Przemyślenia z tramwaju z rana i popołudnia
Czasami, jak się wali, to wszystko za jednym zamachem. Czasami jest tak, że sznurki życia wymykają się z rąk i pozostaje brak kontroli nad sytuacją. Czasami jest tak, że nie ma już sił na życie od do. No właśnie.
Jako zawodowa Zosia Samosia lubię mieć kontrolę i wbrew temu, co widzicie lubię działać w ramach. Kiedy wszystko mi się sypie, tracę kontrolę i staję się widzem własnego życia, który nie jest zadowolony z tego, co widzi.
Po raz pierwszy w życiu pożałowałam, że działam imulsywnie i szybko. Szybko piszę, szybko podejmuję decyzję, wszystko robię na wariackich papierach.
I doskonale wiem, że zaprzeczyłam sobie. Lubię ramy, a żyję w chaosie. Ot, taka moja podwójna natura.
I normalnie mi to nie przeszkadza. Gdzie mam ramy, to są ramy, a gdzie nie, to rządzi chaos.
Już podaję przykłady. Lubię jeździć do pracy lub z pracy od punktu A do B. Nie lubię zbaczać z drogi, każdy dodatkowy przystanek, o ile sobie go wcześniej nie zaplanowałam, to droga przez mękę. Z drugiej strony lubię wsiąść w samochód i jechać w ciemno, gdzie oczy poniosą.
Lubie mieć wcześniej zaplanowane wakacje, a z drugiej strony potrafię z dnia na dzień podjąć decyzję o pojechaniu sobie gdzieś.
W pracy, z jednej strony jestem sumienna, ale robię wszystko na ostatnią chwilę lub na starej polskiej zasadzie- jakoś to będzie.
I tak się motam w tych dwóch moich naturach, analityczno- wycofanej i ekstrawertyczno- spontanicznej.
Ale kiedy mi się wszystko wali, to zostaje niezadowolony analityk.
I oto jestem nim dzisiaj i analizuję porażki tygodnia. Bo ja nie lubię porażek, bo one nie występują w moim planie dnia, tygodnia i roku.
A tłumaczenie sobie, że nie muszę być idealna, jakoś nie pomaga.
Wydałam bez sensu kasę, ponieważ działałam szybko i impulsywnie i nie czytałam wszystkiego dokładnie, to mam za swoje. Nie, to że ta kasa się zmarnuje, ale gdybym doczytała wszystko od A do Z, to bym wydała mniej. No i mam babo placek. No nic, tak się zdarza każdemu. No właśnie, ale mnie chyba częściej niż innym.
Chyba doszłam do granicy wielopoziomowego myślenia albo jestem zmęczona, ponieważ wczoraj zapomniałam przeprowadzić jedne zajęcia. Nie, żebym w tym czasie była jakoś zarobiona. Siedziałam i coś tam sprawdzałam i w ogóle nie pomyślałam, że mam coś innego do zrobienia. Uświadomiłam sobie to zaniedbanie dopiero po 22, kiedy szłam spać. Na szczęście dzisiaj wszystko wyprostowałam, ale niesmak po nie wykonaniu zadania został. No właśnie, bo przecież powinnam być idealna.
Kiedyś powiedziałam sobie, że jak zacznę potrzebować kalendarza do zapisywania planu dnia, to będzie to znak, że się starzeję. No i dzisiaj zaczęłam się zastanawiać, czy to już nie ten czas. Albo jestem zmęczona. Rozważałam również początki demencji, bo wczoraj wypowiadałam słowa, które nie pasowały do zdania i piszę głupoty. Mam na myśli Józefa Poniatowskiego, a piszę Piłsudski. No demencja, jak nic.
Albo jestem zmęczona na mózgu.
Ciężki i wymagający tydzień pracy, prawie już za mną, więc mam nadzieję, że te wszystkie dolegliwości i głupie pomysły mi w majówkę przejdą:).
Ale ogólnie jest ok.
Komentarze
Prześlij komentarz