Więzienna Planeta - odc.74
Bartek
Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek tak się denerwował. A przecież przeszedł wiele. Bywał w niebezpiecznych miejscach, gdzie mógł stracić życie. Sam był postrachem dla innych. Tymczasem czekało go tylko poznanie przyszłych teściów, a on czuł się jak smark, który coś zbroił. Na samą myśl o spotkaniu, pociły mu się ręce, serce waliło, jak młotem i był gotowy, żeby błagać Agatę, żeby nie kazała mu poznawać swoich rodziców.
Ona śmiała się z niego i mówiła, że nie ma czego się obawiać, ale on nie był tego taki pewny. Wiedział, że nie jest dobrym kandydatem na męża.
W końcu nie wytrzymał napięcia i podzielił się swoimi obawami z terapeutą. Ten wysłuchał go z uwagą i ani razu nie przerwał jego wywodu. Dopiero kiedy Bartek skończył mówić, zabrał głos.
- Tak, to prawda nie jesteś dobrym kandydatem na męża.
- Co?! – wykrzyknął Bartek – co pan mi tu mówi!
- Powtarzam, co sam mi powiedziałeś.
- Ale miałem nadzieję, że mi pan zaprzeczy i powie, że jestem super.
Terapeuta roześmiał się serdecznie. Kiedyś Bartek by się na to wściekł i zaczął krzyczeć. Dzisiaj po prostu się nabzdyczył.
- Twój życiorys jest mocno pokancerowany i nie zapominaj, że siedzisz w dziwnym, bo dziwnym, ale więzieniu. Dlatego każdy rodzic uznałby cię za nieodpowiedniego kandydata dla swojej córki… - Bartek chciał mu przerwać, ale terapeuta uniósł rękę – ale tak naprawdę, to wszystko zależy od tego, czego oni będą się trzymać. Twojej przeszłości, czy teraźniejszości. Bo jeśli chodzi o Agatę, ona widzi w tobie dobro, widzi twój talent, zmianę zachowania, determinację w dążeniu do celu i dla niej jesteś idealny. Czy tak będą cię widzieć jej rodzice? Nie wiem. Ale jestem pewny, że kogo nie spytają, to każdy powie o tobie coś miłego. I może dzięki temu ze złego kandydata na męża, staniesz się tym właściwym.
- No dobrze, to rozumiem, ale co pan o tym sądzi?
- Aż tak ci zależy na moim zdaniu?
- Tak.
- Ja uważam, że Agata nie jest do końca świadoma tego, kim byłeś, ponieważ poznała cię już po głównych etapach resocjalizacji. Dla niej jesteś normalnym facetem. I dobrze. Ale ja wiem, co w tobie drzemie. I tak się zastanawiam czy trzymasz się na wodzy, bo jesteś tu pilnowany, czy dlatego, że sam się pilnujesz? – Bartek znowu chciał mu przerwać, ale terapeuta znowu nie dopuścił go do głosu – Czy będziesz w stanie zawsze się kontrolować? Czy, gdy wrócisz na Ziemię, spotkasz starych znajomych, wszystko da w łeb i zafundujesz Agacie horror, którego się nie spodziewa? Bo dla niej jesteś najlepszy na świecie, kocha cię i jest pewna, że jesteś jej ideałem.
- Do czego pan zmierza?
- Zastanów się czy, to ty sam się kontrolujesz czy my cię kontrolujemy? Kiedy odpowiesz sobie na to pytanie, będziesz wiedział, czy jesteś dobrym kandydatem na męża dla Agaty, czy nie. A wtedy zdanie jej rodziców będzie miało drugorzędne znaczenie.
Bartek wyszedł ze spotkania skołowany.
Robert
Lulu przestała się na niego dąsać, ponieważ każdego dnia starał się zobaczyć z nią chociaż przez kilka minut. Dlatego wykorzystał jedno z takich spotkań do zadania jej ważnego pytania.
- Powiedz mi Lulu – odezwał się do niej, kiedy szli trzymając się za ręce w stronę sklepiku z pamiątkami – czy jak poszłaś obserwować mnie, panią dyrektor i burmistrza widziałaś jeszcze kogoś na blankach? Kogoś, kto mógł zwrócić twoją uwagę?
- Nie przypominam sobie, żebym kogoś widziała – powiedziała, po czym zaśmiała się nerwowo – za bardzo byłam na ciebie zła, żeby widzieć, co się wokół mnie dzieje.
- Wiem – również się zaśmiał – ale teraz już nie jesteś na mnie wściekła i może mogłabyś spróbować sobie przypomnieć, czy widziałaś tam jeszcze jakieś osoby.
Dziewczyna zamyśliła się i próbowała odtworzyć w głowie trasę i widok z mniejszego muru.
- Niestety. Nie pamiętam, żeby ktoś się tam kręcił – po czym dodała – ale widziałam kogoś po drugiej stronie.
Robert zamarł, ale po chwili odezwał się do niej, mając nadzieję, że nie spłoszy jej myśli.
- Poza miastem?
- Tak. Stał pod murem.
- Opowiedz mi, co pamiętasz.
- Stałam tam i usiłowałam was wypatrzeć i nagle usłyszałam gwizdanie. Dlatego wychyliłam się poza blanki i zobaczyłam człowieka stojącego pod murem i patrzącego w waszą stronę.
- Znasz go?
- Nie. Poza tym patrzyłam z góry, więc nie widziałam twarzy. Na pewno był to mężczyzna i nie był w mundurze.
- Kolor włosów.
- Ciemne, ale nie wiem jak bardzo.
- Długie, krótkie.
- Miał loki.
- A w co był ubrany?
- Jak wszyscy w ciemną kurtkę, reszty nie widziałam.
- I mówisz, że patrzył w naszą stronę.
- Tak. Tego jestem pewna.
Robert odwrócił Lulu twarzą do siebie i mocno przytulił. Dziewczyna zdziwiła się tym publicznym okazaniem uczuć, ale objęła go w pasie i czekała, na jakieś wyjaśnienie.
- Pamiętaj, nikomu o tym nie mów. Nikomu, dobrze?
- Dobrze – zaniepokoiła się poważnym tonem Roberta – ale czy coś wam grozi?
Robert pocałował ją czule w czoło, potem w usta.
- Nie chcę żeby tobie coś groziło.
- Powiesz mi o co chodzi?
- Nie. I nie proś mnie, żebym ci cokolwiek powiedział.
- Nie poproszę.
I kapitan wiedział, że mówiła szczerze. Lulu unikała kłopotów i na pewno nie chciała się w nie sama pchać. Miała zbyt duże doświadczenie w popadaniu w tarapaty. Wolała tego nie powtarzać. Chciała tylko, żeby Robert był z nią i nic więcej jej nie obchodziło.
Olga
Kapitan Jacek Olechowski odpisał na wiadomość i umówiła się z nim na rozmowę w bazie przerzutowej. Zanim to zrobiła, odbyła rozmowę ze swoimi „mężczyznami”, żeby ustalić, co może, a czego nie powinna mówić. Robert zadbał o to, żeby oprócz dwóch strażników dyżurnych nie było tam nikogo. Na trasie do bazy też nie miał prawa pojawić się nikt z turystów. Olga szła pewnym krokiem, ale wewnątrz czuła duży niepokój. Karol też jej nie pocieszył, tylko zrobił awanturę i powiedział, że zerwie się z pracy i osobiście ją odprowadzi. Na szczęście udało jej się mu to wyperswadować. Teraz żałowała, że w ogóle zgodziła się na rozmowę z Jackiem. Może powinna wysłać tam Pawła lub Roberta. Z tym, że to by było podejrzane, ponieważ, to ona zawsze z nim rozmawiała.
Dotarła do bazy i kiedy znalazła się za progiem odetchnęła z ulgą. Poszła do pomieszczenia, gdzie miała się połączyć z kapitanem i zanim to zrobiła poprosiła strażnika dyżurnego, żeby dał jej minutę czy dwie na uspokojenie nerwów. W końcu na ekranie pojawiła się twarz uśmiechniętego Jacka Olechowskiego.
- Co wy tam u siebie macie? Remanent, że nie masz nawet chwili żeby porozmawiać ze starym znajomym?
Olga uśmiechnęła się do niego promiennie i powiedziała wesoło.
- Chyba się odzwyczailiśmy od gości. Normalnie napływali całym rokiem, ale wiesz, przez tę aferę zrobił się zastój.
- Dobrze zrobiliście, ale nie powiem, dla nas też to nie było dobre rozwiązanie. Zastój w handlu, mniejsze zarobki z turystyki i więziennictwa – mówił, ale nie wyczuła w jego głosie goryczy czy złości. Nie mógł się złościć, bo sam popierał ich decyzję.
- No, ale teraz się zaczęło. I zadbaliśmy o nowy wizerunek. Zbudowaliśmy dzielnicę turystyczną.
- Tak? – zdziwił się Jacek.
- Stwierdziliśmy, że goście nie powinni za bardzo kręcić się po mieście, zwłaszcza w okolicach mieszkalnych, dlatego wydzieliliśmy teren i postawiliśmy nowe pawilony handlowe, a także domki letniskowe.
- Czyli turyści nie mogą już pójść do karczmy ani do żadnego sklepu? – dziwił się Jacek.
- Mogą, bo to wszystko im zorganizowaliśmy.
- A rodziny? Jak się spotykają?
- Też w strefie dla turystów.
- I naprawdę nikt nie łamie tej zasady?
- Czasami – powiedziała Olga – ale raczej nie bardzo. Ci, którzy bywają tu regularnie uznają nawet, że ten pomysł z nową dzielnicą jest ciekawy. Z resztą, co ja będę ci to ustnie opisywać. Przyjedź do nas na urlop. Sam wszystko zobaczysz.
- I nie będę mógł wejść do Karnego Miasta?
- Nie, dlaczego? – zdziwiła się Olga.
- No bo strefa dla gości, jest odcięta od reszty.
- Nie wygłupiaj się. Ty jesteś pracownikiem naszego więzienia. Ciebie te ograniczenia nie obowiązują. Tak samo, jak wszystkich naszych pracowników z Ziemi.
- Uff – uśmiechnął się Jacek – bo już myślałem, że postawiliście szlaban dla wszystkich ziemian.
- To przejściowe. Jak tylko skończą się nasze kłopoty, wszystko wróci do normy.
- A co? – zaciekawił się – stało się coś?
- Nie – powiedziała Olga – ale sam wiesz, że i wy i my musimy być ostrożni. Nikt nie wie, czy nasi przeciwnicy wrócą, czy już udało nam się ukrócić ich działanie. A może u ciebie coś się w tej kwestii wydarzyło?
- Czemu pytasz?
Olga zdziwiła się jego pytaniem. Przecież jak zwykle wymieniali informacje.
- No zawsze mi mówisz, czy coś się dzieje, czy jednak mogę spać spokojnie.
- I tak i nie – powiedział poważniejąc – niby nic się nie dzieje, ale zaginęła jedna z pracownic. Nie wróciła po weekendzie do pracy. Trzeci dzień jej szuka policja.
- Myślisz, że to może się wiązać z naszą sprawą?
- Nie wiem, możliwe.
- A kto to? Znam ją?
- Chyba nie, bo ona pracowała w dziale technicznym. Nie wiem, czy kiedyś tam byłaś.
- Nie, raczej nie.
- A propos pobytu. Czy wybierasz się do nas na urlop?
- Nie. W tym roku, zostaję na miejscu. A ty przyjedziesz?
- Może? – uśmiechnął się – może z twoją rodzinką. Bo pewnie wiesz, że kupili bilety na lipiec.
- Tak, wiem – odparła Olka – bardzo się cieszę, że ich zobaczę. No i jeśli ty przyjedziesz, to będę podwójnie uradowana.
- Zatem postaram się być.
- Skoro plotki mamy za sobą, to teraz zalej mnie dokumentami i mów, gdzie mam podpisać – i przeszli do spraw zawodowych.
Po skończonej rozmowie, porosiła dyżurnego, żeby zgrał jej całe spotkanie i przesłał do biura. Do domu doszła bez przeszkód, ale nie miała siły spotkać się z żadnym z zaprzyjaźnionych mężczyzn, musieli poczekać do następnego dnia. Poza tym, chciała żeby Karol również uczestniczył w tej rozmowie.
Nina
Siedziała w pracy w pokoju dla pielęgniarek, gdy ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę – powiedziała i spojrzała. W drzwiach stał Mat. Podpierał się o kule, ale widać było, że porusza się co raz sprawniej. Uśmiechnął się do niej ciepło i powiedział.
- Unikasz mnie, więc przyszedłem.
- Nie unikam cię – bąknęła Nina i spiekła raka.
- Nie kłam, przecież w tym tygodniu jeszcze ani razu nie zamieniliśmy nawet zdania. A ja nie widzę, żeby nagle w szpitalu i przychodni przybyło chorych.
- Przybył nowy personel – powiedziała.
- I dlatego mnie unikasz?
- Nie – bąknęła.
- Możesz na chwilę wyjść i ze mną porozmawiać?
Przez chwilę się wahała, ale w końcu doszła do wniosku, że nie może mu odmówić. W końcu nie byli pokłóceni. Wyszli przed szpital i usiedli na ławce. Słońce świeciło, na niebie nie było żadnej chmurki. Miło było wystawić twarz do słońca, chociaż te jeszcze w kwietniu za bardzo nie grzało.
- Kogo przyjęliście do pracy? – zagaił rozmowę Mat.
- Jeszcze dwie pielęgniarki i chirurga ortopedę. Tego wciąż nam brakowało i na poważniejsze operacje musieliśmy wysyłać ludzi na Ziemię.
- Chciałbym kiedyś zobaczyć tę Ziemię.
- Naprawdę?
- Tak. Tutaj jest nas mało, chciałbym zobaczyć tą miejską dżunglę.
- Myślę, że cię ona rozczaruję.
Przez chwilę znowu siedzieli w ciszy.
- A ty? – znowu Mat odezwał się pierwszy – chcesz wrócić na Ziemię?
Nina zanim odpowiedziała, zastanowiła się nad tym porządnie. W końcu odparła.
- Tak. Chciałabym tam wrócić.
Mat posmutniał, dlatego dodała:
- Ale to nie znaczy, że szybko tam się znajdę. Mam jeszcze kilka lat odsiadki – uśmiechnęła się do niego – kto wie, może polubię to miejsce?
To mało pewne wyznanie ucieszyło go, ale nic nie odpowiedział. Znowu pogrążyli się w ciszy.
- Chciałem cię przeprosić – po raz trzeci zaczął rozmowę.
- Za co?
- Chyba się pośpieszyłem mówiąc twoim rodzicom, że jestem twoim chłopakiem. Ja tak to czuję, ale ty chyba nie – zakończył i spojrzał na nią niepewnie.
- Mat – powiedziała miękko – nie musisz mnie przepraszać. To ja nie umiem normalnie odczuwać. Może, gdybym nie miała tych doświadczeń, przez które moje życie potoczyło się tak, jak się potoczyło, to bym skakała do góry, jakbyś powiedział, że jesteś moim chłopakiem.
- Gdybyś nie miała tych doświadczeń, to byśmy się nigdy nie spotkali – powiedział.
- Masz rację – odparła – ale i tak nie jestem jeszcze w stanie się z nimi pogodzić. Chyba potrzebuję czasu.
- Dobrze. Nie będę cię popędzał.
- Ale to nie znaczy, że nie będziemy parą – dodała Nina cicho – tylko taką na razie przyjacielską.
- A potem?
- A potem, mam nadzieję, że to ja powiem rodzicom, że jesteś moim chłopakiem.
Mat wziął ją za rękę i uścisnął.
- Nie mogę się doczekać.
Karol
Poszedł do pracy do Instytutu, ale był tak wściekły, że nie potrafił się na niczym skupić. Oczywiście w jego wersji, wściekłość wyglądała tak, że był bardzo spokojny i pracował ze zdwojoną uwagą nad jakimś nowym urządzeniem. Ale i tak wszyscy czuli przez skórę, że lepiej do niego nie podchodzić. Dlatego przez większość dnia siedział samotnie w warsztacie i dłubał. Wściekły był oczywiście na Olgę, która mimo jego próśb poszła do bazy przerzutowej. Oczywiście rozumiał, że tak powinno być i że ona nie może się nagle zachowywać inaczej. W końcu chcieli przydybać osobę lub osoby, które jej zagrażały. Ale i tak miał nadzieję, że zrezygnuje. Uda chorą czy coś. Ale to była Olga. Mimo, że filigranowa i delikatna, wewnątrz ogromnego ducha i odwagi.
Nagle w całym pomieszczeniu rozległo się warczenie. Inni pracownicy, słysząc hałas przybiegli, żeby zobaczyć, co się stało.
- Co to jest? – zapytał szef – co ty zbudowałeś?
- Nie wiem – powiedział Karol, rzucił klucz na stół i zostawiając ich z warczącym ustrojstwem wyszedł z pomieszczenia.
Komentarze
Prześlij komentarz