Jak mnie muzułmanin zewangelizował
Tak, tak, dobrze czytacie. Nigdy nie spodziewałam się, że słuchając o islamie zastanowię się nad swoją wiarą, a dokładniej mówiąc nad sobą i przeżywaniem Wielkiego Postu. Mój znajomy muzułmanin, to młody człowiek, który jest wierzący i tak zwanie praktykujący, a jego gorliwość zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Przede wszystkim zrobił mi wykład o islamie, ale nie tylko z historii, jego fundamentach czy Koranie, ale również podzielił się ze mną swoim przeżywaniem wiary. Jak pewnie wiecie, muzułmanie mają obowiązek pięciu modlitw na dobę, w tym jednej w nocy. Zapytałam się go, czy on rzeczywiście wstaje i się modli. Powiedział, że tak, że budzi się przed świtem i jak może, to jedzie do meczetu, żeby to robić w zgromadzeniu. I tak codziennie. A ja sobie wtedy pomyślałam o mnie, i o tym, jak ja nie znoszę wstawania o świcie i jakim wyczynem są dla mnie Roraty. A to przecież tylko mały wycinek roku, gdzie wspinam się na wyżyny swoich porannych możliwości. Tymczasem dla tego chłopaka, to norma. I myślałam też o tym w kontekście Wielkiego Postu i czasu czuwania i oczekiwania na Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. No nie idzie mi to. W ten post śpię i śpię i śpię. Kolejną rzeczą, która mnie poruszyła, to informacja o tym, że zaczął się Ramadan i że jest słaby, bo wiadomo nic nie je i nie pije w ciągu dnia. Powiedział mi, że najtrudniejsze są pierwsze trzy dni, a potem już jest dobrze. No właśnie, a ja prawie w ogóle nie poszczę. I nie chodzi tylko o odjęcie sobie jedzenia, bo w chrześcijaństwie można pościć na sto różnych sposób, od pozostawania na chlebie i wodzie przez 40 dni, po rezygnacje z Internetu, telewizji czy używek. Każde wyrzeczenie jest postem i jeśli jest przeżywane z Panem Bogiem, jest dobre. Ale co do mnie, to mam wrażenie, że jakoś w tym roku lecę na pół gwizdka. Albo wybrałam nie ten zestaw, co trzeba. Nie wiem czemu, ale nie jestem w stanie wykrzesać z siebie więcej niż w poprzednich latach. Może czasami pomyślę sobie, kurcze, chciałabym móc już robić to i to, ale z drugiej strony brak tego czegoś, też mi za bardzo nie doskwiera. Cieszę się, że w ogóle udaje mi się coś zrealizować. I pomyśleć, że na samym początku Wielkiego Postu ogromne wrażenia zrobiły na mnie słowa proroka Izajasza (Iż 58, 1-9) i że miałam ogromną chęć się z nimi zmierzyć. Ale jakoś nie wyszło. I tak słuchając młodego muzułmanina i widząc jego gorliwość i wiarę, pomyślałam, że ja takiej nie mam. Dlatego napisałam w tytule, że mnie zewangelizował, bo w końcu popchnął moje myśli w kierunku Wielkiego Postu i oczekiwania na Zmartwychwstanie. I znowu mam wrażenie, że ja to jestem taką uczennicą Pana Boga, co to wciąż chodzi na wagary i próbuję sklecać coś po swojemu. I że sam Pan Bóg przychodzi do mnie od strony, której bym się nie spodziewała, przez młodego muzułmanina i puka do mego serca mówiąc – Obudź się. I jestem za to wdzięczna Panu Bogu, bo od tych kilku dni zaczęłam się bardziej pochylać nad czasem, który jest przecież dla mnie najważniejszym w roku.
Zastanawiałam
się nawet, czy powinnam to pisać, ale chyba tak. Może komuś, kto czuje
podobnie, pomoże to znowu wskoczyć w czas Wielkiego Postu i Zmartwychwstania. I
może to dobrze, że nie napisałam o tym, jakim to jestem super chrześcijańskim
wyczynowcem, bo prawda jest taka, że nie jestem. Ale wiem też, że wiara, to
zmaganie, a nie sielanka. I dobrze, że się na to zdecydowałam, ponieważ
wczoraj, jakbym dostała potwierdzenie moich przemyśleń. Otóż, słuchałam radia i
akurat była audycja o Nazarecie i wczorajszym święcie Zwiastowania Najświętszej Maryi Pannie. I kobieta, która o
tym opowiadała zwróciła uwagę na to, jak ważne jest to miejsce zarówno dla chrześcijan,
jak i muzułmanów, którzy uważają Miriam, jako wybraną przez Boga i o ramadanie,
który właśnie się zaczął. I osobiście uważam, że to jest piękne, że dwa ważne
posty spotkały się ze sobą w czasie. Może nie w całości, ale jednak przez
kilkanaście dni będziemy sobie towarzyszyć w zmaganiach.
Czuję
się zaproszona by zacząć od nowa.
I
tak poza tematem. Przytoczę jeszcze jedną rzecz z islamu, której nie znałam, a
która rozkłada na łopatki. Kogo muzułmanin ma kochać najbardziej? Najbardziej
ma kochać Boga, potem Mahometa, a potem matkę, potem matkę, potem matkę.
I
zostawię to bez komentarza.
Komentarze
Prześlij komentarz