Więzienna Planeta - odc.54
Nina, Paweł i Robert
Panowie usłyszeli pukanie do drzwi.
- Proszę – powiedział kapitan i mocno się zdziwił widząc stojącą w drzwiach Ninę.
- A ty, co tu robisz? – zapytał szorstko – ciebie nie wzywaliśmy.
- Ty, jak zwykle musisz walić z grubej rury – powiedział Paweł cierpko, widząc że dziewczyna zaraz weźmie nogi za pas – wejdź Nino, co cię do nas sprowadza?
Dziewczyna zanim zamknęła drzwi najpierw wyjrzała na korytarz i upewniła się, że nikogo tam nie ma. Potem spojrzała na mężczyzn i głośno przełknęła ślinę.
- Nie masz się czego bać – burknął kapitan – zaraz przyjdzie pani Olga. Chcesz na nią poczekać?
Dziewczyna pokręciła głową i szybko zaczęła opowiadać o tym, co usłyszała i kogo widziała na korytarzu. Mężczyźni nawet przez sekundę jej nie przerwali. Kiedy zamilkła zmieszana, odezwał się Paweł.
- Kiedy to usłyszałaś?
- Kiedy rozeszliśmy się po szkole, myślę, że około 11:00.
- Jak wyglądał Igor? – zapytał kapitan.
Nina posłusznie opisała osobę, po czym zapytała.
- Czy grozi mi jakieś niebezpieczeństwo?
Burmistrz natychmiast ją uspokoił.
- Nic ci nie grozi. Nikt oprócz pani Olgi się nie dowie, że tu byłaś. Tylko pamiętaj żebyś nikomu o tym już nie mówiła.
- Nawet nie mam komu – powiedziała ze smutkiem.
- Na przykład rodzicom – podpowiedział Robert.
- Nic im nie powiem, nic a nic. Najpierw w ogóle nie chciałam tu przyjść. Stwierdziłam, że to nie moja sprawa, a poza tym, nie chciałam się narażać na niebezpieczeństwo. A potem pomyślałam sobie, że dopóki oni nie zostaną złapani, to może się powtórzyć i nie wiem, czy tym razem nie mnie rozszarpią wilki. Niech się panowie nie gniewają, ale obawa o własne życie mnie tu przywiodła, a nie altruizm.
Robert wstał i wyjął z kieszeni jakiś przedmiot. Podał go Ninie.
- Zdobyłaś kolejną gwiazdkę.
Dziewczyna spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Ale przecież powiedziałam, że postąpiłam z czystego egoizmu.
- Ale przyszłaś – dodał Robert – każdy z nas dba o własną skórę, nie jesteś jedyną egoistką w tym pokoju.
- Myślę, że po raz pierwszy w życiu poczułaś, co to znaczy, kiedy ktoś komuś robi krzywdę – dodał Paweł i widział, że Nina chce coś powiedzieć – nic nie mów. Przemyśl to sobie na nasze następne spotkanie. Zasłużyłaś na tę gwiazdkę.
- A teraz idź już – powiedział Robert – a gdyby ktoś się ciebie pytał, po co u nas byłaś, powiedz, że chciałaś się dowiedzieć ile będziemy was jeszcze w tej szkole trzymać.
- Raczej nikt nie będzie mnie o nic pytał – bąknęła Nina.
Ania i Agata
Agata wzięła do ręki mikrofon i wykrzyknęła radosnym tonem.
- Halo, halo. Tu wasze Radio Mix. Dzisiaj nadajemy na żywo i to z sali gimnastycznej. Dzisiaj możecie się przyjrzeć jak mniej więcej wygląda nasza praca. I pewnie zastanawiacie się, co mam do powiedzenia.
Do sali gimnastycznej pomału zaczęli wracać ludzie, zaciekawieni, co się dzieje.
- A mam do powiedzenia dwie rzeczy. Pierwsza, że to nie ja jestem gwiazdą tego przedstawienia, a nasze Trzy Bity pod kierownictwem Ani, które za chwilę dadzą nam mini koncert. A druga rzecz jest taka, że musimy dać im chwilę na rozstawienie sprzętu, więc to ja będę wam przez ten krótki czas umilała popołudnie.
Sala gimnastyczna wypełniła się po brzegi ludźmi. Większość wolała posłuchać jej paplaniny, niż bezczynnie czekać na wypuszczenie do domów czy pracy.
- A! Bym zapomniała. Jest też trzecia wiadomość. Panie ze szkolnej kuchni o czternastej podadzą nam zupę i drożdżówki, więc z głodu nie padniemy.
W czasie, kiedy Agata dwoiła się i troiła żeby zabawić tłum, Ania i zespół rozstawiali instrumenty, a kiedy wszystko było gotowe przejęła mikrofon od Agaty.
- Halo, Halo Karne Miasto – zaczęła wesoło – a to ci niespodzianka, taki koncert z zaskoczenia. Jedyna i niepowtarzalna okazja, żeby posłuchać Trzy Bity bez biletów.
Ludzie w sali się roześmiali.
- I dobrze, bo to wasze dzieci, bo to nasi mali obywatele Karnego Miasta, więc trzeba ich wspierać. A czyż ta okazja, kiedy jesteśmy tu wszyscy nie jest najlepszym dla nich wsparciem? Co wy na to?
Sala wypełniła się dźwiękiem braw, które nie milkły przez kilka minut.
- Dzieciaki – zwróciła się do zespołu – mam nadzieję, że te gorąca zachęta nastroiła was do śpiewu i grania.
Trzy Bity chórem odpowiedzieli, że na pewno i że jazda.
- Zanim zaczniemy, pragnę tylko powiedzieć, że wymyśliliśmy dwie nowe piosenki i będziecie mieli okazję posłuchać ich na żywo – spojrzała z uśmiechem na tłum i krzyknęła – Trzy Bityyyy, do dziełaaaa!
Agata i Bartek
Podeszła do Bartka, który wpatrywał się w nią zachwyconym wzrokiem.
- No co? – zapytała.
- No nic – odparł – po prostu błyszczałaś na scenie, jak jakaś gwiazda.
Agata uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- Dobrze, że nie słyszałeś, jak śpiewam. Od razu by ci przeszło to szalone porównanie.
- Gwiazdy nie tylko śpiewają. Ty po prostu umiesz przemawiać do ludzi. Mogłabyś być politykiem. Pociągnęłabyś za sobą miliony dusz.
- Przestań mnie tak komplementować, bo moje ego tak spuchnie, że wybuchnie.
Mężczyzna pochylił się nad nią i pocałował.
- Myślę, że nie należysz do osób, której woda sodowa uderza do głowy.
- A skąd ta myśl?
- Jesteś naturalna i nikogo nie grasz. A że mi się podobasz, to dla mnie jesteś gwiazdą numer jeden.
Przytuliła się mocno do jego boku.
- Jestem taka szczęśliwa.
Nina
Weszła razem z tłumem do sali gimnastycznej i przycupnęła w kącie. Nikt się nią nie interesował, nikt nie podszedł ani nie zagadał.
„Byłabym niezłym tajnym agentem” – pomyślała smutno w myślach – „wszyscy mnie ignorują.”
- O tu jesteś? – z zadumy wyrwał ją głos pani Kasi.
- No jestem, a co? – zapytała.
- Choć mi pomożesz, bo kilkoro dzieciaków zrobiło sobie wyścigi po szkolnych korytarzach, mamy dwa rozkwaszone nosy, jedno zwichniecie ręki i u wszystkich zdarte kolana.
Nina bez żalu opuściła salę gimnastyczną i poszła za panią Kasią wypełniać swój pielęgniarski obowiązek. Słuchanie rzępolenia i zawodzenia jakiś gnojków nie należało dla niej do przyjemności. O wiele bardziej wolała opatrywać rany i dawać burę za nieostrożne postępowanie. Została zauważona ponieważ była potrzebna. Uznała to za jakiś sukces.
Olga, Paweł i Robert
Przed nimi siedziały cztery osoby, wszystkie po wnikliwych przesłuchaniach przyznały się do winy. Nie byli zawodowcami, więc pękli szybciej niż bańka mydlana, począwszy od Igora na krecie kończąc. Okazało się, że Dominika, która zginęła również była w to zamieszana, ale widząc że wilki atakują, chciała jednak pomóc i poleciała ze swojego dyżuru i stanowiska do bramy. To skończyło się, jak się skończyło, jej śmiercią. Igor był odpowiedzialny za wciągnięcie kolegów do wieży i odwrócenie ich uwagi od tego, co się dzieje pod bramą. Tam łopatami pracowało dwóch facetów na co dzień odpowiedzialnych za konserwację muru i dwie kobiety, jedna terapeutka, a druga właścicielka sklepu spożywczego. To ona była kretem i jak sama powiedziała, została do tego zmuszona przez Dwulicego. Przestępca groził, że jeśli nie pomoże to ją zabije.
- A czemu nie przyszła pani do nas, kiedy Dwulicy został złapany? Przecież wszystko można było jeszcze odkręcić – zapytała Olga
- Jest jeszcze jeden człowiek. Przestępca, który wciąż mnie pilnuje- kobieta nagle wybuchła płaczem – z resztą, co za różnica. Tak czy tak jestem martwa. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że nie robiłam tego dla pieniędzy, a ze strachu.
- Kim jest ten człowiek, którego się pani boi? – chciał wiedzieć Robert.
- Nie wiem, jak się nazywa, wiem tyko jak wygląda.
- A może nam pani go opisać? – pytał dalej Robert.
- A czy darujecie mi Kolonię Karną? – zapytała.
- Nie – wtrącił się Paweł – to co zrobiliście zasługuje na najwyższy wymiar kary. Zginęło dwoje ludzi, a mogło więcej. Poza tym naruszyliście tutejszy ekosystem. Nikt z nas nie chce zabijać zwierząt bez potrzeby.
- Ale jeśli powie nam pani wszystko – dodała Olga – postaramy się umieścić panią w najmniej zagrożonym sektorze.
Kobieta wzruszyła ramionami.
- A co mi tam. I tak zginę i tak.
Opisała mężczyznę, który przychodził do niej z Dwulicym, a potem sam i okazało się, że jest to jeden ze świeżo wypuszczonych do miasta więźniów, którzy przeszli przez domki na pustkowiu i terapię.
Paweł widząc minę Olgi powiedział.
- Wiesz, że nie wszystko da się przewidzieć, nie każdy chce się zmienić.
- Wiem, wiem – odparła Olga - nie wszystkim ta terapia pomaga, nie jest i nie będzie idealna. A ten człowiek, jak Dwulicy przybył tu żeby mnie zabić i zaszkodzić Karnemu Miastu.
- Wszystko było dobrze zaplanowane – powiedział Robert – odwrócili naszą uwagę od siebie, kierując ją na wtyki z ziemi mających przybyć do nas do pracy.
- Myślicie, że na razie to koniec? – zapytała Olga.
- Mamy wszystkie znane nam krety, więc pewnie na jakiś czas będzie spokój – powiedział Paweł – i proponuję już tego nie przeżywać tylko żyć dalej.
- Czyli, że to nie o Karola chodziło? – pytała samą siebie Olga.
- Tego nie wiemy – odparł Robert – moim zdaniem oni chcieli go zwerbować do tego, żeby to on cię sprzątnął. Po cichu, bez wpadki. Nie przewidzieli tylko tego, że facet się w tobie zakocha i postanowi zmienić swoje życie.
Olga zadrżała na samą myśl o tym, że Karol mógłby ją zabić.
- Mam tylko nadzieję, że kapitan Jacek Olechowski miał pewność co do ilości wtyk i że żaden już się tu nie uchowa.
Do pokoju wszedł jeden ze strażników i powiedział.
- Wsadziliśmy tego faceta z kratki, mogą państwo iść i go przesłuchać.
- Dobrze. Zajmę się tym – powiedział Robert.
- A ja proszę o odprowadzenie piątki winnych do osobnych cel – powiedział Paweł - Rozprawa sądowa zacznie się w przyszłym tygodniu
- A ja pójdę powiedzieć ludziom, że mogą wrócić do domów i że do końca dnia wszyscy prócz wartowników mają wolne.
Kilka dni później życie w Karnym Mieście wróciło do normy.
Komentarze
Prześlij komentarz