Więzienna Planeta - odc.55

 

Karol i Olga
Zaprosiła go do pastelowego pokoju i od razu uprzedziła, że spotkanie ma charakter służbowy. Karol uśmiechnął się swoim dziwnym uśmiechem, czym od razu zbił ją z tropu.
- Natychmiast przestań się do mnie tak uśmiechać?
- Ale jak? – dziwił się mężczyzna.
- Tak, jakbyś mówił. „Acha, na pewno. To ja zadecyduję, jak będzie.”
Karol parsknął śmiechem i powiedział.
- Ja nic takiego nie miałem na myśli. Po prostu cieszę się z naszego spotkania, niezależnie od tego czy jest służbowe, czy nie.
Usiedli w fotelach naprzeciw siebie. Olga nalała im do kubków kawy i powiedziała.
- Uważamy, że to wszystko, co się działo nie miało być skierowane przeciw tobie, a przeciw mnie i ogólnie Karnemu Miastu. A teraz jestem ciekawa, co ty o tym myślisz.
Karol przez chwilę poważnie się nad tym zastanawiał i powiedział.
- Uważam, że macie racje, a ja miałem ciebie, a może jeszcze kogoś innego sprzątnąć.
Olga aż się wzdrygnęła. Mężczyzna natychmiast padł jej do nóg i spojrzał w oczy.
- Nigdy w życiu bym tego nie zrobił. Choćby mnie torturowali. Mógłbym zabić wszystkich, ale nie ciebie.
- Proszę cię, przestań już tak mówić. Bo nie wiem, czy się cieszyć, że mnie oszczędzisz czy przerażać, że innych wybijesz, jak kaczki.
- Ale kiedy to prawda – pocałował ją w dłoń i przytulił do policzka.
- Wstań natychmiast – syknęła Olga – to oficjalne spotkanie, wszystko jest nagrywane i wszyscy, to widzą.
- To prawda panie Karolu – odezwał się głos z głośnika – ale nam ten widok nie przeszkadza, także pani dyrektor, niech się pani się nie krępuje.
- I ty Brutusie przeciwko mnie – parsknęła Olga, a do Karola powiedziała – usiądź proszę w fotelu.
Karol podniósł się niechętnie i spełnił polecenie.
- A jak myślisz, czy to już koniec?
Mężczyzna pokręcił głową.
- Nie sądzę, to tylko odwleczenie w czasie. Mnie już zostawią w spokoju, czyli do odstrzelenia.
- Nie mów tak – wykrzyknęła Olga – nie mów tego tak bez emocji.
- Ale kiedy to prawda – wzruszył ramionami – ale nie martw się, będę ostrożny i będę się miał na baczności. W końcu mam się z tobą ożenić, a nie chciałbym zostać zmuszonym do ostatecznej zmiany planów.
- Nie mów tego tak bezbarwnym głosem – emocjonowała się Olga.
- A ty się tak nie podniecaj, bo nie ma czym.
- Ach – wstała i wyszła.
Mężczyzna został na miejscu i usłyszał z głośnika.
- Karolu zlituj się nad naszą panią dyrektor.
- Przecież próbuję ją uspokoić.
- No to ci to zbytnio nie wychodzi – usłyszał cierpką odpowiedź.
Tymczasem wróciła Olga i usiadła spokojnie w fotelu.
- Gdyby to nie było oficjalne spotkanie, jak nic porwałbym cię w ramiona i całował do utraty tchu, do momentu, aż byś zapomniała się denerwować na mnie, o mnie czy o cokolwiek.
Olga zrobiła się czerwona jak piwonia.
- Przestań natychmiast – wydukała.
- Dobrze – zamilkł i czekał aż Olga wyrówna oddech.
- Mam ochotę zdzielić cię czymś po głowie – powiedziała Olga.
Karol zaśmiał się i powiedział.
- Zdecyduj się, chcesz być oficjalna czy prywatna, bo już się pogubiłem.
- Oficjalna – powiedziała, chociaż miała ochotę powiedzieć co innego – oczywiście, że oficjalna.
- Zatem, o co jeszcze chcesz mnie zapytać?
- Czy jesteś w stanie przewidzieć ich ruchy albo ich rozpoznać. Po prostu nam pomóc?
- Olgo, cały czas to robię i jeśli coś mnie zaniepokoi od razu dam ci znać.
- Ale nie będziesz działał na własną rękę?
- Nie będę.
Olga odetchnęła.
- Mam nadzieję, że na razie będzie spokój, że kapitan Olechowski zrobi rozpoznanie na Ziemi i że tu już nikogo nie ma.
Karol powiedział.
- Na razie możesz spać spokojnie, zapewniam cię, że na razie nikogo tu nie ma.
- Wiesz to?
- Wiem.
- A skąd?
- Nie pytaj – odparł.
- To oficjalne spotkanie.
- Ale nie przesłuchanie – uśmiechnął się szeroko.
Olga skapitulowała.
 
Nina
Stała przed lustrem w łazience i przyglądała się swojej twarzy. Kiedy fryzjerki zrobiły jej nową fryzurę z krótkimi włosami, najpierw myślała, że to będzie jakiś koszmar, ale dzisiaj patrzyła na siebie z zadowoleniem. Włosy przykrywały tygrysa, chociaż między blond puklami prześwitywał jeszcze granatowy tusz. Przyjrzała się swojej twarzy. Wiedziała, że nie należy do piękności, ale miała gładką cerę, nie za małe oczy, nie za duże usta, w sumie była całkiem miła dla oka.
- Tylko charakter mam paskudny – burknęła i wydęła usta. Skrzywiła się.
- Nie chcę już wyglądać, jakbym jadła cytrynę.
Uśmiechnęła się, ale zaraz mina jej zrzedła.
- Nie będę się uśmiechać, nie chcę żeby jakiś samiec do mnie podchodził.
Pamiętała bowiem, że to jej uśmiech sprowadził do niej tamtego chłopaka. Tego, o którym chciała zapomnieć, a czego nie udało jej się zrobić.
- Nie jestem jeszcze gotowa na konfrontację z przeszłością, na razie ledwo sobie radzę z teraźniejszością. Niech ja najpierw to ogarnę.
Spojrzała na zegarek i podskoczyła, jak oparzona. Pan Paweł nie będzie przecież na nią czekał. Wyskoczyła z mieszkania i popędziła na terapię.
 
Robert
Nigdy jeszcze nie leciał zimą do Koloni Karnej. Ta pora roku była niebezpieczna do podróży, ale z drugiej strony nie mogli trzymać skazańców w zwykłych celach. Cała piątka usłyszała wyrok dożywocia. Jedyne ustępstwa, jakie im zrobiono, to że dadzą ich w miejsce o najmniejszym zagrożeniu życia i że ich nie rozdzielą. Ale czy dadzą radę tam przeżyć, zależało już tylko od nich.
Olga pytała się go czy nie byli zbyt surowi, ale on powiedział jej, że rozumiałby gdyby zrobili to przestępcy, którzy chcą wszcząć bunt, złamać zasady, ale to zrobili wolni ludzie, którzy tu żyli i pracowali.
O ósmej rano w helikopterze ułożono pięć uśpionych osób, a oprócz pilota i Roberta poleciało z nimi dwóch strażników.
Wzbili się w powietrze. Kapitan cieszył się, że tego dnia świeciło słońce a na niebie nie było żadnej chmurki. Na samą myśl o locie w śnieżycę cierpła mu skóra. Patrzył przez szybę i podziwiał widoki. Im bliżej byli morza tym temperatura szła w górę. Nie o wiele stopni, ale – 35, a – 20, to była już spora różnica.
Był ciekawy, czy morze zamarzło i jak się okazało było skute grubą warstwą lodu. Ale też nie wszędzie. Widział wielkie dziury wybite przez jakiegoś silnego morskiego drapieżnika, który w jakimś celu chciał się wydostać na powierzchnię. Rozmiary przerębla przypominały mu kratery wulkanów i nawet nie chciał sobie wyobrażać, jak wielkie to musiało być zwierze. To, co go zaniepokoiło najbardziej, to ślady poruszania się po powierzchni. I ledwo o tym pomyślał zobaczył w oddali wielkie cielsko, jakiegoś zwierza pełzającego po powierzchni. Pilot wzbił się trochę wyżej, nie chciał się dowiedzieć, czy istota ma dobry wyskok i czy nie chapnęłaby ich jednym kłapnięciem szczęk. Zmienił też lekko kurs żeby nie znaleźć się bezpośrednio nad nim, ale przelecieć obok. Ale i to Robertowi wystarczyło, żeby napatrzeć się na gigantycznego gada podobnego do filmowej Godzili, tylko mniejszych rozmiarów i co miał nadzieję, nie ziejącego radioaktywnymi oparami. Wielki pysk odwrócił się w ich stronę i przez chwilę zwierze patrzyło na nich, ale to była jedyna reakcja, spokojnie mogli polecieć dalej.
- Mam nadzieję, że nie pójdzie za nami aż na wyspę – powiedział Robert.
- Mam nadzieję, że nie jest aż tak mądry – zaśmiał się pilot.
Do końca podróży nie wydarzyło się już nic niezwykłego.
Im byli bliżej wyspy tym temperatura powietrza wzrastała, żeby stanąć na -4, kiedy lądowali w bazie.
Pracownicy Kolonii Karnej przejęli więźniów, ale Robert, strażnicy i pilot, jak zawsze zostali zaproszeni na posiłek i rozlokowani w kwaterach, w których mieli spędzić kilka dni. Widomo, że kursy do Koloni Karnej nie obejmowały tylko przewożenia więźniów, załatwiano również inne sprawy.
 
Olga
Natknęła się na Lulu kiedy ta wychodziła z jednej z sesji terapeutycznych. Skinęła jej przyjaźnie głową i już chciała pójść dalej, ale dziewczyna ją zaczepiła.
- Mogę z panią porozmawiać? – zapytała cichutko.
Olga przystanęła i powiedziała.
- Oczywiście, ale niezbyt długo, bo za kilka minut zaczynam pracę z więźniami.
- Ja mam tylko jedno pytanie – bąknęła dziewczyna.
- Proszę pytaj.
- Czy nie wie pani gdzie się podziewa pan kapitan straży? Nie widziałam go od kilku tygodni i nie wiem czy się na mnie nie obraził – spuściła głowę.
- A dlaczego miałby się na ciebie obrazić? Za co?
Lulu wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Po prostu powiedział, że wpadnie do mnie do sklepu i obejrzy nowy towar, ale to było dawno, myślę że ze dwa tygodnie temu.
Olga uśmiechnęła się ciepło do dziewczyny i odparła.
- Kapitan na pewno się na ciebie nie obraził. Jak pamiętasz mieliśmy tę akcję z wilkami, a pan Robert zajmował się śledztwem. Teraz poleciał do Kolonii Karnej i wróci w przyszłym tygodniu. Także nie martw się, na pewno niedługo zajrzy do sklepu.
Lulu uśmiechnęła się niepewnie, ale chyba ta odpowiedź jej wystarczyła. Olga dodała jeszcze.
- Jak wróci, to powiem mu, że o niego pytałaś.
Twarz dziewczyny zajaśniała, jak słońce i kobieta wiedziała, że ma przed sobą zakochaną po uszy osobę. Kiedy Lulu odeszła, dyrektorka mruknęła do siebie.
- Obyś tego nie zepsuł Robercie, obyś tego nie zepsuł.
I pomyślała sobie, czy oni pasowali do siebie. Wyszło jej, że kompletnie nie, ale z drugiej strony, może w ich przypadku wyjdzie im to na dobre. Lulu nabierze pewności siebie i zyska poczucie bezpieczeństwa, a Robert złagodnieje i będzie miał dla kogo wstawać rano.
 
Ania i Agata
Dziewczyny umówiły się w ramach listy przywilejów Ani na kolację w hotelu, w którym mieszkała Agata. Sala restauracyjna, mimo, że nadal obowiązywał zakaz wpuszczania turystów z ziemi nie była pusta. Przy kilku stolikach siedzieli wolni mieszkańcy Karnego Miasta, jedzący specjały tutejszej kuchni. Dziewczyny bez problemu znalazły stolik z dala od ludzi i po złożeniu zamówienia zaczęły rozmawiać.
- Dałaś czadu z tym koncertem – zachwycała się Agata – ty i dzieciaki byliście świetni.
Ania miała wiele ale, co do występu. Nie zawsze zgrywały się głosy z muzyką, raz młody skrzypek zagrał wstęp do innego utworu, a mała wokalistka z nerwów zapomniała słów. Postanowiła jednak tego nie komentować. Zauważyła, że Agata się śmieje.
- Co cię tak bawi?
- Zastanawiałam się, czy już wyliczyłaś sobie w głowie wszystkie potknięcia.
- Prawie wszystkie, bo twój śmiech przerwał mi ten jakże ważny proces.
- Przestań tak robić. Wszyscy się świetnie bawili, bisowaliście trzy razy. Nie czepiaj się tylko ciesz sukcesem.
- Muszę się czepiać, żeby potem wyeliminować pomyłki, żeby dzieciaki się rozwijały…
- Oczywiście, oczywiście – przerwała jej Agata – ale nie mówi im tego, bo ich zdołujesz.
Anka cmoknęła zniecierpliwiona.
- Oczywiście, że im tego od razu nie powiem. Wplotę to w zajęcia i poprawię niedoskonałości.
- A jak znowu się pomylą? Jak zapomną słów na koncercie? To co zrobisz?
Agata teraz się nie śmiała, była bardzo poważna.
- Czy ty w ogóle dopuszczasz do siebie, że nie ma idealnych występów, nie ma bezbłędnego działania? A co najciekawsze, nikt nie robi z tego problemu…
- Tylko ja – dokończyła Ania, po czym odpowiedziała na pytanie Agaty – dopuszczam błędy, pozwalam im je robić, ale z drugiej strony staram się ich uczyć, żeby w przyszłości już ich nie robili.
- A jak zrobią, to co?
Anka wzruszyła ramionami.
- To nic? – zaśmiała się – wiem do czego pijesz. Ale ja się zmieniłam. To, że chce dla nich, jak najlepiej nie spowoduję, że będę ich traktować, jak sama byłam traktowana w korporacji. I tak, jestem perfekcjonistką, chcę żeby dzieciaki śpiewały i grały jak najlepiej, ale nie karzę ich za pomyłki. Ja staram się ich wspierać, bo wiem, co mi się stało, kiedy tego wsparcia nie miałam. Wylądowałam w Karnym Mieście, co o dziwo stało się dla mnie wybawieniem.
- Pamiętam cię na początku naszej znajomości. Kuliłaś ramiona i przepraszałaś za to, że żyjesz. Teraz jesteś pewniejsza siebie i umiesz pracować z dziećmi i młodzieżą.
- Chce ich wspierać.
- I to robisz.
- Wiem – posmutniała – szkoda, że ja nie miałam wsparcia. Szkoda, że moja rodzina… - urwała.
- Nie musisz nic mówić. A oni jeszcze zrozumieją, że popełnili błąd.
- Nie sądzę – powiedziała Ania i szybko dodała – zmieńmy temat. Miałyśmy się dobrze bawić i nie smęcić. Powiedz mi lepiej, jak tam z Bartkiem.
Agata uśmiechnęła się od ucha do ucha i zaczęła opowiadać.
 
Bartek
Terapeuta zauważył, że Bartek jest wyjątkowo milczący i mocno rozproszony. Po kilku rutynowych pytaniach i próbie rozwinięcia dzisiejszego tematu mężczyzna zrezygnował i zapytał.
- Jeśli nie masz głowy do dzisiejszej sesji, to powiedz. Spotkamy się później albo jutro.
Bartek ocknął się z zamyślenia i westchnął.
- Nie, nie, wszystko w porządku tylko się zamyśliłem.
- Jeśli chcesz, to możesz ze mną o tym porozmawiać.
- Wiem – duży mężczyzna zamilkł.
Terapeuta go nie pospieszał, czekał aż wszystko sobie poukłada w głowie, wiedział, że dopiero wtedy się odezwie.
- Jestem na siebie wściekły – burknął Bartek – bo gdybym był uczciwym człowiekiem, to bym mógł każdego dnia spotykać się z Agatą, gdzie byśmy chcieli i jak długo byśmy chcieli. Ale z drugiej strony, gdyby mnie tu nie było, to bym jej nie poznał.
- Z tego, co wiem całkiem nieźle zarabiasz, kto wie, może za rok będzie cię stać na kupno działki i postawienie małego domku.
- Za rok to może już jej tu nie być – burknął Bartek.
Terapeuta wiedział, że za kilka miesięcy Agacie kończy się czas pobytu na Więziennej Planecie, ale wiedział również, że:
- Nikt Agaty nie będzie stąd wyganiał. Jest cennym nabytkiem Karnego Miasta i pani Olga bardzo ją lubi.
Bartek westchnął.
- Problem w tym, że nie wiem, czy ona lubi mnie na tyle, żeby tu zostać. Przecież ona ma rodzinę i przyjaciół na Ziemi.
- Tak, jak  ty.
- Ale ja mam wyrok, a ona ma wybór.
- A nie możesz jej po prostu o to zapytać?
Bartek spochmurniał jeszcze bardziej.
- Nie jestem gotowy na to, żeby usłyszeć, że wraca do domu.
- Agata musi tu zostać do początków lata, ma jeszcze niemalże pół roku, dlaczego teraz się o to zacząłeś martwić?
- Ponieważ – Bartek był facetem, nie chciał mówić o uczuciach z innym facetem, ale wiedział też, że ten konkretny trener jest w stanie mu pomóc uporać się z nadmiarem emocji – ponieważ widziałem ją na scenie w sali gimnastycznej, jak stała z mikrofonem i uśmiechała się do mnie i patrzyła mi w oczy i pomyślałem sobie wtedy, że nie chcę żeby znikła z mojego życia. I jak sobie pomyślałem, że ona może nie chcieć tu zostać, to prawie mi serce pękło. A dodatkowo mamy tak mało dla siebie czasu, nie wiem, czy to jest wystarczające, żeby poznać się i dogadać na przyszłe życie.
- Z doświadczenia wiem, że różnie bywa. Ja z moją żoną chodziłem trzy tygodnie, kiedy podjęliśmy decyzje o ślubie, a ten wzięliśmy miesiąc później.
- I ile lat jesteście małżeństwem? – zapytał Bartek.
- 14 lat. Także, jak jesteście dla siebie stworzeni, to nic wam nie stanie na przeszkodzie. A tobie radzę na razie się tym nie zamartwiać tylko korzystać z czasu, jaki macie i delikatnie… chociaż w twoim wypadku raczej się nie uda… wypytać ją o plany na przyszłość.
Dawnie Bartek wpadłby we wściekłość za taki komentarz, ale wiedział, że terapeuta zna go na wylot i że wie co mówi. Bartek się roześmiał.
- Będzie mnie musiał pan tego nauczyć.
Terapeuta odetchnął cicho. Udało mu się po raz kolejny okiełznać bestię.
 
Tomek
- Czy ja mogę prosić o całkowite zniesienie zakazu zbliżania się do kobiet? – zapytał swojego trenera.
- Przecież możesz rozmawiać z kobietami i przebywać w ich towarzystwie.
- Tak. Ale mam zakaz podrywania, a nie chcę ponownie łamać zakazu.
- A złamałeś?
Tomek przytaknął.
- Niby kiedy?
- Jak siedzieliśmy zamknięci w szkole. Byłem sam na sam z Anią i wyznałem jej miłość.
Terapeuta powiedział do niego poważnie.
- Czy jesteś pewien swoich uczuć? Czy to na pewno prawda?
- Tak. Miałem kilka dni na przeanalizowanie siebie i jestem pewien, że to jest szczere uczucie.
- No to masz moje błogosławieństwo – uśmiechnął się terapeuta, po czym dodał poważnie – ale pamiętaj, że jeśli to schrzanisz, to drugiej szansy tutaj nie dostaniesz. Odizolujemy cię.
Kiedyś Tomek by się obruszył, dzisiaj wiedział, że to na nim spoczywa odpowiedzialność za siebie i Anię.
- Zadbam o to, żeby wszystko było dobrze. Zależy mi na niej.
 
Olga
Usiadła przed ekranem monitora w Bazie Przerzutowej i spojrzała na kobietę czekającą na rozmowę z nią. Była to matka Ani. Bardzo chciała skontaktować się z dziewczyną, Olga nie wyraziła zgody. Powiedziała, że tylko ona może z nią porozmawiać. Matka wyraziła zgodę i teraz obie panie patrzyły na siebie w milczeniu. Olga przyjrzała się kobiecie i stwierdziła,  że Ania jest do niej podobna z tą różnicą, że Ania miała spokojną i pogodną twarz, a jej matka zaciskała usta w ciup i miała pioruny w oczach.
- Możemy zacząć rozmowę – powiedziała Olga – czy chce pani o coś spytać?
- Nie macie prawa odcinać mnie od córki! – wykrzyknęła kobieta – nie macie prawa zabraniać mi jej spotykać! Wiem to, przeczytałam wszystkie paragrafy i mam prawo do widzenia się z nią!
Dyrektor więzienia wysłuchała krzyków i spokojnie odparła.
- Ja pani niczego nie zabraniam. To Ania nie chce pani ani widzieć, ani słyszeć.
Kobieta aż podskoczyła na krześle i znowu zaczęła krzyczeć.
- Proszę mi tu nie kłamać! Na pewno przez te kilka miesięcy złość jej przeszła i na pewno chciałaby porozmawiać, przeprosić i wrócić do domu.
Olga była zadziwiona tym, jak bardzo matka nie zna swojej córki. Pokręciła głową i wyjęła z teczki zapisaną kartkę papieru.
- Poznaje pani to pismo?
Kobieta spojrzała i powiedziała krótko.
- To pismo Ani.
- Chce pani wiedzieć, co napisała?
- Proszę czytać, chociaż nie uwierzę w ani jedno słowo. Na pewno została przez was zmuszona…
- Mam czytać – przerwała jej Olga. Kobieta skinęła komuś głową. Przed ekranem usiadł ojciec Ani. Minę miał zachmurzoną i widać było, że nie chciał tu być. Olga zaczęła czytać.
„Oświadczam, że nie wyrażam zgody na rozmowę z moją rodziną i nie chcę wiedzieć nawet o tym, że się kontaktowali z Karnym Miastem. Bardzo proszę również o to, żeby pod żadnym pozorem nie wpuszczać ich do Karnego Miasta. Proszę również o to, żeby nie przekazywać im żadnych informacji na temat mojego życia na Więziennej Planecie. Dla mnie oni nie istnieją, a ja zaczynam od nowa.”
Kobieta była blada, a mężczyzna jeszcze bardziej się zachmurzył. I to on się pierwszy odezwał.
- No i dobrze. Mówiłem ci już, że się jej wyrzekłem i zdania nie zmienię – wstał i zniknął z ekranu.
Kobieta siedziała wpatrzona w ekran i w końcu zapytała normalnym tonem.
- Czy ona to sama napisała?
- Tak.
- Dawno?
- Tuż po tym, jak ją państwo tu odwiedzili.
- To było kilka miesięcy temu? Może zmieniła zdanie?
- Nie. Zanim do pani przyszłam zapytałam się jej, czy nie chce mi towarzyszyć. Pokręciła głową i poszła do swoich spraw.
- A nie może jej pani zmusić? W końcu jest pani dyrektorką więzienia! – kobieta znowu uniosła głos.
- Mogę. Ale nie chcę – odparła Olga.
- Dlaczego pani nie chce?!
- Dlatego, że nie jest pani na to gotowa.
- Ja?! A co ja mam tutaj do rzeczy?! To nie ja siedzę w więzieniu?! To nie ja przyniosłam wstyd rodzinie?! To nie ja jestem alkoholiczką i histeryczką?!
- Jak będzie pani gotowa, to pani o tym powiem. Tymczasem proszę przemyśleć swoje postępowanie wobec córki i następnym razem, jak zechce pani ze mną rozmawiać, to podać mi wnioski, jakie pani wyciągnęła. Wtedy może zmienię zdanie i nakłonię Anię do spotkania z panią.
- Jak pani śmie?! To nie ja mam problemy! To ona jest przestępcą. Nie jest pani moim psychoterapeutą, żeby mi mówić, co mam robić!
- I nie muszę pani dłużej słuchać. Do widzenia – powiedziała Olga  i wyłączyła komunikator.
- Nie wiem, czy dla tej kobiety istnieje jakaś szansa na zmianę – powiedziała do sierżant siedzącej za konsolą obsługującą komunikatory.
- Może kiedy przestanie krzyczeć?
- Obyś miała rację – uśmiechnęła się do kobiety i wyszła.



Jeśli uda mi się coś w Jastarni pisać, to coś dodam, ale jeśli nie, to następny odcinek koniec sierpnia.
 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka