Witaj szkoło – znowu - wspominkowo
Czy wiecie, że w tym roku zaczynam 20 rok pracy w szkole? Czy wiecie, że dla mnie początek mojej przygody z edukacją był wczoraj? Czy wiecie, że nie straciłam werwy i zapału i, że nadal lubię, to co robię?
Czy
wiecie, że dotknęło mnie wypalenie zawodowe, ale z niego wyszłam?
Czy
wiecie, że ostatnie pytanie dodałam, żebyście nie myśleli, że było tylko
cukierkowo?
No
dobrze, kończę te durne pytania i przechodzę do rzeczy.
Zaczynam
dwudziesty rok pracy, a ja pamiętam swoje początki, jakby to naprawdę było
wczoraj. Bo ja się nie zestarzałam.:) Taki żarcik.
Ale,
skoro ma być wspominkowo, to zacznę od początku.
Był
rok 2002 drugi, kiedy przestąpiłam próg LO na Złotej i zaczęłam tam uczyć. Z
tym, że to nie było tylko LO, ale Zespół Szkół i dostało mi się wychowawstwo w
technikum. Jak wyglądały początki, świeżego nauczyciela od historii i wosu?
Cudownie, przez trzy lata uczyłam się pilnie, jak przetrwać, ponieważ na
studiach dostałam teorię, która w zderzeniu z rzeczywistością blednie, a raczej
znika. Co z tego, że znałam aktywizujące metody nauczania, że rozpracowałam na
psychologii etapy rozwoju człowieka i jego mózgu, co z tego, że dostałam metody
i narzędzia, kiedy nikt mnie nie przygotował na nieokiełznaną wyobraźnię
nastolatka, który to, co wymyśli od razu wprowadza w czyn. I do dzisiaj uważam,
że na studiach powinien być przedmiot, a raczej praktyka niecodziennych
zdarzeń. Na przykład: Co zrobić, jeśli młody człowiek przychodzi do ciebie i
mówi, że świat mu się zawalił, jest zielony na twarzy i ma obłęd w oczach?
Albo, co zrobić, jeśli grupa nastolatków upiera się, że pomaluje pokój
pielęgniarce i zaczyna wynosić jej sprzęty z gabinetu? Jak postępować z
uczniem, który celowo urywa się z wycieczki i idzie zwiedzać na własną rękę, a
ty masz trzy zawały i jeden udar?
Tych
pytań mogłabym postawić ze dwieście, bo jeszcze takie dotyczące współpracy z
rodzicami i kadrą, ale nie o tym chcę tu dzisiaj pisać.
Jeśli
napisałam wyżej, że początki były cudowne, to znaczy, że były. Miałam
dwadzieścia parę lat, mnóstwo pomysłów i naprawdę chciałam uczyć. Dzisiaj,
kiedy spotykam moich najstarszych absolwentów (o zgrozo, mają po 35-36 lat!),
czasami dziękują mi, że przekazałam im dużo wiedzy. A ja sobie myślę, kurczę,
gdybyście teraz mi się trafili, to teraz bym Wam wtłoczyła w głowę trzy razy
więcej. Bo taka prawda. Nauczyciel musi się nauczyć swojego przedmiotu i cały
czas się dokształcać, zwłaszcza, że ta dzisiejsza młodzież, ta dwadzieścia lat
później, ma ogromne możliwości zdobywania wiedzy na własną rękę. Muszę być na
czasie i muszę też mieć sporą wiedzę, żeby w razie czego prostować głupoty,
których się naoglądają. Oczywiście nie wiem wszystkiego, bo nikt nie jest aż
tak genialny, ale wiem, gdzie szukać właściwych informacji. Poza tym uczniowie
potrafią mi podpowiedzieć fajne tytuły i dać linki do ciekawych programów
edukacyjnych. I powiem Wam, że korzystam z nich na lekcji.
Ale
wracając do tematu.
Po
trzech latach byłam już w miarę otrzaskana z pracą i młodzieżą i zaczął się
naprawdę fajny czas, kiedy rozwijałam się razem z nimi i tak powstał szkolny
wolontariat, chór, przeglądy talentów i różne konkursy. Jeździłam na wycieczki,
brałam udział w projektach. Oczywiście oprócz prowadzenia lekcji. Co do samych
zajęć, to wszystko zależało i zależy od klasy. Czy wiecie, że nauczyciel też
się może nudzić? Jak mam zdechłą klasę, to jest mi strasznie ciężko coś z
siebie wykrzesać. Wolę gaduły i rozrabiaki, bo wtedy coś się dzieje.
Czy
wiecie, że co roku powtarzam niemalże to samo, ale nie jest to problem?
Nie,
ponieważ w każdej klasie jest inaczej i trzeba dostosować metodę do charakteru
grupy. Bo każda klasa ma swój charakter, jedni są artystyczni, to robią mi
filmy i teatry, inni bardziej ściśli, więc muszę bardziej trzymać się tematu,
bez niepotrzebnej nadbudowy. Inni są niezainteresowani, więc szukam konsensusu,
miej więcej takiego; my pani nie drażnimy, a pani daje nam fory.
Znowu
odbiegłam od tematu.
Po
wielu latach frajdy, przyszło zmęczenie. Miałam nawet taki moment, że zwątpiłam
w swoje umiejętności pedagogiczne i zastanawiałam się, czy nie powinnam zmienić
zawodu. Bo powiedziałam sobie kiedyś, że jak przestanie mi się podobać w
szkole, to odejdę. Bo nie chciałabym męczyć młodzieży swoim niezadowoleniem. I
napiszę teraz coś wywrotowego. Przyszła pandemia, a ja dzięki zdalnemu
nauczaniu odpoczęłam i wypalenie zawodowe znikło. Znowu jestem pełna sił,
zapału i werwy do uczenia. I to nie zdarzyło się teraz, a półtora roku temu.
Zatęskniłam za uczniami na żywo i cieszę się, że wróciliśmy do szkoły. Z tym,
że moje wypalenie nie dotyczyło uczniów, było spowodowane czynnikami
pobocznymi, bo młodzież, jak już wielokrotnie pisałam nigdy mi się nie nudzi.
Ale nie będę tutaj rozwijać tego tematu, bo chcę wskazywać pozytywne aspekty
dwudziestoletniej pracy, a nie te ciemne strony, o których może kiedyś napiszę.
Albo i nie, bo o tym możecie sobie poczytać na pierwszej lepszej stronie
informacyjnej w Internecie. Ja wolę patrzeć na świat pozytywnie.
A
ten tekst powstał również dlatego, żeby trochę zrównoważyć te negatywy, którymi
Internet huczy. Bo, kiedy przez ostatni tydzień czytałam artykuły o szkole i
nauczycielach, to nic tylko usiąść i płakać. Otóż nie moi drodzy czytelnicy, to
nie jest tak, że wszystko jest źle i niedobrze. Ja zaczynam dwudziesty rok
pracy i cieszę się, ponieważ nic tak nie odmładza, jak kilka godzin dziennie z
młodzieńczą energią i entuzjazmem. Dlatego, napisałam we wstępie, że czuję się,
jakbym zaczynała pracę wczoraj.
I
na koniec kawał nauczycielski:
„Idzie młody nauczyciel i
dźwiga naręcze papierów, książek i wykresów.
Mija starszego stażem
nauczyciela, który ma pod pachą tylko dziennik i pyta:
– Pan to pewnie ma to wszystko w głowie?
– Znacznie niżej synu, znacznie niżej –
odpowiada sędziwy nauczyciel.”
Oczywiście, ja nie mam wszystkiego poniżej
pleców, ale prawdą jest, że starszy nauczyciel więcej ma już głowie niż na
papierze. Czas notatek na lekcje, to już zamierzchła przeszłość. Teraz
wystarczy, że sobie przeczytam coś i odświeżę i jest dobrze. Mogłabym napisać
jeszcze w tym temacie milion stron, ale zakończę niecodziennym dzisiaj zdaniem.
Lubię być nauczycielem, lubię młodzież i mam
nadzieję, że uda mi się zrealizować wszystko, co sobie zaplanowałam.
Życzę sobie i Wam dobrego roku szkolnego.
Uczta się!
https://zprzymruzeniemoczu.blogspot.com/2022/09/z-duzego-maego-poradnika-zycia-wakacje.html
gratuluję dwudziestu lat w szkole
OdpowiedzUsuńczytelniczka85
Dziękuję:)
OdpowiedzUsuńWięc życzę Ci, żeby nigdy nie zniknął Twój zapał :) To piękny zawód, ale trzeba mieć do niego powołanie. Chociaż to chyba dotyczy każdej ścieżki zawodowej. Uważam, że powinno się Was znacznie lepiej wynagradzać, dawać prawdziwe wsparcie przy wypaleniu i dać możliwość rozwinięcia skrzydeł zarówno nauczycielom, jak i uczniom. To piękne kiedy chce się chcieć ;)
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję za miłe słowa:) Zgadzam się z tym, że w każdym zawodzie ważne jest powołanie, pasja i chęci.
OdpowiedzUsuń