Byłam sobie nad jeziorem Kośno
W weekend pojechałam z tatą nad jezioro Kośno, świętować imieniny dobrego znajomego. Byłam tam najmłodsza (jeszcze J ), przeważały osoby siedemdziesiąt plus, ale były też osoby po pięćdziesiątce. I wszyscy świetnie się bawiliśmy. A dlaczego? Ponieważ w planie dnia było pływanie smoczą łodzią, piknik w lesie, kąpanie w jeziorze, a i to jeszcze nie wszystko. Smoczą łódź macie poniżej. Każdy uczestnik dostał wiosło i w rytm bębna, a raczej częściej poza nim płynęliśmy przez jezioro. Ono jest przepiękne. Ma jasnozieloną barwę i czystą wodę. Nie przeźroczystą, ale też nie brunatną breję. Przez godzinę wiosłowaliśmy do miejsca pikniku i ja oczywiście w strachu przed kleszczami wszelkiej maści wolałam spędzić czas w wodzie niż na lądzie. Co nie znaczy, że nie piknikowałam. Znalazłam nawet czas na opalanie w samotności na rybackim, ruchomym pomoście. A raczej na odpoczynek od wszystkiego. W tle słyszałam tylko szum drzew, jakieś głosy ludzkie w oddali i nieprzerwany śpiew ptaków. Był...