Więzienna planeta - odc.31

 

Bartek

Przyszedł z dostawą do sklepu z pamiątkami, a Lulu od razu przyznała się do tego, co z robiła z jego motylkami.

Po kilku chwilach mężczyzna siedział na stołku przy ladzie i trzymał w ręku wykonanego przez siebie owada. Przyglądał się z uwagą przyklejonej na jego brzuchu agrafce. Lulu stanęła w kąciku i czekała na werdykt. Obawiała się najgorszego, że on wpadnie w szał, ponieważ uzna jej czyn za profanację jego dzieła. Tymczasem Bartek wstał i zaczął się przechadzać po sklepie. Co i raz podnosił figurki zwierząt i coś tam do siebie mamrotał.

- Czy możesz już coś powiedzieć? – usłyszał piskliwy głosik. Ocknął się z zamyślenia i uśmiechnął do dziewczyny.

- Przepraszam, zamyśliłem się, co mówiłaś?

- Pytałam, czy możesz już coś powiedzieć, na temat tego, co zrobiłam.

Mężczyzna odetchnął głęboko i odezwał się spokojnie.

- Szkoda, że nie przyszłaś najpierw do mnie, przynajmniej przykleiłbym to porządnie – westchnął – a tak to obawiam się, że agrafka może szybko odpaść. Ale twój pomysł był dobry.

Lulu odetchnęła i odważyła się nieśmiało uśmiechnąć.

- Ale nie rób więcej takich rzeczy bez mojej zgody, dobrze?

- Dobrze.

- Ale dziękuję ci, bo podsunęłaś mi nowe pomysły. Będę robił nie tylko brosze, ale i wisiorki oraz kolczyki – podszedł do niej i ją uściskał.

Ta zesztywniała. Mężczyzna szybko się zreflektował.

- Przepraszam Lulu – powiedział do niej, ale kiedy zaczęła drżeć, dodał ciepło – nie miałem niczego złego na myśli. Tylko cię uściskałem. To normalne, kiedy ludzie się znają i lubią. Bo ja ciebie lubię.

Wydawało mu się, że pogorszył sprawę, bo dziewczyna zbladła, jak ściana.

- Lulu, nie panikuj, traktuję cię, jak siostrę. Uspokój się dziewczyno – normalnie powinien był ją jeszcze raz przytulić i pogłaskać po głowie, ale w tym wypadku musiał ograniczyć się tylko do słów.

„No pięknie – pomyślał – w tym tygodniu tylko sobie grabię.”

- Wychodzę – powiedział i sięgnął do klamki – a ty się uspokój i nie panikuj. Nie skrzywdzę cię.

I wyszedł.

„Jestem potworem” – pomyślał i wrócił do swojego warsztatu.

 

Robert i Olga

Weszła do jego gabinetu, a on widząc jej minę od razu spytał.

- Czego chcesz tym razem? I od razu mówię, że jeśli chodzi o Ninę, to mówię nie. Wystarczy mi, że raz w tygodniu muszę z nią rozmawiać.

Olga roześmiała się serdecznie i usiadła na krześle przed biurkiem.

- Jakiś ty się zrobił wrażliwy.

- Nie wrażliwy – burknął – tylko boję się, że tę dziewczynę zleję na goły tyłek. Jak dzieciaka. Bo tak się zachowuje, jak dzieciak.

- Dobrze, już dobrze, ochłoń. Nie przychodzę tu w sprawie Niny.

- A kogo?

- Mamy dziewczynę, która nie powinna tutaj się znaleźć, ale się znalazła. Była pracownica korporacji  March –Zach. Tak się wykończyła, że puściły jej nerwy.

Nie chciała dostać zawiasów tylko wylądować u nas. No i jest. Zamknięta w sobie, bardzo delikatna o artystycznej duszy.

- A opowiadasz mi o niej, bo…

- Bo musi podjąć pracę przy murze, a wiem, że zupełnie nie jest to dla niej.

- Co masz na myśli.

- Obawiam się, że wpadnie w kierat perfekcjonizmu i będzie biła rekordy przodownika pracy. To była pracoholiczka.

- I co ja mam z nią niby zrobić? Nie pozwolić pracować?

- Nie. Chcę, żebyś za każdym razem stawiał ją gdzie indziej.

- Wiesz, że mamy cykle miesięczne – przypomniał.

- Wiem, ale nie chcę, żeby wpadła w rytm. Bo to jej zaszkodzi. Wiesz, jak trudno było ją oduczyć ciągłego sprzątania?

- Udało się?

- Nie do końca. Codziennie pucuje mieszkanie, ale już po sobie nie poprawia.

- Dobrze. Postaram się stawiać ją w różnych miejscach.

- I jeszcze jedna prośba.

- Tak?

- Lekka praca. Ona jest jeszcze bardzo słaba fizycznie. Przez kilka miesięcy była w letargu, a na Ziemi żywiła się głównie winem.

- Rozumiem i postaram się sprostać twoim oczekiwaniom.

- Czaruś – zaśmiała się Olga, wstała i wyszła z gabinetu.

Robert westchnął i powiedział do siebie.

- Nie jestem kapitanem. Jestem niańką.

 

Agata i Ania

Agata około 16 00 weszła do kamienicy i odszukała mieszkanie numer 20. Drzwi otworzyła jej wysoka kobieta, która miała na sobie idealnie dopasowany strój, nienaganną fryzurę i makijaż. Ta widząc Anię poczuła się niechlujna, zaniedbana i nieciekawa.

- Tak? – zapytała kobieta idealnym i melodyjnym głosem.

- Eeee – zacięła się – Ania, tak?

- Tak, a pani to pewnie Agata?

- Wystarczy Agata, wydaje mi się, że jesteśmy w podobnym wieku, więc może od razu przejdźmy na ty.

- Dobrze. Zapraszam.

Agata weszła do małego mieszkania, które lśniło czystością, gdzie wszystko miało swoje miejsce i nic nie było ustawione przypadkowo.

Ania widząc minę kobiety odparła.

- Wiem, jestem chorobliwą pedantką. Pani Olga usiłuje mnie od tego odciągnąć, ale na razie osiągnęła tylko tyle, że sprzątam co dwa dni, a nie codziennie.

- Acha – mruknęła Agata – nie wnikam, ale nie rozumiem, ponieważ ja osobiście wolę artystyczny nieład.

- To znaczy bałagan.

- Nie, nieład. Lubię kiedy na szafce nocnej leży stos książek do przeczytania, na ścianach wiszą bezsensowne obrazki, a moje kapcie walają się pod stołem, a na kanapie zawsze leży koc i poducha.

- Nie wnikam, nie rozumiem – odparła Ania i obie kobiety uśmiechnęły się do siebie.

- Może jakoś się dogadamy.

- Usiądź, proszę –Ania wskazała fotel.  Kobieta usiłowała usiąść tak, żeby nie pognieść materiałowej narzuty – możesz usiąść normalnie, nie mam fisia…, no może trochę ale nie martw się, ja lubię sprzątać, wiec wszystko po tobie poprawię. Oj! Przepraszam, strzelam gafy.

- Acha – mruknęła Agata.

- Pani dyrektor powiedziała mi, że mamy wspólnie założyć radio – Ania zmieniła temat.

- I gazetę – dodała wesoło Agata.

- Nie jestem dobra w pisaniu.

- Nikt na początku nie jest, ale nie martw się, będę ci pomagać.

- Jesteś dziennikarką?

- Tak, ale chwilowo na bezrobociu. To znaczy mam tutaj pracę, ale nie w prasie. A widzę, że bardzo tutaj brakuje nowinek, czy po prostu czegoś do czytania.

- Nie ma Internetu – westchnęła Ania.

- Właśnie, ani telewizji. Dlatego trzeba wrócić do starych metod przekazywania informacji – radio i prasa.

- Z tym, że tutaj praktycznie nic nie działa, więc nasze radio, ma podobno być bezpośrednim mówieniem do mikrofonu, a nasz głos będzie się niósł z głośników umieszczonych na ulicy.

- Od czegoś trzeba zacząć. Panowie z działu technicznego robią co mogą, żeby stworzyć tu coś, co zadziała.

- To prawda.

- Ale dosyć marudzenia, trzeba zastanowić się nad tym, co chcemy przekazywać mieszkańcom Karnego Miasta.

- Pani dyrektor powiedziała, że ma to trwać dwie godziny dziennie. Na razie nie ma potrzeby ciągłego nadawania.

- To prawda, za mało tu ludzi, poza tym, musiałybyśmy wymyślać za dużo tematów. Ale co powiesz na to, żeby nadawać pół godziny rano, kiedy wszyscy idą do pracy, a potem około 19 00, kiedy wszyscy rozchodzą się do domów.

- A może w przerwie obiadowej, jest około 14 00,  a potem pod wieczór.

- Może masz rację, o 8 00 rano nie będziemy mieć nic ciekawego do powiedzenia.

- Ma być też muzyka – ożywiła się Ania – ściągnęłam dwie szpule z piosenkami z Nowego Miasta. Dwie miejscowe kapele, jedna rockowa a druga popowa.

- No, no, widzę, że się przygotowałaś – pochwaliła ją Agata.

Ania zamarła i przez chwilę nic nie mówiła.

- Czy powiedziałam, coś nie tak? – zaniepokoiła się druga kobieta.

- Nie, nie, tylko…, odezwały się we mnie wspomnienia z pracy. Tam trudniej było dostać pochwałę. A tutaj? Zrobiłam to przede wszystkim dla siebie, ale ty mnie pochwaliłaś. Dziękuję.

- Nie ma za co – uśmiechnęła się Agata i wróciła do tematu – a mamy coś z Ziemi?

- Nic. Musiałybyśmy poprosić miejscową kapelę, żeby na tutejszy sposób nagrała jakieś ziemskie hity albo trzeba byłoby zaprosić tutaj ziemską gwiazdę. Póki co, odpada, bo to więzienie.

- No nic, na razie weźmiemy, co jest. Ja za to pomyślałam o tym, żeby nie tylko pisać, ale i opowiadać, co się danego dnia wydarzyło. Co było ciekawego i tak dalej.

- Możemy zapraszać ludzi i robić z nimi wywiady.

- Oczywiście.  Możemy też przybliżyć mieszkańcom wykonywane na miejscu profesje.

Kobiety ustalały plan działania do 20 00, mogły by i dłużej, ale Agata musiała wyjść. Więźniarki nie mogły po tej godzinie ani wychodzić, ani przyjmować gości.

 

Tomasz

Został wysłany do rąbania drewna. Mimo, że jeszcze trwało lato, to mieszkańcy już szykowali się na przyjście zimy. Drwale zwozili mu drzewa, a on i jeszcze kilku mężczyzn rąbało je na szczapy. Część drewna miała pójść do cegielni, część na ogrzanie urzędów, a reszta dla domów i kamienic. Pierwsze dwa dni dobrze mu się pracowało, ponieważ miał dużo emocji do wyrzucenia, a machanie siekierą w cudowny sposób mu pomagało, ale w końcu wszystko ze sobą przegadał, a praca mu się znudziła. Nie mógł jednak zgłosić zażalenia, ponieważ i tak by to nic nie dało. Tylko jazda samochodem mu się nie nudziła. Był ruch, była przygoda i wiatr we włosach, czyli to co lubił. Tymczasem machał siekierą i machał, a drewna nie ubywało. Wręcz przeciwnie, było go, co raz więcej.

- Nie szalej – upomniał go Leszek, kolega, z którym na początku pracował w lesie.

- O, witaj – ucieszył się Tomek – myślałem, że ciebie też gdzieś przenieśli?

- A po co? Lubię siedzieć wśród drzew. Za to ty latasz, jak kot z pęcherzem. Jak nie w samochodzie, to w cegielni. Czemu cię tak przenoszą?

- Może wiedzą, że trudno jest mi usiedzieć w miejscu – zaśmiał się Tomasz – ale prócz jazdy samochodem, nic mi póki co nie przypadło do gustu.

- Ej, nie gadać, tylko pracować – upomniał ich strażnik.

- Już, już, przecież się nie pali – mruknął Leszek, ale posłusznie pożegnał Tomka i odszedł z resztą drwali do lasu.

 

Karol

Znowu mu się wszystko rozsypało. Już się cieszył, że pomału dochodzi z Olgą do jako takiego porozumienia, a tu nagle ona go informuje, że wyjeżdża na Ziemię i to na cały miesiąc. Nic, tylko usiąść i płakać. Z jednej strony rozumiał, że ona jest tu dyrektorem i ma mnóstwo obowiązków, ale z drugiej strony, znowu zostawiała go z uczuciem niepewności. Oficjalnie nie byli parą, ale ich spotkania co raz bardziej przypominały randki. Olga co raz częściej wychodziła z roli szefowej i była po prostu kobietą. Już chciał pomyśleć: „Jego kobietą”, ale wiedział, że to nieprawda. Po raz pierwszy w życiu pożałował swojego przestępczego życia. Ale potem uświadomił sobie, że gdyby nie ono,  nigdy by jej nie spotkał.

- Jeden plus – mruknął i zabrał się za sprawdzanie silnika do nowego samochodu.

 

Nina

Podczas pracy przy murze, dziewczyna została przydzielona do robienia cementu.

- Przynajmniej tutaj jest jako takie równouprawnienie – mruknęła zadowolona i wsadziła łopatę w piach.

Miej jej się podobało to, że wokół kręcili się faceci. Nie mogła jednak głośno wyrażać swoich opinii, ponieważ kapitan pilnował jej niczym Cerber z mitologii. Z drugiej strony, nikt nie był w stanie jej zmusić, żeby z nimi rozmawiała.

Ludzie, którzy z nią pracowali, bardzo szybko poczuli płynącą od niej niechęć i nawet nie próbowali do niej zagadywać.

- Ale przy cemencie wieje chłodem – dzielili się swoimi doświadczeniami.

- Dziwna osoba. Ni to baba ni to chłop – mówił ktoś inny.

- Do roboty, nie jesteście na wakacjach – rozganiał ich strażnik.

Niestety wszyscy, którzy mieli tego dnia styczność z Niną tracili humor i zapał do pracy. Nawet strażnicy toczyli walkę ze zniechęceniem i dziwnym wewnętrznym rozdrażnieniem.

Kobieta niby nic nie robiła, ale biła od niej tak wielka niechęć i złość, że było to niemal namacalne. Nawet to, jak ładowała do betoniarki piach, jak mieszała cement czy też wylewała go do taczek wyglądało na wojenną batalię, a nie na normalną pracę.

Ninie to nie przeszkadzało. Nawet nie zwróciła uwagi na to, że nikt nie zamienił z nią tego dnia ani jednego zdania.

Była tak skupiona na swojej złości, na nienawiści do mężczyzn  i prywatnej walce o równouprawnienie, że niewiele do niej docierało.

 

Ania i Agata

Ania szła razem z innymi kobietami na miejsce pracy przy murze. Czuła się nieswojo idąc w konwoju pilnowanym przez strażników. Panowie mieli zacięte twarze, a w rękach broń. To powodowało, że ze strachu lekko drżała. Uświadomiła sobie, że chyba popełniła błąd godząc się na odbycie kary. Mogła skorzystać z zawieszenia i cieszyć się wolnością. Z tym, że w tej wolności byliby jej rodzice. Dlatego od razu zmieniła zdanie. Wola iść do budowy muru wśród innych więźniarek i eskortowana przez pokrzykujących strażników.

Poczuła, że ktoś ją łapie pod rękę. Podskoczyła przestraszona, ale okazało się, że była to Agata.

- Co ty tu robisz? – zapytała Ania.

- Idę budować mur.

- Przecież jesteś wolna?

- Ale mieszkam tu i to jest mój obywatelski obowiązek.

Zamilkły na chwilę, po czym Ania cicho powiedziała.

- Cieszę się, że cię widzę. Będzie mi trochę raźniej.

Agata uśmiechnęła się promiennie.

- Chcesz, to poproszę strażników, żebyśmy razem pracowały – zaoferowała.

- Mogłabyś? – na twarz Ani wypłynął wyraz pełen nadziei.

- Pewnie. A co mi szkodzi.

Opuściła na chwilę koleżankę i przecisnęła się na sam przód kawalkady. Tam odbyła szybką rozmowę z wysokim kapitanem. Ania nie widziała jego twarzy, ale kiedy Agata mówiła raczej przytakiwał niż negował jej słowa.

Kiedy skończyła mówić, kapitan coś jej odpowiedział, co wywołało uśmiech na jej twarzy. Ania odetchnęła z ulgą, chyba jej się udało. Rzeczywiście, kiedy Agata do niej wróciła, powiedziała.

- Będziemy dzisiaj roznosić jedzenie i picie pracującym – oznajmiła.

Ania po raz drugi odetchnęła.

- To dobrze, bo już się bałam, że będę musiała układać cegły.

- Pewnie kiedyś nadejdzie taki czas, ale dzisiaj potraktowali nas obie ulgowo. Tylko pamiętaj, żeby nie wychodzić poza stanowiska strażników.

- Dlaczego?

- Bo poza nimi czyhają na nas dzikie bestie – odparła poważnie Agata.

- No tak, coś o nich słyszałam – zadrżała Ania.

- Nie martw się. Jesteśmy dobre pilnowane i nic się nam nie stanie – pocieszała ją Agata. Nie dodała, że sama widziała atak psiarów i osobiście nie chciałaby, żeby wróciły.


kolejny odcinek 25 sierpnia

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka