Więzienna planeta - odc.27
Ania
Patrzyła
na gitarę i na książkę z chwytami. Czuła, że ręce ją świerzbią, ale na razie
nie zdobyła się na sięgnięcie po instrument. Zamiast tego bezwiednie
zaczęła sprzątać.
- Anno, odłóż ścierkę - usłyszała głos
terapeutki.
Kobieta rzuciła szmatkę w kąt i ponownie usiadła
przed gitarą.
Burczała pod nosem.
- Czemu zabraniają mi sprzątać, przecież to mnie
uspokaja?
- Gra na gitarze też pomoże ci się wyciszyć.
- Czy mogę zostać sama ze sobą i gitarą?
- Przykro mi, ale nie.
Ania zrezygnowana sięgnęła po instrument. Po
kilku minutach świat przestał dla niej istnieć. Za to po drugiej stronie kamer,
wszyscy zamarli. W końcu jeden z informatyków wyksztusił.
- Odlot.
Ania grała i śpiewała. Głos miała czysty i
mocny.
- Ale talent - wyszeptała jej terapeutka.
Kiedy wszystko się skończyło ten sam informatyk
powiedział.
- Do tej pory o tym nie myślałem, ale teraz
wiem, że brakuje nam w Karnym Mieście muzyki.
- I radia - dodał ktoś.
- Myślę, że niedługo spełnią się wasze marzenia
- odezwała się terapeutka Ani. Tylko niech pani Olga wróci.
Olga i Agata
Siedziały w przytulnej jadalni wykutej w klifie. Nie było w niej okien i z każdej
strony otaczała ich wygładzona skała. Kinkiety i dwa żyrandole dawały ciepłe światło.
Stoły były masywne, a siedziało się przy nich w wygodnych fotelach. Kelner nie
miał zbyt wiele roboty, ponieważ poza nimi, na śniadanie zeszły jeszcze trzy
osoby.
- Mogę zadać pani niedyskretne pytanie? - zagaiła rozmowę Agata.
- Już się boję - powiedziała wesoło Olga.
Na urlopie w niczym nie przypominała surowej pani dyrektor. Miała na sobie
szary dres, a na stolach klapki. Nawet włosy, zazwyczaj spięte w kok lub kucyk,
dzisiaj miała rozpuszczone, co tylko dodawało jej urody.
- Mogę? - dopytała Agata.
- Proszę pytać.
- Po mieście chodzą plotki...
Olga zaśmiała się, wiedziała o co chodzi.
- Tak, to prawda Karol się we mnie kocha. Coś jeszcze chce pani wiedzieć?
Agata zmieszała się lekko, nie spodziewała się po tej kobiecie takiej
otwartości. Na szczęście lata praktyki dziennikarskiej dały o sobie znać.
- Tak. Co pani na to?
Olga wzruszyła ramionami.
- Jestem dyrektorem więzienia, to mi nie ułatwia życia.
- Owszem, ale jest też pani kobietą...
- Wiem i moja natura każe mi się do tego ustosunkować, ale mój profesjonalizm
protestuje.
- A powie mi pani tak po kobiecemu?
Olga zaśmiała się.
- Robi pani ze mną wywiad? Czy po prostu jest ciekawa.
Agata zastanowiła się przez chwilę.
- Jestem ciekawa.
Olga spoważniała.
- Podoba mi się, ale nie zapominam kim jest.
- Obawia się go pani?
- Nie. Tylko tacy, jak on... - zamilkła - są grzeczni, resocjalizacja przebiega
w dobry sposób, dają się lubić. Niestety, wystarczy, że dostanie zlecenie...,
nic go nie powstrzyma.
- Nie ufa mu pani.
- Nie. A bawić się nim nie zamierzam. Z takimi, jak on albo jest się na zawsze
albo wcale. Ja wybieram tę drugą opcje.
Zakończyła smutno.
- Nie zmieni pani zdania?
Olga wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Czas pokaże.
Przez chwilę milczały. W końcu Agata się zdecydowała i zadała pytanie.
- A co sądzi pani o Bartku?
Olga uśmiechnęła się do niej.
- Podoba się pani?
Kobieta przytaknęła.
- Nigdy nie wiemy, co do końca człowiekowi w duszy gra, ale Bartek, to dobry
chłopak. Może nie jest wykształcony i jest zbyt bezpośredni, ale widać, że bardzo
się stara wyjść na prostą.
- A jaki był na początku?
- Nie mogę pani o tym zbytnio opowiadać, ale był nieokrzesanym, ulicznym
chuliganem. Resztę niech sam pani opowie.
- Duży jest - zaśmiała się zawstydzona Agata.
- I bardzo silny.
- Jak bardzo- Olga uśmiechnęła się lekko widząc dziewczęcą ciekawość Agaty.
- Bardzo. I nic więcej nie powiem.
Tomasz i Robert
Tomasz
i strażnicy zdziwili się widząc wchodzącego do garażu kapitana.
- Jadę z wami - oznajmił.
Kiedy nikt mu nie odpowiedział, zmarszczył brew.
- Na co się tak gapicie?
Jeden ze strażników podrapał się w głowę i
odparł.
- Nieźle jest pan nabuzowany.
- Ja? - zdziwił się kapitan.
- Zaciska pan szczęki i pięści - dodał Tomasz.
Robert spojrzał na ręce. We wnętrzu dłoni
pozostał czerwony ślad po paznokciach. Zaśmiał się. Dopiero, co wyszedł z sesji
z Niną i najwidoczniej jeszcze nie ochłonął.
- Zaraz mi przejdzie. Przejażdżka na otwartą
przestrzeń dobrze mi zrobi.
Wsiadł do na pakę samochodu. Reszta po chwili do
niego dołączyła.
- Jak mam jechać panie kapitanie. Jak wariat
czy, jak staruszka po mleko? - zapytał Tomasz.
- Po prostu jedź i milcz - powiedział Robert.
Po chwili twarz kapitana rozjaśniła się, widok
pól uprawnych i lasu działał kojąco na jego skołatane nerwy.
Ania
- Mam
dla ciebie dobrą wiadomość - powiedziała terapeutka.
- Tak?
- Planujemy wypuścić cię do miasta. Oczywiście
nie dzisiaj, ale na pewno w przeciągu dwóch tygodni.
- A co ja tam będę robić?
- I to jest właśnie powód, dla którego jeszcze
wstrzymujemy decyzję - terapeutka uśmiechnęła się do kobiety i kontynuowała -
zrobiliśmy ci proorientację zawodową i wyszło nam, że nie jesteś stworzona do
pracy za biurkiem.
- Naprawdę?- Ania była zaskoczona - przecież
robiłam to wiele lat.
- To, że wykonywałaś tę pracę nie oznacza, że
byłaś do niej stworzona.
- A ja myślałam, że chodziło wyłącznie o presję
rodziny i otoczenia. Bo sama praca nie była zła.
- Możliwe, ale ty jesteś artystyczną duszą.
- Ja? Przecież jestem perfekcjonistką. Wszystko
musi być poukładane i uporządkowane.
- To cię nie wyklucza. W muzyce też wszystko
jest poukładane i musi być dopięte na ostatni guzik.
- Uważa pani, że powinnam być muzykiem?
- Na to pytanie sama musisz sobie odpowiedzieć,
ale to nie wszystko... powiem ci, co możesz robić w mieście, a ty się nad tym
zastanów.
- Dobrze.
- Możesz sobie grać i śpiewać, ale tutaj na tym
nie zarobisz. Za mało ludzi, ale wyszło, że ludziom, którzy pochodzą z Ziemi
bardzo brakuje radia. Poza tym są jeszcze dzieci w szkole. Mogłabyś ich uczyć
śpiewu.
- Ale ja nie mam uprawnień - zaooponowała Ania.
- Nic nie szkodzi, trzeba by tylko sprawdzić czy
dajesz sobie radę z dziećmi.
- Nie mam zielonego pojęcia, ponieważ nigdy nie
miałam z nimi do czynienia.
- Spokojnie. Masz jeszcze trochę czasu na
zastanowienie. Możesz również dać nam swoją propozycję tego, co chciałabyś
robić.
- Dobrze, zastanowię się.
Nina, Olga
i Robert
Olga wróciła z wakacji i ledwie zdążyła się
rozpakować, a już wzywali ją na
spotkanie z Niną. Po odpoczynku była do niej pozytywnie nastawiona, więc nie
grymasiła i od razu stawiła się na miejscu.
Nina zdziwiła się, ponieważ strażnicy nie
zaprowadzili jej do tej samej sali, co zwykle, tylko do sali konferencyjnej.
Siedział tam cały skład odpowiedzialnych za nią osób, jej wskazano miejsce na
końcu długiego stołu. Czuła się, jak na egzaminie. Rozmowę zaczął kapitan.
- Przygotowałaś się na dzisiejsze spotkanie?
- Tak. Wydukała.
- Zatem powiedz nam, czemu mamy cię wypuścić do
miasta.
Nina spociła się i trzęsły jej się ręce. Zanim
zaczęła czytać, kartka dwa razy upadła jej na podłogę. Zebrani ludzie patrzyli
na nią spokojnie i bez żadnej emocji na twarzy. To ją jeszcze bardziej
peszyło.
- Uważam, że - zaczęła dukać - powinnam już stąd
wyjść, ponieważ przestałam krzyczeć i zaczęłam współpracować. Zrozumiałam, że
muszę się dostosować i obiecuję, że nie sprawie nikomu kłopotu. Jestem silna i
mogę pracować fizycznie nawet przy męskich zajęciach.
- A co chciałabyś robić? -zapytała Olga.
- Mogłabym pracować przy budowie muru.
- Każdy przy nim pracuje, więc podaj nam inne
zajęcie.
- Mogę pracować fizycznie.
- To już wiemy- sapnął zniecierpliwiony Robert -
ale podaj konkretne zajęcie.
Olga wcięła mu się.
- A dlaczego nie chcesz pracować w swoim
zawodzie? Masz skończoną szkołę pielęgniarską, a na miejscu mamy tylko jedną
pielęgniarkę w przychodni. Mogłabyś dołączyć.
Robert zaczął kaszleć.
- Coś ci się stało? - zapytała go Olga.
Robert wstał.
- Chodź na słówko.
Wyszli, Nina niepewnie popatrzyła na resztę
terapeutów, ci patrzyli po sobie i wzruszali ramionami.
Tymczasem kapitan rozmawiał z dyrektorką.
- Oszalałaś?- syknął - pielęgniarka? Nie
powierzyłbym jej ani jednego z moich kumpli. Wiesz, że ona wciąż zionie
nienawiścią do facetów.
- Wiem, ale zawsze można ją posyłać do kobiet.
Pomyślałam też, że byłaby odciążeniem dla Kasi.
- Przypominam, że lekarze i Kasia są ludźmi
wolnymi. A ona? Jesteś pewna, że jej nie odbije?
- Nie, ale ma fach w ręku, a nie wiem czy
zauważyłeś personel medyczny nie wali do nas drzwiami i oknami. Na każdą
operację musimy ściągać kogoś z Ziemi. I to za grubą kasę.
- Dobrze. Niech odciąży Kaśkę, ale niech nie
podchodzi do pacjentów z lekami czy zastrzykiem.
- Robercie – zganiła go Olga – ona nie jest
szaloną trucicielką tylko nieszczęśliwą kobietą, którą ktoś bardzo skrzywdził.
- Wiem, ale ja jej nie ufam…
- Dobrze, na razie zajmie się papierami,
układaniem leków i bandażowaniem skręceń, zwichnięć i czego tam jeszcze.
Kapitan skinął z aprobatą głową.
Wrócili na salę. Nina była zielona na twarzy i
oczekiwała najgorszego.
Olga
podjęła przerwany wątek.
-
Czy chcesz pracować jako pielęgniarka?
-
Z ostatniego szpitala mnie wyrzucili – bąknęła.
-
Ale nie straciłaś uprawnień.
-
No nie, bo wyleciałam za to, że zamiast do pracy chodziłam na demonstrację lub
drukować ulotki.
-
Ponowię pytanie, chcesz pracować, jako pielęgniarka?
Nina
wzruszyła ramionami.
-
O ile nie każecie mi chodzić przy mężczyznach, to tak.
-
Dobrze Nino – odparła Olga – jutro wyjdziesz do miasta. Twoja główna prowadząca
później powie ci wszystko o zasadach i funkcjonowaniu naszej społeczności.
-
Dobrze, dziękuję.
-
Możesz wracać do celi.
Kiedy
kobieta znikła za drzwiami Olga spojrzała na Roberta z uznaniem.
-
No no no, aleś ją wychował, było nawet, dziękuję.
Robert
skrzywił się.
-
Nie chcę o tym gadać i nie chcę mieć z nią już do czynienia.
-
Niestety muszę cię poprosić, żebyś jeszcze przez jakiś czas miał na nią oko.
-
Nie proś mnie o to. Nie lubię jej. Nawet nie wiesz, jak bardzo musiałem ze sobą
walczyć, żeby nie stracić twarzy.
-
Robercie. Nie chodzi mi o to, żebyś odbywał z nią sesje zasad dobrego wychowania.
Chcę, żebyś, jak ją spotkasz na ulicy wypytał o to i owo, żebyś ją obserwował,
a jak zrobi coś głupiego, żeby pamiętała, że ty nadal możesz ją wyrzucić za
bramy miasta.
Robert
zacisnął usta.
-
Posłuchaj – kontynuowała Olga – dobrze wiesz, że wypuszczamy ją w połowie
drogi. W celi się nie rozwija. Ty nią potrząsnąłeś, teraz ciąg dalszy, jej
życie w mieście.
-
Niech sobie żyje, ale mnie też daj żyć – burknął.
-
Jest jeszcze jeden problem- Olga przerwała.
-
Niby jaki?
-
W mieście żyje całkiem dużo facetów, boję się, że będzie miała trudność to
zaakceptować. Potrzebuje twojego wsparcia.
-
Ty, czy ona?
-
Ja…, i ona też.
Robert
powiedział podnosząc się z miejsca.
-
Przemyślę to – i wyszedł.
kolejny odcinek 05 sierpnia
Komentarze
Prześlij komentarz