Więzienna Planeta - odc. 61
Karol
- Zwolnij chłopie – powiedział do niego szef. Karol wygrzebał się spod kupy żelastwa i powiedział.
- Przecież się nie spieszę.
- Ale siedzisz tu od świtu do nocy.
- Nagroda jest warta poświęcenia.
- Niby tak. Ale ja bym wolał, żebyś był wypoczęty przy robocie. Nie chciałbym, żeby komuś coś w czasie lotu odpadło.
- Niech się pan nie martwi. Wszystko będzie działać jak ta lala, byle silnik odpalił.
- A co? Zacząłeś już próby? – zaciekawił się szef.
- Nie. Dopiero składam z ekipą wnętrze. O silniku na razie tylko myślę.
- To jednocześnie pomyśl o zreperowaniu dwóch drukarek ze szkoły. Leżą u na już dwa dni.
- I ja miałem je naprawić? – zdziwił się Karol.
- Tak.
- Chyba rzeczywiście za dużo pracuję.
- Też tak uważam.
- Idę naprawić te drukarki.
- A potem marsz do domu i masz się wyspać.
- Tak jest.
Agata
Poszła dobrzy przerzutowej żeby połączyć się z rodziną i chwilę z nimi porozmawiać. Na ekranie pojawili się nie tylko rodzice, ale i brat z żoną i ich prawie sześcioletni syn.
- Jak dobrze was widzieć – ucieszyła się widząc gromadę ukochanych osób.
- Ciebie również – powiedziała matka – wyglądasz kwitnąco.
- Raczej, jak sopel lodu. Tutaj wciąż mamy minus piętnaście na termometrach, a wczoraj znowu zaczął sypać śnieg.
- A u nas już na plusie, a śniegu nie widzieliśmy od kilku tygodni – poinformował ją brat.
- Rozumiem, że potkaliśmy się po to, żeby porozmawiać o pogodzie? – zaśmiała się Blanka, bratowa Agaty.
- Oczywiście – zaśmiała się dziewczyna, a potem spoważniała – muszę z wami coś obgadać.
- Coś złego? – zaniepokoiła się matka.
- Nie – śmiała się Agata – to jest bardzo dobra wiadomość, tylko lekko mnie przerasta.
- Czy ten wielkolud ci się oświadczył? – zapytał tata.
- Jeszcze nie, ale można powiedzieć, że już tak.
- Możesz mówić jaśniej? – prosił tata.
- Ma działkę i pieniądze na budowę domu, to oznacza w tutejszym prawie, że jest gotowy do żeniaczki. Nie przyniósł mi jeszcze pierścionka, ale przyniósł kilka planów domu, który chce nam wybudować.
Agata musiała mieć naprawdę smętną minę, bo Blanka powiedziała.
- Jeżeli nie chcesz za niego wychodzić, to chyba to jest ostatni moment na zmianę decyzji.
- Ale ja chcę za niego wyjść – parsknęła Agata.
- Ale? – dopytywała bratowa.
- Nie tak szybko. Ja się nawet nim nie nacieszyłam jako chłopakiem.
- Powiedz mu to – poradził brat.
- Jak mam mu to powiedzieć, skoro on już podjął decyzję i jak tylko przyjdą roztopy, to będzie wylewał fundamenty.
- Kochanie – odezwała się mama – jeśli to jest dla ciebie za szybko, to mu to powiedz. Bo potem wyjdą z tego same nieporozumienia.
- Mamo, ja chyba sama nie wiem czego chcę. Chcę z nim być, ale chcę też wrócić do domu.
- Z nami życia nie spędzisz – powiedział rzeczowo ojciec – a z nim możesz. Nie musisz tu wracać albo wrócicie razem po jego odsiadce.
- Nie dam rady być bez was tyle lat – zająknęła się Agata.
- Czujesz się rozdarta, to zrozumiałe – powiedziała mama – ale to normalne. Każdy boi się nowości. Do tej pory byłaś przy nas, potem znalazłaś się w Karnym Mieście i zaczęło się coś nowego. Ale każdy, kto chce spędzić z życie z drugim człowiekiem musi w końcu podjąć decyzję. Nie można odciągać tego zbytnio w czasie.
- Ale mamo, ja z nim chodzę od kilku miesięcy, ja nie wiem, czy to nie za krótko.
- Dom się nie buduje w dwa dni – odezwał się milczący dotąd brat Arek – masz jeszcze dużo czasu. A z tego, co mówiłaś, on może się dopiero oświadczyć, kiedy go wybuduje i wyposaży, tak?
- Tak.
- No to masz jakieś pół roku do roku na podjęcie decyzji.
- On już podjął decyzję.
- A ty?
- A ja chcę i nie chcę jednocześnie.
- Czego ty się dzieciaku boisz? – zapytał ojciec.
- Nie wiem – załkała Agata – ale może bym wiedziała, gdybym mogła na bieżąco z wami o tym rozmawiać, gdybym mogła być przy was.
- Może tak, a może nie – odparł ojciec – moim zdaniem, to nie czujesz się gotowa na małżeństwo i powinnaś mu to jak najszybciej powiedzieć. A jak chcesz, to ja z nim pogadam. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie, ale i na rodzinę liczyć. Będziemy cię wspierać niezależnie, co postanowisz.
Agata wzruszyła się jeszcze bardziej.
- Tato, jesteś taki kochany, ale poradzę sobie. Tymczasem chciałam wam pokazać jego plany. Narysował pięć wersji naszego domu. Chcecie zobaczyć?
Rodziny nie zdziwiła zmiana nastroju i tematu przez Agatę. Ta, kiedy usłyszała, że ma poparcie z ich strony od razu się uspokoiła i mogła przejść do omawiania kolejnych spraw.
Olga
Przez ostatni wygłup Karola musiała zakończyć z nim terapię i przekazać innej osobie. Teraz, to już byli na sto procent parą i to prawie zaręczoną, więc nie mogła dłużej udawać jego terapeutki. Minusem było to, że będą się rzadziej widywać. Z drugiej strony, kiedy on uruchomi helikopter, wszystko się zmieni. Wybuduje dom i zostanie jego żoną. Będzie go miała na co dzień. I sama musiała przed sobą przyznać, że nie mogła już się tego doczekać. Chciała zostać jego żoną.
Bartek i Tomasz
Mężczyźni spotkali się na warcie i nawet ucieszyli się, że się zobaczyli.
- Mam wrażenie, że cię wieki nie widziałem – zagaił rozmowę Bartek.
- Bo będzie ze dwa tygodnie, a to naprawdę wieki. Miałem dyżur w fabryce, a potem na odśnieżarce.
- A teraz przydzielili cię na mury?
Tomasz wzruszył ramionami.
- Tutaj przynajmniej nie muszę nic robić fizycznie.
- Tutaj za to można umrzeć z nudów – Bartek ziewnął – zaczęło być cieplej i drapieżniki poszły sobie gdzie indziej. Nie ma nawet za bardzo, co obserwować.
- Naprawdę? – zdziwił się Tomek i wskazał cos palcem – a tam w oddali, co to może być.
- Panie sierżancie! – zawołał Bartek – może pan spojrzeć przez lornetkę, co tam w oddali majaczy?
Dyżurujący z nimi strażnik spojrzał we wskazanym przez mężczyzn kierunku i nagle wykrzyknął:
- Śnieżne małpy! Alarm! Będą to za kilka minut!
Inny strażnik uruchomił gong i po chwili ludzie, którzy kręcili się po dworze zaczęli szybko uciekać do budynków. Bartek z Tomkiem nadal stali na blankach obserwując zbliżające się szybko zwierzęta.
- Jeszcze dwie minuty i będą pod murami! – krzyknął sierżant – panowie do wieży, zarządził.
Wszyscy skryli się we wnętrzu baszty, zatrzasnęli stalowe drzwi i czekali, co dalej będzie. Bartek z Tomkiem wspięli się kilka schodków w górę do prześwitu strzeleckiego i usiłowali podejrzeć poczynania dzikich zwierząt. Powietrze rozdarł przerażający ryk.
- To nie małpy – powiedział sierżant i zbladł.
- A co?
- Coś znacznie gorszego. Wielki, podobny niedźwiedzia drapieżca. Pojawia się raz na kilka lat.
- Najwidoczniej, to jego czas – powiedział Tomasz.
- No, nie za bardzo. Był w zeszłym roku, teraz powinna nastąpić przerwa.
- A to wciąż ten sam potwór?
- Tak. Dobrze się znamy.
- I co teraz będzie?
- Teraz będzie walczył z małpami. Rozszarpie kilka, resztę pogoni i jeśli nikt z nas nie narobi hałasu pójdzie sobie dalej.
- A jeśli narobimy hałasu?
- Wespnie się na mur i zwali naszą wieżę i wyciągnie nas ze środka, jak plastry miodu z ula.
- Rozumiem, że mur nie jest dla niego przeszkodą?
- Nie. On jest dwa razy większy od małp. To największy drapieżnik, jakiego tu widzieliśmy. Z resztą samo sobie na niego popatrzcie, ale ani piśnijcie.
Bartek z Tomaszem usiłowali dostrzec zwierze przez wąską szparę w murze.
Małpy zaczęły wrzeszczeć i tupać szykując się do ataku na dziką bestię.
Po chwili widzieli, jak jedna z nich przeleciała im przed nosem. To niedźwiedziowaty stwór rozprawił się z nią jednym ciosem łapy. Nagle pojawił się w polu widzenia mężczyzn. Bartek zgodził się z sierżantem, że kształtem zwierze przypominało niedźwiedzia, ale na tym podobieństwa się kończyły. Przede wszystkim miał spiczaste, duże uszy i kły wystające na kilka centymetrów poza szczękę. Jego łapy były masywne, ale niezbyt owłosione, z resztą, jak i reszta ciała. Zamiast długiego i grubego futra, miał krótką i szorstką szczecinę koloru kawy z mlekiem.
- Jest piękny- szepnął Bartek- chętnie bym go udomowił.
Tomasz popatrzył na niego, jak na wariata, ale z drugiej strony, jakie inne zwierze mogło zaimponować takiemu wielkoludowi?
Powietrze co chwilę przeszywały dzikie piski i ryki, ale w końcu białe małpy musiały ustąpić i uciekły z pola walki. Niedźwiedziowaty stwór zajął się jedzeniem truchła. A że walka dobiegła końca, trzeba było milczeć, aż najedzony gość sobie pójdzie. Wszystkim te dwie godziny wydawały się wiecznością, ale w końcu miś sobie poszedł. Wszyscy odetchnęli. Bartek wyskoczył z wieży, żeby móc jeszcze chociaż raz przyjrzeć się zwierzęciu.
- Skoro ten zwierzak przeszedł koło naszego nosa – dołączył do niego sierżant – ani chybi będzie wiosna. Wrócą kotowate i psiary, które mają normalniejsze rozmiary i znowu będzie można odetchnąć.
- To dlatego ten nowy mur jest taki gruby i wysoki? Nie tylko przez małpy?
- Zgadłeś. I wybij sobie z głowy udomawianie tego zwierza. Czym niby byś go karmił?
- Zwolnij chłopie – powiedział do niego szef. Karol wygrzebał się spod kupy żelastwa i powiedział.
- Przecież się nie spieszę.
- Ale siedzisz tu od świtu do nocy.
- Nagroda jest warta poświęcenia.
- Niby tak. Ale ja bym wolał, żebyś był wypoczęty przy robocie. Nie chciałbym, żeby komuś coś w czasie lotu odpadło.
- Niech się pan nie martwi. Wszystko będzie działać jak ta lala, byle silnik odpalił.
- A co? Zacząłeś już próby? – zaciekawił się szef.
- Nie. Dopiero składam z ekipą wnętrze. O silniku na razie tylko myślę.
- To jednocześnie pomyśl o zreperowaniu dwóch drukarek ze szkoły. Leżą u na już dwa dni.
- I ja miałem je naprawić? – zdziwił się Karol.
- Tak.
- Chyba rzeczywiście za dużo pracuję.
- Też tak uważam.
- Idę naprawić te drukarki.
- A potem marsz do domu i masz się wyspać.
- Tak jest.
Agata
Poszła dobrzy przerzutowej żeby połączyć się z rodziną i chwilę z nimi porozmawiać. Na ekranie pojawili się nie tylko rodzice, ale i brat z żoną i ich prawie sześcioletni syn.
- Jak dobrze was widzieć – ucieszyła się widząc gromadę ukochanych osób.
- Ciebie również – powiedziała matka – wyglądasz kwitnąco.
- Raczej, jak sopel lodu. Tutaj wciąż mamy minus piętnaście na termometrach, a wczoraj znowu zaczął sypać śnieg.
- A u nas już na plusie, a śniegu nie widzieliśmy od kilku tygodni – poinformował ją brat.
- Rozumiem, że potkaliśmy się po to, żeby porozmawiać o pogodzie? – zaśmiała się Blanka, bratowa Agaty.
- Oczywiście – zaśmiała się dziewczyna, a potem spoważniała – muszę z wami coś obgadać.
- Coś złego? – zaniepokoiła się matka.
- Nie – śmiała się Agata – to jest bardzo dobra wiadomość, tylko lekko mnie przerasta.
- Czy ten wielkolud ci się oświadczył? – zapytał tata.
- Jeszcze nie, ale można powiedzieć, że już tak.
- Możesz mówić jaśniej? – prosił tata.
- Ma działkę i pieniądze na budowę domu, to oznacza w tutejszym prawie, że jest gotowy do żeniaczki. Nie przyniósł mi jeszcze pierścionka, ale przyniósł kilka planów domu, który chce nam wybudować.
Agata musiała mieć naprawdę smętną minę, bo Blanka powiedziała.
- Jeżeli nie chcesz za niego wychodzić, to chyba to jest ostatni moment na zmianę decyzji.
- Ale ja chcę za niego wyjść – parsknęła Agata.
- Ale? – dopytywała bratowa.
- Nie tak szybko. Ja się nawet nim nie nacieszyłam jako chłopakiem.
- Powiedz mu to – poradził brat.
- Jak mam mu to powiedzieć, skoro on już podjął decyzję i jak tylko przyjdą roztopy, to będzie wylewał fundamenty.
- Kochanie – odezwała się mama – jeśli to jest dla ciebie za szybko, to mu to powiedz. Bo potem wyjdą z tego same nieporozumienia.
- Mamo, ja chyba sama nie wiem czego chcę. Chcę z nim być, ale chcę też wrócić do domu.
- Z nami życia nie spędzisz – powiedział rzeczowo ojciec – a z nim możesz. Nie musisz tu wracać albo wrócicie razem po jego odsiadce.
- Nie dam rady być bez was tyle lat – zająknęła się Agata.
- Czujesz się rozdarta, to zrozumiałe – powiedziała mama – ale to normalne. Każdy boi się nowości. Do tej pory byłaś przy nas, potem znalazłaś się w Karnym Mieście i zaczęło się coś nowego. Ale każdy, kto chce spędzić z życie z drugim człowiekiem musi w końcu podjąć decyzję. Nie można odciągać tego zbytnio w czasie.
- Ale mamo, ja z nim chodzę od kilku miesięcy, ja nie wiem, czy to nie za krótko.
- Dom się nie buduje w dwa dni – odezwał się milczący dotąd brat Arek – masz jeszcze dużo czasu. A z tego, co mówiłaś, on może się dopiero oświadczyć, kiedy go wybuduje i wyposaży, tak?
- Tak.
- No to masz jakieś pół roku do roku na podjęcie decyzji.
- On już podjął decyzję.
- A ty?
- A ja chcę i nie chcę jednocześnie.
- Czego ty się dzieciaku boisz? – zapytał ojciec.
- Nie wiem – załkała Agata – ale może bym wiedziała, gdybym mogła na bieżąco z wami o tym rozmawiać, gdybym mogła być przy was.
- Może tak, a może nie – odparł ojciec – moim zdaniem, to nie czujesz się gotowa na małżeństwo i powinnaś mu to jak najszybciej powiedzieć. A jak chcesz, to ja z nim pogadam. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie, ale i na rodzinę liczyć. Będziemy cię wspierać niezależnie, co postanowisz.
Agata wzruszyła się jeszcze bardziej.
- Tato, jesteś taki kochany, ale poradzę sobie. Tymczasem chciałam wam pokazać jego plany. Narysował pięć wersji naszego domu. Chcecie zobaczyć?
Rodziny nie zdziwiła zmiana nastroju i tematu przez Agatę. Ta, kiedy usłyszała, że ma poparcie z ich strony od razu się uspokoiła i mogła przejść do omawiania kolejnych spraw.
Olga
Przez ostatni wygłup Karola musiała zakończyć z nim terapię i przekazać innej osobie. Teraz, to już byli na sto procent parą i to prawie zaręczoną, więc nie mogła dłużej udawać jego terapeutki. Minusem było to, że będą się rzadziej widywać. Z drugiej strony, kiedy on uruchomi helikopter, wszystko się zmieni. Wybuduje dom i zostanie jego żoną. Będzie go miała na co dzień. I sama musiała przed sobą przyznać, że nie mogła już się tego doczekać. Chciała zostać jego żoną.
Bartek i Tomasz
Mężczyźni spotkali się na warcie i nawet ucieszyli się, że się zobaczyli.
- Mam wrażenie, że cię wieki nie widziałem – zagaił rozmowę Bartek.
- Bo będzie ze dwa tygodnie, a to naprawdę wieki. Miałem dyżur w fabryce, a potem na odśnieżarce.
- A teraz przydzielili cię na mury?
Tomasz wzruszył ramionami.
- Tutaj przynajmniej nie muszę nic robić fizycznie.
- Tutaj za to można umrzeć z nudów – Bartek ziewnął – zaczęło być cieplej i drapieżniki poszły sobie gdzie indziej. Nie ma nawet za bardzo, co obserwować.
- Naprawdę? – zdziwił się Tomek i wskazał cos palcem – a tam w oddali, co to może być.
- Panie sierżancie! – zawołał Bartek – może pan spojrzeć przez lornetkę, co tam w oddali majaczy?
Dyżurujący z nimi strażnik spojrzał we wskazanym przez mężczyzn kierunku i nagle wykrzyknął:
- Śnieżne małpy! Alarm! Będą to za kilka minut!
Inny strażnik uruchomił gong i po chwili ludzie, którzy kręcili się po dworze zaczęli szybko uciekać do budynków. Bartek z Tomkiem nadal stali na blankach obserwując zbliżające się szybko zwierzęta.
- Jeszcze dwie minuty i będą pod murami! – krzyknął sierżant – panowie do wieży, zarządził.
Wszyscy skryli się we wnętrzu baszty, zatrzasnęli stalowe drzwi i czekali, co dalej będzie. Bartek z Tomkiem wspięli się kilka schodków w górę do prześwitu strzeleckiego i usiłowali podejrzeć poczynania dzikich zwierząt. Powietrze rozdarł przerażający ryk.
- To nie małpy – powiedział sierżant i zbladł.
- A co?
- Coś znacznie gorszego. Wielki, podobny niedźwiedzia drapieżca. Pojawia się raz na kilka lat.
- Najwidoczniej, to jego czas – powiedział Tomasz.
- No, nie za bardzo. Był w zeszłym roku, teraz powinna nastąpić przerwa.
- A to wciąż ten sam potwór?
- Tak. Dobrze się znamy.
- I co teraz będzie?
- Teraz będzie walczył z małpami. Rozszarpie kilka, resztę pogoni i jeśli nikt z nas nie narobi hałasu pójdzie sobie dalej.
- A jeśli narobimy hałasu?
- Wespnie się na mur i zwali naszą wieżę i wyciągnie nas ze środka, jak plastry miodu z ula.
- Rozumiem, że mur nie jest dla niego przeszkodą?
- Nie. On jest dwa razy większy od małp. To największy drapieżnik, jakiego tu widzieliśmy. Z resztą samo sobie na niego popatrzcie, ale ani piśnijcie.
Bartek z Tomaszem usiłowali dostrzec zwierze przez wąską szparę w murze.
Małpy zaczęły wrzeszczeć i tupać szykując się do ataku na dziką bestię.
Po chwili widzieli, jak jedna z nich przeleciała im przed nosem. To niedźwiedziowaty stwór rozprawił się z nią jednym ciosem łapy. Nagle pojawił się w polu widzenia mężczyzn. Bartek zgodził się z sierżantem, że kształtem zwierze przypominało niedźwiedzia, ale na tym podobieństwa się kończyły. Przede wszystkim miał spiczaste, duże uszy i kły wystające na kilka centymetrów poza szczękę. Jego łapy były masywne, ale niezbyt owłosione, z resztą, jak i reszta ciała. Zamiast długiego i grubego futra, miał krótką i szorstką szczecinę koloru kawy z mlekiem.
- Jest piękny- szepnął Bartek- chętnie bym go udomowił.
Tomasz popatrzył na niego, jak na wariata, ale z drugiej strony, jakie inne zwierze mogło zaimponować takiemu wielkoludowi?
Powietrze co chwilę przeszywały dzikie piski i ryki, ale w końcu białe małpy musiały ustąpić i uciekły z pola walki. Niedźwiedziowaty stwór zajął się jedzeniem truchła. A że walka dobiegła końca, trzeba było milczeć, aż najedzony gość sobie pójdzie. Wszystkim te dwie godziny wydawały się wiecznością, ale w końcu miś sobie poszedł. Wszyscy odetchnęli. Bartek wyskoczył z wieży, żeby móc jeszcze chociaż raz przyjrzeć się zwierzęciu.
- Skoro ten zwierzak przeszedł koło naszego nosa – dołączył do niego sierżant – ani chybi będzie wiosna. Wrócą kotowate i psiary, które mają normalniejsze rozmiary i znowu będzie można odetchnąć.
- To dlatego ten nowy mur jest taki gruby i wysoki? Nie tylko przez małpy?
- Zgadłeś. I wybij sobie z głowy udomawianie tego zwierza. Czym niby byś go karmił?
Bartek roześmiał się na tę uwagę.
Komentarze
Prześlij komentarz