Sylwester
Był, był i się zmył. A tak serio, to nie mam zamiaru opisywać tu żadnych postanowień noworocznych, bo oczywiście ich nie mam. Cieszę się, że żyję, że jest niedziela, że mam wolne i to wystarczy.
No
i mam przemyślenia.
Chciałam
zrobić takie porównanie, my czterdziestolatki a dzisiejsze nastolatki.
Bawiłam
się wczoraj na domówce z moim ukochanym towarzystwem i tak obserwowałam wszystkie
przybyłe osoby. Było nas trzy pokolenia, babcia, starsza młodzież, czyli
ryczące czterdziechy i dzieciaki od maluchów po nastolatki. I wszyscy się razem
bawiliśmy.
Ktoś
może powiedzieć, no i co w tym dziwnego, wiele rodzin i przyjaciół tak spędziło
sylwestra.
Oczywiście
nic w tym dziwnego, ale kiedy porównam swoją młodość, a ich, to lekko mnie to
dziwi.
Przede
wszystkim, kiedy byłam w średniej szkole, to ostatnią rzeczą, jaką chciałam
robić w sylwestra, to spędzić go z rodzicami i ciotkami. Robiłam wszystko, żeby
impreza odbywała się bez osób dorosłych. I nie tylko ja tak uważałam, inne
osoby, które organizowały w danym roku zabawę też tak robiło. Faktem było też, że większość naszych rodziców chodziło wtedy
na bale sylwestrowe do lokali, a nam zostawiali wolną chatę. Ale mogli się nie
zgodzić na tabun nastolatków w domu. Jednak się zgadzali i jakoś udało nam się
niczego nie rozwalić, nie zniszczyć i szczęśliwie docieraliśmy do poranka 1
stycznia. Inną sprawą było to, że my piliśmy alkohol i paliliśmy tony
papierosów, więc nadzór dorosłych tym bardziej był nam niepotrzebny. Z drugiej
strony, ani nasi rodzice, ani my nie pragnęliśmy integracji międzypokoleniowej
i każdy bawił się we własnym sosie. Dzisiaj jest inaczej. Nie wiem z czego to
wynika. Nie twierdzę, że młodzież nie organizuje sobie imprez bez rodziców na
głowie, bo na pewno organizuje. Ja porównuję otoczenie, w którym ja przebywam.
Co ciekawe, to są ci sami ludzie, z którymi balowałam za małolata (oczywiście,
nie wszyscy), z tym, że wśród imprezowiczów są również dzieci i młodzież. I o
ile dzieci w ogóle mnie nie dziwią, to zadziwiają mnie nastolatki. Bo ja
wolałabym pójść do rówieśników i nie patrzeć, jak starzy ludzie udają małolaty
na parkiecie. A oni z nami siedzą, jedzą, tańczą i jest to dla nich naturalne.
I tak się zastanawiam, czemu my, pokolenie lat dziewięćdziesiątych, uciekaliśmy
od dorosłych, a czemu dzisiejsze pokolenie lgnie do nas i jeszcze się dobrze
bawi? Mało tego, składają życzenia bez żadnej krępacji i przytulają się do
serca.
I
tak szczerze mówiąc, jest to piękne. Piękne, że to nasze wolne od dorosłych
pokolenie, tak wychowało dzieci, że te chcą z nami przebywać.
Komentarze
Prześlij komentarz