Więzienna Planeta - odc.52

 

Robert
Spojrzał na termometr i wzdrygnął się, bo było na nim poniżej -35 stopni Celcjusza, a wiedział, że spadnie jeszcze bardziej. Był środek zimy i czekał ich jeszcze przynajmniej miesiąc takich temperatur. Mimo, że urodził się na Więziennej Planecie i znał warunki pogodowe, to jakoś zawsze z utęsknieniem czekał na wiosnę. Wyjrzał przez okno i z radością stwierdził, że chociaż nie pada śnieg i nie trzeba się brać za łopatę. Miał dzień wolny i nie chciał go marnotrawić na pracę. Chciał po prostu poleżeć i poczytać książkę.
Ułożył się wygodnie na kanapie, przykrył kocem i sprawdził, czy herbatę oraz ciasteczka ma w zasięgu ręki. Potem zatopił się w lekturze. Z błogostanu wyrwał go przerażający krzyk. Poderwał się z łóżka i tak, jak stał wybiegł na dwór. To, co zobaczył przeraziło go, ale nie sparaliżowało. Brama do miasta była otwarta, a do środka wbiegło stado białych wilków. Wilki miały wielkość konia i były szybkie. Ludzie uciekali śnieżnymi tunelami do najbliższych domów. Słychać było opuszczanie rolet.
- Szybko, do mnie – wykrzyknął do trzech kobiet uciekających w panice przed ogromnymi zwierzętami. Robert szybko zawrócił do domu, żeby po chwili wyjść z niego ze strzelbą. Bez wahania strzelił do najbliższego drapieżnika. Huk wystrzału wystraszył pozostałe cztery, które rozbiegły się na wszystkie strony.
- No pięknie.
Kobiety minęły go i schroniły w budynku.
- Nie opuszczajcie rolet – wykrzyknął za nimi – wilki, to nie małpy, nie będą się włamywać. Po czym ruszył za zwierzętami. Dołączyli do niego kolejni strażnicy.
- Maurycy – wykrzyknął do sierżanta – weź kilku ludzi i zamknijcie bramę. Nie chcemy mieć tu więcej bestii. Reszta w dwójkach idzie za pozostałymi wilkami.
Oderwał się od grupy i podbiegł do kolejnych strażników.
- Zająć się ludźmi i to szybko. Póki co zwierzęta są spanikowane, ale zaraz się otrząsną.
Sam szybko wrócił do domu, żeby ubrać kurtkę i czapkę. Działam na podwyższonych obrotach, ale nie chciał zamarznąć. W swoim mieszkaniu zastał osiem osób.
- Sytuacja opanowana – powiedział – ale jeszcze nie wychodźcie.
Po czym wybiegł z domu.
Po kilkunastu minutach zwierzęta zostały zastrzelone i nie stanowiły już zagrożenia. Zebrali truchła w jednym miejscu.
- Trzeba obedrzeć je ze skóry – powiedział Robert – futro nam się przyda, niestety nie mięso.
- Będziemy musieli je gdzieś wywieźć.
- Nie da rady, zima w zenicie – dodał Robert – wyrzucimy je za bramę i tyle.
- To spowoduje, że przyjdzie więcej drapieżników.
- Najedzą się i sobie pójdą – odparł Robert – nic więcej nie zrobimy.
Po chwili zaczął mówić pełnym napięcia głosem.
- Jestem wściekły. Nie powinno ich tu być.
- Ktoś otworzył bramę.
- No właśnie – wkurzał się Robert – żeby to zrobić, trzeba było się trochę postarać. To potężne wrota. Potrzeba dwóch ludzi do jednego skrzydła, żeby je otworzyć. I zastanawia mnie jeszcze - do wczoraj wjazd był cały zasypany. Spojrzał na swoich podwładnych i dodał – a dzisiaj już nie jest. Ciekawe, prawda?
 
Robert, Olga, Paweł
Opanowali panikę w mieście, ale nie pozwolili ludziom wrócić do domów Nakazali, żeby wszyscy poza strażnikami w więzieniu zjawili się w sali gimnastycznej w szkole.
Na mównicę wstąpiła Olga.
- Szanowni państwo, mamy do czynienia z przestępstwem – powiedziała bez zbędnych wstępów – wśród nas są osoby, które otworzyły bramę miasta i wpuściły wilki do środka. Jest to niebywałe i niemalże niepojęte, jak mogło do tego dojść, ponieważ na wałach zawsze są strażnicy. Szanowni Państwo, nikt nie wyjdzie z tego budynku, dopóki nie odkryjemy, kto za tym stał.
Po sali przeszedł szum głosów.
- I jeszcze jedno – dodał Robert - ktoś, kto to zrobił niech już się pakuje do Kolonii Karnej, bo nie tylko naraził miasto, ale też spowodował śmierć dwójki naszych obywateli.
Zaległa cisza.
- Jeśli już nikt nie ma pretensji, to ja, pani dyrektor i burmistrz udamy się na naradę.
 
Karol, Bartek, Tomasz, Ania i Agata
Nie można było opuszczać budynku, ale można było rozejść się po szkole. Dlatego mała grupa weszła do sali muzycznej Ani i rozsiadła się wśród instrumentów.
- No to się porobiło – powiedział Bartek w powietrze.
Agata przytuliła się do niego i zarżała.
- Jak sobie pomyślę, że ktoś z nas mógłby być wtedy na dworze i zginąć?
- Ale tak się nie stało – powiedział Karol – nie ma co gdybać.
- Bądź milszy – fuknął do niego Bartek.
- Chłopaki, dajcie spokój – odezwał się Tomek – chyba się teraz nie pokłócicie?
Ania milczała i patrzyła na to wszystko z boku. Po raz pierwszy była w towarzystwie Karola i Bartka. Znała ich głównie z opowieści Agaty, ale nie spodziewała się, że będą to, aż tak niebezpieczni mężczyźni. Nawet jeśli teraz trzymali się na wodzy, to wiedziała, że wystarczyła tylko iskra, żeby skoczyli sobie do gardeł. A pomiędzy nimi stał Tomek i próbował ich ułagodzić. Tomek, który siedział za oszustwa i który wydawał się zupełnie niegroźny w porównaniu z tamtymi przestępcami. A jednak miał odwagę stanąć między nimi.
- Pamiętacie czym się dla nas skończyła ostatnia draka między wami? – odezwał się do mężczyzn. Ci niechętnie przytaknęli głowami, ale Bartek i tak dodał.
- Mógłby się przynajmniej postarać.
- Inny nie będę. I nie lubię gadania po próżnicy – dodał Karol i dyskusja rozgorzała na nowo.
Bartek wstał, Karol zrobił to samo. Agata podeszła do Ani i szepnęła.
- Co robimy?
- Nie wiem – powiedziała drżącym głosem Ania – ja się boję.
- Oszalałaś? – zdziwiła się Agata – przecież oni się przyjaźnią – ale nie miała pewnego głosu. Po raz kolejny uświadomiła sobie, że nie jest wśród zwykłych ludzi, a wśród przestępców grubego kalibru, którzy hamują się tylko dlatego, że muszą. Miała też nadzieję, że też dlatego, że chcą.
- Panowie – podjął spokojnym tonem Tomek – nie wiem, czy zauważyliście, ale są z nami dwie damy, które przestraszyliście.
Bartek i Karol spojrzeli na kobiety i natychmiast wyhamowali emocje.
- Przepraszam – powiedział Karol do Agaty – pewnie powinienem być milszy, jak zasugerował Bartek, ale ja jestem miły właśnie w taki sposób, inaczej nie potrafię. Nie chciałem cię urazić.
Agata skinęła głową. Bartek wyciągnął do niej rękę, ale nie podeszła, stała przy Ani. Jej chłopak spojrzał na nią pytająco.
- Ja, to ja, ale Ania jest bardzo wrażliwa i mocno przeżywa waszą kłótnię.
- Przecież to nie była kłótnia – powiedział Bartek szczerze – pani Aniu, proszę się nas nie bać, my tylko tak gadaliśmy, jak to faceci – zająknął się i przerwał, bo widział, że Ania ma oczy pełne łez – oj...
Agata przytuliła Anię i obie wyszły z sali.
- Tomek – odezwał się bezbarwnym głosem Karol – czemu za nią nie pójdziesz?
- Bardzo bym chciał, ale nie mogę – odparł Tomasz – wiem, jakby się to skończyło. Ja mam słabość, do damskich łez.
- Słabość? – zaśmiał się Bartek – chyba raczej umiesz sobie dobrze z nimi poradzić.
- Pewnie, aż za dobrze – dodał zimno Karol.
- Zamknijcie się – burknął Tomek i wyszedł za dziewczynami.
Bartek spojrzał na Karola.
- Przegięliśmy?
Przyjaciel pokręcił głową i powiedział.
- Nie sądzę. Ale wiem, że ona się nas przestraszyła. Niech się cieszy, że nas Karne Miasto obłaskawiło.
- Jesteś bez serca – powiedział Bartek.
- Nie jestem bez serca, ja po prostu stwierdziłem fakt.
 
Agata, Tomek i Ania
Agata zobaczyła, że Tomek idzie w ich stronę i uśmiechnęła się pod nosem.
- Idzie twój wybawca – szepnęła do Ani.
Ta spojrzała na przystojnego mężczyznę i uśmiechnęła się lekko.
- Jak ty sobie z nimi radzisz? – zapytała go.
Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Jakoś tak samo wychodzi.
- To ja was zostawię – powiedziała Agata i zanim zdążyli zaprotestować odeszła.
Stali po przeciwległych stronach korytarza. Co jakiś czas mijali ich ludzie, ale dla nich nie mieli oni żadnego znaczenia, ponieważ widzieli tylko siebie.
- Bardzo chciałbym cię przytulić i pocieszyć – powiedział Tomek.
- Czemu tego nie robisz? – zapytała.
- Wiesz, że nie mogę.
- Przecież nie chcesz mnie uwieść i okraść?
- A skąd wiesz? Może chcę cię uwieść i ukraść ci serce?
Ania posmutniała. Tomek podszedł do niej i zajrzał w oczy.
- Nie chcę cię skrzywdzić.
- Czego się boisz? – zapytała się go.
Zdziwił się tym pytaniem, nie tego się spodziewał.
- Nie za bardzo rozumiem, co chcesz powiedzieć?
- Wiem, za co siedzisz. Ale jeżeli ci się podobam, ale tak naprawdę i bez drugiego dna, tylko tak szczerze i w ogóle, to czego się boisz?
Tomek zastanawiał się przez chwilę, po czym powiedział jednym tchem.
- Boję się, że jeszcze nie umiem rozróżnić prawdy od gry, że może mój przewrotny umysł planuje jakąś intrygę. Jednym słowem, nie chcę do ciebie podchodzić zbyt blisko, bo nie wiem czy to nowy ja czy jeszcze stary. A nie chcę cię skrzywdzić, bo jestem w tobie zakochany po uszy.
- Ooo- zdołała tylko tyle wydukać Ania.
 
Robert, Olga i Paweł
Siedzieli sami w sali monitoringu i szukali nagrania, które mogłoby wskazać sprawców wpuszczenia zwierząt do środka.
- Oczywiście nie byli głupi, odcięli kamery – prychnęła Olga.
- Mnie zastanawia inna sprawa – dodał Robert – czemu nikt z dyżurnych nie zareagował na zakłócenia.
Nie odpowiedzieli.
- Stało się to między piątą a szóstą nad ranem. Potem wszystkie nagrania wracają do normy.
- Sprawdźmy inne nagrania, innych ulic – zaproponował Paweł – o tak wczesnej porze mogli chodzić co najwyżej strażnicy. Każda osoba cywilna zostanie rozpoznana
- A skąd mamy pewność, że to nie strażnik? – zapytał Robert – nie zapominajcie, że mamy doniesienia o jeszcze dwóch kretach.
- Bez sensu – odparł Paweł – wszyscy, którzy tu są pracują z nami bardzo długo.
- Ktoś mógł ich przekupić – odezwała się Olga – nie, Pawle, ja bym nie wykluczała ani strażników, ani dyżurnych tej sali.
- Olga ma rację – poparł ją Robert.
- Dwóch strażników zginęło próbując na powrót zamknąć wrota – przypomniał burmistrz – jakoś trudno mi uwierzyć, że któryś z kolegów mógł narazić ich na śmierć.
- Nie ma co gdybać, trzeba sprawdzić kamery i przesłuchać dyżurnych ze zmiany – zakomenderowała Olga.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka