Więzienna planeta - odc.28

 

Agata

Agata postanowiła przedłużyć swój pobyt na klifach i za zgodą Olgi została jeszcze kilka dni. Jeden z pracowników obiecał zabrać ją w inną część klifu, o który rozbijały się gigantyczne fale.
- Nasze miejscowe tsunami - powiedział.
Jechali w opancerzonym łaziku, który co i raz był atakowany przez gadziny.
- Przyjemnie tu u nas, prawda? - zaśmiał się mężczyzna po kolejnym nalocie.
- Nie wiem, jak możecie tu mieszkać? Wszystko pod kopułami, schronami...
- Też nie mogłem się na początku przyzwyczaić, ale moja żona jest córką właścicieli i wszystko po nich dziedziczy. Rozumie pani, rodzinny interes, którym ona żyje, no więc i ja nim żyje- śmiał się.
Po dwóch godzinach zatrzymał pojazd u stóp lekkiego wzniesienia.
- Chodźmy - powiedział i wysiadł.
Agata zawahała się.
- A gadziny?
- Tutaj ich nie ma. Może zabrzmi to paradoksalnie, ale jest tu bezpiecznie. Oczywiście jeśli nie zwieje nas wiatr lub nie porwą wielkie fale.
Weszli na wzgórze, które kończyło się płaskim i bardzo mokrym klifem.
Przeszli po nim kilkadziesiąt kroków i mężczyzna kazał jej się zatrzymać.
- Proszę się nie ruszać, patrzyć w stronę morza i w żadnym razie nie uciekać. 
Zrobiła, jak kazał.
Była piękna i słoneczna pogoda,  ale wokół panowała cisza. Nad głowami nic nie latało, ani nie ćwierkało. Do jej uszu w końcu doszedł dźwięk szumu morza, który z każdą chwilą narastał, aż w końcu zamienił się w huk. Do tego coś dziwnego działo się z morzem, które widziała poza granicą klifu. Podniosło się i wyglądało to tak, że staje się wyższe od klifu. Drgnęła.
- Proszę się nie ruszać - przypomniał mężczyzna - pierwsze trzy, cztery fale i tak nie sięgną szczytu, dopiero kolejne.
- A ile ich będzie?
- Około dwudziestu, ale ja wytrwałem tylko do jedenastu, kolejne wdzierają się głęboko w ląd. To niebezpieczne.
- A ile przeznaczył pan dla mnie?
- Sześć, siedem - nie powinny do nas dotrzeć. Ale będzie miała pani wrażenie, że górują nad nami i że jak nic zginiemy. Proszę jednak mi zaufać, nic takiego się nie stanie.
Huk był coraz głośniejszy, a na horyzoncie pojawił się biały grzbiet fali. Agata dygotała z przerażenia i podniecenia jednocześnie. Serce waliło jej, jak oszalałe i o mały włos nie wyskoczyło z piersi, kiedy wielka fala złamała się i uderzyła w klif. Po kilku minutach nadeszła następna i jeszcze jedna. Za to czwarta spowodowała, że miała ochotę wziąć nogi za pas. Fala, zanim się złamała górowała nad klifem na dobre kilka metrów. Biała piana wdarła się na ląd.
- Ma pani dosyć? - Zapytał mężczyzna.
- Nie - powiedziała obserwując jeszcze wyższą od poprzedniej ścianę wody. 
Wytrwała do ósmej, do momentu, aż cień fali sięgnął jej osoby, a woda dotarła prawie do jej stóp.
- Mam dość - powiedziała.
- No to się pośpieszmy, kolejna może już się przelać przez wzgórze.
W drodze powrotnej Agata nie wymieniła ani jednego słowa.

 

Bartek i Karol

Spotkali się przy budowie muru. Karol mieszał cement, a Bartek dowoził cegły.
- Co ty jesteś taki nabuzowany? - Karol zapytał Bartka.
- Nie jestem nabuzowany - burknął kolega i wysypał cegły.
- Ej - wykrzyknął strażnik - nie niszcz budulca!
Jednak Bartek był już daleko.
- Co go ugryzło - warknął strażnik.
- Nie wiem. Od dwóch dni tak się zachowuje - odparł Karol.
- Powiedz mu, że może być zły na cały świat, ale cegły mają być całe. Inaczej straci możliwość uzyskania przywileju.
- Dobrze. Powiem mu.
Przy kolejnej dostawie, Bartek już miał wysypać kolejna partię cegieł, ale Karol szybko go ostrzegł. Duży mężczyzna westchnął i posłusznie podjechał do kobiet, które wyładowały taczkę. 
W tym czasie podszedł do Karola i burknął.
- Została dłużej na wczasach. Pani Olga powiedziała, że chciała porobić dla mnie jeszcze więcej zdjęć, ale nie podoba mi się to. Na pewno kogoś tam poznała. Jakiegoś wolnego gogusia z Ziemi albo z Nowego Miasta.
- Sam siebie nie słyszysz.
- O co ci chodzi.
- Pani Olga powiedziała, że Agata robi dla ciebie zdjęcia. Dla ciebie, nie dla gogusia z Ziemi.
- Kto je tam wie.
- Tym sposobem podważasz prawdomówność pani Olgi.
Bartek zauważył zmianę w głosie Karola, więc dodał.
- Nie podważam, ale przecież może tam kogoś spotkać? 
- Może.
- Dlatego, póki nie wróci będę zły.
Powiedział, wziął taczkę i odszedł.

 

Nina

Nie spodziewała się tego, że aż tak przeżyje wyjście poza mury więzienia. Plac przed budynkiem był pełne ludzi, którzy odpoczywali siedząc na ławkach i ciesząc się z popołudniowego słońca. W fontannie, która znajdowała się w centralnym punkcie taplało się kilkoro dzieciaków.

- Idziemy na lewo – odezwała się do niej terapeutka – miasto jest podzielona na sektory, my idziemy do części kobiecej. Tam też jest przychodnia, więc nie będziesz musiała daleko chodzić.

- A mężczyźni? Czy też tam będą?

- Oczywiście, w waszej części są sklepy, fryzjer i dom kultury, więc mężczyźni też tam bywają.

Nina skrzywiła się.

- Ale tylko do 20 00, potem nie wolno im tam przebywać, nawet wolnym. Jedynym wyjątkiem jest lekarz, ale budynek służby zdrowia stoi na granicy stref, więc jest taki trochę neutralny. Kamienice, które widzisz w oddali zamieszkują tylko kobiety, nie ma tam mężczyzn. Nie wolno też żadnych zapraszać do środka. Mogą jedynie odprowadzić ukochaną do tamtej dużej ławki.

- Oczywiście wyjątkiem jest lekarz – przypomniała – no i burmistrz czy strażnicy. Oni mogą wejść wszędzie.

- Czyli jednak będą tam kręcić się samce?

- Czy mogłabyś przestać tak na nich mówić? – upomniała ją terapeutka.

- Kiedy na to zasłużą – burknęła Nina.

Kobieta westchnęła.

- Nikt tam się nie będzie kręcić bez potrzeby. Będziesz tam mieszkać, jakbyś była wolna. Nie rób głupot, to nie będzie potrzeby cię odwiedzać. Terapię i tak będziesz miała w budynku przy więzieniu. Na razie masz dwa dni spokoju na aklimatyzację. Potem idziesz do pracy, a po niej na terapię.

Terapeutka wręczyła jej plik banknotów.

- To na start. To pożyczka, będziesz ją przez kilka miesięcy spłacać. Nie jest obciążona żadnymi dodatkowymi procentami. Ile dostałaś, tyle spłacisz. Ustalisz z kadrową w przychodni wysokość raty.

- Dobrze, dziękuję. – odparła Nina.

Jej mieszkanie mieściło się na trzecim piętrze kamienicy, na samym końcu korytarza. Kobiety weszły do środka. Mieszkanko miało dwa pokoje z kuchnią i łazienką, oraz spory balkon.

- Czy można tu palić? – zapytała Nina.

- Ty palisz?

- Paliłam zanim tu trafiłam – przyznała Nina.

- Skoro tyle miesięcy pozostawałaś bez palenia, to może warto rozważyć rzucenie tego zgubnego nałogu?

- Przemyślę – bąknęła Nina, po czym ponownie zapytała – czy można tu palić?

- Można, ale papierosy są bardzo drogie, paczka kosztuje 50 złotych.

- O ja cię – powiedziała zaskoczona Nina.

- No właśnie, o ja cię – zaśmiała się terapeutka – a teraz cię zostawiam. Sugerowałabym zwiedzenie okolic i kupienie sobie nowych ciuchów, twoje stare, są hmmm, wiszą na tobie i tyle.

Nina nic nie odpowiedziała.

Została sama i pierwsze co zrobiła, to sprawdziła czy są kamery. Niestety były.

- Niby wolność – parsknęła niezadowolona i usiadła na pierwszym lepszym krześle w kuchni. Przeliczyła pieniądze. Dostała 1000 złotych.

- Nie za wiele. Ciekawe, jakie tu są ceny – powiedziała do siebie.

 

Ania

Trzy dni później do mieszkania naprzeciw Niny wprowadziła się Ania, która nie czuła się jeszcze gotowa na zmierzenie się ze światem. A przede wszystkim nie czuła się gotowa na zmierzenie się z dziećmi i lekcjami muzyki.

Oprócz tego dostała polecenie spotkania się z niejaką Agatą, babeczką z Ziemi, która zamieszkała w Karnym Mieście i z którą miały założyć radio.

Na razie pozwolono jej się zaaklimatyzować. Dano trochę pieniędzy na zakup podstawowych produktów. Zamówiono dla niej też zeszyty muzyczne, z chwytami i nutami. Miało to być na rzecz szkoły, ale pozwolono jej zabrać je do mieszkania, żeby mogła poćwiczyć przed rozpoczęciem pracy.

Nie wiedziała, jak sobie z tym wszystkim poradzi. Bała się, że jej perfekcjonizm zepsuje wszystko. Wielu rzeczy się bała. A najbardziej nowego życia…

 

Karol i Olga

Olga siedziała w swoim biurze i rozpracowywała kolejnego więźnia, kiedy do środka wszedł jeden z trenerów i wręczył jej ładną kartkę, z wydrukowanym napisem „Zaproszenie.”

- Od tajemniczego wielbiciela – powiedział konspiracyjnie mężczyzna i wyszedł.

Zaproszenie było oczywiście od Karola, który chciał z nią zjeść obiad.

Ola czuła, że robi jej się ciepło na sercu. Mężczyzna był romantykiem i starał się jak mógł, żeby się jej przypodobać.

Spojrzała na godzinę wpisaną na kartce i stwierdziła, że nie ma czasu bardziej się rozklejać, ponieważ obiad był za godzinę, a on na pewno nie dostał przywileju na pół dnia. Wybiegła z pracy i wstąpiła do domu, żeby się przebrać. Uznała, że skoro dostała oficjalne zaproszenie, powinna jakoś wyglądać.

Wskoczyła w ładną, letnią sukienkę w kwiaty i balerinki. Rozpuściła włosy i poprawiła makijaż. Tyle musi mu wystarczyć, powiedziała do siebie i zauważyła, że musi się spieszyć, bo on już z pewnością czeka.

Do karczmy weszła spokojnym krokiem, chociaż pół drogi podbiegała.

Karol wstał od stolika i gapił się na nią z rozdziawioną buzią. Dotąd Olga serwowała mu jedynie służbowy kok i eleganckie kostiumy, więc to co zobaczył, o mało nie zwaliło go z nóg. Nawet na grillu u Bartka nie była tak swobodnie ubrana, jak dziś. No i miała rozpuszczone włosy. No i miała opaleniznę. No i miała inny makijaż. No i w ogóle to oszołomiła go, swoją urodą.

- Mam nadzieję, że się nie spóźniłam? – powiedziała pogodnie.

Mężczyzna uśmiechnął się głupawo i coś wysapał.

- Słucham? – dopytywała Olga.

- Pięknie pani wygląda – wydukał w końcu.

- Dziękuję – uśmiechnęła się do niego.

Usiedli i kontynuowała.

- To pewnie przez wakacje. Wypoczęłam, wyspałam się, złapałam trochę słońca, to i uroda lepiej wygląda – paplała, a on patrzył się na nią oczarowany.

Miał jej powiedzieć, że tęsknił, ale wolał na nią patrzeć. Miał jej powiedzieć o odwiedzinach prawnika, ale zupełnie o tym zapomniał. Zamiast tego patrzył się na nią, jak zaczarowany.

- Zjemy coś?- przerwała opowieść o tym, jak było na klifie.

- Ja chyba nic nie przełknę –przyznał szczerze.

-Źle się czujesz?

- Czuję się nasycony pani widokiem – powiedział z lekkim uśmiechem.

Olga lekko się zaróżowiła na policzkach.

- Och… - westchnęła tylko.

Patrzyli sobie w oczy i czuli, że świat wokół nich przestał istnieć.

- Wybraliście już coś? – usłyszeli nosowy głos córki karczmarza.

Czar prysł.

- Sznycel z zieleniną – powiedziała Olga.

- Ja to samo, co pani dyrektor – odparł Karol.

- A co do picia?

- Herbatę, dwie – powiedziała Olga.

Kiedy dziewczyna odeszła kobieta zapytała.

- A co ty porabiałeś, kiedy mnie nie było.

Karol wyraźnie się speszył.

- Coś się stało?

Przytaknął.

- Opowiedz.

- To nie psychoterapia – odparł – wolałbym mówić o czymś innym.

- Nie robię ci psychoterapii – odparła spokojnie - po prostu pytam.

Zrobiło mu się głupio.

- Przepraszam – bąknął – ale boję się, co sobie o mnie pani pomyśli.

- Póki nic nie powiesz, to się nie dowiemy – zaśmiała się.

- Dobrze, ale proszę nie być na mnie złą – i opowiedział o adwokacie i o tym, jak go przegonił. Kiedy skończył zapadła ciężka cisza. Olga patrzyła w okno, a Karol bał się podnieść wzrok.

- Odrzuciłeś zlecenie? – usłyszał w końcu jej pytanie, więc spojrzał na nią.

W jej oczach było coś, czego na razie nie rozpoznawał.

- Albo wyrok śmierci, ale tak, odrzuciłem?

- Dlaczego?

Wzruszył ramionami.

- Skończyłem z tym, poza tym – urwał na chwilę i spojrzał jej głęboko w oczy – nie chciałem pani zawieść.

Już wiedział, co mówił jej wzrok. Była z niego dumna.

- Niesamowite – szepnęła – niesamowite.

- On wróci albo oni – powiedział.

- Z pewnością – odparła – ale nie martw się, nie tak łatwo będzie im się tu dostać.

- Prawdopodobnie wydali na mnie wyrok śmierci – powiedział to tak spokojnie, że aż się wzdrygnęła.

- Nie przeraża cię to? – zapytała.

- Nie – wzruszył ramionami – tak się kończy w moim zawodzie. Wiedziałem na co się piszę.

- Mówisz, to tak, jakbyś już miał nie żyć.

Karol zaśmiał się, a potem spoważniał.

- Przepraszam, nie chciałem pani przestraszyć. Ani zasmucić. Tylko… - westchnął – nie umiem inaczej. Jestem szczery, ale mam problem z empatią, to też jest charakterystyczne dla mojej profesji. Obojętność w obliczu śmierci.

Wyciągnęła do niego dłoń. Zdziwił się, ale delikatnie ujął ją za palce.

- Zrobię wszystko, żeby nikt cię tu nie dorwał

- Wiem – uścisnął jej dłoń – ale teraz niech już pani się nie smuci. Porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym. Na przykład o pani.

Uśmiechnęła się lekko.

- Nie za dużo dzisiaj o mnie?

- Nigdy nie mam pani dosyć.

Dopóki córka karczmarza nie przyniosła jedzenia trzymali się za ręce i jakoś żadne nie miało ochoty ich zabrać.

kolejny odcinek 10 sierpnia

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka