Więzienna planeta - odc.33

 

Olga

Sala wykładowa ziemskiego oddziału Karnego Miasta pomału wypełniała się osobami zainteresowanymi pracą na Więziennej Planecie. Olga w swoim gabinecie po raz ostatni przeglądała notatki i co i raz zerkała na zegarek.

- Masz jeszcze pięć minut – przypomniał jej uprzejmie kapitan.

- Dziękuję, wiem – zaśmiała się, po czym dodała – nie wiem  czemu zawsze się denerwuje przy naborze. Przecież robię to już piąty raz.

- Normalne, chcesz wypaść jak najlepiej. Tylko pamiętaj, że nie przemawiasz do więźniów.

Olga spojrzała na niego z przymrużonych powiek.

- Bardzo śmieszne, cha cha cha.

- Gotowa? – wstał i poprawił mundur.

- Tak.

Oboje wyszli z gabinetu i skierowali się do sali wykładowej. Olga naliczyła pięćdziesiąt pięć osób. To był dobry wynik. Będzie miała z kogo wybierać.

Za nią w ostatniej chwili wpadła jeszcze trójka spóźnialskich, a zanim przemówiła, dotarło jeszcze osiem osób.

- Przepraszamy, wysiadła komunikacja miejska.

Skinęła głową, na znak, że rozumie i wzięła głęboki wdech.

-Witam państwa serdecznie na spotkaniu rekrutacyjnym do pracy na Więziennej Planecie. Na tę chwilę potrzebujemy czterech psychoterapeutów, dwóch lekarzy – ortopedy i chirurga, trzech pielęgniarek, najlepiej ze specjalizacją położnictwa. Na dzień dzisiejszy musimy sprowadzać położne z Nowego Miasta, tak samo jak lekarzy. Dodatkowo zatrudnimy pięciu strażników, tak u nas nazywamy policjantów, którzy pomogą nam utrzymywać porządek w mieście. Od razu informuję państwa, że praca ta wiąże się z przeniesieniem na stałe do Karnego Miasta i z ograniczoną możliwością powrotów na Ziemię.

Jeden z mężczyzn podniósł rękę. Udzieliła mu głosu.

- A jeśli ja mam żonę i dwójkę dzieci? Co z nimi?

- Rodzina zawsze może przenieść się z panem. Na pewno znajdziemy pracę dla pana żony, a dzieci pójdą do szkoły – po czym kontynuowała.

- Zanim rozdam testy kompetencyjne proszę, żeby państwo zajęli miejsca oznaczone kolorami. Niebieski lekarze, zielony pielęgniarki, czerwony strażnicy, żółty psychoterapeuci.

Na sali przez chwilę panował mały rozgardiasz, a kiedy wszystko ucichło, Olga wraz z kapitanem rozdali testy.

- Mają państwo dwie godziny na wypełnienie wszystkich zadań. Kto skończy test może wyjść, odpowiedź dostaną państwo w ciągu pięciu dni na adres e-mailowy. Osoby ocenione pozytywnie przejdą do drugiego etapu egzaminu. Powodzenia.

 

 

 

Tomek

Stał pod szkołą, jak słup soli i czekał z niecierpliwością na koniec zajęć lekcyjnych. Wiedział, że za chwilę będzie mógł ją zobaczyć. Westchnął. Niestety, tylko zobaczyć. Nie śmiał do niej podejść, to raz, a dwa wciąż miał zakaz rozkochiwania w sobie kobiet. To, że on był zakochany w Ani po uszy, to już nikogo nie interesowało. A wpadł jeszcze bardziej w to uczucie, kiedy usłyszał jej piękny głos w radio.  

Drgnął widząc wybiegające dzieciaki ze szkoły. Już zaraz ją zobaczy. Już za chwilę…

- Co cię tu sprowadza? Przecież nie masz dzieci?

Tomasz zirytował się wewnętrzne. Tylko terapeuty tu mu brakowało.

- Przecież mam przerwę w pracy, więc mogę tu sobie stać, prawda?

- Oczywiście. Z tym, że robisz to od dobrego tygodnia.

- I co? – zapytał wyzywająco.

- I nic. Pomyślałem, że może ci w czymś pomogę. Na przykład przypomnę ci, że nie masz już zakazu zbliżania się do kobiet.

Tomek popatrzył na niego zrezygnowany.

- Wiem, ale i tak do niej nie podejdę, bo będę chciał ją poderwać.

- Wcale mnie to nie dziwi, to piękna kobieta.

- No właśnie.

Zamilkli, ponieważ Ania wyszła właśnie ze szkoły i od razu skierowała się do części żeńskiej miasta. Nie zwróciła uwagi na to, że z oddali przygląda jej się dwóch mężczyzn.

- Wiesz, jak ją poderwać? – zapytał instruktor.

- Proszę mnie nie obrażać, owinąłbym ją sobie wokół palca w ciągu pięciu minut – burknął Tomasz.

- Ale nie możesz – przypomniał terapeuta.

- I nie chcę – dodał Tomasz – nie chcę grać. Chcę być sobą…

Popatrzył na terapeutę.

- Tylko jeszcze nie wiem, co to znaczy, być sobą.

Mężczyzna uśmiechnął się do niego.

- Spokojnie, wydobędziemy to z ciebie.

- I wtedy do niej podejdę.

- I wtedy do niej podejdziesz.

 

Karol

Do Instytutu przyszedł strażnik z bazy przerzutowej i poinformował go, że musi niezwłocznie się tam stawić. Po drodze próbował go wypytać, o co chodzi, ale ten powiedział mu, że nic nie wie i że sierżant mu wszystko powie.

Wszedł do budynku i od razu został skierowany do pokoju, gdzie odbierano korespondencje z Ziemi. Za biurkiem siedziała kobieta w mundurze, która wskazała mu krzesło.

- Sierżant Monika Stawińska – przedstawiła się.

- Karol Michalski, więzień – odparł mężczyzna.

Pani sierżant uśmiechnęła się lekko.

- Widzę, że humor ci dopisuje.

- Pewnie zaraz mi go pani zepsuje.

- Nie ja, a adresat tego listu.

Położyła przed nim otwartą kopertę. W środku była jedna kartka zapisana drukiem. Jeszcze nikt tego nie ocenzurował. Karol zdziwił się, że dali mu taki list do ręki.

- Mam to przeczytać? – zapytał z wahaniem.

- Tak.

Mężczyzn wziął go do ręki i przeczytał.

 „Skorpion potrzebny od zaraz. Nie ma wymówek. Wyciągamy cię stąd. Czekaj na sygnał. Nie ma odmowy, jest śmierć!”

Sierżant spojrzała na niego i powiedziała.

- Ktoś, kto to napisał miał nie tylko tupet, ale i znajomości. To nie powinno w ogóle trafić na Więzienną Planetę. To powinno zostać odrzucone już na Ziemi i przekazane prokuraturze.

- To prawda – poparł ja Karol – czego pani ode mnie oczekuje?

- Wie pan, kto to mógł wysłać?

- Niestety nie. Płatni zabójcy nie kontaktują się ze swoimi zleceniodawcami. Dostajemy cynk drogą poufną przez pośredników i to tylko tych, którzy znają nasze kody.

-  A pośrednicy?

- Nie znam. Nie widywałem się z nimi. Jedyną osobą, którą znam, to mój prawnik. Jego pytajcie.

- Chciał pana stąd wyciągnąć.

- To prawda, ale ja się nie zgodziłem.

- Dlaczego?

Karol wzruszył ramionami.

- Wiem, że może to dla pani brzmieć dziwnie, ale nie chcę tam wracać. Tutaj jest mi dobrze.

- Nie nęcą pana wielkie pieniądze?

- Tu może nie chodzić o pieniądze, a o wyrok śmierci. Oni mieli pewnie nadzieję, że dostanę bilet w jedną stronę do Kolonii Karnej. Tak się nie stało, więc na pewno wiele osób drży na myśl o tym, że ja mogę wiedzieć coś niewygodnego – przerwał na chwilę, po czym dodał - Jedno jest pewne, jeśli ten list do mnie trafił oznacza, że macie w swoich szeregach ich ludzi.

- To prawda.

- Czy coś jeszcze? – zapytał Karol.

- Na razie nie. Ale pewnie jeszcze będzie z panem rozmawiał kapitan straży.

- Oczywiście. Mogę już iść?

- Tak.

Karol wyszedł na świeże powietrze i odetchnął kilka razy.

Postanowił wzmóc czujność. Nie podobał mu się ten list, nie podobało mu się to, że jednak granica między dwoma światami nie była tak szczelna, jak mu się wydawało. Miał tylko nadzieję, że jeśli był tu jakiś szpieg, to że nie będzie próbował go dorwać przez panią Olgę. Kiedy o tym pomyślał, aż go zmroziło i wiedział, że jeśli jej się coś stanie, to nie powstrzymają go żadne ograniczenia. Zniszczy każdego, kto stanie mu na drodze zemsty.

Znowu odetchnął kilka razy,

- Spokojnie Karol, póki co, nic się nie dzieje.

 

Agata

Sukces radia dodał jej skrzydeł i nawet przez chwilę zapomniała o swoich perypetiach z Bartkiem. Cieszyła się bardzo, zwłaszcza kiedy mieszkańcy Karnego Miasta podchodzili do niej i dziękowali za umilenie im czasu. Niektórzy zgłaszali nawet swoje pomysły na tematy, które można było poruszyć w Radio Mix. W końcu czuła, że żyje, że robi to, co powinna i miała nadzieję, że już niedługo będzie mogła zrezygnować z pracy w archiwum.

Szła chodnikiem zadowolona z siebie, gdy z daleka zobaczyła Bartka. On jej na szczęście nie zauważył, dlatego mogła szybko skręcić za pierwszy lepszy budynek. Nie chciał się z nim konfrontować. Nie chciała, żeby psuł jej dobry dzień.

 

Nina i Ania

Ania stała przed swoją kwaterą i szukała w torebce klucza do drzwi. W tym samym momencie pojawiła się Nina, która skończyła zmianę w przychodni. Kiedy zobaczyła sąsiadkę uśmiechnęła się złośliwie i syknęła.

- Myślisz, że to wasze radio wszystkim się podoba? Że to pitolenie o głupotach ma jakiś sens?

Ania spojrzała na nią lekko przestraszona. Nie umiała sobie jeszcze radzić z niemiłymi ludźmi. Nina nie doczekawszy się odpowiedzi spojrzała na nią z pogardą.

- Jesteś tylko pionkiem w grze mała. Nikomu na tobie tutaj nie zależy. Wszystko, to ściema.

Nina otworzyła drzwi do swojej kwatery i zanim je za sobą zamknęła parsknęła na koniec.

- Rzygać mi się chce na to wasze radyjko.

Ani zaczęły trząść się ręce ze zdenerwowania, ale udało jej się jakoś znaleźć klucze i szybko wejść do mieszkania.

- Co to za koszmarna osoba – powiedziała do siebie – nie chcę mieć z nią więcej do czynienia.

Łzy zakręciły jej się w oku.

- Dlaczego wciąż spotykają mnie nieprzyjemności. Przecież robię dobrą rzecz.

I z nerwów zaczęła sprzątać.

 

Olga

Siedziała z rodzicami na niedzielnej kolacji i opychała pierogami, kiedy usłyszała dźwięk służbowego telefonu.

- Nie odbieraj – powiedziała mama, ale Olga odparła.

- Nie dzwoniliby w błahej sprawie.

Wyszła do swojego pokoju i odebrała.

- Cześć Olga tu Jacek. Nie dzwoniłbym gdyby to nie było coś ważnego.

- Wiem, wiem, mów, co się stało.

- Otrzymaliśmy informacje o dziwnym liście do Karola Michalskiego.

Olgę zamurowało i przez chwilę nie wiedziała, co powiedzieć.

- A raczej mam ten list w ręku – Jacek nie zdawał sobie sprawy z tego, co się dzieje w jej wnętrzu i mówił dalej – równie dobrze mogli od razu napisać kogo ma sprzątnąć i za ile. Bo to, że nie kryją się z zamiarami widać jak na dłoni.

- Przeczytaj mi ten list – poprosiła cicho Olga.

Jacek przeczytał i na chwilę zaległa cisza.

- On już wie? – zapytała.

- Tak. Powiedział, że nigdzie się nie wybiera i że najpewniej dostanie za to wyrok śmierci.

Odetchnęła z ulgą słysząc o tym, że Karol nie przyjął zlecenia, ale zdenerwowała się znowu myśląc, że grozi mu śmierć. I to gdzie? U niej na Więziennej Planecie. Niedoczekanie!

- Mamy kreta – przywrócił ją do rzeczywistości Jacek.

- To prawda. Taki list, to jawna prowokacja. Zgłosiliście to już prokuraturze?

- Chciałem najpierw z tobą porozmawiać, ale zaraz to zrobię.

- Powinnam natychmiast wracać do Karnego Miasta.

- Nie – powiedział krótko Jacek.

- Jak to nie?

- Jeśli spanikujesz odkryjesz wszystkie karty. Póki co, o liście wiem ja, mój sierżant, twój kapitan, sierżant, burmistrz i Karol. Niech na razie tak zostanie.

Myślę, że kret nie wiedział, co jest w liście, tylko go przekazał jako zbadany i ocenzurowany.

- Masz rację. Ale coś jeszcze mi przyszło do głowy.

- Co?

- Jeśli Karol dostanie wyrok śmierci, to zabójca będzie wśród nowych pracowników. Taką mam wizję. Nie sądzę, żeby ktoś ze starej ekipy dał się przekupić.

- Zbadamy każdy trop. Nie martw się.

- Za późno, będę się martwić dopóki nie znajdziemy winnych.

Odłożyła telefon i mruknęła.

- No i po miłym wieczorze.

 

 kolejny odcinek 01 września

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka