Co u mnie słychać

 Tak w ogóle, to ja żyję tylko nie mam czasu na to żeby usiąść i coś Wam napisać. Nawet teraz piszę w niedoczasie, bo jestem zawalona pracą. Niestety na zdalnym nauczaniu wszystkiego mam więcej. I niestety nie wiem czy wiecie, ale praca na komputerze jest wolniejsza niż na kartce. Samo sprawdzanie miliona prac zajmuje dużo więcej niż w klasie. Bo zanim wejdę na pocztę, zanim otworzę plik, zanim dostosuje plik do mojego wzroku, zanim ją opiszę. To wszystko trwa. Ale nie skarżę się tylko mówię, jak jest. Zaraz siadam i do 12 00 będę sprawdzać prace na wczoraj. 

A co po za tym?

Poza tym, to jestem z siebie dumna, ponieważ odchwaściłam kawałek podwórka i zasadziłam trzy drzewka wiśniowe. Jestem z tego bardzo zadowolona, niestety mniej ze stanu moich stawów kolanowych. Jak już wiecie, mam zwyrodnienie i chyba nie powinnam tak szarżować na te chwasty. No nic, w czwartek idę na pierwszy zastrzyk, mam nadzieję, że zamienię się - z żeby kózka nie skakała na młodą kozę, co to wszędzie wskoczy. Oby, bo będę dalej odchwaszczać i sadzić kolejne drzewka owocowe. Z tym, że na razie z moim tempem dochodzenia do siebie po zaledwie 3 godzinach pracy w ziemi wynika, że skończę na wiosnę. 

A w niedziele zrobiłam z tatą maraton po cmentarzach, chcieliśmy nawet pojechać na Palmiry, tam leży mój pradziadek, ale w Kampinosie było tyle samochodów i ludzi, że nie mieliśmy gdzie zaparkować.

Czy tylko ja nie lubię Timsów i OneDrive i innych programów Microsoft 365?

Zwłaszcza OneDrive, nie spotkałam bardziej topornego programu do przesyłania plików, a myślałam, ze Vulcan, dziennik elektroniczny jest ostatnim z programów, które bym chciała mieć. A jednak można mnie jeszcze zaskoczyć.

Na razie tyle tych głupot. Jak złapię oddech, to napiszę coś mądrzejszego.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka