Pochwała codzienności
W razie wątpliwości skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą,
gdyż źle zrozumiany humor może powodować zgagę, zaparcia i zgryzotę.
Co za czasy, żeby do tekstu dodawać takie głupie
wyjaśnienia.
Ale do rzeczy…
Tak sobie myślę, że ja rzeczywiście jestem fanką zwykłej
codzienności. A dokładniej mówiąc jestem fanką dnia dzisiejszego. Codziennego
teraz. Łatwo jest pisać o tym, co było. Okrasić przeszłość ozdobnikami i
podkoloryzować zdarzenia. Łatwo pisać o
planach na przyszłość, zwłaszcza o tych przyjemnych. Trudniej dostrzec
niezwykłość rutyny, piękno tych samych
widoków i ludzi, którzy każdego dnia towarzyszą nam w drodze do pracy czy w
osiedlowym sklepie. To właśnie staram
się dostrzec. Nie chcę wstawać lewą nogą i psioczyć przez cały dzień na świat.
Chcę od rana do nocy cieszyć się cudem, jakim jest zwykłe życie. Bo to jest
według mnie największa przygoda. Każdy dzień niesie ze sobą niespodzianki.
Czasami pozytywne, a czasami takie, że włosy stają dęba. Staram się jednak
nawet w tych trudnych wydarzeniach dostrzec jakiś promyk nadziei. Na pewno
pomaga mi w tym poczucie humoru, ale czy zawsze? Hmmm. No nie. Bo są dni kiedy
wyję i układam wokół siebie stos zasmarkanych chusteczek. Albo idę spać, bo
rzeczywistość mnie przytłacza. Czy jednak przez to dzień traci na wartości?
Nie. Daje nowe doświadczenie lub pomaga pogodzić się z faktami. Cieszę się, że
jednak w moim życiu od wielu lat
częściej świeci słońce niż pada deszcz. Chociaż deszcz jest dla mnie fajny i
bardzo go lubię, ale no cóż, posłużyłam się znaną metaforą, która dobrze
określa naszą codzienność.
I co mi się tak podoba w tej monotonni? No właśnie to, że
wcale w rutynie nie ma rutyny. Wydawałoby się, że od poniedziałku do piątku
robię to samo. Wstaję rano, ogarniam się, jadę do pracy, wracam z pracy, coś
jem i zalegam na kanapie. No niby tak, ale...
Mam kilka opcji drogi do pracy. Nie muszę wciąż wsiadać do
tych samych pojazdów. Mogę jechać autobusem, tramwajem i metrem, a gdybym była
zagorzałym rowerzystą, to i tak bym dotarła do szkoły. W każdym środku lokomocji
jest inaczej. W metrze ludzie mało rozmawiają i bardzo często w godzinach
szczytu kiszą się, jak sardynki, w tramwajach jest głośniej, zwłaszcza kiedy
wsiada młodzież. Dodatkowo można podsłuchać ciekawe rozmowy o owocach i polityce,
o kierowcy i innych "baranach" na drodze. Można słuchać rozmów
telefonicznych i dowiedzieć się, kto ma kamienie w nerkach i czy na obiad
będzie pomidorowa. No i oczywiście moje ulubione dyskusje pod tytułem- Panie, co za czasy, nikt nic nie robi.
Czyż to nie jest fascynujące? Dla mnie jest.
………………………………………………………………………………………….
Odcięłam tamte zapiski
kropkami, bo tym sposobem chciałam zmienić temat, a nie miałam pomysłu na to,
jak zrobić słowem pisanym.
Co mnie zachwyca w
codzienności. Wszystko. Kiedy wstaję rano, zachwycam się pogodą albo boleję nad
nadmiarem słońca, ale czyż światło poranka nie jest piękne? Jest. I dąb, który
rośnie pod moim oknem też jest piękny. Rośnie razem ze mną i na samą myśl, że
trzeba będzie go wyciąć robi mi się słabo. Ale na razie jest i cieszy moje
oczy. O poranku powietrze jest rześkie, cień daje przyjemny chłodek, a mokra
trawa łaskocze stopy obute w sandałki. I tak idąc na przystanek muszę uważać na
ślimaki, które robią sobie poranną przebieżkę. Kiedy wracam, lubię spojrzeć w
niebo na chmury, które są dla mnie najpiękniejszym dziełem Pana Boga, są tak
wszechogarniające, że aż mi zapierają dech. Lubię też w mojej codzienności
położyć się na huśtawce ogrodowej i gapić się w obłoki oraz na drzewa na
podwórku. To mnie uspokaja i wycisza. Takie rzeczy mnie cieszą i powodują, że
dzień nie jest szary i bez wyrazu, a jest właśnie niezwykły, bo przystrojony
małymi cudami. Ostatnio złapałam się na myśli, że kocham każdą minutę mojego
życia, że świat, który mnie otacza jest cudowny. I nawet jeśli w czwartek
miałam mega trudny dzień w szkole, to i tak cieszę się z tego doświadczenia, bo
wróciłam do domu tak zmęczona, że byłam w stanie tylko zalec na kanapce i
znieruchomieć oglądając bezmyślnie film. I to też było mi potrzebne i choć na
chwilę przełamało cukierkowość mojego życia.
Codzienność jest piękna
i każdy dzień niesie ze sobą niespodzianki, tylko od nas zależy, czy chcemy to
dostrzec, czy też wolimy marudzić i mówić, że nic się w naszym życiu nie
dzieje. A przecież dzieeeeeeeejeeeee się!!!! I to nieustannie.
Tak mało ludzi zwraca uwagę na cud codzienności, a to ona jest budulcem życia. Fajnie jest wspomnieć sobie egzotyczny wyjazd, albo szaloną imprezę, ale tak naprawdę brakuje ukochanego kubka, w którym piło się od zawsze herbatę. Brakuje babci, która jak nikt potrafiła roić gołąbki. Brakuje przyjaciół, z którymi można gadać o wszystkim. To są te elementy codzienności, które traktujemy jak oczywistość, ale ich brak jest o wiele bardziej dotkliwy niż czegokolwiek innego.
OdpowiedzUsuńDziękuję za piękny komentarz, tego właśnie mi jeszcze brakowało w moim poście, rodziny i przyjaciół. Czemu ich ominęłam???:)))
UsuńPewnie czekają na osobny odcinek:)