Więzienna Planeta - odc.60

 
Olga i Karol
- Wiem, że jestem monotematyczny i że jest to spotkanie terapeutyczne, ale szef powiedział mi, że jeżeli uda mi się zrobić działający helikopter, to dostanę nie tylko działkę, ale i pieniądze na budowę domu. Czy wiesz, co to oznacza? – Karol powiedział to wszystko jednym tchem i zamarł w oczekiwaniu na odpowiedź Olgi.
Siedzieli oboje w pastelowym pokoju i byli monitorowani przez sztab ludzi za kamerami. Oni też wstrzymali oddech ciekawi odpowiedzi szefowej.
Ona zamarła, ponieważ nie wiedziała, co zrobić. Była profesjonalistką, a to było spotkanie terapeutyczne, z drugiej strony, wiedziała, że terapia jest fikcją, oboje dzięki tym spotkaniom, mogli pobyć więcej czasu razem.
- Ty mi powiedz – uśmiechnęła się lekko.
- Że się z tobą ożenię! – wykrzyknął Karol, co było dziwne, bo przecież był uosobieniem spokoju. Olga chciała coś odpowiedzieć, ale on kontynuował – nic na razie nie mów. Najpierw muszę zrobić latający helikopter, a to może potrwać.
- Cieszę się Karolu, bardzo się cieszę – zdołała wtrącić Olga.
Popatrzył na nią zaskoczony.
- Naprawdę? Bez żadnych ale? I że to nie ma sensu? I żebym nie robił sobie nadziei? Nic ze zdrowego rozsądku? – śmiał się.
- Nic – odparła – przecież chcę z tobą być.
- A niech stracę – powiedział Karol i pomachał w stronę kamer – nie patrzcie.
I wziął Olgę w ramiona.
 
Bartek i Agata
Siedzieli zacisznym kącie w karczmie i Bartek pokazywał jej kilka szkiców domów, które zaprojektował.
- Powiedz, który ci się najbardziej podoba – odrzekł.
Agata przeglądała szkice pięciu projektów i jednocześnie myślała gorączkowo, że jak dla niej, to się wszystko działo za szybko. Byli parą, kochała go, chciała z nim być, ale kiedy pokazał jej projekty, to uświadomiła sobie, że on chce się  z nią jak najszybciej ożenić. A czy ona była na to gotowa? Nie umiała na to odpowiedzieć. Nie byli ze sobą zbyt długo, dopiero ochłonęła z pierwszego zakochania, wchodziła w fazę zauważania jego wad, więc nie była pewna, czy to dobry czas na planowanie wspólnego życia. Zerknęła ukradkiem na Bartka, ten na pewno był gotowy, zdeterminowany i pewny swoich decyzji. Siedział i cierpliwie czekał na jej werdykt. Nie wytrzymał i powiedział.
- Oczywiście nie będę w stanie od razu wybudować całości, ale każdy projekt tak rozrysowałem, żeby móc zacząć od kuchni z sypialnią i łazienką, a resztę móc pomału dobudowywać.
- Widzę, wszystko wyraźnie opisałeś.
- Karol mi pomagał. On jest dobry z matmy, a ja tylko zrobiłem rysunki.
- Wszystkie szkice są piękne – westchnęła – nawet je umeblowałeś.
Bartek wyczuł jakąś dziwną nutę w jej głosie, więc od razu wyjaśnił.
- To nie musi tak wyglądać, to tylko propozycje.
„Bardzo dobre propozycje” – pomyślała. Czy powinna z tym walczyć? Czy zdać się na jego gust i wyczucie smaku? Jeśli o nią chodziło, to nie przywiązywała zbytniej uwagi do detali czy wystroju wnętrz. Z drugiej strony, mimo wszystko, była kobietą i chciała swój dom urządzić po swojemu…, a raczej powinni zrobić to po swojemu. Bo nie będzie już jej i jego, będą razem, jako oni.
- No i co o tym myślisz? – niecierpliwił się Bartek.
- Każdy projekt jest cudowny. Mogę je wziąć i zastanowić się na spokojnie? – spojrzała na niego. Był lekko zawiedzony.
- Bartek, nie gniewaj się, ale trudno mi się zdecydować na tak ważną rzecz, jakim jest dom w pięć minut.
- Nie gniewam się – powiedział i odetchnął – masz rację. To poważna decyzja. Pewnie chcesz te plany pokazać rodzicom.
- Skąd wiedziałeś? – zaśmiała się.
- Bo cię znam – pocałował ją w czoło – zastanawiaj się ile chcesz, ale pamiętaj też o mnie i nie przeciągaj tego w nieskończoność.
- Cudownie to powiedziałeś – oddała mu pocałunek – będę miała na względzie twój delikatny układ nerwowy.
- Bardzo śmieszne – mruknął.

Robert
Połączył się na wideo czacie z rodzicami i od razu im oznajmił radosną nowinę.
- Mam dziewczynę – powiedział.
Tata wystawił kciuk w górę, a matka, jak zwykle zaczęła o wszystko wypytywać.
- Kim jest? Ile ma lat? Ile jesteście ze sobą?
- Jest sporo młodsza, ale ona mówi, że jej to nie przeszkadza. Wygląda, jak dzieciak, ale zapewniam was, że ma 22 lata
- Rzeczywiście jest młodziutka – zatroskała się mama – czy będzie potrafiła ci ugotować? Zająć się domem?
- Mamo. Ja spotykam się z nią do trzech tygodni, nie planuj mi jeszcze wspólnego życia.
- To świeża sprawa synu – ojcu udało się wtrącić – ale z drugiej strony, nie czekaj za bardzo z oświadczynami, nie ma na co czekać.
- Ty też zaczynasz? – zaśmiał się Robert.
- Bo my chcemy wnuki, synu, wnu-ki – powiedziała mama.
- A mogę na razie mieć po prostu dziewczynę?
Rodzice roześmieli się.
- Możesz, możesz. Ale teraz powiedz nam, kim ona jest?
- To Lulu, opowiadałem wam o niej. To ona wybiera dla ciebie mamo te najpiękniejsze naszyjniki, bransoletki i pierścionki.
- Już ją lubię – powiedziała matka z uśmiechem – to kiedy zaprosisz na do siebie, żebyśmy ją poznali?
- Jak będę wiedział, kiedy ma wolne, to dam wam znać.
- Tylko żeby to nie trwało zbyt długo- matka pogroziła mu palcem.
- Dobrze mamo.

Nina i Olga
Dziewczyna zdziwiła się widząc wchodzącą do pastelowego pokoju Olgę.
- A gdzie pan burmistrz? – zapytała.
- Pojechał na urlop – odparła Olga i usiadła naprzeciw Niny.
- Teraz pani będzie się ze mną spotykać?
- Nie. Tylko dzisiaj, od następnego razu będziesz mieć innych trenerów.
- Mężczyzn? – Olga zobaczyła, że Nina zadrżała.
- Też.
- Ja nie chcę – wykrzyknęła Nina.
- Pan Paweł mówił mi, że zauważył u ciebie znaczną poprawę, skąd więc te krzyki?
- Przepraszam – bąknęła Nina – czasami same się ze mnie wyrywają.
- Na razie jeszcze niczego nie ustaliłam – powiedziała Olga – najpierw chciałam z tobą porozmawiać.
Dziewczyna skinęła głową.
- Po pierwsze, czy na pewno chcesz kończyć wyrok na Ziemi?
- Tak. Nie chcę już tutaj być.
- Ale wiesz, że nie skończyłaś procesu resocjalizacji?
- Skończę na ziemi.
- Tam on wygląda inaczej.
Nina popatrzyła na nią i zapytała.
- Czyli jak?
- Siedzisz w celi, masz widzenia z terapeutą, wychodzisz na spacerniak o określonych godzinach. Masz w celi dwie lub trzy towarzyszki. Nie ma pracy i osobnych kwater, ani przestrzeni.
- Rozumiem, że na ziemi zostanę zamknięta w celi za kratkami? Tak?
- Tak.
- Acha – Nina nie była już taka pewna, czy chce wracać na Ziemię.
- Tutaj masz więcej swobody, nie siedzisz w klatce.
- Ale jestem daleko od rodziny.
- Tam też nie będzie zbyt wielu spotkań.
- Kiedy mnie wysyłacie? – zapytała nagle.
- Jeszcze nigdzie cię nie wysyłamy – Olga uśmiechnęła się do niej – ale złożyłam podanie o skrócenie twojego wyroku.
- Naprawdę? – Nina uśmiechnęła się od ucha do ucha – kiedy będzie odpowiedź?
- Nie ciesz się za szybko Nino. To może trochę potrwać, a ty masz jeszcze 5 gwiazdek do zdobycia. To będą dowody na twoją zmianę. A żeby ci to ułatwić, teraz kiedy nie ma burmistrza, to zastosujemy terapię mieszaną. Będziesz się spotykać jednocześnie z mężczyzną i kobietą od terapii.
Dziewczyna skurczyła się w sobie. Olga to zauważyła i powiedziała do niej łagodnie.
- Nino, póki co, nie spotkało cię z naszej strony nic złego. Żaden mężczyzna, czy to więzień czy wolny nic ci nie zrobił. Nie masz powodu do obaw.
- Wiem – westchnęła – ale ja nie potrafię wykasować tamtych wspomnień.
- A może czas najwyższy o nich opowiedzieć? – zaproponowała Olga.
- Nie umiem – Ninie zadrżał głos – ja się nawet boję o nich pomyśleć.
- Ty decydujesz, kiedy nam powiesz. Ale wiedz, że póki to gnieciesz w sobie nie pójdziesz dalej. Zrobiłaś już bardzo dużo. Zmieniłaś fryzurę, sposób bycia, starasz się być miła i opanowana. Nawet zaczęłaś się uśmiechać. Może czas wyrzucić wszystko z siebie i zamknąć tamtą sprawę.
Nina długo milczała, a potem pękła i zaczęła opowiadać.
- Ten chłopak miał na imię Marek. Przynajmniej tak się przedstawiał. Ja byłam nastolatką, on kilka lat starszy. Był miły, czarujący. Podrywał mnie i w końcu poderwał. Byłam zakochana po uszy i poza nim nie widziałam świata. Zabierał mnie w fajne miejsca, zawsze miał pieniądze. Na nic mi nie żałował. A potem czar prysł… - Nina zamilkła i zaczęła szybciej oddychać. Olga słowem się nie odezwała, żeby nie spłoszyć dziewczyny. Ninie zaczęły lecieć łzy po policzkach, ale podjęła odpowiedź – pokłóciliśmy się o coś i on uderzył mnie w twarz. Byłam tak zaskoczona, że nie zareagowałam, dlatego poprawił mi z drugiej strony. I to tak mocno, że upadłam na podłogę. Potem pochylił się nade mną i zaczął mówić niemiłe rzeczy. I kiedy na chwilę ode mnie odszedł, żeby sobie nalać wódki do kieliszka, ja poderwałam się na nogi i udało mi się uciec. Wróciłam do domu i zamknęłam się w pokoju. On jeszcze do mnie wydzwaniał. Groził mi, straszył, że jak komuś o tym powiem, to mnie zabiję. No to odparłam mu, że idę na policję i go wydam. Wtedy zamilkł i więcej go ani nie widziałam, ani nie słyszałam. Oczywiście nie poszłam na policję. Zamiast tego zaczęłam nienawidzić mężczyzn, uznając, że wszyscy są tacy sami. No, a resztę pani już zna.
Dziewczyna pociągała nosem i patrzyła niepewnie na Olgę. Ta odezwała się:
- Dziękuję, że mi to opowiedziałaś. Teraz będziemy mogli ci pomóc. Tylko, czy ty tego chcesz?
Nina pokiwała głową na znak, że chce.
- Chcę wrócić do domu – bąknęła na koniec.
- Wrócisz i to szybciej niż myślisz – zapewniła ją Olga.
 
Ania i Tomasz
Dostali pozwolenie na półgodzinne spotkanie i nie chcąc tracić go na siedzenie w karczmie, poszli na spacer, dopiero co odśnieżonymi przez Tomka uliczkami.
- Ta odśnieżarka, to super sprawa – mówił mężczyzna z ożywieniem – widzisz ile dzięki niej jej miejsca? I że mimo dużego mrozu sporo ludzi wyszło na zewnątrz.
Ania patrzyła na niego z czułością. Był niepoprawnym optymistą. Zawsze szukał jaśniejszych stron życia. Na początku buntował się na pracę fizyczną i na inne zajęcia „uwłaczające” jego godności, ale teraz był już innym człowiekiem. Cieszył się odśnieżarką, jak dzieciak, który dostał sanki. Był dumny ze swojej pracy i Ania miała wrażenie, że oprowadza ją po „swoich” włościach.
- Czemu się ze mnie śmiejesz? – wyrwał ją z zamyślenia.
- Nie śmieję się z ciebie, tylko do ciebie – powiedziała i mocno się do niego przytuliła – jesteś tak pełen energii i entuzjazmu, że nawet na mnie one spływają.
- I bardzo dobrze – powiedział – tak powinno być. Ja się cieszę, to i ty się cieszysz.
- Ja się smucę – dodała – to i ty…
- Nie, nie. To ja cię rozśmieszam – droczył się z nią.
- Już bardziej nie można – zapewniła. Wspięła się na palce i pocałowała go w policzek – dziękuję.
Uśmiechnął się do niej niepewnie.
- Za co mi dziękujesz?
- Że mnie uratowałeś od marazmu, smutku i perfekcjonizmu.
- Ja?
- Tak, tu.
- No, no, kto by się spodziewał – Tomek uśmiechnął się od ucha do ucha – jestem twoim księciem wybawicielem.
- I masz rumaka.
- Chcesz się przejechać?
- Chcę.
- No to chodź. Zaparkowałem za rogiem.
Złapał ją za rękę i pociągnął do odśnieżarki.
Potem przez kilkanaście minut było słychać ich śmiech.
 
Robert
Odsunął się od okna i powiedział do jednego z sierżantów.
- Gdyby nie to, że dzięki ich wariacjom będziemy mieli odśnieżony główny plac w mieście, to bym poszedł i wlepił im jakąś karę– skomentował wyczyny Tomka i Ani w odśnieżarce
- Nie lubi pan śmiechu?
- Lubię, ale co za dużo, to niezdrowo.
- A ja tam uważam, że za mało u nas śmiechu.
- To samo ostatnio mówił burmistrz – burknął Robert.
- No i co w związku z tym?
- Olga wysłała go na urlop.
- Okrutna.
Robert się zaśmiał.
- O widzę, że jednak śmiech jest zaraźliwy.
- Masz rację. Za mało mamy tu śmiechu. Ale to przez tę zimę.
- Zaczął się marzec, więc na dniach zaczną się roztopy. 
 - Nie mów hop. Wiesz, jak to u nas jest. Dopiero w maju możemy być pewni, że zima nie wróci.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka