Marzenia – z Dużego, małego poradnika życia
Kolejna odsłona dobrych rad pewnego ojca, które komentuję.
„Nie pozwól, żeby twoje
marzenia zarosły chwastami.”
Bardzo
mi się podoba ta rada i podpisuję się pod nią obiema rękami, a nawet rękoma.
Jestem
wielką zwolenniczką marzeń, zarówno tych do spełnienia, jak i tych, które się
nie spełnią, ale w końcu, kto komu zabroni mieć nadzieję. He He.
Często
mówię moim uczniom, żeby mieli ich jak najwięcej, ponieważ wtedy życie jest
ciekawsze, a poza tym dążenie do wyznaczonego celu uczy wytrwałości. Tego ostatniego
chyba im nie mówię.:)
-
Chcesz być piłkarzem – bądź.
-
Chcesz być prawnikiem – a dlaczego nie?
-
Marzy ci się jacht? – zacznij od kajaka.
Nieważne,
co to ma być, ważne, żeby czegoś pragnąć. Ale nigdy kosztem drugiego człowieka
i nigdy po trupach. W takim wypadku, to jest łechtanie swojego ego lub chore
ambicje. I nie, to nie jest fajne.
Ale
wróćmy do marzeń.
Kiedyś
przeczytałam w bardzo „mądrej” gazecie dla nastolatek „Dziewczyna” o chłopaku,
który miał mnóstwo pasji. W pierwszej chwili strasznie mu pozazdrościłam, ale
to dlatego, że gość był z Niemiec (gazeta była przedrukiem rodem z RFN) i miał
raczej drogie hobby. A szczytem moich marzeń w latach dziewięćdziesiątych było
iść na próbę chóru i pograć w kosza z przystojnymi kolegami. Także najpierw
pozazdrościłam, a potem pomyślałam sobie, ja też tak chcę. Nie znaczy to, że
chciałam grać w tenisa, latać na paralotni i dostać Nobla (wymyśliłam to, ten
chłopak miał inne hobby), raczej chodziło mi o to, że ja też chciałam mieć dużo
pasji. I z tego narodziły się marzenia i dążenie do ich spełnienia. Czy
wszystkie zrealizowałam? Oczywiście, że nie. Wiele życzeń zostało zweryfikowanych
przez życie. Dojrzałam i inaczej spojrzałam na to, czego chcę. Ale również
wiele z nich spełniłam i jestem z tego bardzo zadowolona.
Może
najpierw o tym, czego mi się nie udało zrobić.
Chciałam
biegać, jak moja śp. ciocia Ela, która była mistrzynią Europy i była nawet na
Olimpiadzie w Moskwie. Ale nie starczyło mi samozaparcia i wytrwałości. Chociaż
biegać bardzo lubiłam. (teraz moim marzeniem jest nie urazić kolan, kiedy
chodzę i unikanie schodów. Widzicie, jak to się w życiu człowiekowi zmienia?)
Chciałam
być piosenkarką, to po części spełniłam, ale wiecie zespołowo, na solistkę, to
ja się nie nadaję.
A
co się udało?
Chciałam
być historykiem i nim jestem, chciałam uczyć w liceum, robię to, chciałam pisać
i piszę. Raz lepiej, raz gorzej, ale coś tam bazgrolę.
Ale
są też inne plany, jeszcze czekające na spełnienie. Rejs statkiem. Nie wiem,
kiedy na to uzbieram, bo jak na razie mam same wypadki typu – kup pan pralkę,
ale ufam, że oda mi się coś tam uciułać i popłynąć na kilka dni po Bałtyku lub
po Morzu Śródziemnym. Póki co, muszą mi wystarczyć mi kajaki na Wkrze.
Mam
też mało realne marzenia typu, przejażdżka Lamborghini lub Bugatti veyron albo
wyprawa w kosmos na orbitę Ziemi, ale kto mi zabroni o tym myśleć.
Nie
pozwolę, żeby moje marzenia zarosły chwastami typu– nie da się, na pewno się nie uda, po co
ci to, weź się nie wygłupiaj, zejdź na ziemię, jesteś za stara na takie głupoty
itp.
Bo
to są te chwasty, które często słyszy się z ust ludzi, stojących na naszej
drodze. Osobiście, wkurza mnie to, bo nie ma nic gorszego od uczenia kogoś
bierności i marazmu. Wiem, że jestem huraoptymistką i pewnie według niektórych,
spełniłam swoje marzenia, bo: a) urodziłam się taka i taka, b) miałam farta d) życie mi nie dokopało i
się mądrzę.
Na
pierwsze nie miałam wpływu, na drugie, pewnie tak, a na trzecie, dokopało i
dlatego się mądrzę. I niestety tak myślą ludzie, których kiedyś, ktoś
sprowadził do bierności i marazmu. I którzy sami są dla siebie ograniczeniem.
Na pewno mi się nie uda, po co się męczyć, sąsiad ma lepszą pracę, nie mam
bogatego wujka, po którym dostanę spadek, a inni, to mają lepiej.
Nie
pozwólcie marzeniom zarosnąć chwastami.
To
nie musi być wielka rzecz, może ktoś chce szydełkować albo pojechać pociągiem
do Koluszek (ja na przykład jeszcze tam nie byłam).
Oczywiście
nie wszystko możemy mieć natychmiast, do takich Koluszek możemy pojechać
pociągiem IC już od 26 złotych, ale może ktoś chce się wybrać Koleją
Transsyberyjską do Władywostoku, to już wydatek (najtaniej) ok. 700 – 900 złotych
(sam bilet). Ale jest to możliwe, tylko trzeba dać sobie czas.
Bo
to też jest ważne, umieć czekać na spełnienie marzenia. I ta droga do celu też
jest fajną przygodą. Swoją drogą Koleją Transsyberyjską też bym pojechała, ale
nie mam ciśnienia, może się uda a może nie. Się zobaczy, jak to się dzisiaj
mówi.
I
powiem tak na koniec, że przerażają mnie ludzie, którzy mówią, że nie mają
marzeń albo mówią, że innym to się udaje a im nie. Źle się trochę wyraziłam. Ci
ludzie mnie nie przerażają, raczej smucą, że we wszystkim widzą negatywy i
poddają się zanim jeszcze stanęli na starcie.
Powtórzę
jeszcze raz – Nie pozwólmy naszym marzeniom zarastać chwastami.
W
końcu na urodziny czy święta często dostajemy życzenia typu – spełnienia marzeń.:)
Zatem do dzieła, życzę Wam fajnych pomysłów i ich realizacji w bliższej lub
dalszej przyszłości. Ale marzyć zacznijcie już dziś.:)
Ps.
Mam jeszcze takie jedno marzenie, zupełnie odjazdowe. Mam je w głowie odkąd
obejrzałam „Wodny świat”, chciałabym mieć oprócz płuc, skrzela, mogłabym wtedy
spędzać więcej czasu pod wodą.
Ps.
2. I na koniec odjazdowa piosenka o braku marzeń z filmu Aqualans Disneya.
Miłego oglądaniaJ
Komentarze
Prześlij komentarz