Marzenia o odpoczynku
No i mamy grudzień. Listopad przeleciał mi niczym kometa, niby wiem że był, ale go nie zauważyłam. A miało być tak pięknie. Miałam wyhamować, zacząć mieszkać w domu, a nie tylko nocować. Miałam się wysypiać i zachowywać zdrową równowagę miedzy aktywnością a odpoczynkiem. No właśnie, miałam, a wyszło jak zwykle. Pęd, dziki pęd. Nie to, żeby to moje latanie wszędzie i bez przerwy było jakieś trudne czy niemiłe. Nic z tych rzeczy. Tylko, jak zwykle było tego o wiele z dużo.
Myślałam, że po czterdziestce zwolnię, że stanę się stateczną panią, co to się nie przemęcza i robi minimum, bo w końcu już nic nikomu nie muszę udowadniać. No... tak... oczywiście....
Właśnie sobie wyobraziłam siebie, jak biegnę z wywieszonym językiem i obłędem w oczach, a poły kurtki łopoczą mi po bokach. To prawdziwa ja, a nie jakaś stateczna pani.
Jestem w wiecznym pędzie, a jak już złapię wolną chwilę, to nie umiem jej wykorzystać, tylko wypełniam ją:
a) nowymi zadaniami,
b) wyrzutami sumienia, że nic nie robię.
I na dodatek mój tata dobił mnie w sobotę odpowiedzią na moje pytanie.
- Prawda, że mogę nic nie robić?
Miałam nadzieję, że mój rodziciel powie:
- Oczywiście, odpoczywaj sobie dziecko drogie.
A on powiedział:
- No nie bardzo. Święta idą, trzeba sprzątać.
- Zlituj się tato- jęknęłam- jeszcze nie skończył się listopad.
I tak sobie czasami myślę o Abrahamie (bardzo lubię tę biblijną postać i jego historię), że on tak nie pędził. Że Pan Bóg to przyszedł do niego w odwiedziny, właśnie w czasie odpoczynku w najgorętszej chwili dnia. A w Izraelu ta chwila nie trwała 5 minut. Że ten wędrowiec miał czas na chwilę oddechu. A potem sobie myślę o jednym z ostatnich wykładów naukowych w Internecie, gdzie powiedziano, że koczownicy byli szczęśliwsi niż osadnicy po rewolucji neolitycznej. A dlaczego? Bo chodzili tu i tam, nie musieli tak ciężko pracować w ziemi, szybciej zdobywali pokarm, mieli mniej ludzi wokół siebie. I znowu tak sobie myślę, że chętnie zostałabym takim nomadom, ponieważ chodzenie tu i tam odbywam nieprzerwanie od miesięcy, więc byłabym w swoim żywiole, ale z drugiej strony nauczyłabym się, jak Abraham odpoczywać.
Wiem, zaraz mi ktoś napisze, że to wcale nie jest łatwe życie, że pogoda, że drapieżniki, że konkurencyjne szczepy by mnie atakowały i w ogóle, rodząca wielbłądzica nie dałaby mi spać.
Pozwólcie jednak, że zostanę w mojej wersji marzenia o swobodzie i odpoczynku, o siedzeniu przed namiotem i cieszeniem się pięknem świata przede mną.
Komentarze
Prześlij komentarz