Więzienna planeta - odc.58

 

Karol i Bartek
Pracowali razem przy odśnieżaniu, które było syzyfową pracą, ponieważ sypał gęsty śnieg, który w krótkiej chwili niweczył ich wysiłki.
- Chciałbym żeby już przyszła wiosna – powiedział Karol.
- Ja lubię zimę, ale tę na Ziemi –odparł Bartek – tydzień śniegu, tydzień chlapy i tak w kółko. Nie trzeba odśnieżać, bo odwilż rozpuści. Ale tutaj? – zrobił szeroki gest ręką – tutaj mam jej dość.
- Ciekawe, jak to będzie topnieć – zastanawiał się Karol – chyba będziemy tonąć w wodzie. Może zaproponuję szefowi wydrążenie kilku łódek.
- Chyba już by je mieli.
- Mamy kanały odwadniające – odezwał się strażnik, który nadzorował ich pracę – ale gdybyś wymyślił coś na odśnieżanie, to by było miło.
- Właśnie nad tym pracuję – powiedział Karol – niestety, o ile budowa samej konstrukcji jest prosta, to silnik nie chce zaskoczyć.
- A pedały? Nie można na pedały? – zapytał Bartek.
- Ja chcę stworzyć coś, dzięki czemu nie będziemy się męczyć – odparł mężczyzna.
- No to rób to szybko, bo mi już zaczyna brakować sił i cierpliwości do tego śniegu.
- Muszę was zmartwić – wtrącił się strażnik – tak będzie do końca marca. Co prawda w połowie miesiąca zaczną się pojawiać plusowe temperatury, ale i na początku kwietnia potrafi nam jeszcze sypnąć śniegiem po pachy.
- Postaram się odpalić to ustrojstwo – obiecał Karol.
 
Ania i Agata
Agata, jak tylko dowiedziała się, że Ania leży w przychodni na obserwacji od razu się do niej wybrała. Pani Kasia wpuściła ją bez przeszkód, ale zaznaczyła, żeby nie siedziała zbyt długo.
Kobieta weszła do pokoju, w którym leżała przyjaciółka. Włosy pielęgniarki umyły jej z krwi, ale do świeżości było im daleko. Zwisały smętnie po bokach głowy. Ania siedziała na łóżku, sztywno, nie dotykając głową oparcia. Na ręku miała gips.
- Witaj – powiedziała Agata i wręczyła poszkodowanej prezent – czekoladki na osłodę. Przywiozłam sobie zapas z Ziemi, najlepsze. Firmy Lemos.
Ani zaświeciły się oczy.
- Uwielbiam je – otworzyła pudełko i włożyła do ust pierwszą kostkę – błogo mi.
Agata roześmiała się serdecznie i powiedziała.
- Cieszę się, że jesteś w dobrym nastroju.
Przyjaciółce zrzedła mina.
- Jestem w fatalnym nastroju. To miała być idealna randka, a wyszło tak, jak wyszło.
- Każdy mógł się poślizgnąć – próbowała ją pocieszyć Agata.
- Nie ja.
- A dlaczego?
- Bo ja jestem perfekcjonistką – burknęła – doskonale o tym wiesz.
- A może najwyższy czas przestać nią być?
Przez chwilę panowała cisza, po czym Ania jęknęła.
- Wiem. Powinnam odpuścić, ale nie mogę. Od dziecka mnie tresowali, nie zmienię się z dnia na dzień.
- Ale co raz lepiej ci idzie – zapewniła ją przyjaciółka.
- Tak myślisz?
- Ja nie myślę, ja to widzę. Odkąd się poznałyśmy przestałaś nerwowo sprzątać, przynajmniej w naszym mini studio – obie kobiety się zaśmiały – umiesz przełknąć to, że dzieciaki niekiedy fałszują i zapominają tekstów. Zaczęłaś więcej mówić o sobie, no i prowadzisz radio, a sama wiesz, że nie mamy gotowych tekstów, wszystko wymyślamy na poczekaniu. Stałaś się spontaniczna – zakończyła z uśmiechem.
- Dziękuję ci za te miłe słowa – Ania się lekko wzruszyła. Zaraz syknęła i dodała – nie mogę się emocjonować, bo mnie głowa jeszcze boli.
- A Tomek był u ciebie?
- Był przed pracą, pozwolono mu wpaść na pięć minut. Ja umarłam ze wstydu, a on mi powiedział, że w życiu nie widział piękniejszej pacjentki.
- Czaruś z niego – śmiała się Agata.
- Wiem – uśmiechnęła się lekko Ania – a to było miłe.
- Pewnie, że było. Przyjmuj wszystkie komplementy i nie zastanawiaj się, czy mają sens i odzwierciedlenie w rzeczywistości.
- Uczę się.
Agata spojrzała na zegarek.
- Muszę lecieć. Dzisiaj będę prowadzić radio bez ciebie, ale nie martw się, nic o tobie nie powiem.
- Możesz mówić, bo i tak już na pewno wszyscy wiedzą.
- Masz rację, za mało tu ludzi, żeby coś ukryć. Trzymaj się.
- Ty też się trzymaj.
 
Robert i Lulu
Kapitan zabrał  koleżankę do sklepu z pamiątkami i ta od wejścia zachwyciła się wszystkim, co tam zobaczyła.
- Czy to wszystko, to dzieło jednego człowieka? – dopytywała.
- Metalowe rzeczy są robione przez nasze złote rączki, ale te zwierzątka, rzeźby, korale czy brosze, to zrobił Bartek.
- Chciałabym go poznać.
- Myślę, że to będzie możliwe – zgodził się Robert – ale nie dzisiaj. O tej godzinie on już nie pracuje.
- Niesamowity talent – wzięła do ręki małą rzeźbę – kot, jak żywy.
- Spójrz na owady. Czy nie chciałabyś mieć takiego naszyjnika z żuków? – zaśmiał się, a koleżanka mu zawtórowała.
- Są piękne. Ręce, które to zrobiły, muszą być mega delikatne.
- No i tu się zdziwisz.
- A nie są?
- Facet ma ze dwa metry wzrostu i jest rozrośnięty w każdą stronę.
- Niemożliwe.
- Sama zobaczysz.
Tymczasem Lulu wyszła z zaplecza i widząc roześmianego Roberta  w towarzystwie kobiety zamarła. Kapitan ją zauważył i powiedział.
- Witaj Lulu, pani Olga mówiła, że się o mnie pytałaś. Nic mi nie jest i cieszę się, że cię widzę.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała, tylko mocno zacisnęła usta. W jej oczach pojawiły się łzy.
- Co się stało? – zapytał zdziwiony jej reakcją.
Ta potrząsnęła głową i nic nie powiedziała.
- Lulu – podszedł do lady – co się stało?
- Jak pan może mnie tak traktować! – wykrzyknęła.
Koleżanka Roberta oderwała się od oglądania upominków i spojrzała zdziwiona na dziewczynę.
- Dlaczego ona na ciebie krzyczy?
- Nie wiem – Robert wzruszył ramionami.
- Nie odwiedza mnie pan, unika. I niech pan nie zaprzecza, ja dobrze wiem, że mnie pan unika. Pani Olga może sobie mówić, co chce o braku czasu. Ale pięć minut na spotkanie, to nie dużo. I w końcu, kiedy pan się pojawia, jest z  kobietą, którą wczoraj całował. Jak pan mógł mi to zrobić? – Lulu się popłakała i uciekła na zaplecze.
Robert stał, jak skamieniały i nie wiedział, co ma zrobić? Patrzył to na koleżankę, to na drzwi od zaplecza.
- Niezłe masz tu atrakcje – powiedziała koleżanka i dodała – mam ci pomóc, czy sam jej wytłumaczysz, że nic między nami nie ma?
Mężczyzna wzruszył ramionami i warknął.
- Na kij mi takie emocje – po czym wyszedł ze sklepu i stanął na mrozie głęboko oddychając. Wiedział, że zanim pójdzie do Lulu musi być spokojny, opanowany i rzeczowy. Pójdzie i jej wszystko wytłumaczy, łącznie z tym, żeby sobie znalazła inny obiekt westchnień. On się nie nadawał na takie wybuchy? Zawsze myślał, że jak już spotka kobietę, z którą będzie chciał być, to ta będzie jego rówieśnicą o podobnym temperamencie do niego. On nie potrzebował siksy, która nie umie sobie poradzić z emocjami.
Zatrząsł się na zimnie, więc wrócił do sklepu. Powiedział koleżance, że na razie chyba nic nie wybierze i że póki co, to ze spotkania nici, bo on musi załatwić sprawę z Lulu.
- Nie martw się – powiedziała koleżanka – jutro też jest dzień, możemy się spotkać o tej samej porze.
- Dam ci znać – obiecał.
Koleżanka wyszła ze sklepu i poszła w stronę hotelu.
Tymczasem Robert wziął się w garść i wszedł na zaplecze. Tam zastał  zalaną łzami Lulu, która patrzyła na niego chmurnym wzrokiem. Pewnie chciała wyglądać na obrażoną, oburzoną i złą, ale co chwilę pociągała nosem, więc jej nie wyszło. To go lekko rozśmieszyło, ale starał się tego po sobie nie pokazywać.
- To moja koleżanka, znamy się od lat. Zaczynaliśmy razem służbę. I nie całowałem jej – tłumaczył.
- Widziałam, jak pan ją wczoraj całował! – wykrzyknęła.
- Pocałowałem ją w policzek na pożegnanie.
- No właśnie!
Robert stracił cierpliwość.
- Nie będę tak przed tobą stał i się tłumaczył. Nie masz powodu, żeby mi nie wierzyć, to raz, a dwa nie masz prawa robić mi scen zazdrości, bo nie jestem twoim chłopakiem. Nie wiem, co ty sobie ubzdurałaś, ale jesteś dla mnie stanowczo za młoda.
Odwrócił się w stronę drzwi i chciał wyjść, ale dziewczyna złapała go za rękę. Spojrzał na nią i zobaczył kupkę nieszczęścia wpatrującego się niego z nadzieją.
Jego serce zaczęło szybciej bić, zrobiło mu się jej szkoda. Jedyne, czego teraz chciał, to wziąć ją w ramiona…
- Cholera! – parsknął i wyrwał dłoń z jej uścisku- nie patrz tak na mnie, bo nic z tego nie będzie. Przykro mi.
I wyszedł z zaplecza.
Stanął pośrodku sklepu i wiedział, że powinien uciekać stąd jak najszybciej. Powinien to uciąć raz na zawsze, ale nie umiał tego zrobić. Bo to była Lulu. Najdelikatniejsza kobieta, jaką znał. Nie zasłużyła na takie traktowanie. Był dla niej za ostry.
- A ja wcale nie uważam, że jestem za młoda – usłyszał za plecami jej cichy głosik - Jestem dorosła, chociaż wiele osób o tym nie pamięta, bo myślą, że mam góra siedemnaście lat. Ale jestem dorosła. Wiem, że jestem naiwna i może zbytnio bujam w obłokach, ale nie jestem głupia. I to prawda, że pan mi się podoba. I wiem, że ja się też panu podobam. Dlatego nie rozumiem, czemu mnie pan odrzuca.
Nie odpowiedział, nawet się do niej nie odwrócił, jedynie założył ręce na piersiach i się zachmurzył.
- Bo ja, po tamtej nocy, kiedy były śnieżne małpy, to przestałam się pana bać. I wtedy uświadomiłam sobie, że chcę być tylko z panem. Bo pan mnie nie skrzywdzi.
- Przestań tak mówić – warknął i się do niej odwrócił – To nie jest tak, że nigdy cię nie zranię. Teraz to robię.
- Nie rozumie pan – popatrzyła na niego poważnie – nie mówię o zranieniach, a o krzywdzie. A przecież pan wie, że byłam krzywdzona. Mam nawet blizny – objęła się za ramiona i wstrząsnął nią szloch – co ja na to poradzę, że się w panu zakochałam.
Robert roztopił się, jak wosk. Podszedł do niej i objął mocno. Chciał, żeby przestała płakać. Nie mógł znieść jej łez.
- Odkochaj się Lulu, ja cię proszę – mówił cicho.
- Ale kiedy ja nie chcę – bąkała mu w pierś.
- Jestem stary i poważny.
- Nie jest pan stary, ani poważny. Jest pan dla mnie taki, jak trzeba.
- Lulu, to nie ma sensu.
- Głupoty pan gada, wszystko ma sens, a na dodatek oboje się sobie podobamy, więc nie wiem czemu pan robi problemy – zaśmiała się – wychodzi na to, że to nie pan mnie, ale to ja muszę pana podrywać. A pan zachowuje się, jak niepewna panienka.
Robert zaśmiał się i powiedział.
- Nieprawda.
- Prawda.
Popatrzył jej w oczy i odparł miękko.
- Niech ci będzie, że to prawda – i ją pocałował.
 
Olga i Paweł
Spotkali się tym razem i niego w mieszkaniu na kolacji i jak zwykle omawiali bieżące wydarzenia w pracy, ale i z prywatnego życia.
Przegląd spraw zaczęła Olga.
- Napisałam do sądu na Ziemi, aby jeszcze raz rozpatrzyli sprawę Niny. Zrobiła postępy i może uda się jej skrócić wyrok.
- Nie uważasz, że to za szybko? Ma dopiero dwie gwiazdki – przypomniał jej Paweł.
- Wiesz, że zanim oni się za to zabiorą, to ona zdobędzie kolejne.
- Pewnie masz rację. Chociaż ona coś przebąkiwała, że chyba chciałabym prosić o przeniesienie do więzienia na ziemi. Wtedy miałaby kontakt z rodziną.
- Myślisz, że to dobry pomysł?
- Myślę, że niech zdobędzie te gwiazdki, jest w procesie zmian. Nie możesz zagwarantować tym na Ziemi, że jej się nie odmieni.
- A jak ci idzie z nią praca?
- Całkiem dobrze. Pomału odpuszcza, ale nadal nie znam przyczyn jej zacięcia na mężczyzn.
- Próbowałeś się czegoś dowiedzieć od tej prezeski z STP?
- Anabel Kwik? – zaśmiał się Paweł – ona nic nie wie, poza tym nie za bardzo chciała ze mną gadać, bo jestem facetem.
- Zachowanie podobne do Niny?
- Łagodniejsza, ale mniej więcej podobnie.
- Współczuję tym kobietom – westchnęła Olga – cały czas walczyć, trzymać się na wysokich obrotach. Ja mam wrażenie, że one nawet w swoim domu nie wychodzą z roli.
- Tego nie wiemy – wzruszył ramionami Paweł – ale przejdźmy dalej.
- Ania ma złamaną rękę i śliwę wielkości melona na głowie, ale już ją wypuścili z przychodni. Tomek skacze koło niej, jak kwoka i boję się, że złamie jakiś zakaz.
- To go ogranicz – poradził Paweł.
- Na razie nie mam za co. Będę obserwować.
- Ania nie wydaje się skora do łamania zasad.
- Pewnie tak, ale Tomek oszalał z miłości i świata nie widzi.
- No tak. Wykopał tunel w kształcie serca i wszyscy chodzili w kółko – roześmiał się Paweł.
- Za to nie mogę go ukarać.
- To było śmieszne. Czasami brakuje nam tu śmiechu.
- Wiesz, że jesteśmy w więzieniu.
- Wiem – westchnął Paweł – ale ja nie jestem skazanym. Czasami męczy mnie to, że my też musimy ściśle przestrzegać reguł. Nie uważasz, że powinniśmy mieć drugie miasto i w nim żyć, jak wolni ludzie?
Olga spojrzała na niego uważnie i powiedziała z troską.
- Powinieneś iść na urlop. Jesteś zmęczony.
- Pewnie tak, ale jestem też zmęczony tym, że wciąż mamy do czynienia z naszymi podopiecznymi. Nie zrozum mnie źle, twoje metody i pomysł na resocjalizacje jest świetny, ale dlaczego ja mam brać w nim udział?
- Przecież nie bierzesz. Możesz chodzić gdzie chcesz, robić, co chcesz.
- Ale nie mogę stać na placu pod więzieniem pijany i śpiewać serenady.
Olga parsknęła śmiechem.
- Możesz, tylko…
- No właśnie, to by podkopało mój autorytet.
- Jesteś zmęczony.
- Tak. Jestem zmęczony.
- Powinieneś iść na miesiąc urlopu.
- Tak powinienem zrobić.
- To czemu tego nie robisz?
Paweł nie odpowiedział. Wszystkich powysyłał na wakacje, a o sobie zapomniał.
- Osobiście wysyłam cię na wakacje – powiedziała poważnie Olga – miesiąc z dala od Karnego Miasta. I ani mi się waż z nami kontaktować.
- Ale Olga prowadzę trzy dziewczyny w tym Ninę, nie mogę ich zostawić.
- Możesz. Ja też tak robię, a dziewczynom chwilowa zmiana też dobrze zrobi.
Jutro masz wsiąść w helikopter i albo Nowe Miasto albo Błękitna Laguna. Z tego, co wiem jutro kilka osób s Kolonii Karnej tam leci. Zabierz się z nimi.

- Masz rację. Tak zrobię.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka