Odpoczynek i inne przemyślenia

 

Ci, którzy mnie znają wiedzą, że mam problem z odpoczywaniem. Nie umiem tego robić.  Jestem nadaktywna i wciąż szukam zajęć. Z przerażeniem patrzyłam na dwa tygodnie ferii, podczas których nigdzie nie wyjadę i pytałam samą siebie, co ja z tym nadmiarem wolnego czasu zrobię. Ja nawet na wakacjach mam plan działania, więc nie umiem po prostu usiąść na tyłku i nic nie robić.

I nie chodzi o to, że chciałabym leżeć i patrzeć w sufit. Ja chcę umieć odpoczywać. Co do ferii, już sobie załatwiłam robotę, więc nudzić się nie będę, ale czy znajdę w tym wszystkim czas dla siebie?

I wiecie co? Już znalazłam.

Wczoraj odpoczęłam, tak jak chciałam. Nie szukałam aktywności poza domem, tylko w domu. I wiecie, co robiłam? Rozwiązywałam szyfrokrzyżówki i słuchałam radia. Zupełnie, jak moja mama. Ona też tak robiła. Siadała w kuchni przy radio i brała się za krzyżówki. Ale ja poszłam dalej. Stwierdziłam, że w ramach relaksu zrobię coś, co dawno już powinnam zrobić. Zaczęłam przepisywać do nowego i jeszcze czystego zeszytu przepisy kulinarne, które zbierałam od szkoły podstawowej do niemalże dzisiejszego dnia.

Mam je w starym kajecie bez okładki, w którym znajdują się przepisy poznane w piątej klasie szkoły podstawowej. Dla tych, którzy nie wiedzą o co chodzi, wyjaśniam. W szkole na zajęciach technicznych uczyliśmy się robić ciasta, sałatki, kanapki itp. Nie ukrywam, że dlatego to tak dobrze pamiętam, gdyż ja zawsze lubiłam jeść i najbardziej cieszyło mnie to, że po pracy można było wszystko spałaszować. Do dzisiaj robię biszkopt jabłkowy i murzynka. Z biegiem lat zapisywałam w tym zeszycie kolejne przepisy kulinarne. Ale mam również na pojedynczych kartkach wyrwanych z gazet, kalendarza oraz z kupowanych okazjonalnie książeczek kulinarnych albo mówiąc wprost z ulotek umieszczanych jako dodatek do makaronów czy kasz. Postanowiłam to wszystko jakoś zebrać i od nowa zapisać. Uznałam jednak, że bez sensu jest zapisywanie rzeczy, których na pewno nie zrobię, więc ich nie umieściłam w mojej nowej i jeszcze pięknej książce kucharskiej. Co prawda, jeszcze tego nie skończyłam, ale pewnie zaraz się za to zabiorę. Oczywiście karteczek, ulotek i starego zeszytu nie mam zamiaru wyrzucać. Będą nadal leżeć w szafce w kuchni i czekać na użycie. Kto wie, mogę przecież moją książkę kucharską zgubić. Pisząc te przepisy odkryłam, że o wielu zapomniałam i dawno ich nie przygotowywałam. Dlatego postanowiłam je odkurzyć i w najbliższych dniach zrobić. A, że ja bardzo lubię odpoczywać gotując, to  już zacieram ręce na myśl o zakupach i o czasie spędzonym przy garach. Co planuję zrobić?

Puree z fasoli (to nowość w moim menu) z makaronem penne, gołąbki w wersji domowej i mniej pracochłonnej oraz pizzę z ciasta opartym na białym serze. Mówię Wam, obłęd.:) Oczywiście nie mam zamiaru robić tego jednego dnia.

A! I przemawiają do mnie pulpety z natką od pietruszki w sosie pomidorowym.

Powiem Wam tak. Najchętniej stanęłabym jutro z rana przy garach i to wszystko zrobiła i to na raz, a potem bym Was wszystkich zaprosiła na degustację. Bo ja lubię jeść, ale jeszcze bardziej lubię się tym jedzeniem dzielić. Także, dzwońcie i się wpraszajcie. Tylko wiecie, koronawirus panuje, więc nie wszyscy naraz.:)

Może dobrze, że ja nie mam męża i dzieci, bo wszyscy byliby grubi, jak pączki.

Mogłabym wtedy spełnić swoje największe marzenie i zostać kurą domową. A raczej kurą kuchenną. Bo jak już wiecie, z wcześniejszych wpisów, reszta domu nie za bardzo mnie interesuje.

Kolejną ważną rzeczą, która wchodzi w skład mojego odpoczynku jest radio. A najlepiej takie, które nie tylko śpiewa, ale i do mnie mówi. Uwielbiam zostawać w kuchni sam na sam z audycjami i marzę, żeby mi nikt nie przeszkadzał. Wtedy odpoczywam. Prawda jest taka, że telewizor czy komputer mogłyby dla mnie nie istnieć, byleby mnie nikt nie pozbawił radia.

Nie wierzycie? No to dam Wam przykład. Dzisiaj postanowiłam do śniadania obejrzeć sobie coś w TV i co? I nic tam nie znalazłam. Co prawda do śniadania ostatecznie wybrałam czytanie komiksu, ale to dlatego, że tata siedział w kuchni i rozwiązywał szyfrokrzyżówki. Kiedy tylko wyszedł, ja od razu włączyłam radio. Przywitała mnie kolęda, więc sobie ją zaśpiewałam w raz z panią wokalistką, a potem rozwiązując swoje szyfrokrzyżówki słuchałam, co mają mi do powiedzenia kolejne programy Radia Warszawa.

Wracając do wczorajszego dnia. Rzeczywiście miałam prawie cały dzień tylko dla siebie i dla relaksu. Oprócz tego, o czym was poinformowałam wyżej, robiłam coś, co na pewno ucieszy fanów moich opowiadań i powieści. Tak, pisałam kolejne odcinki Więziennej Planety. Dzięki Panu Bogu, wena wróciła. I to nie wczoraj, już przed Nowym Rokiem zaczęłam dopisywać kolejne wątki opowiadania ciąguta. Stwierdziłam, że na razie nic nowego nie będę zaczynać, tylko dokończę, to co w ostatnim roku porzuciłam. Nie mniej jednak proszę jeszcze, żebyście uzbroili się w cierpliwość, ponieważ chcę to skończyć i dopiero Wam dać do czytania. Wiem, że przy opowiadaniach ciągutach zazwyczaj na bieżąco dopisywałam odcinki, ale nie chcę, znowu Was zawodzić i ucinać dalszy ciąg tylko dlatego, że nie mam czasu albo, że znowu mi wywiało wenę. Jestem szczęśliwa z jej  powrotu i mam tylko nadzieję, że dam radę wszystko, co chcę przelać na papier zapisać i dać Wam do czytania.

I na koniec zdradzę Wam moje małe marzenie. Bardzo bym chciała napisać powieść dla młodzieży, ale nie w stylu współczesnego świata, które lansuje luz blues i wampiry. Chciałabym im dać mądrą książkę o nich. W realnym świecie, dobrą i z przesłaniem. Już robię przymiarki, ale na bez konkretów. Jednak znam siebie i wiem, że będę chodzić i myśleć i myśleć, aż w końcu usiądę i zacznę pisać. Byle mądrze i bez patosu. Tego sobie życzę.

A Wam życzę błogosławionej niedzieli.:)    

 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka