Więzienna Planeta - odc. 72
Ania i Tomek
Stali przytuleni i szczęśliwi, że w końcu mogą się dotknąć. Tomek zaskoczył Anię, kiedy ta szła do szkoły. Podbiegł do niej i od razu wziął ją w ramiona i obsypał pocałunkami.- Dlaczego to robisz? – pytała – Przecież nie możesz?- Mogę. Właśnie dostałem pozwolenie od pani Olgi.
- Naprawdę? – cieszyła się Ania, która bardzo pragnęła przytulać się do Tomka.
- Tak. Ale mam uważać, żeby nie przekroczyć granic.
Ania roześmiała się perliście.
- To wspaniale – i objęła go mocno.
Stali tam przez całe dane im regulaminowe 15 minut. Potem z wielkim żalem rozeszli się do swoich obowiązków.
Nina
Weszła do przychodni po Mata, żeby razem z nim iść na obiad z rodzicami.
Ten kiedy ją zobaczył, uśmiechnął się szeroko i powiedział:
- Pięknie wyglądasz – a Nina spiekła raka. Ale rzeczywiście starała się wystroić na to spotkanie. Zrobiła nawet delikatny makijaż i ubrała spódnicę. Nie miała własnej, ale koleżanka z kamienicy ulitowała się nad nią i pożyczyła jej swoją.
- Dziękuję – bąknęła – gotowy?
- Jasne – powiedział i wziął kule.
W drodze do restauracji Nina zdawała mu relację z czasu spędzonego z rodzicami, on czasami zadawał pytania, szczerze zainteresowany tym, co miała do powiedzenia.
Rodzice już na nich czekali przy stoliku i oboje się podnieśli z krzeseł na ich przybycie.
- Mamo, tato, to jest Mat. Mat, poznaj moich rodziców.
- Miło mi – powiedział mężczyzna – jestem Mat, chłopak Niny.
Nina zamarła. Tego się nie spodziewała. Przecież nie byli parą. Owszem lubili się, przekomarzali, ale przecież nawet o tym nie porozmawiali. Dziewczyna zamarła i zbladła. Rodzice to zauważyli i chcieli coś powiedzieć, ale chłopak ich uprzedził.
- Proszę się nie martwić, Nina jest strasznym dzikusem i musi minąć chwila zanim do niej dotrze, to co powiedziałem – śmiał się.
- Już do mnie dotarło – burknęła dziewczyna.
- Będziesz wojować? – uniósł brew.
Bardzo chciała wojować, bardzo chciała nawrzeszczeć na niego, za to że zrobił sobie z niej dziewczynę, że nawet nie zapytał jej, czy ona się zgadza. Sam zadecydował. Poczuła się, jak w klatce. Chciała się wyrwać i uciec, ale odkryła, że chłopak mocno trzyma ją za rękę. Lekko szarpnęła na próbę, ale nie udało jej się wyrwać dłoni. Dlatego zrezygnowała i powiedziała cicho.
- Nie chcę wojować.
Mama podeszła do dziewczyny i powiedziała pogodnie.
- Masz bardzo miłego chłopaka, cieszę się, że go poznaliśmy.
Chciała powiedzieć, że on nie jest jej chłopakiem, ale ostatecznie skapitulowała i uśmiechnęła się do mamy.
- Masz rację, jest bardzo miły.
To uspokoiło atmosferę i wszyscy usiedli do stołu. Było to bardzo miłe spotkanie. Ale Nina zapamiętała sobie, że musi z nim później poważnie porozmawiać.
Olga i Karol
Stali przytuleni do siebie na prawie pustym placu i rozmawiali.
- Popatrz – wskazał Karol ręką – tutaj będzie wejście do naszego domu, po prawej będzie kuchnia z jadalnią, a pod drugiej pokój wypoczynkowy. A na zewnątrz pod oknami zasadzisz kwiatki lub jakieś inne – zaśmiał się – badziewie.
Olga parsknęła śmiechem.
- Ładnie nazywasz cuda natury. Przecież kwiaty są piękne. I drzewa…
- A właśnie – przerwał jej i pociągnął za sobą. Szli tak, jakby już okrążali dom, a nie jego wyobrażenie. Mężczyzna stanął i wskazał ziemię.
- Tutaj posadzimy drzewo. Te, które nazywacie drego. Jest mocne, mimo, że owocowe. Ma piękne rozłożyste konary, więc kiedy urośnie będzie można zawiesić na jednym z nich huśtawkę, na której będą się huśtać nasze dzieci.
Olgę zatkało ze wzruszenia. Karol roztaczał przed nią piękną wizję przyszłości.
- Naprawdę chcesz mieć dzieci?
Mężczyzna uśmiechnął się do niej lekko.
- Ale tylko z tobą.
Olga pocałowała go mocno w usta.
- Ja też chcę się huśtać na tej huśtawce.
- Oczywiście kochanie, będzie to nasza rodzinna huśtawka.
Kobieta spojrzała na zegarek i jęknęła.
- Musimy się rozstać. Ja pędzę do pracy, a ty masz dzisiaj dyżur na murze. Jeśli zaraz nie ruszysz, to się spóźnisz na odprawę.
-Najpierw cię odprowadzę.
- Ale po co?
- Bo chcę być z tobą, jak najdłużej?
- Nie wierzę ci – przymrużyła oczy – raczej chcesz mieć pewność, że nic mi się po drodze nie stanie.
- I chcę być z tobą, jak najdłużej.
Ruszyli chodnikiem do centrum Karnego Miasta.
- Spóźnisz się i będę musiała odebrać ci przywileje.
- Zaraz, jak tylko zamkną się za tobą drzwi więzienia pobiegnę ile sił w nogach i zdążę.
Nie spierała się z nim, chociaż jego obsesja na punkcie jej bezpieczeństwa zaczynała ją lekko irytować.
Ania i Agata
- Witaj Karne Miasto – zaczęła Agata – czy wiecie, że od tygodnia mamy już w dzień temperatury na plusie. I to całkiem sporo, bo dzisiaj zobaczyłyśmy na termometrze plus 15 stopni. Kochani, jak nic rozpoczęła się wiosna.
- A skoro o wiośnie mowa. To mamy dwie bardzo ważne informacje – dodała Ania – będziemy mieć w mieście w kwietniu dwa śluby.
- To już za dwa tygodnie.
- Izabela Kwiatkowska i Igor Michalski, to nasza pierwsza szczęśliwa para młodych.
- Kamila Kydrych i Piotr Wąsowski, do druga szczęśliwa para młodych.
- Naszym przyszłym nowożeńcom już dzisiaj składamy życzenia wszystkiego dobrego.
- Ale Aniu zapomniałyśmy o najważniejszym.
- O czym?
- Obie pary zapraszają wszystkich na ślub i wesele, które odbędzie się na naszym głównym placu.
- Dla naszych przyszłych małżonków dwie piosenki, w sam raz na przyszłość.
Wyłączyły dźwięk i pogrążyły się w rozmowie.
Bartek
Szedł z wielkim pudłem do sklepu z pamiątkami, gdzie już czekała na niego Lulu. Kilka dni wcześniej poinformowała go, że ma duże braki w zaopatrzeniu, bo pierwsi turyści wykupili prawie wszystkie jego dzieła.
Wszedł do środka i zastał w sklepiku kilku potencjalnych klientów. Uśmiechnął się do nich szeroko i powiedział.
- Za jakieś dwadzieścia minut będą państwo mogli obejrzeć nowy towar. Także radzę pójść na spacer, a potem wrócić. Obiecuję, że się państwo nie zawiodą.
Turyści patrzyli na niego niepewnym wzrokiem. Bartek to zauważył i roześmiał się głośno.
- Proszę się nie denerwować. Ja jestem spokojny i łagodny, jak baranek. A większość tych bibelotów, na które państwo patrzą wyszło spod mojej ręki. Dodał nie bez dumy w głosie.
- Naprawdę – udało się wydukać jednej z klientek.
- To prawda – wtrąciła się do rozmowy Lulu – Bartek nie wygląda na takiego, ale ma bardzo dobre oko do szczegółów i wyjątkową cierpliwość w pracy. Sama mam kilka par kolczyków i korali, które on wykonał.
Turyści pokiwali ze zrozumieniem głowami i nie wyszli. Mimo ponowionej propozycji pójścia na spacer, woleli zostać i patrzeć, jak Lulu wyciąga małe cudeńka z wielkiej paki.
- To jeszcze nie wszystko Lulu – powiedział Bartek – przez zimę zrobiłem całe mnóstwo rzeźb i bibelotów. Przyniosę jeszcze dwa pudła.
Olga, Robert i Paweł
Robert mocno nalegał żeby spotkali się gdzieś na zewnątrz, gdzie nikt nie mógłby ich podsłuchać. Zarówno Olga, jak i Paweł dziwili się stanowczemu tonowi kolegi, ale nie oponowali, kiedy wywiózł ich jeepem za miasto, a potem zmusił ich, żeby odeszli na dobre 50 metrów od samochodu.
- Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę z tego, że w każdej chwili może nas zaatakować jakiś drapieżnik – Paweł nie krył irytacji w głosie.
- Po pierwsze – odpowiedział mu Robert – mam broń – pomachał mu przed nosem strzelbą – po drugie jesteśmy otoczeni przez kilku strażników, w razie czego zareagują. Są poza zasięgiem naszych głosów.
- Skąd ta konspiracja? – Olga chciała już przejść do rzeczy.
Robert pokazał im list. Każdy przeczytał go uważnie po kilka razy.
- Co im da odstrzelenie naszej trójki? Przecież na nasze miejsce znajdą się inni równie dobrzy, jak my? – zastanawiał się Paweł.
- Mnie się wydaje, że przyślą kogoś z Ziemi, kto zmieni tutejsze porządki – powiedziała Olga.
- Bez sensu. Wszystkie 5 Karnych Miast i Kolonia Karna stosują te same zasady, nie można ot tak sobie czegoś zmieniać – irytował się Paweł.
- Przecież to wcale nie musi być szybko – powiedział Robert – a może w każdym z tych miast dzieje się coś takiego, jak u nas? Może warto zapytać?
- Zrobię to podczas zjazdu burmistrzów. To za miesiąc.
- Może to będzie już za późno? – zadała pytanie Olga – może do tego czasu nas już nie będzie.
Cała trójka się wzdrygnęła.
- Nie możemy tak myśleć – powiedział Paweł – zaproponuję im spotkanie w trybie pilnym…
- Poczekaj – przerwał mu Robert – to zawsze zdążysz zrobić. Na razie my musimy zastanowić się nad tym, co my możemy zrobić, żeby nie doszło do nieszczęścia.
- I jak pomóc osobie, która wie, kto chce nas wykończyć – dodała Olga.
- Myślicie, że mamy dużo czasu?
- Mamy sporo czasu – przypomniała Olga – nakręciliśmy się czarnymi wizjami, a w liście dokładnie jest napisane, że to któryś z nowoprzybyłych więźniów. Na razie przez trzy miesiące będzie w domku na odludziu. Proponowałabym przyjrzeć się bliżej naszym nowym podopiecznym.
- Może będziemy mieli szczęście i jakiś tygrysołak lub biała małpa go zeżre – warknął Paweł złośliwie.
- Może – odezwał się Robert – ale na takie szczęście pewnie nie mamy co liczyć.
- Ja muszę powiedzieć o tym Karolowi – powiedziała Olga.
- Nie powinnaś – zaczął Robert, ale Paweł stanął w je obronie.
- Powinna. Facet jest w to zamieszany, a poza tym jest dobry, tropicielem i obserwatorem. Pomoże nam.
- Najchętniej bym zamknęła granice i nigdy już tu nikogo nie wpuściła – powiedziała Olga.
- To nie jest wyjście – powiedział Paweł – poza tym ja nie chcę się odcinać od rodziny.
- Ja też nie. Ale wiesz o co mi chodzi.
- Wiem. Z tym, że to było by niezgodne z prawem. Co innego zamknąć przejście zimą, awaryjnie. Ale tak na stałe, to nie można – mówił Paweł.
Robert odezwał się zmieniając temat.
- Niczego nie będziemy zamykać, ale też o niczym nie będziemy nikogo informować. Tylko nasza czwórka i ta osoba z dołu. Przypominam wam, że ta osoba chce, jak najszybciej tu przybyć.
- A kapitan Olechowski? – zapytała Olga.
- Nikomu – powiedzieli jednocześnie Paweł i Robert.
- Dobrze.
- A Karolowi też o tym powiedz gdzieś, gdzie was nikt nie podsłucha – dodał Paweł. Olga potaknęła głową.
- No dobrze. To jaki mamy plan? – zapytała.
- Po pierwsze – zaczął wyliczać Robert – zwiększyć obserwację więźniów w domkach na odludziu. Po drugie nic nikomu nie mówimy, po trzecie, Paweł nie musisz organizować nadzwyczajnego spotkania, bo mamy czas. Ale na tym spotkaniu musisz dowiedzieć się, jak się w innych Karnych Miastach sprawy mają. Po czwarte, każdy z nas musi nosić broń. Po piąte, nikt z nas nie wchodzi do strefy dla turystów. Koniec, kropka.
- A jak Jacek Olechowski będzie chciał z nami pogadać? – zapytała Olga.
- Wtedy zrobimy wyjątek od reguły – zgodził się Robert.
Zanim wrócili do miasta Robert spalił list i koperty. Lepiej było chuchać na zimne.
Komentarze
Prześlij komentarz