Moi święci przyjaciele
Z okazji Święta Wszystkich Świętych postanowiłam napisać kilka słów o moich przyjaciołach w niebie. Nie będę Wam pisać ich życiorysów, te możecie sobie przeczytać we wpisach, do których linki znajdują się na samym dole wpisu. Chociaż szczerze mówiąc więcej tam moich przemyśleń niż życiorysów.:)
Chcę
Wam napisać o tym, jak to jest z tym moim świętych obcowaniem.
Jeśli
ktoś się spodziewa przeczytać tu o jakiś nadprzyrodzonych wydarzeniach, to
trochę się rozczaruje, bo żadnych nie będzie. Zwykła, szara codzienność.
Ja
nie wiem, jak działają święci, ale działają. W zasadzie, to muszą mieć do mnie
sporo cierpliwości, bo ja to lubię robić wiele rzeczy po swojemu, a jak coś
spapram, to wtedy krzyczę:
-
Ratunku! Wyciągnijcie mnie z tego dołu!
Pewnie
stoją nad nim i kręcą głowami mówiąc:
-
Oj, Sylwia, Sylwia, ty to zawsze musisz narozrabiać.
Pisząc
trochę poważniej, to rzeczywiście mam swoją grupkę świętych, z którymi od lat
się trzymam. Mam patronki moich imion, ale nie o nich będę dzisiaj pisać.
Bardzo
mało się znam ze św. Sylwią, sama nie wiem czemu, chyba za często o niej
zapominam. Teresę z Avila często cytuje (o dziwo, bo ja nie jestem fanką
cytatów, a tu jest inaczej) i daje mi wsparcie, jak muszę się przywołać do
porządku i mocno stanąć na ziemi.
A
co z innymi?
Dzisiaj
opowiem Wam o mojej relacji ze św. Piotrem i nie tylko.
Święty
Piotr, to patron wielkiego kalibru. Człowiek, który chodził z Jezusem, wyparł
się go, żałował tego, a potem głosił Dobrą Nowinę aż do Rzymu, gdzie zginął
powieszony na krzyżu do góry nogami, gdyż uznał, że nie jest godzien umierać,
jak Pan Jezus. Pierwszy papież.
Można
by sobie pomyśleć, gdzie ja do takiego patrona. A jednak.
Święty
Piotr, to świetny patron zwykłych ludzi.
Jeśli spojrzycie na niego nie przez pryzmat wielkiego Apostoła, ale zwykłego
człowieka, rybaka, praktycznego, energicznego, ale i słabego, bo co i raz
upadał, kręcił się nie zawsze w dobrym kierunku, to wtedy zobaczycie, że to
super patron. Dlatego go sobie wybrałam. A może on mnie? Nie wiem, po śmierci
się dowiem.:)
Bo
on mnie rozumie, wie, że jestem słaba, że wciąż w coś się ładuję, że się
zapieram, że upadam i babrzę się w bagnie. On to wie, bo sam przez to
przeszedł. Dlatego jest dla mnie ważny. On pomaga mi się podnosić. Często o nim
myślę, kiedy nie mam sił. Jest przy mnie, czuję go, wspiera mnie. W zasadzie,
to ja gadam, ale czasami i on się odezwie, na przykład przez Słowo Ewangelii. I
wtedy wiem, co robić. Czasami zastanawiałam się, czy powinnam mieć tak
wielkiego patrona, że może to nie wypada, no bo w końcu Apostoł. Ale to głupie
myślenie. Bo kiedy go bliżej poznałam, przez czytanie Ewangelii, innych źródeł,
przez słuchanie o nim, np. opowiadał o nim o. Szustak, to zobaczyłam, że jestem
do niego podobna, dlatego chcę mieć jego wsparcie. Wiem, że zabrzmię, jak
wariatka, ale napiszę to. Uważam, że św. Piotr to moja bratnia dusza. Nie w
wielkich dziełach, bo nawet do niego nie startuję, tylko w zwykłej, ludzkiej
codzienności. I mam nadzieję, że jak Piotr czyta te moje wypociny, to się choć
lekko uśmiecha.
Ojciec
Pio.
Kolejny
gigant świętości, którego przez lata się bałam. W końcu miał dar czytania w
duszach, a moja dusza nie zawsze bywa czysta. Ale jest moim przyjacielem. W
zasadzie, jak pisałam we wcześniejszych wpisach, sam mnie zaczepił. Ja raczej
nie chciałam wchodzić w tę znajomość. Pojawił się w mojej rodzinie w czasie
choroby bratanka i jemu patronował. Potem opowiadała o nim moja koleżanka, że
to jej najlepszy przyjaciel. A ja zamiast się zaciekawić, wzięłam nogi za pas i
uciekłam, myśląc sobie, że to święty nie dla mnie. Ale Ojciec Pio sam wziął
sprawy w swoje ręce i wciąż pojawiał mi się w życiorysie, a to przez broszury,
a to przez modlitwy, a to przez książki. Byłam uparta, rzucałam tylko okiem na
to, co mi z gazety wypadło i odkładałam na półkę. Skapitulowałam dopiero wtedy,
kiedy do mojej parafii przybyły jego relikwie. Pomyślałam sobie wtedy.
-
No tak, to mnie załatwiłeś. Przyszedłeś do mnie.
Muszę
powiedzieć, że Ojciec Pio traktuje mnie łagodnie, wie, że jestem dzikusem i
często biorę nogi za pas. Dlatego pomaga mi delikatnie. Odpowiada na moje
bolączki, rozterki i zagubienia. Czasami idę przed jego relikwię i mówię, co mi
na wątrobie leży i zostawiam mu to, a potem wszystko się zmienia. Wzywam go na
pomoc też przed spowiedzią, bo wiem, że to dobry pomysł. Tak samo, jak św.
Gerarda. To patron dobrej spowiedzi. Nie znam się z nim zbyt dobrze, ale też mi
towarzyszy.
Skąd
to wiem? A ja wiem? Po prostu wiem.:)
Święta
Teresa z Kalkuty
Kiedy
czytałam jej listy, w których opisywała swoje przeżycia duchowe, kiedy
dowiedziałam się, że przez pół wieku trwała w ciemności wiary (czyli czyniąc
dzieła na Chwałę Pana wciąż żyła w zwątpieniu), pomyślałam, że to nie święta
dla mnie. A jednak. Zapoznajcie się z nią, przeczytajcie jej życiorys, ale nie
w Internecie tylko w książkach a zobaczycie,
jaka to jest wspaniała kobieta.
I
bardzo mi pomaga, kiedy znajduję się w moich ciemnościach wiary. Zwłaszcza w
ostatnich latach pomogła mi w trudach nie wątpić. I dzięki niej przetrwałam ten
czas.
Ojciec
Dolindo.
Wiem,
że nie został jeszcze kanonizowany, ale nie mogę ukryć, że wywrócił w ostatnich
dniach moje życie do góry nogami. A wystarczyły tylko dwie książki. Jego
pokora, ufność Panu Bogu w ogromnych trudach życia powala na kolana. To dobry
nauczyciel, który uczy, jak kochać drugiego człowieka mimo wszystko. Jak
patrzeć na drugą osobę z miłością. Nie mogę powiedzieć, że już się z nim
przyjaźnię. Na razie go odkrywam i mam nadzieję, że staję się jego uczennicą w
naśladowaniu Pana Jezusa. Dawno mnie nikt tak bardzo nie poruszył. Ale o tym
też możecie poczytać w innym wpisie.
I
na koniec najważniejsza osoba.
Na
drugie imię mam Maria, więc moją patronką jest też Matka Boża.
I
bardzo się z tego cieszę. Z tym, że relacja z nią jest inna. To moja Matka, To
mój Ratunek i Ocalenie. To moja Ucieczka. To moja Królowa, której staram się
służyć, chociażby przez różaniec. Brak słów…
Jestem
dzieckiem i do Niej się uciekam po pomoc.
To
Ona mnie wysyła w różne miejsca i powoduje, że moje drogi się prostują.
To
Ona podsyła mi pomysły, a potem pomaga je realizować.
To
Ona przyciągnęła mnie do siebie, mimo, że byłam na nią obrażona za nieszczęścia
w rodzinie (które okazały się wielkim błogosławieństwem).
To
Ona zaprowadziła mnie na drogę żywej wiary i z powrotem do Pana Boga.
Ja
nie zrobiłam nic, oprócz TAK dla Pana Boga w zwątpieniu i od tej pory moje
życie, to same chrześcijańskie przygody. Dziękuję Ci Mario, za Twoje
prowadzenie.
Życzę
każdemu z Was poznania Matki Bożej i pokochania jej. Bo ona jest dla nas
wszystkich, wszystkich bez wyjątku. Nie wierzysz? Nie musisz? Wystarczy, że Ona
w ciebie wierzy i stoi obok i czeka na Ciebie. Zawsze.
To są moi święci przyjaciele. A Ty jakich masz?
Zapraszam do czytania również poniższych tekstów:
https://zprzymruzeniemoczu.blogspot.com/2020/10/jezu-ty-sie-tym-zajmij.html
https://zprzymruzeniemoczu.blogspot.com/2020/07/sw-rozalia-najlepsza-patronka-na-czas.html
https://zprzymruzeniemoczu.blogspot.com/2019/11/swiety-wojciech-i-spoka.html
https://zprzymruzeniemoczu.blogspot.com/2019/11/swiety-gerard-1726-1755.html
https://zprzymruzeniemoczu.blogspot.com/2019/11/swieta-teresa-z-avila-1515-1582.html
https://zprzymruzeniemoczu.blogspot.com/2019/11/sw-ojciec-pio-i-ja.html
Zdjęcie wzięte z:
http://archidiecezja.lodz.pl/pwp/?attachment_id=4265
Przyjaciół nigdy za wiele, więc u mnie spora gromadka tych Niebiańskich, m.in.: święty Jan Kanty, ojciec Pio, św. Józef, św. Rita, św. Jan Paweł II, Iwo Odrowąż, św Jacek, św. Katarzyna ze Sieny.
OdpowiedzUsuńczytelniczka85
Ooo. całkiem pokaźna gromadka. I nawet wszystkich znam.:) prócz Iwa.
OdpowiedzUsuńŚw. Rita gości u mnie w domu, ale rzeczywiście zwracam się do niej, jak świat się wali.
Św. Józef, jest w moim życiu, ale bardzo po cichu. Nie widzę go często w mojej codzienności.
Mało kto kojarzy Iwo Odrowąża, bo nie został on oficjalnie beatyfikowany. Przeszkodziły temu zabory oraz to, że był on człowiekiem, który lubił zawsze stać w cieniu i nie pchał się na piedestał. Czcili go dominikanie do XVII wieku, a potem skupili się na św Jacku. Iwo był wujkiem św. Jacka. Wychował go do świętości, wypromował jego i błogosławionego Czesława. Z racji tego, że nosze imię Iwona, jest on dla mnie ważnym patronem. Dzięki niemu mam fory u św Jacka. Ja z kolei odczuwam działanie św. Józefa w mojej codzienności. Pomógł mi już co najmniej dwa razy, odmawianie do niego litanii nie jest mi obce. Św. Józef jest dla mnie opoką i filarem, na którym mogę się oprzeć. Wystarczy, że popatrzę na jego wizerunek i od razu mi lżej.
OdpowiedzUsuńczytelniczka85
Ja mam tak z Ojcem Pio i św. Piotrem.
OdpowiedzUsuńPoza tym gadam jeszcze z moim Aniołem Stróżem, co również polecam. Znajduje mi np. miejsca parkingowe i mam wrażenie, że kilka razy jechałam samochodem na tak zwanego Anioła Stróża, czyli tylko dzięki niemu dotarłam cała i zdrowa do domu.
A przy okazji, masz pięknego patrona:)
OdpowiedzUsuńZ moim Aniołem Stróżem też jestem zaprzyjaźniona, jest przewspaniały, bardzo wyraźnie odczuwam w życiu jego pomoc, często mnie ostrzega przed niebezpieczeństwami i wypadkami, nie zliczę, ile razy mi już tyłek uratował.
OdpowiedzUsuńczytellniczka85
:)
UsuńŚw Ojciec Pio też przewspaniały patron. Kilka lat się do mnie dobijał, zanim ja, ciężko kapująca istota zrozumiałam, że On życzy sobie, żebym została jego czcicielką. Na Youtubie jest bardzo fajny kanał o ojcu Pio ŚLADAMI OJCA PIO. Polecam.
OdpowiedzUsuńczytelniczka85
Niesamowity jest Ojciec Pio, prawda? Do mnie też sam przyszedł. Dzięki za podpowiedź, na pewno w wolnym czasie zajrzę na tę stronkę.:)
Usuń