Twój zawód, Twoja szufladka



„Z dużego, małego poradnika życia”: 

"Kiedy spotkasz kogoś po raz pierwszy, powstrzymaj się od pytania o jego zawód. Ciesz się towarzystwem, nie sugerując się jego pozycją." 

 

Podpisuję się pod tym obiema rękami. Zawody, które wykonujemy często nas szufladkują i osoba, która nas poznaje od razu przypisuje nam cechy i zachowania  wywodzące się z niewiedzy lub stereotypów. Mało tego, sami też to robimy, bo to normalne i ludzkie.  I tak:

Jak ktoś mówi nam, że jest profesorem wyższej uczelni, nagle nie wiedzieć czemu zaczynamy się spinać i czuć, jak na egzaminie. Albo, co gorsza uznajemy w takim człowieku nadludzia, który przez cały dzień nic więcej nie robi tylko siedzi w książkach lub ewentualnie wykłada swoją dziedzinę studentom. Niekiedy uważamy, że taka osoba jest wszechwiedząca, nawet jeśli jej specjalizacją jest wąska dziedzina nauki. A chyba najgorszą rzeczą, jaką ich krzywdzimy, to odmawianiem im  zwykłych cech i ludzkich pragnień. Podam przykład z życia wzięty:

 Na weselu mama pana młodego powiedziała do rozrywkowego człowieka. Proszę Cię XY tylko nie śpiewaj, bo wśród gości jest profesor. (w skrócie – nie rób kichy). Człowiek ów powiedział, że dobrze nie będzie śpiewał, ale po kilku kieliszkach o tym zapomniał i wraz z rozbawionym towarzystwem zaczął przegląd piosenki weselnej i wszelakiej. W pewnym momencie podchodzi do niego profesor i mówi:

- Przesiadam się do was, bo u was jest weselej.

Jaki z tego morał? Nie patrz na zawód, patrz na człowieka.

Zwróćcie też uwagę na to, jak zachowujemy się, kiedy ktoś mówi do nas, że jest prezesem lub dyrektorem. Do tego jest ubrany w coś drogiego i pięknie pachnie. Bijemy pokłony niemalże dotykając czołem podłogi, mimo, że ten człowiek nie jest naszym przełożonym. A nawet jeśliby był, to jest tylko szefem, a nie tureckim sułtanem, który ma władzę absolutną.

A kiedy spotykamy panią, która mówi, że jest sprzątaczką, to na pewno nie bijemy jej pokłonów. Chociaż powinniśmy, bo dzięki niej nie toniemy w śmieciach i mamy czyściutko na zapleczu.J

I podaję całkiem ciekawy przykład z życia wzięty:

Mężczyzna przyszedł do jakiegoś biura na rozmowę o pracę. Kręcił się nerwowo po korytarzu, aż zwrócił tym uwagę sprzątaczki. Kobieta podeszła do niego i zaczęła rozmawiać. Facet powiedział, że ma rozmowę  o pracę, że ma w teczce rysunki, że boi się, że są za słabe. Pani sprzątająca poprosiła go, żeby je pokazał. On to zrobił, pani obejrzała, po czym sobie poszła. Mężczyzna dostał pracę. A dlaczego? Okazało się, że sprzątaczką była mamą szefa, która tak sobie dorabiała. A poleciła tego człowieka synowi, ponieważ ten okazał jej szacunek.

I na koniec podam przykład na podstawie mojego życiorysu.

Jak wiadomo nauczyciel, to nie człowiek tylko istota z innej planety o nazwie – Edukacja ponad wszystko. Nie mamy życia prywatnego, nie mamy zainteresowań, jesteśmy takimi cyborgami od męczenia młodzieży.

Kiedyś pojechałam z przyjaciółką na jesienny weekend do jej teściów i spotkałam się z takim przyjęciem miejscowego chłopa, normalnie rodem z Konopielki.

- Uczycielka z Warszawy przyjechała. Ciekawe czy uczycielka umie grzyby zbierać.

Chyba był zawiedzony, ponieważ uczycielka nie jest z Warszawy, a grzyby zbierać umie.

Z innej beczki.

Kiedy kogoś poznaję, nie mówię kim jestem, (i bardzo proszę moi kochani przyjaciele i koledzy, jak mnie będziecie z kimś zapoznawać, też tego nie mówcie) dopóki nie mam wyjścia i jestem zmuszona do podania swojego zawodu. Jaki jest tego powód. Na pewno nie wstyd, bo ja bardzo lubię swoją pracę i świetnie się w niej odnajduję. Powód jest inny.

Kiedy mówię, że jestem nauczycielką rozwijają się dwa scenariusze rozmów.

- A czego uczysz?

- Historii

I jeden scenariusz zaczyna się tak:

- Jak byłem w szkole, to moja nauczycielka od historii…

Albo:

- Nigdy nie lubiłam historii….

Drugi scenariusz brzmi

- Ooo, jak uczysz historii, to na pewno znasz II wojnę na pamięć.

- Nie, nie znam, moim konikiem jest średniowiecze i życie codzienne naszych przodków, a nie współczesność.

- Jak to nie znasz? Przecież jesteś historykiem….

No właśnie.

A! I jest trzeci scenariusz, rzadki, ale unikam go jak ognia.

Polega na tym, że trafiam na prawdziwego fana historii (zazwyczaj mężczyzna), który albo chce mi opowiedzieć wszystko, co wie albo mnie egzaminuje. Dwa razy zostałam złapana na niewiedzy przez osoby, które koniecznie musiały zadać mi pytanie. Ludzie, jak mi zadajecie pytania z zaskoczenia, to nie dziwcie się, że gadam głupoty. Ja nie występuję w programie Jeden z dziesięciu. Ja nie pytam hydraulika do czego mu potrzebny klucz francuski.

A przede wszystkim jestem człowiekiem, który ma inne zainteresowania niż szkoła i to, co się w niej dzieje. O tym mogę rozmawiać z bliskimi, po co to robić z obcymi.

No ale cóż, tacy jesteśmy. Ja zapewne zadaję durne pytania lub wygłaszam niestosowne komentarze osobom o innych zawodach, ale czy je szufladkuję? Oczywiście, każdy z nas to robi! Z tym, że mogą być szufladki stereotypowe, mogą być szufladki prywatne, mogą być też niecodzienne np. ona na pewno zwariowała!

Dlatego uważam cytat z początku wpisu, za mądry i ważny.

Bo rzeczywiście najpierw lepiej polubić człowieka za to jaki jest, a nie kim jest.

„Mój mąż z zawodu jest dyrektorem” – że zakończę cytatem z „Poszukiwany poszukiwana.”

 

powiązane linki: 

https://zprzymruzeniemoczu.blogspot.com/2021/01/duzy-may-poradnik-zycia.html

https://zprzymruzeniemoczu.blogspot.com/2021/02/trasa-widokowa.html

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka