Poezja najwyższego kalibru.
Chyba tak, jak w zeszłym roku oszalałam na wiosnę, ponieważ znowu sięgnęłam po literaturę piękną i to z własnej, nieprzymuszonej woli.
Tym
razem wzięłam się za Juliusza Słowackiego i Jana Kochanowskiego.
Nie
żebym czytała ich od deski do deski, ale na kilka utworów rzuciłam okiem.
I
tak.
Szaleństwo
numer jeden, to przeczytanie ich życiorysów, zamieszczonych we wstępach. A
przecież, ja nie lubię i często omijam wstępy.
Czego
się tam ciekawego dowiedziałam?
Hmmm.
Kurcze ten Słowacki, to jakiś taki mocno zapatrzony w siebie koleś.
Przynajmniej takie odniosłam wrażenie czytając o nim na początku książki.
Chyba
jednak wolę Mickiewicza.
A
co do Kochanowskiego. We wstępie oprócz barwnego życia poety i rozkładania na
części pierwsze jego dzieł, zwróciłam uwagę na sposób pisania autora przedmowy.
Tom z dziełami poety został wydany w 1980 roku, więc oprócz rzetelnego rozbioru
wierszy znalazły się takie zdania, jak:
-
(Kochanowski) urodził się (…)jako syn prawnika powiatowego(…) sprytnego,
chciwego groszoroba
-
…i zwalczając feudalny pogląd na świat, był ruchem postępowym…
-…mas
szlacheckich jego epoki
Piękny
PRL- z tego wychodzi.
Dla
tych, którzy nie wiedzą o co chodzi.
W
PRL-u mamy pochwałę pracy fizycznej i jej wyższości na umysłową, to raz. Dwa w
PRL-u krytykowano starą historię Polski i wszędzie doszukiwano się
niesprawiedliwości, ucisku i stawiano szlachtę w złym świetle.
Groszorób
– jest to pogardliwe wyrażenie człowieka, tu szlachcica, który dla pieniędzy
zrobi wszystko.
-
Ruch postępowy – to jedno z głównych haseł komunizmu – oni wciąż robili ruch
postępowy, ale jakoś im nie wychodziło. Tutaj humanizm został nazwany ruchem
postępowym.
Masy
szlacheckie, są jak masy pracujące miast i wsi. Nie ma jednostki tylko masy.
Masy ludowe, masy postępowe itp.
Kiedy
już przebrnęłam przez mowy wstępne przeszłam do twórczości obu poetów.
Obie
próby jak na razie niezbyt udane.
Słowacki,
w ogóle do mnie nie przemówił. Po pierwszych pięciu wersach wiersza traciłam
zainteresowanie i trudno mi było dotrzeć do końca.
No
nie przemówił do mnie.
Chociaż
mam zamiar przeczytać „Balladynę”, może ona mnie oświeci.
A
co do Kochanowskiego – Czy ktoś w ogóle rozumie o czym on pisał?
Staropolszczyzna
jest trudna.
Zainteresowałam
się również fraszkami, ale chyba jest jakaś niedouczona, bo w ogóle ich nie
rozumiem. To znaczy rozumiem treść, ale jakoś bardzo mnie nie ubawiły.
Zatrzymałam
się na „Pieśni świętojańskiej o sobótce” i to nawet mi się spodobało, ale nie
jestem Wam w stanie powiedzieć, o czym to jest. Za bardzo się skupiam na
zrozumieniu słów.
Pisane jakiś czas
później…
Porzuciłam
Kochanowskiego i wróciłam do Słowackiego.
Przeczytałam
„Balladynę.”
Co
to za horror!
Jak
mogli nam dać to do czytania w szkole podstawowej, co z naszymi biednymi
układami nerwowymi.
Balladyna
patrosząca nożem na lewo i prawo, wisielcy i oślepłe staruszki. No i Goplana,
która jest według mnie winna całej hecy. A najbardziej szkoda mi Kirkora, który
był najmniej doinformowany o tym, co się dzieje.
Z
drugiej strony, jeśli ktoś chciałbym wytłumaczyć dzieciom na czym polega zło
albo jak zło pociąga nowe zło, to Balladyna jest lekturą bardzo pouczającą i
pedagogizującą.
Ale
na razie ja dziękuję i postanowiłam skończyć ze Słowackim.
A,
jeszcze jedno? Czy mnie się wydaje, czy on miał kompleks Adama Mickiewicza –
nawet tak, jak on Wallenroda napisał i cosik z Dziadów mu skapnęło???
Tymczasem
wyjęłam Moliera i Lwa Tołstoja, ale na razie leżą na mojej niuuu szafce nocnej
i dojrzewają.
Komentarze
Prześlij komentarz