nadzieję, że tam wrócę.:)
Archikatedra św. Apostołów Piotra i Pawła. Tu urzędował nasz pierwszy biskup Jordan
Drugą
część dnia spędziłyśmy w drodze i zwiedzaniu Ostrowia Lednickiego, ale o tym
będzie w osobnym wpisie.
Wracając do hostelu podjechałam jeszcze na ulicę Roosevelta 5, żeby na własne oczy obejrzeć kamienicę, w której mieszkają Borejkowie z powieści Małgorzaty Musierowicz. Wzdłuż całej ulicy stoją piękne, choć zaniedbane secesyjne kamienice.
Wracając do hostelu podjechałam jeszcze na ulicę Roosevelta 5, żeby na własne oczy obejrzeć kamienicę, w której mieszkają Borejkowie z powieści Małgorzaty Musierowicz. Wzdłuż całej ulicy stoją piękne, choć zaniedbane secesyjne kamienice.
ul. Roosevelta i poniżej nr 5, kamienica Borejków
I tu apel do władz miasta. Gotyckie czy
renesansowe zabytki wyglądają, jak spod igły, czemu w równy sposób nie zadbacie
o secesję? U nas też to idzie, jak po grudzie, ale coś się na tej Pradze
ruszyło.
A propos u nas -u was. Pani w recepcji zdziwiła
się, że ma osoby z Warszawy (jedna, czyli ja, z Jabłonny, ale pod Warszawą).
Powiedziała, że rzadko bywamy. Dziwne.
Obejrzałam ulicę, most teatralny, który w mojej głowie wyglądał bardziej teatralnie i wróciłyśmy do hostelu. Wieczorkiem poszłyśmy do Cafe Misja, gdzie nie podołałam deserowi?!!! W głowie się nie mieści. Nie byłam w stanie wcisnąć w siebie kolejnych łyżek pysznych owoców z lodami.
Obejrzałam ulicę, most teatralny, który w mojej głowie wyglądał bardziej teatralnie i wróciłyśmy do hostelu. Wieczorkiem poszłyśmy do Cafe Misja, gdzie nie podołałam deserowi?!!! W głowie się nie mieści. Nie byłam w stanie wcisnąć w siebie kolejnych łyżek pysznych owoców z lodami.
Truskawkowy pocałunek - deser, koleżanki. O zrobieniu zdjęcia mojego gigantycznego deseru przypomniałam sobie, gdy byłam w połowie konsumpcji.
Ja bez deseru
Ja męcząca się przy mega deserze.
Tak, wiem zdjęcie beznadziejne, w rzeczywistości jestem dziesięć lat młodsza i piękniejsza.
Przed
snem, zrobiłyśmy jeszcze rundkę wokół Rynku, podczas której natykałyśmy się na
rozbawionych i pijanych studentów, którzy hucznie świętowali rozpoczęcie roku
akademickiego. W pewnym momencie stwierdziłam, że jesteśmy najstarsze na ulicy
i z tym przemyśleniem wróciłyśmy do pokojów.
Około 23 00 zamknęłam oczy i obudziłam się rano. Pożegnałyśmy Poznań i pojechałyśmy do Gniezna. Ale o tem, potem.
Około 23 00 zamknęłam oczy i obudziłam się rano. Pożegnałyśmy Poznań i pojechałyśmy do Gniezna. Ale o tem, potem.
Komentarze
Prześlij komentarz