Ogólne przemyślenia o życiu


Przez chwilę nie pisałam, ponieważ miałam na chacie stado bratanków, którzy skutecznie zajęli mi czas. A kiedy późnym wieczorem miałam już wolne, to oglądałam kolejne odcinki Star Trek z przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Wiecie, ten z  Jean-Lucem Picardem jako kapitanem Enterprise. Oglądałam go (nie w całości) jako nastolatka. Moja mama bardzo lubiła ten serial. Już kończę tę serię, zostało mi kilka odcinków siódmego sezonu. Potem przerzucam się na 3 sezon najnowszej odsłony tej serii, czyli Star Trek – Discovery. Nie, nie oszalałam, po prostu ten serial mnie nie denerwuje.

Ale wracając do wizyty bratanków, to chciałam tylko Wam powiedzieć, że rzeczywiście, gdybym miała swoje dzieci, to by były okrągłe, jak pączki. Zafundowałam bratankom pizzę własnej roboty, gofry, pierogi z serem i bitą śmietaną i nie tylko. O śniadaniach, podwieczorkach, koktajlach bananowych z pianką i kolacyjkach już nie wspomnę. Ja bym tylko ich karmiła i karmiła. A że lubię gotować, to sprawiało mi to samą przyjemność, zwłaszcza, kiedy widziałam, że potrawy przeze mnie serwowane znikały w ich buziach z prędkością światła.

Do tego (ku mojej radości) spadł śnieg, więc zaliczyłam z nimi jazdę na sankach oraz mini kulig po podwórku. Dziadek nas ciągnął samochodem. Mam nawet wielkiego siniaka na udzie, a to z powodu uderzenia w sanki, prawdopodobnie podczas pierwszego zjazdu z górki.

Gdzie, ja znalazłam górkę? A na podwórku u cioci. Całe dzieciństwo tam się zjeżdżało na sankach, na nogach, a nawet nartach. Teraz zaprowadziłam tam bratanków. Ze zgrozą zauważyłam, że większym powodzeniem cieszy się łopata do odśnieżania niż sama jazda. Żarcik. Ale rzeczywiście łopata wzbudziła sensację wśród dzieci.

Dzieci wyniosły się wczoraj, a ja padłam na łóżko i zalegam do tej pory. Moje kolana mi nie dziękują, zwłaszcza, za te rzucanie się na sanki. Ale jest dobrze. W końcu wróciła zima. W końcu świat nie jest wielomiesięczną jesienią. Nie wiem, jak długo się to utrzyma, ale jestem zadowolona. Na pewno dzisiaj wyjdę na spacer. Pojechałabym też morsować, ale jakoś nie mogę się zebrać. Dzisiaj myślałam o tym przez cały ranek i stwierdziłam, że powinnam dostać nagrodę za lenistwo. Dlaczego? Ponieważ pomyślałam sobie, że skoro nie chce mi się jechać nad żadną wodę (wcale nie mam daleko), to wyciągnę stary basen dla dzieci, naleje do niego wody, pójdę się rozgrzać, a potem się wytaplam w zimnej wodzie. Ale to nie koniec, ponieważ potem wymyśliłam jeszcze lepszą opcję. Mianowicie, pójdę się rozgrzać, po czym rozbiorę się do rosołu i wytaplam w śniegu.  A potem wstałam z łóżka i mi przeszło.

Trochę mi wstyd, że jeszcze ani razu nie pojechałam na morsowanie, chociaż w listopadzie byłam pełna zapału. Niestety, odstraszają mnie tłumy, które się tam gromadzą. Gdybym umówiła się z pięcioma osobami, to może i bym się skusiła, ale w tłum nie pójdę.

No to na tę chwilę to tyle.

 

A! MAM JESZCZE JEDNO PYTANIE. PONIEWAŻ POSTANOWIŁAM WZIĄĆ SIĘ W GARŚĆ I WYDAĆ KOLEJNĄ KSIĄŻKĘ, PROSZĘ POWIEDZCIE MI, KTÓRE Z OPOWIADAŃ I POWIEŚCI BLOGOWYCH WIDZICIE WYDANE NA PAPIERZE?  

OCZYWIŚCIE BĘDĘ JE DOPIESZCZAĆ I POPRAWIAĆ:) 

 

Komentarze

  1. Moim zdaniem Większość Twoich tekstów fajnie prezentowałyby się w wersji papierowej, trudno wybrać tylko jedną historię
    czytelniczka85

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja na dzień dzisiejszy myślę o pamiętniku singielki. Albo o wydaniu kilku krótszych opowiadań w jednym tomie. Dziękuję za odpowiedź.:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka