Byłam wczoraj na koncercie i…

 



…mam przemyślenia.

Uczennica zaprosiła mnie na koncert, podczas którego miała razem z innymi osobami śpiewać różne utwory. Powiedziałam, że chętnie przyjdę i rzeczywiście wczoraj razem z moją przyjaciółką M. wybrałyśmy się ukurturarnić.

Zanim napiszę cokolwiek o koncercie, pragnę wszystkich ostrzec, że zaparkowanie samochodu na Żoliborzu w okolicy ul. Popiełuszki graniczy z cudem, a raczej nie ma żadnych szans na cud parkingowy. Już kiedyś przez godzinę jeździłam na Ochocie wokół Och – teatru, żeby w końcu znaleźć miejsce pół kilometra dalej. I zdążyłam na spektakl w ostatniej chwili. Tym razem na Żoliborzu nie miałam takiego szczęścia i nie usłyszałam pierwszego utworu. I żeby było jasne, ja zawsze jestem wcześniej, żeby mieć czas na spokojne znalezienie miejsca do zatrzymania. Tym razem tak się plątałam po mieście, że się spóźniłam. Ostatecznie znalazłam parking kilometr od pubu, w którym odbywał się koncert i podjechałam na miejsce tramwajem. Sam koncert też zaczął się z opóźnieniem i mam przypuszczenie, że pewnie część artystów również szukała miejsc parkingowych. Także ostrzegam. Lepiej zatrzymajcie się gdzieś dalej przy tramwajach i podjedźcie.  Postój blisko miejsca docelowego jest po prostu niemożliwy do zrealizowania.

I z tych wszystkich nerwów (ja nie znoszę się spóźniać) straciłam głowę i nie mogłam znaleźć tego pubu. Na szczęście moja przyjaciółka już tam była, ukoiła moje zbolałe nerwy i pomogła mi na powrót odnaleźć się w rzeczywistości.

Sam koncert był bardzo udany. Wokalistki i jeden męski rodzynek śpiewali głównie poezję śpiewaną, ale trafiła się też „Kryzysowa narzeczona” Lady Pank czy „Zaopiekuj się mną” Rezerwatu. Podobało mi się też otoczenie, w którym muzycy śpiewali. Knajpa była bardzo klimatyczna i sam wystrój wprowadzał słuchaczy w nastrój zadumania i spokoju.

Jako stare wyjadaczki i najbardziej znane ekspertki od muzyki w kraju, zabawiłyśmy się jury i oceniłyśmy wykonawców. Wszyscy oczywiście pięknie śpiewali, ale że każda z nas ma swoje preferencje głosowe, więc opinie o wykonaniu miałyśmy podzielone. Chociaż co do dwóch osób byłyśmy zgodne, że są bardzo dobre. W tym moja uczennica. A mówię o tym całkowicie obiektywnie, bo znana jestem z surowego oceniania czyjegoś śpiewu i nikomu nie pobłażam. (Ja oczywiście kiedy śpiewam robię to idealnie, czysto i nigdy przez nos.:)))) Wszyscy śpiewali pięknie, a moja L. cudownie, ale najcudowniej jedna taka wokalistka, co to nie tylko wydawała piękne dźwięki, ale miała też świetny ruch sceniczny.

I siedząc tam na wysokich barowych stołkach, popijając colę, patrzyłam nie tylko na scenę, ale i na gości, którzy tam byli. Oczywiście najbardziej przyciągali mnie młodzi, ledwie dorośli ludzie, którzy przyszli na drinka czy dwa. I tak sobie pomyślałam z tęsknotą, że chętnie bym na chwilę wyskoczyła do czasów, kiedy miałam dwadzieścia lat i walnęła sobie kielicha albo piwo w tym towarzystwie beztroski i bez większych planów na przyszłość.

Z lekkim żalem pozostałam jednak w rzeczywistości, ale doszłam do wniosku, że chyba znowu przyszedł czas żeby coś napisać o młodych ludziach. Tylko kiedy ja znajdę na to czas.

I tylko jedna rzecz mi w tym pięknym wieczorze zgrzytała (i nie był to sos z hot –doga z Żabki na mojej kurtce), mianowicie to, co mówił pan prowadzący, tak zwany konferansjer. Oczywiście w sposób  kabaretowy politykował, co tak mi nie pasowało do tematyki piosenek, że aż musiałam dzisiaj usiąść i Wam o tym napisać.

No nie! No mówię, temu NIE!

Czy już wszędzie trzeba wciskać politykę?

Tak, jak piałam jakiś czas temu o wstawkach pana z urzędu na konkursie, który mówił o „trudnych dzisiejszych czasach” (https://zprzymruzeniemoczu.blogspot.com/2022/12/dzisiejsze-czasy.html),

tak teraz będę się wkurzać na politykowanie.

Bo sami powiedzcie, poezja śpiewana, romantyczna, piękna, kobieca, nastrojowa, gdzie aż się prosi, żeby powiedzieć coś wzniosłego o sprawach damsko-męskich albo o przesłaniu tych bardziej żartobliwych i dowcipnych piosenek. Gdzie tu jest miejsce na politykę? Czy nie można było jakoś nawiązać do wieczoru czy coś? No jakoś nie! Jak obuchem w łeb – POLITYKA.

Gdybym była mniej kulturalna, to powiedziałabym gdzie ja miałam w tym momencie politykę. To mi psuło nastrój chwili.

Po co?

Pytam się, po co wszędzie wciskać politykę?

I powiem Wam na koniec, że idę jutro z klasą do Muzeum Turystyki i Sportu na lekcje muzealną o Starożytnej Grecji (ja bym wolała na „Fizykę w sporcie”, ale moja ścisła i matematyczna klasa, wybrała humanistyczny temat) i jeśli usłyszę choć jeden polityczny wtręt albo coś o dzisiejszych trudnych czasach, to sięgnę po pierwszy lepszy zabytkowy oszczep i będę osobę, która to powiedziała ganiać wokół Centrum Olimpijskiego, dźgając w pośladki.

 

 

 * Zdjęcie jest z Poznania nie z wczorajszego pubu.

 

 

 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wycieczka do Berlina, Poczdamu i nie tylko cz.2

Jeśli będę sławna proszę, nie cytujcie mnie

Studniówka