Więzienna planeta odc.51

 

Karol
Dzień, jak co dzień siedział w pracy i dłubał przy wynalazkach. Chociaż te już dawno zostały odkryte, jednak należało je zaadaptować do tutejszego klimatu.
- Gratuluję – usłyszał głos szefa.
- Czego pan mi gratuluje? – zdziwił się Karol i zastanowił, czy Bartek komuś wypaplał o planowanych zaręczynach. Po czym sobie przypomniał.
- Tak. Uruchamianie tej drukarki zajęło mi parę dobrych tygodni.
- Ale w końcu zaskoczyła. Kto by pomyślał, że można pozyskać atrament ze zwykłego polnego krzaku.
- Ten świat jest pokręcony i wymyka się prawom natury i fizyki – powiedział Karol – nie zdziwię się, jak zobaczę tutaj latające smoki.
Szef roześmiał się serdecznie i klepnął mężczyznę w łopatki. Karol tego nie znosił, ale wiedział, że złość niczego nie zmieni.
- A jak ci idzie z motocyklem?
- Na razie go buduję, jeszcze nie myślałem o jego uruchomieniu.
- Bazujesz na tym jedynym, który mamy w mieście?
- Trochę tak, ale wiadomo, że ten może nie zadziałać.
- To prawda.
Mężczyźni zamilkli.
- Czy przyszedł pan do mnie, żeby tylko spytać o motocykl?
- Nie. Przyszedłem przekazać ci dobre wieści.
- Tak. Jakie.
- Dostajesz podwyżkę.
- Dziękuję – odparł zaskoczony Karol – czym sobie zasłużyłem?
- No jak to? Pchnąłeś do przodu tyle projektów, że nikt z nas ci nie dorasta do pięt. Jesteś naszym zakładowym geniuszem. Ale nie ciesz się za bardzo, bo podwyżka nie jest powalająca. W końcu to twoja pierwsza, kolejne, jak dobrze pójdzie, może będą wyższe.
- Dla mnie każdy grosz się liczy.
- No tak. Chcesz kupić działkę.
- No właśnie, a jeszcze sporo mi brakuje.
- Ziarnko, do ziarnka, jak to mówią - śmiał się szef.
 
Robert
Kapitan starał się, jak najrzadziej spotykać Lulu i do sklepu nie zaglądał od czasu śnieżnych małp. Wiedział, że się zadurzył w dziewczynie i robił wszystko, żeby to z siebie wyplenić. Najlepszym sposobem było jej unikanie i skupienie się na pracy. Nie zawsze jednak wszystko szło po jego myśli i wpadł na nią w tunelu śnieżnym.
- Dzień dobry panie kapitanie – usłyszał jej niepewny głos, więc zatrzymał się i zwrócił w jej stronę.
Lulu stała przed nim w długiej, różowej i puchowej kurtce, zakryta po oczy białą czapką i szalikiem.
- Dzień dobry Lulu – powiedział uprzejmie – idziesz do sklepu?
- Tak. Chociaż ostatnio nikt nie przychodzi – wzruszyła ramionami i spojrzała na niego – pan też dawno u mnie nie był. A Bartek zrobił piękne korale, były by w sam raz dla pana mamy. Chociaż pewnie nie ma w najbliższym czasie żadnego święta – dodała.
- Matka nie musi mieć urodzin ani imienin, żeby dostać prezent od syna – powiedział – jak znajdę czas, to chętnie je obejrzę.
Miał nadzieję, że Lulu przyjmie tą wymijającą odpowiedź, bo na razie nie miał zamiaru tam przychodzić, nie teraz. Musiał ochłonąć i wyjść z zauroczenia jej osobą. Jak mu przejdzie głupie zadurzenia, to wtedy znowu przyjedzie coś kupić dla mamy.
- Zatem do zobaczenia – powiedziała wesoło Lulu i poszła w swoją stronę.
Robert stał jeszcze przez chwilę i walczył z uczuciami. Zakochał się, jak małolat, chociaż wiedział, że jest dla niej za stary, za poważny i taki średni w obyciu. Ona potrzebowała mężczyzny, który otoczy ją czułością i opieką. On był zbyt surowy, żeby jej to zapewnić. Pokręcił głową nad swym losem i poszedł do budynku straży.
 
Ania
Usiadła w swojej kwaterze przy stole w kuchni i położyła przed sobą zeszyt i dwa długopisy, wszystkie trzy rzeczy ułożyła równo, tak żeby w żaden sposób nie zakłócić estetyki. Dziewczyna spojrzała na to i uśmiechnęła się do siebie.
- Zawsze perfekcyjna – mruknęła, ale nie zmieniła ułożenia przedmiotów.
Jako ostatnią rzecz położyła przed sobą kartkę z bohomazami Agaty, które były wypisem atrakcji, na jakie mogła sobie Ania pozwolić w ramach ulg przyznanych jej przez władze miasta. Nie mogła się nadziwić, jak przyjaciółka mogła się odnaleźć w tej notatce, w której nie było ani ładu ani składu. Za to mnóstwo skreśleń, dopisków i dorysowanych uśmieszków.
Przyjrzała się dokładniej i stwierdziła, że Agata dodała uśmieszki przy atrakcjach, w których mogły obie uczestniczyć.
- Kochana – zaśmiała się.
Otworzyła zeszyt i zaczęła przepisywać na czysto wszystko to, co udało jej się rozszyfrować z zagmatwanej plątaniny zdań koleżanki.
1.     Przejażdżka z Tomkiem samochodem po mieście
2.     Spotkanie na kawie z Tomkiem w karczmie
3.     Spotkanie z Tomkiem na ławeczce na 20 minut.
Ania przestała pisać i jeszcze raz dokładnie przyjrzała się, co Agata wymyśliła.
Na trzydzieści trzy możliwe bonusy dwadzieścia dotyczyło Tomka.
Ania pokręciła głową.
- On nie będzie mieć tyle możliwości spotkania, co ja, ale…
Wyrwała pierwszą kartkę, po czym skrzywiła się, bo nie lubiła marnotrawstwa, a przecież musiała jeszcze wyciągnąć kolejną kartkę z końca, żeby było ładnie i estetycznie. Zirytowała się na siebie.
- Jak ja nie lubię swojego pedantyzmu.
Zaczęła pisać od nowa.
1.     Przejażdżka z Tomkiem po mieście – możliwa, ponieważ ja mogę to zrobić w ramach wolnego czasu, a on będąc w pracy - dopisała
2.     Spotkanie z Tomkiem na ławeczce na 20 minut – możliwe tylko wtedy, jeśli on będzie miał ten sam przywilej.
3.     Warsztaty manualne u Bartka (Tomek może tam też być) –Agata jest optymistką
4.     Danie koncertu wiosennego, solo (Tomek tam będzie) – niedorzeczne, nie dam rady
5.     Spotkanie z Tomkiem w karczmie na kawie –jeśli będzie miał przywilej
6.     Spotkanie w karczmie z Agatą – z przyjemnością
7.     Spotkanie w hotelowej restauracji z Agatą – z jeszcze większą przyjemnością
8.     Dłuższe nadawanie transmisji radiowej – było by cudownie
9.     Dzień wolny od pracy, spędzony w dowolny sposób – mam nadzieję, że pani Olga się zgodzi.
10.                        Kolejna przejażdżka z Tomkiem samochodem – oby się udało.
Oby on nie nawalił i nie dostał jakiś punktów karnych.
Ania spojrzała na notatki i zadowolona skończyła pracę.
Kładąc się spać miała nadzieję, że Tomkowi spodobają się te możliwości spędzenia z nią czasu.
 
Agata i Bartek
Spotkali się na wspólnej warcie na murach, co oboje bardzo ucieszyło. Robili wszystko, co mogli, żeby przebywać ze sobą jak najdłużej. Niestety kapitan zmiany, widział to inaczej i co jakiś czas przywracał ich do rzeczywistości.
- Tak sobie patrzycie w oczy, że nawet jeśliby przed wami przeszła defilada białych małp, to nic byście nie zauważyli. Rozjeść się, ale już!
Posłusznie odchodzili każde w inną stronę, ale po piętnastu czy dwudziestu minutach grawitacja miłości ściągała ich, ku sobie, a kapitan zmiany zaczynał swoją śpiewkę od nowa. Na szczęście nie był wobec nich rygorystyczny i dawał im kilka minut na rozmowę.
- Dziękuję, że poinformowałaś całe miasto o tym, że jesteśmy parą – powiedział do niej Bartek podczas jednej z ich krótkich rozmów.
- Nie ma za co – śmiała się Agata.
- Rzeczywiście, nie ma za co – parsknął Bartek – mam wrażenie, że wszyscy się na mnie gapią – po czym dodał – i na ciebie też.
Agata machnęła ręką.
- No i co z tego? Niech się gapią, ja tam się swoich uczuć nie wstydzę.
Bartek chciał coś odpowiedzieć, ale kapitan zmiany rozgonił ich na kolejne kilkanaście minut. Kiedy ponownie się zeszli Bartek powiedział.
- Ja też się nie wstydzę, ale zrozum, ja jestem facetem. To nie ty powinnaś to ogłaszać? Na kogo ja wyszedłem?
- Na mojego faceta? – Agata nie dała sobie popsuć humoru.
- No tak, ale też na… - zająknął się i zamilkł.
- Co ale…
- Nic – teraz Bartek machnął ręką – po prostu odzywa się we mnie stary ja, który decydował o wszystkim. Nie jestem przyzwyczajony, żeby kobieta – spojrzał na nią czule – moja kobieta brała sprawy w swoje ręce i obwieszczała  światu, że jestem jej. To ja powinienem….
Agata pogłaskała go po policzku.
- Ej, wy tam, nie całować się, rozejść się – usłyszeli kapitana zmiany.
Ponownie spotkali się pod koniec zmiany.
- To gniewasz się na mnie? – zapytała.
- Nie – zapewnił ją szybko Bartek – nie, nigdy w życiu. Wiesz ilu kumpli mi zazdrości?
Agata roześmiała się serdecznie.
- Bartku, czego ty właściwie chcesz?
Spojrzał na nią takim wzrokiem, że zadrżały jej kolana.
- Tylko ciebie.
- Ej wy tam, rozejść się. Ile razy mam wam powtarzać, to jest warta, a nie schadzka.
 
Nina i Paweł
Dziewczyna zdziwiła się widząc burmistrza w pokoju terapeutycznym.
- Chyba pomyliłam gabinety – powiedziała i chciała się wycofać.
- Nie pomyliłaś się Nino, ja będę twoim głównym trenerem.
Wskazał jej fotel naprzeciwko siebie. Nina klapnęła posłusznie i zapytała.
- Ale przecież jest pan burmistrzem?
Mężczyzna uśmiechnął się do niej swoim gwiazdorskim uśmiechem.
- Jestem przede wszystkim psychoterapeutą, a dopiero potem burmistrzem.
- A dlaczego nie dostałam jako terapeutki kobiety?
- Z dwóch powodów. Pierwszy to taki, że musimy cię doprowadzić do normalności w kontaktach z płcią przeciwną, a drugi to taki, że osobiście interesuje mnie twój przypadek.
- Jestem aż tak oryginalna? – jej głos zabrzmiał szorstko i spojrzała z lękiem na Pawła. Ten nic sobie z tego wyrzutu nie zrobił tylko spokojnie odpowiedział.
- Tak Nino. Nie mieliśmy jeszcze takiej osoby jak ty, posłużysz nam za model. Opiszemy cię w książce, będziesz u nas sławna.
Nina prychnęła i założyła ręce na piersi.
- Dziękuję za taką sławę.
- Posłuchaj – Nina spojrzała na Pawła – w każdej chwili możesz stąd wyjść i zacząć swoje harce od nowa. Możesz też zostać i dać sobie pomóc.
Mężczyzna zamilkł i dał jej czas do namysłu.
W końcu skinęła głową na znak, że się zgadza. Rozplotła ręce i ułożyła je swobodnie na kolanach.
- Ma pan rację. Chcę się zmienić, ale nie jest mi łatwo zmienić nawyki, których nabrałam w ostatnich latach.
- Nie oczekuję od ciebie od razu wzorowych wyników Nino – powiedział do niej spokojnym tonem – jednak jeśli się zagalopujesz, to będę cię ustawiał do pionu.
- Rozumiem – odparła.
Kiedy nic więcej nie dodała Paweł przeszedł do konkretów.
- Przez wiele miesięcy byłaś przez nas maglowana i pewnie już masz dosyć rozdrapywania wnętrza.
Skinęła głową.
- Dlatego zaczniemy nietypowo od twojego wyglądu.
- A co to? Ekstremalne metamorfozy? – prychnęła i zaraz się zreflektowała – przepraszam, nie panuję nad tym.
- Możesz to nazywać, jak chcesz, ale coś w tym jest. Chcę żebyś zmieniła się zewnętrznie.
- Dlaczego? Co jest nie tak z moim wyglądem?
- Sama odpowiesz sobie na to pytanie, ale najpierw posłuchaj. Wy, kobiety lubicie dobrze wyglądać, nieważne czy jesteście elegantkami czy preferujecie styl sportowy. Niezależnie od preferencji chcecie wyglądać, jak najlepiej. I to powinno być dla was naturalne, ale nie u wszystkich tak jest. Część z was zaniedbuje swój wygląd, czy to z powodu natłoku pracy czy ciężkiego życia, co ciebie nie dotyczy albo chcecie się ukryć.
Nina już chciała coś powiedzieć, ale powstrzymał ją gestem ręki.
- Nie będę się pytał, co chcesz ukryć ani dlaczego. Chcę sprawić, że znowu twoja kobiecość ujrzy światło dzienne. I nie – znowu ją powstrzymał – nie podrywam cię, ani nie adoruję, jestem fachowcem i chcę ci pomóc uporać się z przeszłością. Krok po kroku, nie będziemy się spieszyć. Wchodzisz w to?
- Ubierze mnie pan w sukienkę w kwiatki każe włożyć sandałki?
- Ja nic ci nie będę kazać, sama zdecydujesz. A jeśli już chcesz wiedzieć, to o tej porze roku raczej kazałbym ci się ubrać w ciepłe spodnie, sweter i futro. Na dworze jest -35 stopni Celcjusza.
Nina się lekko zaśmiała. Mężczyzna miał rację, wygłupiła się z tą sukienką.
- To jak pan chce mi pomóc zmienić się zewnętrznie?
- Zaczniemy od włosów. Zauważyłem, że je rozpuszczasz i zakrywasz tygrysa, możesz mi powiedzieć czemu to robisz?
Nina długo nie odpowiadała, ale on jej nie pospieszał, w końcu powiedziała.
- Po prostu kilka dni temu spojrzałam w lustro i stwierdziłam, że przestał mi się podobać.
- Czy jeśli zapuścisz włosy z boku głowy, to przestanie być widoczny?
- Niekoniecznie, końcówki mogą wystawać przy skroni.
- Chcesz się go pozbyć?
- Nie – powiedziała szybko, po czym dodała – jeszcze nie.
- Rozumiem i nie naciskam. A na razie zaproszę do nas dwie nasze miejscowe fryzjerki, które nauczą cię, jak na razie masz spinać włosy, żeby go nie było widać.
- Ale ja na razie nie chce nic robić na głowie.
- Czyli, że chcesz chodzić przylizana z ciasno ściśniętymi w mały kucyk włosami? Tak?
- Tak – odparła szybko, a potem dodała – nie. To znaczy nie. To znaczy, niech te panie przyjdą.
- Dobrze.
Paweł włączył interkom i zaprosił fryzjerki do pokoju.
 
Karol i Olga
To zadziwiające – myślała Olga szykując się na randkę z Karolem – jestem dyrektorem więzienia i ja ustalam zasady. Mogłabym dawać Karolowi co dwa dni pozwolenie na prywatne spotkania w karczmie, ale tego nie robię? Czemu tego nie robię? Przecież chcę go widywać codziennie. Rozważyła tę pokusę i ostatecznie doszła do wniosku, że musi świecić przykładem i nie pobłażać ani sobie ani Karolowi.
Spojrzała po raz ostatni w lustro, uśmiechnęła się do siebie i wyszła z domu. Mężczyzna nie chciał tracić ani minuty, więc czekał na nią przed furtką. Kiedy się przywitali wręczył jej mały prezent. Chciała go od razu odpakować, ale powiedział.
- Jak już będziesz sama w domu.
Nie upierała się i schowała pudełeczko do torby. Nie mieli zbytniego wyboru, więc oczywiście poszli do karczmy, która w godzinach popołudniowych była wypełniona po brzegi. Na szczęście Karol wcześniej zarezerwował stolik, więc nie musieli się martwić o miejsca.
- W taki ziąb ludzie chętnie wpadają na grzańca lub dwa – powiedział do nich właściciel i podał karty dań.
- Na co masz dzisiaj ochotę? – zapytał Karol.
- Chciałabym dzisiaj za nas zapłacić – powiedziała Olga – nie możesz mi wciąż wszystkiego stawiać.
- Już o tym rozmawialiśmy – odparł – i zdania nie zmienię. Najwyżej będę jadł ryż i popijał wodą, ale nie dam za siebie płacić.
- Nigdy? –uniosła brew.
Uśmiechnął się do niej lekko.
- Jeśli chcesz mi sprawić jakiś prezent, zrób to, ale w restauracji rządzę ja.
Olga zaśmiała się i powiedziała.
- Ostatni szarmancki mężczyzna na świecie.
- Nawet jeśli jestem ostatni, to zdania nie zmienię – odparł i złapał ją za rękę – pozwól mi być mężczyzną Olgo. I tak jestem tutaj na straconej pozycji, muszę działać pod dyktando wielu osób, podlegam pod twoje rozkazy, więc daj mi chociaż przez chwilę poczuć się normalnie.
- Dobrze Karolu, niech tak będzie – powiedziała miękko i uścisnęła jego dłoń.
- Szaleję za tobą – powiedział ni z tego ni z owego.
Olga zarumieniła się jak podlotek.
- Wiem – wybąkała zawstydzona – ja też za tobą szaleję.
- Pewnego dnia kupię tę działkę i postawię ten dom. Malutki, ale postawię, a potem zostaniesz moją żoną i…- nie dokończył -… ale na to potrzebuję czasu. Poczekasz na mnie Olgo?

- Poczekam – odparła.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka